Wehikuł czasu

Dzień dobry panu! – Dzień dobry! – Bileciki do kontroli.

09.11.2015

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

Konduktor. Tłuściutki, wesolutki. W mundurze delikatnie zaniedbanym. Przez to zaniedbanie ogłasza światu: „Nie samymi bilecikami świat stoi. Gdybym nie musiał tak codziennie, to wtedy… Tak, tak, tak, tak!”. Pospieszny tnie wśród pól. Cały w słońcu. Zostawia drzewa okryte kolorami.


Powrót z rodzinnych grobów to podróż wehikułem czasu. Urodziwe ciotki pomarszczyły się. Krzepcy stryjowie mają siwe wąsiska, podpierają się laską. Dzieci dawno mają dzieci. A teraz te dzieci… – Kto by przypuszczał, że ten cmentarz zrobi się taki wielki. – Mój Boże! Niedawno nie dochodził nawet drogi. A teraz het, het…


Cmentarze większe. Za to domy i ogrody liche, mikroskopijne. Amazonia jest tylko rowem melioracyjnym. Nieprzebyta dżungla to kilkanaście krzaków porzeczek – bezlistnych od jesieni i ze starości. Studnia była kiedyś zamieszkana przez złego biesa, co porywał ludzi. Dzieci miały srogo zakazane tam chodzić. Z chłopców robiła mężczyzn. Każdy czekał chwili, aż zostanie wysłany z wiadrem po wodę. Jak młodzi Indianie, którzy musieli upolować bizona. Dziś nikt jej nie potrzebuje. W kuchni zamontowali kran.


Do komnaty tajemnic po wąskiej drabinie mogli się dostać tylko najdzielniejsi... Komnata? Strych, stara graciarnia. Nie ma tam nic godnego uwagi. Może oprócz przypiętej do belki stropowej czarno-białej fotografii ślicznej kobiety. Zdjęcie jest bardzo tajemnicze – pani nie jest nikim z rodziny i w ogóle nie wiadomo, kim jest. Na strychu mieszka od zawsze. Jest samotną strażniczką zapisanych równym pismem zeszytów, pożółkłych gazet, kufrów, kądzieli i porozrzucanych bez ładu czółenek tkackich.


Gdzie zgubił się czas, który upłynął od ostatniej wyprawy na strych? Wystarczy spojrzeć przez ramię. Ujrzymy małego chłopca obracającego ręką kołowrotek. Podnosi ciężkie wieko kufra. Zagląda do środka. Czy od tamtej pory wydarzyło się coś istotnego? Czy czas zwyczajnie przepłynął jak woda, przez zaciśnięte palce?


Zostało go już znacznie mniej. Wieczory po dawnemu pozostają bardzo długie, ale miesiące i lata pędzą już z przerażającą prędkością. Zatrzymać się ich nie da, rozumiemy to już dobrze. A mkną jak pociąg w pustkę kolorowych pól… – …no proszę pana! – Tak? – No, przecież bilecik! Nie ma pan? – Mam, zamyśliłem się tylko. Proszę bardzo.
Tłuściutki popatrzy uważnie na bilet. – Tak, tak, tak, tak. Zgadza się. I dziękuję, i się kłaniam – mówi pospiesznie, odwraca na pięcie i wybiega. – Halo, proszę pana!


Wraca. Niechętnie opiera się o wpół otwarte drzwi, przyjmując pozę: „wszystko już w życiu widziałem, nic mnie nie zaskoczy”.


– Gdzie jest miejsce 116?


Tłuściutki przewraca oczami. Jego ciało przełącza się na komunikat: „O, zaczęło się!”.
– Mam 116, a siedzę na 102, czyli nie na swoim. – Przecież dziś luźno. Pociąg pusty. Przesiedzi pan te dwie godziny na 102… Daj pan spokój! – tłumaczy cierpliwie. – Ale sprzedaliście mi 116, gdzie ono jest?


Westchnął, jakby brał się do picia ciepłej wódki: – Dobra, powiem. W tym wagonie nie ma takiego miejsca i nigdy nie było. – O cholera! – No! Sam pan widzi – puknął znacząco w drzwi sąsiedniego przedziału, gdzie teoretycznie powinien znajdować się fotel 116. Przedział był dziwny. Okna oklejone folią nieprzenikalną dla wzroku. Zamek zatrzaśnięty na głucho. Groźny napis: „rezerwacja”. – Po licho sprzedajecie bilet na miejsce, którego nie ma?


Oblicze tłuściutkiego pojaśniało: – System, proszę pana. Bierze ten wagon za bezprzedziałowca. I sprzedaje miejsce 116! Ale bywa gorzej! Ściśnie podróżnych w jednym wagonie. Cały pociąg pusty, a ludzie… – tłuściutki rozejrzał się wokoło. – Śmiało, zawsze byłem przeciwnikiem systemu! – rzuciłem zachęcająco. – Ludzie jak te sardynki! Tak, tak, tak, tak – dokończył szybko. – Rany! – No! Tak że sam pan widzi… Pójdę już… – Naturalnie… A przyszła mi to głowy taka myśl. Skoro ten system taki durny, to może by go wyrzucić!


Tłuściutki cisnął we mnie spojrzeniem czarnych oczek jak piorunem. – Jak? – A na złom.
Tłuściutki zaczął się trząść, tak jakby wpadł w rezonans z wagonem. – Ha…ha…ha… – śmiał się. – Wyrzucić? Przecież ten system! W Warszawie! Mądrzy ludzie! Dużo pieniędzy. Ha…ha…ha!


Odchrząknął. – Tak więc zostanie pan na 102 – zdecydował chłodno. – Dobrze. – Dojedzie spokojnie do Warszawy. – Dobrze! – Jak Bóg da, wszystko się panu ułoży. A o tamtym... – spojrzał w stronę sąsiedniego przedziału. – Lepiej zapomnieć. Tak, tak, tak, tak! ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2015