Wartości zazwyczaj dzielą

JAROSŁAW MAKOWSKI: - Intensywność sporów na temat tożsamości Europy świadczy, że wciąż do końca nie wiadomo, jaki kształt ustrojowy i instytucjonalny przybierze Unia Europejska. Ta niepewność budzi coraz więcej pytań. Być może więc projekt, jakim jest idea zjednoczonej i silnej UE, to marzenia ściętej głowy.

Prof. KRZYSZTOF MICHALSKI: - Unia znajduje się teraz w decydującym momencie swojej historii: z jednej strony zdecydowała się na rozszerzenie, największe w swej dotychczasowej historii. Z drugiej, podjęła wysiłek najbardziej radykalnej jak dotąd redefinicji: o co w niej chodzi i jak w związku z tym ma wyglądać.

W rezultacie rozszerzenia ogromnie zwiększą się różnice między obywatelami krajów do niej należących - i to nie tylko różnice ekonomiczne, ale i kulturowe. Mieszkańcy pierwszych sześciu zachodnioeuropejskich krajów - członków Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej - mieli ze sobą, przy wszystkich różnicach, o wiele więcej wspólnego, różnice między nimi były o wiele mniejsze niż różnice, jakie będą dzielić obywateli nowej, rozszerzonej Unii. Ta nowa eksplozja zróżnicowania będzie też niewątpliwie o wiele większa niż po poprzednich rozszerzeniach Unii.

Jednocześnie nowa konstytucja, nad którą wszyscy powinniśmy teraz dyskutować, ma zdefiniować to, co nas łączy, w sposób o wiele bardziej ambitny niż dotychczasowe układy. Być obywatelem tego nowego, jeszcze nie gotowego tworu politycznego: Unii Europejskiej, ma oznaczać o wiele więcej niż (jak dotąd) bycie obywatelem państwa, wchodzącego w skład przede wszystkim ekonomicznego, opartego na wspólnych interesach, sojuszu kilku krajów.

Z jednej strony zatem o wiele większe zróżnicowanie - z drugiej strony o wiele wyższe wymagania w stosunku do wspólnoty. Co zrobić, żeby się to wszystko trzymało razem?

  • Biedni i obcy

- No właśnie: Unia Europejska, co obnażył konflikt iracki, znalazła się w kryzysie. Tym, co rzuca się w oczy, jest brak wspólnej polityki zagranicznej. Na taki obrót sprawy zareagowali pańscy koledzy po fachu - Niemiec Jürgen Habermas i Francuz Jacques Derrida. Zaproponowali stworzenie “jądra Europy" - a więc sojuszu krajów, które od początku nadawały ton rozwoju Unii. Pomysł budzi niepokój krajów takich, jak Polska czy Czechy. Na dobrą sprawę państwa Europy Wschodniej jeszcze nie posmakowały życia w ramach wspólnoty europejskiej, a już proponuje się im obywatelstwo drugiej kategorii. Dlaczego?

- Habermas i Derrida napisali, co wielu myśli. Nie tylko intelektualiści, także politycy: wiele osób w Europie Zachodniej z obawą bądź niechęcią wygląda przybycia tej wielomilionowej rzeszy biednych i obcych - nas.

Konflikt iracki dolał oliwy do ognia. Pokazał, że dopuszczenie krajów wschodniej Europy, w szczególności Polaków, do współdecydowania o losach Unii może okazać się ryzykowne: nowe kraje mogą mieć nie tylko odrębny pogląd na istotne sprawy, ale jeszcze głośno go wyrażają. Co naturalnie nie jest wygodne. Nie o to Francuzi walczyli.

W kontrowersji na temat wojny w Iraku chodzi rzecz jasna nie tylko o Irak: także, ba - przede wszystkim, o stosunek do Stanów Zjednoczonych. Duża część europejskiej opinii publicznej widzi w różnicy między USA a Europą zasadę organizującą polityczną tożsamość Starego Kontynentu. Z tej perspektywy proamerykanskie stanowisko Polaków ma głębsze, nie tylko taktyczne znaczenie.

W tej sytuacji niektórzy politycy i intelektualiści sugerują postawienie pytania o polityczną tożsamość Europy na nowo: jeśli nie uda się zbudować europejskiej jedności z tymi brudasami - jedności, która chroniłaby dalszy rozwój dotychczasowych osiągnięć Europy - to trzeba utworzyć jedność węższą, prawdziwie europejską. A z brudasami, owszem, handlować, inwestować itp., nie więcej.

W czasie studiów pracowałem jako “pilot" wycieczek zagranicznych studentów. Mój przyjaciel Marek zajmował się wycieczkami ze Związku Radzieckiego. Pewnego razu nasze biuro podróży zorganizowało wycieczkę “pilotów" - był wśród nich Marek - do Moskwy. Wieczór i noc w pociągu spędzili na balowaniu i konsumpcji różnych napojów. Nad ranem rosyjska konduktorka przyszła ich obudzić i sprawdzić bilety. Moim kolegom - opowiadał Marek - nie bardzo się to podobało: przyjęli ją rzucaniem butów, pewnie dorzucili tu i ówdzie jakieś słowo (z tych, jakich pan, katolicki dziennikarz, pewnie nigdy nie słyszał). Wycofując się z przedziału konduktorka powiedziała: “Nu, Polaczki, z wami komunizma nie postroim".

Coś podobnego myśli dziś pewnie wielu zachodnich Europejczyków. Tyle że nie o komunizm im chodzi, ale o Europę. Choćby Habermas.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Habermas i inni podobnie myślący nie mają dużo racji, że nie trzeba się myć i że nasze wejście do Unii nie spowoduje także wielu problemów. Ma, trzeba, spowoduje. Cieszyłbym się tylko, gdyby zachodni Europejczycy widzieli te nasze problemy jako swoje - tak jak bieda jest w zdrowym społeczeństwie problemem dla wszystkich, nie tylko dla biednych. Wielu zachodnich Europejczyków zresztą tak ją widzi.

  • Siły dośrodkowe

- Dotychczasowa polityka Wspólnoty, jak choćby wspólna gospodarka rolna czy polityka monetarna, gwarantowały jej jedność i spójność. Czy mechanizmy te mogą nie zdać egzaminu w nowej Unii?

- Na pewno nie wystarczą. Także inne czynniki polityczne i społeczne, które trzymały dotychczasową Unię razem, nie wystarczą nowej Unii. Przede wszystkim dlatego, że ta nowa Unia to coś więcej niż ta dotychczasowa, bo to unia polityczna - nie tylko gospodarcza. Ponadto dlatego, że świat się zmienił i nie ma już tego, co było (i co łączyło Niemców, Francuzów i Anglików): na przykład nie ma już Związku Radzieckiego - i bardzo dobrze. Strach przed wojną w Europie nie spędza też już snu z oczu mojej generacji tak, jak pokoleniu moich rodziców. Choć jeśli byłbym Albańczykiem, to by spędzał.

Rozszerzona i na nowo zdefiniowana Unia Europejska będzie sukcesem, jeśli uda nam się znaleźć i wzmocnić siły społeczne, jakie będą zbliżać do siebie, nie oddalać, ludzi w niej mieszkających. O ile siły dośrodkowe będą silniejsze, nie odśrodkowe. Jeśli uda nam się doprowadzić do tego, by przynajmniej większość obywateli Unii czuła się także Europejczykami, nie tylko Baskami, Hiszpanami czy Polakami. Nie chodzi mi tu o z reguły przyjemne poczucie wspólnoty polskiego turysty z sąsiadem Francuzem w kolejce do kasy na dworcu autobusowym w małym sześciomilionowym chińskim miasteczku. Mam na myśli gotowość do podjęcia odpowiedzialności - a więc i ofiar porównywalnych z tymi, jakie Francuz gotów jest ponieść dla innego Francuza, a Polak dla innego Polaka.

Naturalnie same ustalenia prawne - jak choćby nowa konstytucja europejska - nie wystarczą do zbudowania tego rodzaju europejskiej solidarności. Dyskutowany właśnie dokument Konwentu Europejskiego to oczywiście ważny akt, ważne jest także, żeby przyszła konstytucja europejska pomagała, a nie przeszkadzała w tworzeniu jedności Europy. Ale zasadnicze pytanie brzmi: co zrobić, by ta konstytucja stała się społeczną rzeczywistością, a nie wyłącznie świstkiem papieru?

- Czy w obecnej sytuacji - przy konflikcie interesów i wizji dotyczących przyszłości Europy - jest to możliwe?

- Jest! Dotychczasowa historia Unii Europejskiej to historia wspaniałego sukcesu; osiągnięta już dziś jedność Europy musiałaby się wydać cudem komuś, kto by przespał ostatnie siedemdziesiąt lat i właśnie się obudził. Mimo głupstw i błędów po drodze. Kolejny wielki sukces, kolejny wielki krok na drodze do jedności, jest na wyciągniecie ręki. Tyle że trzeba ją dobrze wyciągnąć. Nie ma żadnej konieczności historycznej, która nas prowadzi w stronę jedności. Śmieszna jest wśród polityków i biurokratów popularność marksistowskiego przekonania, że jak doprowadzi się do porządku ekonomiczną “bazę", to “nadbudowa" (jedność polityczna) sama przyjdzie. Nie przyjdzie.

  • Polityczny twór

- Dlatego chyba intelektualiści rozmaitych maści nawołują do sformułowania swoistego credo zjednoczonej Europy. Pytanie tylko, czy można je napisać? Kiedy do stworzenia takiego credo nawołuje francuski socjalista, zapewne co innego ma na myśli, niż gdy o to samo apeluje jego niemiecki kolega, zwolennik chadeków.

- Nie można. To mrzonka, że da się sformułować katalog wartości, na które wszyscy Europejczycy mogliby się zgodzić.

Nie lubię mówić o wartościach, ponieważ wartości zazwyczaj dzielą, a nie łączą. Wartości z istoty są subiektywne: do ich sensu należy relacja do podmiotu, dla którego coś może być “lepsze" czy “gorsze" od czegoś innego. A jeśli tak, to żaden katalog wartości nie może być spoiwem, klejem, łączącym Europę. Nie chcę przez to powiedzieć, że dyskusje o wartościach nie są ważne. Ale nie tędy droga. Trzeba raczej myśleć o wypracowaniu wspólnej instytucjonalnej przestrzeni - nazwanej Europą - w której mogliby się spotkać i żyć razem ludzie o rozmaitych orientacjach intelektualnych i kulturowych.

Co ważne: nie tylko ci, którzy żyją na kontynencie europejskim od tysięcy lat. Nie tylko ci, którzy żyją tu teraz. Takiej wspólnej przestrzeni nie da się zdefiniować raz na zawsze. Musi ona pozostać otwarta na zmianę, z całym ryzykiem, jakie każda zmiana ze sobą niesie. Tak jak zmieniał się w ciągu setek lat ten niespójny, często wewnętrznie sprzeczny zespół wyobrażeń, idei, instytucji, który bez szansy na jednoznaczność i precyzję nazywamy “Europa".

Polityczny twór, jaki staramy się teraz zbudować, to naturalnie nie to samo, to nie “Europa". Musimy dokonać wyboru spośród jej bogatych tradycji (w końcu komunizm, nazizm, palenie pań na stosie pod byle pozorem itd., też do nich należą) - i w oparciu o ten wybór zbudować instytucje, w ramach których europejska tradycja, do której chcemy się przyznać, może dalej żyć. Instytucje, których nadto gotowi jesteśmy bronić.

- Szefuje Pan “Grupie Refleksyjnej" powołanej przez szefa Komisji Europejskiej Romano Prodiego. Jaki sens mają dyskusje intelektualistów dla procesu integracyjnego? Czy Wasze ustalenia i propozycje wpływają na decyzje polityczne?

- Zadaniem “Grupy" jest refleksja nad - kulturowymi, czy inaczej: duchowymi - warunkami przyszłej jedności Europy. To chyba bardzo znamienne, że Romano Prodi - który uczestniczy w naszych spotkaniach - powołał taką grupę i gotów jest jej słuchać. Próbujemy też wpłynąć na publiczną dyskusję na ten temat, bądź inicjować ją tam, gdzie jej jeszcze nie ma. Poza roboczymi spotkaniami i produkcją mniej czy bardziej mądrych tekstów, rozpoczęliśmy niedawno - w Warszawie, w rezydencji prezydenta Rzeczypospolitej - serię publicznych debat na temat Europy, jej tożsamości, jej zadań w świecie. Kolejne takie dyskusje odbędą się we Wiedniu, w Berlinie, w Paryżu i wreszcie w Rzymie. Naszymi gospodarzami będą rządy (kanclerz Austrii, ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Francji, prezydent Włoch). Za pośrednictwem uczestniczących w tych debatach dziennikarzy chcemy dotrzeć do jak najszerszych kręgów czytającej publiczności. Ważny jest zresztą już sam fakt takiej dyskusji, bez względu na jej rezultaty - oczywiście rezultaty też są ważne.

Na końcu opublikujemy raport z wnioskami, do których doszliśmy. Czy raport ten coś zmieni, czy na coś wpłynie - czy po prostu, jak wielu jego kolegów, zniknie w szufladzie jakiegoś biura: Bóg raczy wiedzieć.

  • Europejski "lud"

- Niektórzy mogą pytać, dlaczego wśród członków “Grupy" nie ma przedstawiciela Kościoła katolickiego? Kościoła, który - słuchając choćby tylko wypowiedzi Papieża - chce wpływać na kształt europejskich instytucji.

- Nie ma przedstawiciela Kościoła, tak jak nie ma przedstawicieli żadnych innych instytucji czy organizacji. Do współpracy zaprosiliśmy osoby, nie instytucje - osoby w miarę niezależne, które w swych krajach pełnią istotną publiczną rolę (m.in. Bronisław Geremek, John Gray, Michel Rocard czy Kurt Biedenkopf).

Pytanie to przypomina mi scenę z publicznej dyskusji o tolerancji, jaka odbyła się w Bostonie pewien czas temu. Na podium siedzieli miejscowy kardynał, prezydent uniwersytetu oraz noblista Elie Wiesel. Stało się już prawie regułą na takich spotkaniach w Ameryce, że ktoś z sali krytykuje zestawienie podium, wytykając brak tego czy owego. Tym razem ktoś oburzony z sali spytał, dlaczego nie ma na podium przedstawiciela homoseksualistow. “Skąd pan wie?" - spytał rektor uniwersytetu.

Naturalnie rola religii i Kościołów w procesie jednoczenia Europy to jeden z naszych głównych tematów.

- Przedstawiciele Kościoła nie kryli zdumienia, że w finalnym projekcie europejskiej konstytucji nie ma Invocatio Dei. Także Jan Paweł II w opublikowanej ostatnio adhortacji “Eclessia in Europa" pisze, że Europa nie może zapominać o swoich chrześcijańskich korzeniach. Jaką rolę Kościół może pełnić w zjednoczonej Europie?

- Kościół katolicki - przede wszystkim Papież - jest jednym z motorów integracji. Także Kościół polski, choć oczywiście nie wszyscy, którzy do niego należą. Jest chyba też poza wszelką wątpliwością, że Europa bez chrześcijaństwa jest nie do pomyślenia: chrześcijaństwo to jedna z jej głównych, definiujących ją tradycji.

Konstytucja europejska powinna niewątpliwie odzwierciedlać ten fakt. Powinna też definiować pojecie “obywatela Europy" tak, by niechrześcijanie i chrześcijanie mieli w tej Europie takie same prawa i obowiązki.

- Filozof jak ognia unika prorokowania. Mimo to zaryzykuję i zapytam: jaki charakter instytucjonalny i ustrojowy będzie miała poszerzona Unia Europejska?

- Nie posiadam żadnych kwalifikacji, które uprawniałyby mnie do przepowiadania przyszłości. Gorzej jeszcze: na co dzień zajmuję się wiecznością, a w wieczności nie ma przecież żadnego “jutro".

Jeśli natomiast pan mnie pyta, co bym chciał, żeby było, to chciałbym, żeby Unia Europejska przerodziła się w demokratyczny organizm polityczny. Żeby nie był to tylko sojusz państw oparty na doraźnych interesach gospodarczych. Chciałbym, żeby powstał europejski “lud", europejski “demos" - i żeby dzięki temu instytucje europejskie uzyskały demokratyczną legitymizację. Żeby powstały instytucje wspólne dla wszystkich Europejczyków i zależne od wszystkich Europejczyków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2003