Wielkie kłamstwo małych ludzi

Stanisław Mikołajczyk ostrożnie dobiera słowa. Wyraża w nich gotowość rozmów ze Stalinem w każdej chwili i bez warunków wstępnych. Nie wie jeszcze, że ta deklaracja złożona dziennikarzowi gazety Sunday Dispatch nie ma już znaczenia. Wywiad ukaże się następnego dnia: 23 lipca 1944 r.

25.07.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Gdy Mikołajczyk stara się doprowadzić z pomocą Brytyjczyków do rozmów ze Stalinem, ten decyduje się zagrać kartą polskich marionetek. Najwyższy czas: kilka tygodni wcześniej zachodni alianci wylądowali w Normandii, zaś Armia Czerwona lada moment przekroczy linię Bugu. Ostateczną decyzję, nie pytając Polaków o zdanie, Stalin podejmuje między 18 a 20 lipca.

- Bezpośrednim impulsem była depesza Churchilla z 20 lipca z prośbą o przyjęcie Mikołajczyka - mówi prof. Andrzej Chojnowski, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego. - Przywódca sowiecki nie miał argumentów, by odmówić. Ale żeby postawić niechcianego gościa w trudnej sytuacji, postanowił pokazać, że w Polsce istnieje alternatywne ciało polityczne. Nie tylko równorzędne, ale prężniejsze i cieszące się poparciem społecznym, a do tego publicznie deklarujące przyjaźń z Moskwą.

Mikołajczyk przekonuje się o tym podczas spotkania ze Stalinem 3 sierpnia w Moskwie. Wspominał: “Stalin popatrzył na mnie i powiedział: »Ale Pan nie bierze pod uwagę porozumienia, które zostało zawarte pomiędzy ZSRR i komitetem lubelskim«. Było to już ostatni raz, kiedy słyszałem, że użył słowa »komitet« pod adresem tej grupy. Od tego momentu mówił o niej jako o »Rządzie Polskim«".

Co to za Osóbka

Powstanie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego ogłasza radio w Moskwie 22 lipca, gdy Armia Czerwona zajmuje Chełm. Z tą datą wydrukowano Manifest. Dokument nie pozostawia złudzeń: “Krajowa Rada Narodowa, powołana przez walczący naród, jest jedynym legalnym źródłem władzy w Polsce. Emigracyjny »rząd« w Londynie i jego delegatura w Kraju jest władzą samozwańczą, władzą nielegalną, opiera się na bezprawnej faszystowskiej konstytucji z kwietnia 1935 roku. (...) Dlatego Krajowa Rada Narodowa, tymczasowy parlament narodu polskiego, powołała Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego".

W chwili ogłoszenia Manifestu członkowie PKWN są jeszcze w Moskwie. Na czele Komitetu stanął, a raczej został postawiony, Edward Osóbka-Morawski - nie wyróżniający się niczym działacz lewicowy. Jacek Kuroń wspominał, że jego ojciec, przedwojenny socjalista, sporo wiedział o różnych ludziach z PKWN. Natomiast zupełnie nie wiedział, kto to jest Osóbka-Morawski.

- Stalinowi zależało na ukazaniu nowego ośrodka władzy jako nie komunistycznego. To siłą rzeczy wynosiło Osóbkę, który do tego był przybyszem z kraju - co miało podkreślać krajową legitymację Komitetu. Osóbka był parawanem, podobnie jak połowa szefów resortów PKWN - mówi historyk Andrzej Friszke.

Prof. Chojnowski dodaje: - Osóbka idealnie nadawał się do roli figuranta. To był spolegliwy, gładki, przystojny i elegancki pan, którego można pokazać światu. Mafia często wypycha na pokazowe stanowisko kogoś uważanego za uczciwego... Ale na serio: zdecydowała chęć udowodnienia, że Komitet skupia przedstawicieli różnych nurtów lewicy, zwłaszcza socjalistów. Mieliśmy do czynienia z narodzinami “socjalistycznego klucza": formuły, zgodnie z którą we władzach musi być jakiś socjalista. Ten klucz działał jeszcze długo po zjednoczeniu PPS i PPR w PZPR. Niektórzy twierdzą, że wręcz do schyłku PRL.

Jacek Kuroń wspominał: “W Rabce na skrzyżowaniu dróg stała tablica ogłoszeń. Wisiał już na niej Manifest PKWN. Stanąłem i pracowicie przeczytałem cały tekst. Zrobił na mnie duże wrażenie. Jego język przemawiał do mnie, bo wychowałem się w lewicowym domu".

Pozory dla Stalina są ważne. Język Manifestu mógł przemawiać do lewicowo nastawionych Polaków, bo był socjalistyczny, inny niż w deklaracji PPR “O co walczymy" z 1943 r. W Manifeście nie pada też nazwa “rząd", ale właśnie “komitet", zaś komuniści obsadzają tylko trzy resorty. Pozostałymi kierować będą z mniej eksponowanych stanowisk. Członkowie PKWN nie są ludźmi szerzej znanymi z politycznej działalności ani z większych osiągnięć. Zastępcy Osóbki to: Wanda Wasilewska (Kuroń: “Ojciec mówił, że to porządna kobieta, tylko głupia") i Andrzej Witos (Kuroń: “Ojciec uważał, że Andrzej jest w Komitecie za zgodą swego brata Wincentego"). Resortem obrony kierować ma Michał Rola-Żymierski, bohater przedwojennej afery: za malwersacje przy kupnie masek gazowych dla armii został w 1926 r. zdegradowany ze stopnia generała brygady, wydalony z armii i skazany na pięć lat (w więzieniu stał się komunistą). Inni też mają ciemne plamy na życiorysie. Kierownik resortu kultury i propagandy Wincenty Rzymowski przed wojną był oskarżony o plagiat literacki: ogłosił pod swoim nazwiskiem artykuł złożony z cytatów z Bertranda Russella. Na gen. Zygmuncie Berlingu, dowódcy 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki, ciążył wyrok śmierci za dezercję z armii Andersa (później Berling za próbę przyjścia Powstaniu Warszawskiemu z odsieczą zostanie zdymisjonowany i odesłany na szkolenie w Moskwie).

Kto chce być faszystą

- Zachodzące wydarzenia dały im szansę przekreślenia tych epizodów i wejścia do historii w jaśniejszych kolorach. PKWN składał się głównie z osób nieznanych, także i ludziom interesującym się polityką. Nawet Witos był nie ten. To były postaci z drugiego rzędu, sfrustrowane. Okoliczności wojenne wypchnęły je do góry, więc zapragnęły przebić się na szczyty. To była słabość tego grona, bo łatwo było nim sterować. Stalin doskonale wykorzystywał ich małe próżności i ciche ambicje - mówi prof. Chojnowski.

Zachodzące wydarzenia to także przekreślenie ustroju Polski po 1935 r. - KRN i PKWN “działają na podstawie konstytucji z marca 1921 r., jedynie obowiązującej konstytucji legalnej, uchwalonej prawnie".

- Prócz podważenia legalności rządu w Londynie manewr ten pozwalał odwołać się do “demokratycznej" konstytucji marcowej w przeciwieństwie do “faszystowskiej" (jak ją określała publicystyka PPR) kwietniowej. Konstytucję z 1935 r. uchwalono wbrew całej opozycji i z kruczkami prawnymi. Do 1939 r. opozycja (także socjaliści i ludowcy) krzywo patrzyła się na ten dokument i postulowała jego zmianę. Jawne określenie w Manifeście konstytucji kwietniowej jako faszystowskiej było szantażem ideologicznym wobec socjalistów i ludowców - tłumaczy prof. Friszke.

Chojnowski: - Podważenie legalności konstytucji z 1935 r. stawiało w kłopotliwej sytuacji jej krytyków, którzy nagle znaleźli się w jednym szeregu z komunistami, bo przecież nie mogli z dnia na dzień zacząć mówić, że teraz ta konstytucja jest w porządku. Odwołanie się do konstytucji z 1921 r. miało poświadczać demokratyczny zamysł formacji, która tworzyła PKWN i pokazać, że to nie są komuniści, oraz zapowiadać powrót do prawidłowej konstrukcji ustrojowej.

Zachodzące wydarzenia to wreszcie zmiana granic: “Stawajcie do walki o wolność Polski, o powrót do Matki-Ojczyzny starego polskiego Pomorza i Śląska Opolskiego, o Prusy Wschodnie, o szeroki dostęp do morza, o polskie słupy graniczne nad Odrą!" - wzywano w Manifeście.

KRN i PKWN uznają też, “że uregulowanie granicy polsko-radzieckiej powinno nastąpić w drodze wzajemnego porozumienia. Granica wschodnia powinna być linią przyjaznego sąsiedztwa, a nie przegrodą między nami a naszymi sąsiadami, i powinna być uregulowana zgodnie z zasadą: ziemie polskie - Polsce, ziemie ukraińskie, białoruskie i litewskie - Radzieckiej Ukrainie, Białorusi i Litwie".

Choć w późniejszych wspomnieniach członkowie PKWN przedstawiali się jako odważni rzecznicy jak najlepszych ustaleń terytorialnych dla Polski, granica z niewielkimi korektami przebiegała tak, jak życzył sobie towarzysz Stalin: wzdłuż linii Curzona. O jakichkolwiek poważnych negocjacjach ani sporach nie było mowy.

- PKWN zgromadził ludzi, którzy poważnych rozmów na temat granic nie zakładali. Oni po prostu przyjęli terytorialną koncepcję Stalina. Nie było pola do negocjacji, bo nie było sporu - mówi prof. Chojnowski.

Stalin zresztą nie potrzebował akceptacji ze strony Polaków. Terytorium Polski zostało już ustalone i zaakceptowane przez Anglię oraz Stany Zjednoczone na konferencji w Teheranie w listopadzie 1943 r.

Manifest zawiera też obietnice, które mają przekonać do nowej władzy chłopów: “utworzony zostanie Fundusz Ziemi, podległy Resortowi Rolnictwa i Reform Rolnych. W skład tego funduszu wejdą wraz z martwym i żywym inwentarzem i budynkami ziemie niemieckie, ziemie zdrajców narodu oraz ziemie gospodarstw obszarniczych o powierzchni ponad 50 ha, a na terenach przyłączonych do Rzeszy w zasadzie o powierzchni ponad 100 ha. Ziemie niemieckie i zdrajców narodu zostaną skonfiskowane. Ziemie gospodarstw obszarniczych przejęte zostaną przez Fundusz Ziemi bez odszkodowania, zależnego od wielkości gospodarstwa, lecz za zaopatrzeniem dla byłych właścicieli. (...) Fundusz Ziemi będzie tworzył nowe gospodarstwa względnie dopełniał gospodarstwa małorolne, biorąc za normę 5 ha użytków rolnych średniej jakości dla średniolicznej rodziny. Gospodarstwa, które nie będą mogły otrzymać tej normy na miejscu, będą miały prawo do udziału w przesiedleniu przy pomocy państwa na tereny z wolną ziemią, zwłaszcza na ziemie wywindykowane od Niemiec". Na tle realizacji tych założeń dojdzie potem do jedynego poważnego sporu, w wyniku którego Andrzej Witos zostanie odwołany z resortu rolnictwa.

Na Manifest szkoda czasu

Manifest zrazu nie przedostaje się do szerszej opinii. Jest faktem politycznym, nie społecznym.

- Początkowo jego znaczenie było żadne. Manifest stał się istotny później w próbach legitymizowania władzy komunistycznej. Spełniał rolę fundamentu upowszechnianej wielkim nakładem sił legendy. W szkołach uczono, że była to samorzutna, oddolna polska inicjatywa - mówi prof. Chojnowski.

Ks. Czesław Skowron (w 1952 r. aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa, spędzi 9 miesięcy w więzieniu w związku z procesem Kurii Krakowskiej): - Nie wiem, kiedy dowiedziałem się o wydaniu Manifestu. Na pewno nie od razu, bo byłem wtedy na przymusowych robotach w Niemczech. Miałem 20 lat. W gimnazjum, już po wojnie, wszyscy już wszystko wiedzieli i nikt komunistom nie wierzył. Atmosfera była bardzo antysowiecka - taka była perspektywa gimnazjalisty z prowincjonalnych Wadowic.

Nie mieliśmy jeszcze nowych podręczników do nauki historii, ale musieliśmy uczyć się życiorysów nowych bohaterów. Jednak Manifestu Lipcowego - nigdy. Na studiach, w Lublinie wręcz usłyszałem: “Manifest Komunistyczny możecie sobie przeczytać, na Lipcowy szkoda czasu".

Jerzy Korczak, pisarz: - Lipiec 1944 zastał mnie w Otwocku, gdzie uczyłem się na tajnych kompletach i z zapałem konspirowałem. Narady o terminie i miejscu koncentracji naszego oddziału, aby pójść do Warszawy, do Powstania, trwały długo. Tak długo, aż do miasta wkroczyły sowieckie czołgi. Razem z nimi pojawiły się plakaty z treścią Manifestu Lipcowego. Ci, którzy wiedzieli, co się za tym kryje, zdawali sobie sprawę, że to może się skończyć kolejnym rozbiorem Polski. Wielu było zdezorientowanych, ale my akurat nie mieliśmy czasu filozofować. Nie wszyscy przewidywali, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z wydania Manifestu, ale to, co działo się wokół nas, było przecież jednoznaczne.

Zbigniew Nartowski, żołnierz batalionu “Skała" AK: - Na wiosnę 1944 r. uciekłem z Jarosławia, gdzie konspirowałem, do Krakowa. Miałem wtedy 23 lata i w politykę nie byłem zaangażowany. Jeszcze gdy byłem w Jarosławiu, na murze pojawił się napis “PPR zdrajcy" - a ja nawet nie wiedziałem, co to jest ten PPR. W lipcu w Krakowie nie było świadomości, że powstało coś takiego jak PKWN. Potem poprzez znajomego trafiłem do partyzantki. Mieliśmy iść na pomoc Warszawie, ale po bitwie pod Złotym Potokiem zawróciliśmy, a nasz oddział musiał ulec redukcji. Przed odejściem Zbigniew Waruszyński “Dewajtis" - cichociemny, który z łagru trafił do armii Andersa i wrócił do Polski jako skoczek - przeprowadził z nami długą rozmowę. Mówił, że jest dwóch wrogów. Pierwszy - Niemcy - właśnie dogorywa, ale ze Wschodu idzie drugi. Wzięliśmy to pod uwagę. Potem przyszło wyzwolenie i wzięli mnie do wojska, bo nie miałem jak się wykręcić. Na pierwszej zbiórce usłyszałem o bandytach z AK, co już mi dało do myślenia. W wojsku spotkałem się z komuną: wykłady, indoktrynacja - drętwa propaganda. Ale nawet wtedy PKWN był poza moją świadomością. Miałem już mundur, co mnie trochę krępowało, bo wyglądałem na przedstawiciela nowej władzy i wyczuwałem nieufność ludzi. Pewnego razu wyszedłem na przepustkę, na jakimś słupie wisiał Manifest. Z podpisanych tam osób znałem tylko Rzymowskiego.

Powołanie PKWN jest zaskoczeniem dla komunistów w kraju, w tym dla samego przewodniczącego KRN - Bolesława Bieruta, który do Lublina dotrze dopiero na początku sierpnia. Ze wspomnień Władysława Gomułki wynika, że członkowie PPR w Polsce dowiadują się o Manifeście z radia. Ale nie ma to większego znaczenia: - Stalin nie musiał takich decyzji konsultować z krajowymi przywódcami PPR, wiadomo było, że je zaakceptują i poprą - mówi prof. Friszke. - Teoretycznie Bierut mógł udać się do Moskwy razem z delegacją KRN i wziąć udział w pracach nad tworzeniem Manifestu. Ale musiał zostać, bo pod jego nieobecność kontrolę przejąłby Gomułka, którego sam miał kontrolować.

Gomułka z Bierutem nie lubią się. Ten ostatni w czerwcu 1944 r. przekazuje do Moskwy przez Rolę-Żymierskiego list, a praktycznie donos na Gomułkę. Oskarża go o dyktatorskie zapędy i niepewną postawę polityczną. Kilka lat po wojnie Bierut dokończy rozgrywkę, doprowadzając do uwięzienia rywala za “prawicowo-nacjonalistyczne" odchylenie.

Świętować. Ale co?

Data 22 lipca staje się ważnym punktem w propagandowym kalendarzu PRL. Manifest ma być fundamentem socjalistycznej Polski, aktem założycielskim. Początkowo władze nie mogą się zdecydować, w jaki sposób święto obchodzić - wszak Święto Niepodległości uznano za zbyt dużą prowokację wobec społeczeństwa. W 1945 r. obchodzi się więc Dzień Wojska Polskiego, a od 1946 r. Święto Odrodzenia Polski.

Ks. Czesław Skowron: - Gdy rocznica wydania Manifestu stała się świętem państwowym, byłem już księdzem w Krzeszowicach. Od jakiejś kobiety usłyszałem, że “zrobili wolne" z okazji święta Marii Magdaleny (faktycznie patronki tego dnia) i ludzie szli na odpust.

Choć władze o dacie przypominają nieustannie poprzez obchody, nadawanie nazwy “22 lipca" ulicom, fabrykom, szkołom, to nazwiska osób podpisanych pod Manifestem nie są eksponowane. Po pierwsze dlatego, że część z nich - ludowcy - szybko idą w odstawkę. Po drugie, jak zauważa prof. Chojnowski, PKWN to była elitka krótkiego czasu. Użyteczna do rozegrania pewnej partii. Potem ci, którzy posiadali realną władzę, przestali odczuwać potrzebę utrzymywania listków figowych. W systemie komunistycznym odejście w polityczny niebyt oznaczało odejście w niepamięć. Prawdziwi władcy niecierpliwili się i dość szybko na pierwszy plan wysunęły się inne postaci, z Bolesławem Bierutem na czele. Byłoby więc niezręcznością propagandową mówić o członkach Komitetu, bo nasuwałoby to pytanie o nieobecność w tym gronie Bieruta.

“22 lipca" zaczyna żyć własnym życiem. Wraz z wprowadzeniem święta władze przystępują do obróbki umysłów, która ma za zadanie upowszechnienie wizji tamtego wydarzenia jako ważnego dla narodu. Fałsz tej daty, jak i miejsce powołania PKWN, są skrzętnie skrywane. Osóbka-Morawski wspominał: “To takie niewinne kłamstwo. Chodziło o to, żeby ładnie wyglądało, że to na polskiej ziemi powstał PKWN. Nawet co roku pokazują drukarnię i drukarza, a ja się śmieję w kułak".

Władze przykładają do daty dużą wagę. Chcą, by Polakom kojarzyła się dobrze. 22 lipca 1950 r. otwarto w Warszawie Trasę W-Z. Konstytucja PRL z 1952 r. uchwalona zostaje także 22 lipca. Dwa lata później tego dnia uruchomiono pierwszy wielki piec w Nowej Hucie. 22 lipca 1974 oddano do użytku warszawską Trasę Łazienkowską, a w 1975 r. - Dworzec Centralny w Warszawie. W 1982 r. w przeddzień święta zwolniono z internowania tysiąc osób, w tym wszystkie kobiety. Rok później 22 lipca zniesiono stan wojenny i ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych. Jeszcze w 1990 r. prezydent Wojciech Jaruzelski przesyła do Sejmu list protestujący przeciwko likwidacji święta 22 lipca: “Skreślenie 22 lipca z listy dni znaczących w dziejach narodu byłoby aktem niezrozumiałym dla milionów Polaków, których udziałem był ówczesny wielki awans społeczny, oświatowy i cywilizacyjny"; a w 1994 r. 22 lipca lubelski oddział SdRP - spadkobierczyni PZPR, a poprzedniczki SLD i SdPl - stwierdza, że PRL była krajem “niebywałego rozwoju gospodarczego i kulturalnego".

Współpraca Anna Mateja

Korzystałem m.in. z: W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski, Londyn 1960, S. Mikołajczyk, Polska Zgwałcona, wydanie podziemne, I. Main, Trudne świętowanie, Warszawa 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2004