Wiedział, więc zginął

rys. M. Owczarek

30.10.2006

Czyta się kilka minut

PIOTR MUCHARSKI: - Jak Pan ocenia szanse na ekstradycję Edwarda Mazura?

MAREK BIERNACKI: - O tym będzie decydował niezawisły sąd amerykański. Brzmi to pewnie banalnie i jest trudno zrozumiałe dla Polaków. Dla nas - niestety - oczywisty jest prymat polityki nad prawem. Jednak ów sąd będzie źle reagował na wszelkie naciski, czy argumenty polityczne. Myślę więc, że dla polskiej strony nie mniej istotne od lobbingu politycznego, skutecznego na poziomie prokuratury i służb, byłoby przygotowanie wniosku, skonsultowanego z wybitną amerykańską kancelarię prawną, niezależnie od kosztów.

- Nic o tym jednak nie wiemy…

- Nie wiemy... i to mnie zdziwiło. Niepokojące było również zaskoczenie strony polskiej, kiedy okazało się, że dokumenty wnioskujące o ekstradycję będą przez Amerykanów odtajnione. Mam nadzieję, że nie jest to sygnał świadczący o nieznajomości tamtejszych reguł. A to one są kluczem do powodzenia sprawy.

- Kiedy przeczytał Pan odtajniony wniosek, był Pan zaskoczony jego zawartością?

- Wniosek pokazuje jak daleko jesteśmy wciąż od rozwikłania tej sprawy. Nie wiemy kto tak naprawdę strzelał do generała Marka Papały i nie znamy motywu zbrodni. Hipotez na ten temat jest kilka, ale wciąż są one niejasne. Warto jednak zwrócić uwagę na informację, która niedawno pojawiła się w prasie, w oparciu o wniosek prokuratorski, że zabójcą mógł być "cyngiel" Jeremiasza Barańskiego "Baraniny".

Jeremiasz Barański był postacią, którą interesowały się polskie służby od 1991 r. Był ważną figurą w mafii pruszkowskiej. Czytając informacje zawarte we wniosku, uświadomiłem sobie, że po sukcesie operacji Enigmat latem 2000 r., przedwcześnie ogłosiłem triumf policji na tym froncie. Złapaliśmy szefów "Pruszkowa", ale okazuje się, że osoba być może najważniejsza pozostała na wolności. Tak naprawdę, gdyby "Baranina" nie zlecił egzekucji Jacka Dębskiego - prawdopodobnie do dzisiaj byłby na wolności. Uświadomiłem sobie, że gdyby nie jego buta i pewność siebie (doprowadził do zabójstwa byłego ministra), to nadal być może żyłby i kierował swoją mafią. Gdyby jednak szukał morderców gotowych zabić generała, to nie potrzebowałby pewnie Mazura jako pośrednika.

- Mamy więc Mazura, w tle "Baraninę", a wszędzie w tej sprawie ludzi służb... Ten wątek wydaje się niepodważalny.

- Unikam zwrotu "ludzie służb". Mówmy raczej "ludzie ze służb", najczęściej zresztą są to ich byli ludzie... Przyzwyczailiśmy się do takich negatywnych generalizacji, które raczej zaciemniają obraz i przyczyniają się do zbiorowych obsesji.

- Jak tu nie mieć obsesji, kiedy przy każdej okazji biznesowo-politycznej owi "byli" pojawiają się jako całkiem "aktualni"...

- Ludzie z byłych służb komunistycznych mieli świetne kontakty za granicą, zwłaszcza gospodarcze. Mieli pieniądze, kapitał obrotowy, znali języki i klientów. W "Pruszków" i inne mafie wrastali cinkciarze, którzy byli na kontraktach PRL-owskich służb. Ale żaden cinkciarz z dnia na dzień nie stałby się "macherem", który potrafi sprowadzać i rozprowadzić tony spirytusu "Royal". Doświadczenie i know how mieli dawni pracownicy służb. Nie ulega wątpliwości, że owi bezrobotni po 1989 r. ludzie, sprawdzali się znakomicie w takich ciemnych interesach.

Polskie służby charakteryzowały się tym, że nie były lojalne wobec państwa, ale - wobec samych służb. Ten wektor wyznaczał najsilniejsze więzi, a owe sitwy były z natury rzeczy politycznie silniej związane z układem lewicowym aniżeli z prawą stroną sceny politycznej. Służyli sobie samym.

- Nie chodzi tylko o to, że robili lewe interesy?

- Robili i lewe, i prawe - w sensie biznesowym. Dzisiaj, żeby zrobić wielkie interesy, trzeba mieć świetny pomysł i pewne pieniądze, żeby pomnożyć kapitał. Na początku transformacji było inaczej. Sfera polityczna wyglądała jak wyglądała. A sfera gospodarcza? Nie było własności prywatnej i w tą próżnię na rynku wchodzili owi "macherzy" - legalnie i nielegalnie.

- W sprawie morderstwa generała Papały interesują nas bardziej lewe interesy…

- Generał Papała funkcjonował w tym środowisku. Miał wiedzę na jego temat i dlatego zginął.

- Przerzut amfetaminy przez Gdańsk, heroina w autobusach z Turcji -pojawiają się między innymi takie tropy... Generał Papała dowiedział się o tych, lub podobnych okolicznościach, od podwładnych czy od towarzystwa?

- Myślę, że przypadkowo dowiedział się w jakim naprawdę środowisku się obraca.

- Nie domyślał się kim oni są?

- Pochodził z dalekiej prowincji, z nie za bogatej rodziny, w młodym wieku został komendantem głównym policji, przyszedł zresztą na to stanowisko prosto z drogówki. Była to oszałamiająca kariera pilotowana przez ludzi, do których musiał mieć naturalne zaufanie. Życzliwych mu i otrzaskanych w polityce, wprowadzających go na salony...

- Czy ktoś na tych salonach mógłby się mu zwierzyć, że robi lewe interesy? Przecież to niemożliwe.

- Mógł się o nich dowiedzieć zupełnie przypadkowo. Widzimy go w tym towarzystwie podczas spotkań biznesowych. Egzekutorzy mogli być przekonani, że Papała wie więcej niż wiedział naprawdę, choćby dlatego, że faktycznie lubił dużo mówić. Wracamy jednak do sprawy motywu zbrodni, którego tak naprawdę nie znamy.

Kiedy byłem ministrem w MSWiA, obiecałem, że doprowadzę do wyjaśnienia okoliczności śmierci generała Papały. Chodziło mi o zdeterminowanie działań policji i wymiaru sprawiedliwości, które wciąż trafiały na jakieś "niemożności" - cierpiały na "imposybilizm", jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli. Jednak wciąż brakowało nam wspólnego punktu zaczepienia dla hipotez śledczych. Wówczas pojawiła się wersja, że znany przestępca Ryszard Niemczyk (oskarżony o zabójstwo Andrzeja Kuligowskiego ps. "Pershing") wie coś na ten temat. Poczułem ulgę, że wreszcie coś się w śledztwie ruszyło. Wróciłem w piątek do domu. W niedzielę dowiedziałem się o jego ucieczce z najlepiej ponoć strzeżonego więzienia w Polsce. Dziś zresztą potwierdza się, że uczestniczył w organizowaniu zabójstwa generała. Być może nawet był owym "cynglem".

Następnym przełomem w tej sprawie były zeznania Ryszarda Boguckiego (również oskarżonego o zabójstwo "Pershinga"). Wiedza pochodziła wprost z frontu śledztwa. Ale później pojawił się problem z przesłuchaniem Boguckiego przez prokuraturę. Był to już schyłek mojej kariery jako ministra. Widać było wyraźnie, że głowa Boguckiego ma być złożona u stóp nowej władzy. Niestety, cień polityki kładzie się w Polsce również na takich sprawach. Śledztwo miało swoją dynamikę do momentu zatrzymania Edwarda Mazura, a później znowu ślimaczyło się przez cztery lata.

Nawet kiedy rozbijaliśmy gang Pruszkowa, mówiono: jeszcze nie teraz, trzeba poczekać... Wiedziano też dużo o "Baraninie" i nic nie robiono. Moim zdaniem część gangsterów funkcjonowała dzięki kontaktom za służbami, donosząc na konkurentów z branży.

- Rozumiem szok Ludwika Dorna, który przeczytał we wniosku o ekstradycję, że ustalenia w sprawie morderstwa odbywały się w hotelowym apartamencie "Nikosia". Gangsterzy robili to w poczuciu zupełnego bezpieczeństwa. Nie musieli brać pod uwagę ewentualności, że ktoś ich podsłuchuje...

- Najciekawsze, że nie obawiał się tego również Mazur. Przecież czuł się tam bezpiecznie nie dlatego, że uspokoił go "Nikoś", jemu by przecież nie uwierzył. Jeżeli negocjował morderstwo generała w pokoju hotelowym, to musiał posiadać wiedzę od kogoś zaufanego, że jest to lokal bezpieczny.

Te powiązania są ewidentną kontynuacją metod pracy sprzed 1989 r. Pamiętam, że akcja przeciw gangowi pruszkowskiemu budziła w gangsterach zdziwienie - jakbyśmy łamali niepisane zasady.

- Czy zatem generał Papała mógł paść ofiarą zemsty mafii?

- Raczej nie. Warto przypomnieć, że w 1994 r. jeszcze za czasów ministra Milczanowskiego utworzono w policji Biuro do Walki z Przestępczością Zorganizowaną. Istotnym novum w zwalczaniu przestępczości była scentralizowana, niezależna od układów lokalnych struktura Biura, podporządkowana Komendantowi Głównemu. Mimo sprawnego funkcjonowania tej struktury, w 1996 r. za rządów SLD z nieznanego mi powodu wydziały terenowe tzw. PZ-tów zostały podporządkowane komendantom wojewódzkim. W tym momencie nastąpiła zapaść w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej w Polsce. Ta dziwna decyzja zapadła dokładnie wtedy, gdy dokonywała się ilościowa i jakościowa przemiana gangów: tworzyły się zhierarchizowane struktury grup przestępczych, mniejsze grupy podporządkowano silniejszym, powoli kreowali się przywódcy regionalni i ponadregionalni, a także rozszerzano teren działania - rodzime gangi podejmowały współpracę z zagranicznymi strukturami przestępczymi. Ta dziwna decyzja pomogła okrzepnąć polskim gangsterom.

Dlatego nie ma podstaw by twierdzić, że zabójstwo było zemstą mafii. Ciekawe jednak, że taka teza pojawiała się wielokrotnie w prasie polonijnej - inspirowana zapewne przez samego Mazura.

- Generał Papała nie znał się na przestępczości zorganizowanej? Opinia publiczna jest przekonana, że dlatego zginął.

- Jeśli miał niebezpieczną dla siebie wiedzę, to nie pochodziła ona ze służb.

- A jaką wiedzę miały służby o "Baraninie"? Człowieku zamieszanym i w morderstwo Dębskiego i Papały?

- Przez długie lata nie rozpracowywano ani Jeremiasza Barańskiego, ani jego kontaktów. Choć nawet po jego śmierci nic nie stało na przeszkodzie, by zbadać jego interesy oraz szerokie kontakty. Wiadomo, że za życia nikt nie chciał przeciwko niemu zeznawać. Mimo tego, sprawa zabójstwa Dębskiego została wyjaśniona. Stało się tak zapewne dlatego, że zagalopował się w poczuciu bezkarności.

Sprawa "Baraniny" świadczy o tym, że przyjął i eksportował mentalność polskich bandziorków, współpracujących ze służbami. Ten twardziel i bezwzględny morderca (przecież jego ludzie zabijali nawet kierowców okradanych TIR-ów, co jest praktyką niespotykaną) zapewne współpracował ze służbami austriackimi. Oszukiwał ich, grał z nimi - ale współpracował. Nie chodziło nawet o korzyści finansowe, tylko o gierki. To bardzo charakterystyczne.

- Wróćmy do generała Papały. Jaką rolę w jego sprawie odegrał UOP?

- Śledztwo UOP badało całkiem inne wątki niż policja i prokuratura. Dla nich jednym z koronnych argumentów był sposób wykonania egzekucji - jeden strzał. Zawodowiec strzela co najmniej dwa razy. Obojętne, ile strzałów pada najpierw, ale zawsze jest ten ostatni - pewniak.

- I dlatego UOP badał możliwość zabicia generała przez jego żonę? Badał najmniej prawdopodobny wątek i - co najdziwniejsze - był do niego przywiązany?

- Taką tezę postawili. Badając sprawę, trzeba sprawdzić wiele wątków i nie przywiązywać się do jednego z nich. Uważałem, że jeżeli nie znamy motywów zbrodni, nie znamy wszystkich mocodawców zabójstwa, to dobrze, że śledztwo toczy się wieloma torami.

Gorzej, gdyby ta wersja była decydująca przy tymczasowym aresztowaniu Mazura w 2002 r. i wypuszczeniu go - nawet bez przesłuchania! Gdyby go wówczas przesłuchano, dziś bylibyśmy w całkiem innym miejscu.

- UOP zaprzecza, że przyczynił się do zwolnienia Mazura, ale w prasie można sporo poczytać o poręczeniach w jego sprawie, a przynajmniej, że jest pod ich kontrolą.

- Mazur był zapewne "na kontakcie" ze służbami. Czy był tylko do 1990 r., czy też później przekazywał im jakieś informacje, trudno powiedzieć. Przeważnie ta pępowina nie do końca zostaje odcięta... Mechanizm (nawet podświadomy) jest taki: kiedyś z nami współpracował, coś dla nas robił, więc go chronimy.

- O naciskach Prokuratury Krajowej w tej sprawie i kulisach wypuszczenia Mazura mówił przed komisją orlenowską były szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zygmunt Kapusta, który wstrzymał stawianie zarzutów tej sprawie w 2003 r. Kilka dni potem go napadnięto i skradziono notatnik z dowodami. Tak twierdził... Mamy inne dowody?

- Nie ma ich wiele. Jednak, co innego jest dla mnie charakterystyczne: kiedy ktoś wychodzi z aresztu, co nie jest na pewno przyjemnym przeżyciem, a raczej wstrząsem, to nie idzie balować tylko zamyka się w domu z najbliższymi i zastanawia się, co dalej robić ze swoim życiem. Mazur udaje się jednak na imieniny Romana Kurnika, byłego zastępcy gen. Papały, bo tam może spotkać najbliższe mu towarzystwo, które może zagwarantować ochronę albo pomoc.

- Mamy więc klasyczne przecięcie biznesowo-polityczne, ale jakąż to specyficzną jakość wnoszą weń dawni esbecy?

- Oni pośredniczyli. Podobna była rola Mazura. Był ogniwem łączącym świat przestępczy, który dobrze znał, ze światem biznesowo-politycznym. W sprawie morderstwa generała Mazur jest tym, który poszukuje potencjalnego zabójcy, ale nie widać, żeby to robił we własnym interesie. On wykonuje czyjeś polecenie.

- We wniosku o ekstradycję są więc brakujące ogniwa.

- Jak wspomniałem, brakuje pewnego motywu, ale nie ma też zidentyfikowanej personalnie grupy ludzi, która by stała za tą zbrodnią, a której łącznikiem był Mazur. Warto też zwrócić uwagę, że Mazur poszukuje zabójcy przez dwa miesiące. To też jest ciekawy wątek sprawy. Dlaczego tak długo to trwało?

- "Polityka" opublikowała właśnie list Mazura do redakcji z 2004 r. Wynika z niego, że miał wgląd w bieżące akta prokuratury. Skąd Mazur to wszystko wiedział, kto przekazywał mu do USA tak szczegółowe rozpracowania osobowości świadka oskarżenia?

- Można przyjąć, że Mazur miał kontakty w prokuraturze. List wskazywałby jednak na to, że w grę wchodzi silna grupa interesów. Gdyby był niewinny i chodziłoby tylko o koleżeński układ, nikt by mu nie wysyłał tego typu dokumentów. Widać więc, że nie jest to koleżeński układ, a owa grupa interesu może tkwić nawet w wymiarze sprawiedliwości. Dodajmy, że jądro tej sprawy znała bardzo wąska grupa ludzi.

Warto też wspomnieć o jeszcze jednym fakcie: wyjeździe Mazura do Kanady w 2005 r. Zawrócił wtedy z granicy, bo został poinformowany telefonicznie z Polski, że może być aresztowany. Kanadyjczycy bez problemów przekazaliby go Polsce, wszak nie jest ich obywatelem. To świadczy o bieżącym monitorowaniu jego sprawy przez kogoś, kto był jego "wtyczką" w Polsce - w prokuraturze, albo w służbach.

- Jakie były skutki opieszałości w sprawie zabójstwa generała Papały?

- Długo by o tym mówić. Ale na koniec chciałbym powiedzieć, że w moim przekonaniu, gdyby nie zaniechania w kwestii tego morderstwa, to nie zginąłby pewnie Jacek Dębski. Opieszałość w sprawie generała dawała poczucie, że nic nam, gangsterom, nie zrobią. Doprowadziło to do - nazwijmy rzecz po imieniu - publicznej egzekucji byłego ministra. I niech to będzie pointa naszej rozmowy.

Marek Biernacki (ur. 1959) jest szefem Sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych i posłem Platformy Obywatelskiej. W latach 1998-2001 był szefem MSWiA w rządzie Jerzego Buzka. Jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Od 1980 r. był związany z Ruchem Młodej Polski. Działacz podziemnych struktur NSZZ "Solidarność" . Od 1991 r. pełnił funkcję likwidatora majątku PZPR w Gdańsku. Wygrał kilka głośnych procesów o rewindykację majątku PZPR przejętego przez SdRP. Od 13 stycznia 2006 r. pełni w "gabinecie cieni" PO funkcję rzecznika odpowiedzialnego za sprawy wewnętrzne i służby specjalne. Autor książki "Polska bez mafii..." (Most, 2002).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2006