Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Widzisz tę kobietę?”. Takie pytanie postawił Jezus faryzeuszowi Szymonowi, który zaprosił Go do siebie na posiłek. Chodziło o kobietę, która „prowadziła w mieście życie grzeszne”, a która dowiedziawszy się, że Jezus jest gościem u Szymona, przyszła, stanęła u Jego nóg, zaczęła je obmywać łzami, całować i namaszczać olejkiem (zob. Łk 7, 36-50). Szymon nie odpowiedział. Było dla niego jasne, kim jest owa kobieta. I uważany za „proroka” Jezus powinien był o tym wiedzieć.
Jakże głęboko się mylił! Nie widział całej hojności jej zachowania wobec Jezusa, nie widział – tym bardziej – całej kryjącej się za jej gestami miłości, która zafascynowała Jezusa; nie widział – nie umiał (nie chciał?) się też domyślić jej źródła: tego mianowicie, że skoro aż tak kocha, to musiały jej zostać odpuszczone „liczne grzechy”, [bo] mało miłuje ten, „komu mało wybaczono”.
Jezus widział więc w niej już przeżyte nawrócenie, przemianę życia i myślenia już dokonaną – potrzebował jedynie jeszcze raz ją ogłosić – objawić ją publicznie: „Odpuszczone są Twoje grzechy. (...) Twoja wiara Cię ocaliła. Idź w pokoju!”.
Takie „widzenie” jest nam wszystkim zadane. To jest istotowo widzenie chrześcijańskie: widzenie człowieka w procesie nawrócenia. Widzenie pełne nadziei i szacunku dla drugiego. Jakże ono jest dziś nieoczywiste. Dużo łatwiej jest „widzieć” po Szymonowemu: „grzesznik” to „grzesznik”! Zawsze tak było, jest i będzie! Nie ma się nad czym rozwodzić. „Wszyscy wiedzą, kim on/ona jest...”. Ćwierć wieku temu postąpił tak i tak, zachowywał się nieuczciwie i nieprzyzwoicie. Nie ma się co dzisiaj dopatrywać w nim/w niej czegoś innego. Zresztą po co w ogóle na nią/na niego patrzeć. Czy nie lepiej, żeby w ogóle taka osoba usunęła się z pola naszego widzenia?!
Jakże łatwo można zamknąć oczy nie tylko na człowieka, ale także na niesłychaną moc Bożego działania. Przecież to, co ona robi, wcale nie jest takie oczywiste. To wcale nie jest automatyczny proces: wielka miłość obudzona wielkim przebaczeniem – nawet największym. W przypowieści z 18. rozdziału Ewangelii św. Mateusza poznajemy wszak człowieka, któremu Pan podarował dług liczący 10 tysięcy talentów (setki ton złota lub srebra!). Człowiek ten – z taką hojnością rozgrzeszony – pierwsze, co uczynił po odejściu sprzed pańskiego oblicza, to odszukał współsługę winnego mu 300 denarów, i „zaczął go dusić”, żądając zwrotu. Doznane wybaczenie go jedynie rozzuchwaliło i uczyniło bezwzględnym. Może tak być? Może.
Ona jednak... bardzo umiłowała. Kościele Boży, „widzisz tę kobietę”? Widzisz jeszcze takie osoby? Czy dałeś już sobie narzucić jednowymiarową narrację o człowieku, sprowadzającą go wyłącznie do jego grzechu? Przeszłego grzechu. ©