Węgrzy za Dunaj! Śmierć Słowakom!

W minionych latach wydawało się, że napięcia pomiędzy Słowakami a półmilionową mniejszością węgierską należą już definitywnie do przeszłości. Dziś okazuje się, że była to nadzieja przedwczesna: wejście do nowego rządu nacjonalistycznej Słowackiej Partii Narodowej mobilizuje nastroje antywęgierskie.

05.09.2006

Czyta się kilka minut

---ramka 450686|prawo|1---23-letnia Hedwiga, studentka hungarystyki, szła ulicą Nitry i rozmawiała przez telefon komórkowy. Nitra to miasto na południu Słowacji, ale dziewczyna mówiła po węgiersku. To wystarczyło. Dwaj mężczyźni zdarli jej z uszu kolczyki, zabrali telefon i zmusili do zdjęcia t-shirtu, na którym potem napisali "Węgrzy za Dunaj!".

To najbardziej drastyczny, ale nie jedyny antywęgierski incydent w ostatnich tygodniach na Słowacji. Trzy dni po ataku na Hedwigę w miasteczku Sladkoviczov pobito 18-letniego chłopaka. Trafił do szpitala z połamanymi żebrami. Również on na swoje nieszczęście odezwał się na ulicy po węgiersku.

Bela Bugar, przewodniczący Partii Koalicji Węgierskiej (SMK), organizującej węgierską mniejszość na Słowacji, wyliczył podobne wydarzenia w innych miejscowościach słowacko-węgierskiego pogranicza: w Szamorinie, Komarnie, Szturowie. Bugar wezwał premiera do walki z takimi przejawami ekstremizmu. Premier Robert Fico, który tworząc w lipcu swój gabinet wpuścił do niego nacjonalistów, odparł, że ekstremizm jest mu obcy, ale nikt nie będzie mu mówić, kiedy ma się odzywać. Niespodziewanie odezwał się za to minister spraw zagranicznych Jan Kubisz i w minionym tygodniu oskarżył... Partię Koalicji Węgierskiej o prowadzenie w porozumieniu z politykami z Węgier kampanii mającej zdyskredytować Słowację.

Unia Europejska na razie milczy, ale niektórzy nowi członkowie wprawiają ją chyba ostatnio w osłupienie.

Co z tą Słowacją?

Przez ostatnich osiem lat, kiedy na Słowacji rządziła prozachodnia reformatorska ekipa premiera Mikulasza Dzurindy, kraj przeskoczył z "szarej strefy" (gdzieś między Serbią a Białorusią) do czołówki prężnie rozwijających się środkowoeuropejskich demokracji. Nie znaczy to, żeby tradycyjnych i zakorzenionych w trudnej historii tarć z Węgrami nie było. Były, chociażby z powodu wprowadzenia przez rząd w Budapeszcie tzw. Karty Węgra, zgodnie z którą m.in. słowaccy Węgrzy mieli dostawać pieniądze za posyłanie dzieci do węgierskojęzycznych szkół. Niewielkie to miały być sumy, ale i tak wywołały dyplomatyczną burzę.

Z kolei podczas słowackiej reformy administracyjnej kraju zadbano o to, żeby nie stworzyć żadnej żupy (odpowiednik naszego województwa), w której Węgrzy stanowiliby większość. Argumenty, że jeśli słowaccy Węgrzy będą mieli swoją żupę, to spróbują się od Słowacji oderwać, znajdowały oddźwięk jeśli nawet nie wśród polityków, to wśród zwykłych obywateli.

Jednocześnie jednak przez tych osiem lat koalicję rządzącą współtworzyła reprezentująca półmilionową mniejszość Partia Koalicji Węgierskiej - najbardziej chyba prozachodnie i propaństwowe zarazem ugrupowanie na Słowacji. Węgrzy mieli swoje resorty, w parlamencie głosowali zawsze w interesie państwa i wydawało się, że demony przeszłości odeszły już na zawsze.

Co zatem się stało?

- Na Słowacji zawsze była i jest grupa ludzi, którzy mają antywęgierskie nastawienie. Teraz jednak sytuacja zmieniła się o tyle, że czują, iż mają swojego reprezentanta w rządzie, czyli Słowacką Partię Narodową (SNS). Ci, którzy milczeli, uznali, że teraz mogą pokazać swoje poglądy - mówi "Tygodnikowi" Grigorij Meseżnikov, szef prestiżowego Instytutu Spraw Publicznych w Bratysławie.

Potwierdza to socjolog Miroslav Kusy: - To zaczęło się już w czasie kampanii przedwyborczej, kiedy to przewodniczący SNS Jan Slota za swój jedyny cel uznał usunięcie z rządu Węgrów - tłumaczy Kusy w rozmowie z "TP". - Teraz nacjonaliści, którzy byli już zmarginalizowani, znów są u władzy.

Myśli Jana Sloty

Nowy słowacki premier Robert Fico, szefujący stworzonej przez siebie populistycznej partii "Smer", po niedawnych wygranych wyborach nie wykluczał żadnej koalicji - nawet z pokonanym premierem Dzurindą. Wybrał jednak najbardziej spragnionych władzy, a zatem i najbardziej wobec siebie uległych partnerów: nacjonalistów (SNS) oraz Ruch na Rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS). Czyli partię Vladimira Mecziara, za którego rządów w drugiej połowie lat 90. Słowacja została odsunięta od negocjacji z Unią i z NATO.

Fico nie spodziewał się chyba silnej reakcji na Zachodzie. Tymczasem Europejska Partia Socjalistów (EPS) natychmiast zawiesiła "Smer" w prawach członkowskich i teraz zastanawia się w ogóle nad wykluczeniem ze swego grona partii Fica. Szef frakcji socjalistów w Parlamencie Europejskim, Poul Nyrup Rasmussen, wezwał Roberta Fico, żeby się raz jeszcze zastanowił, czy zawierając tak kontrowersyjną koalicję, chce ryzykować izolację w Europie.

Powodem jest oczywiście sojusz z nacjonalistami. Nie pomogły tu zapewnienia premiera, że ochrona praw mniejszości jest jego priorytetem. Nie pomoże też zapewne obecna spóźniona i słaba reakcja szefa rządu. A co do szokującej wypowiedzi szefa dyplomacji, to nie sposób jej wytłumaczyć. Słowaccy obserwatorzy powtarzają tylko: niespodzianka, zaskoczenie. Bo przecież Jan Kubisz jest wytrawnym dyplomatą, świadomym wszystkich mielizn w stosunkach z państwem węgierskim. Swoją pierwszą podróż zagraniczną odbył właśnie do Budapesztu i jeszcze cztery dni przed oskarżeniem partii mniejszości węgierskiej zapewniał w rozmowie z szefową węgierskiej dyplomacji, że Słowacja będzie ekstremizm zwalczać.

Na reakcję władz nie czekają zwykli obywatele. Na ulicach Nitry, gdzie napadnięto węgierską studentkę, przeciw przemocy na tle etnicznym demonstrowała grupa mieszkańców. Słowackie osobistości ogłosiły list otwarty w tej sprawie. Poparli ich intelektualiści z Węgier. - To dobry znak, że inteligencja zaczęła działać, akcja podpisowa pod listem na Słowacji jest zresztą kontynuowana, więc sprzeciw będzie coraz silniejszy - mówi Meseżnikov. Zdaniem socjologów, jeśli coś może pomóc, to właśnie wyraźny znak ze strony społeczeństwa, że przejawy nacjonalizmu nie będą spotykać się z poparciem, a zatem że nie zbije się na tym politycznego kapitału.

Ale potrzebne jest też wyraźne stanowisko władz. - Jeśli premierowi uda się utrzymać Slotę w karbach, a opinia publiczna będzie przeciw takim incydentom jak w Nitrze protestować, to za jakiś czas wszystko znów się uspokoi - przewiduje Kusy.

Tylko czy Slotę można kontrolować i czy premier chce to zrobić? Wypowiedź szefa dyplomacji, który jednym tchem oskarżył Węgrów o antypaństwową prowokację i jednocześnie stanął w obronie partii Sloty świadczy, że będą z tym kłopoty.

Sam Slota poglądów zmieniać nie zamierza. Zdając sobie sprawę, że jest kontrowersyjny, zgodził się co prawda nie obejmować żadnego stanowiska w rządzie i jest szeregowym posłem, ale ust zamykać nie chce. Pod koniec lipca w wywiadzie dla czeskiego dziennika "Lidove Noviny", mówiąc o mniejszości węgierskiej na Słowacji wyznał, że zazdrości Czechom tego, jak poradzili sobie po wojnie z Niemcami. Chodziło o wygnanie trzech milionów sudeckich Niemców z Czechosłowacji.

A zatem: Węgrzy za Dunaj?

***

Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że ekstremalny nacjonalizm nie jest wymysłem tylko słowackim. To samo dzieje się na Węgrzech. Tam również zaktywizowały się grupy narodowców. Słowackie nazwy w przygranicznych gminach, gdzie mieszkają obywatele Węgier narodowości słowackiej, są zamalowywane. Podobnie zniszczone zostało wejście do słowackiej ambasady w Budapeszcie. Na meczach piłkarskich pojawiły się transparenty "Śmierć Slocie, śmierć Słowakom", "Słowacy, będziecie naszymi niewolnikami".

Różnice między sytuacją po obu stronach Dunaju są dwie: dobra i niedobra. Pierwsza: na Węgrzech nie doszło jeszcze do przypadków przemocy fizycznej. Druga: dotychczasowe incydenty spotkały się z niemal całkowitą biernością władz. Na Słowacji pseudokibiców, którzy wywiesili na meczu transparent "Śmierć Węgrom", jednak aresztowano.

Słowacja i Węgry wspólnie weszły do Unii Europejskiej. Mniejszość węgierska na Słowacji jest największą (10 proc. populacji) i najlepiej zorganizowaną. Nikt nie będzie zmieniać granic ani nikogo wysiedlać - to oczywiste nawet dla tych, którzy wołają "Węgrzy za Dunaj!". Wszystko, co się zatem obecnie dzieje po obu stronach granicznej rzeki, jest jedynie igrzyskiem, rozgrywanym przez tych, którzy poczuli sprzyjający wiatr.

Premier Fico nazwał ich "półgłówkami"i powinien to robić częściej.

Może zrozumieją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2006