W poszukiwaniu sensu

"Zmęczeni chrześcijanie, odwagi! - taki tytuł zamieścił na pierwszej stronie jeden z największych niemieckich dzienników w wydaniu wielkanocnym. "Coraz mniej Niemców występuje z Kościołów, coraz więcej chrzci dzieci - brzmiał podtytuł. W istocie, zwrot Niemców w stronę religii najlepiej widać w czasie świąt.

15.05.2006

Czyta się kilka minut

Berlin, wejście do katedry katolickiej. Z prawej informacja dla osób pragnących na nowo wstąpić do Kościoła /fot. KNA-Bild /
Berlin, wejście do katedry katolickiej. Z prawej informacja dla osób pragnących na nowo wstąpić do Kościoła /fot. KNA-Bild /

Tak było w tę Wielkanoc, tak było też w ostatnią Wigilię, gdy w berlińskim Kościele Mariackim panował tłok; policzono potem, że przyszło 4 tys. wiernych, o 900 więcej niż rok wcześniej. W stolicy Niemiec taka informacja graniczy z sensacją. I od razu powstaje pytanie: skąd taki trend? Fakt, berliński Marienkirche, pamiętający czasy średniowiecza, figuruje w każdym przewodniku. Ale to nie urok architektury przyciąga tu coraz więcej ludzi.

Być może przyczyną są dwaj pastorzy, którzy rozkręcili pracę duszpasterską dalece wykraczającą poza zwykłe jej kanony. Gregor Hohberg i Johannes Krug organizują, przykładowo, nabożeństwa dla pracodawców i dla poszukujących pracy studentów, po modlitwie oferując jednym i drugim możliwość spotkania przy kawie. Dzięki Hohbergowi i Krugowi, trzydziestoparolatkom, parafia położona w cieniu wschodnioberlińskiej wieży telewizyjnej rozrasta się jak młody organizm. Kilka lat temu liczyła 1700 wiernych. W ubiegłym roku dołączyło do nich 250 nowych, rok wcześniej 190.

Wiara, nadzieja, świat

Nie ma wątpliwości: w zsekularyzowanych Niemczech można odnotować, nawet jeśli skromny, renesans wiary. Coś się zmienia. Latem ubiegłego roku kilkaset tysięcy młodych ludzi, w znacznej części Niemców, przybyło na katolickie Światowe Dni Młodzieży do Kolonii. Kilkadziesiąt tysięcy Niemców przewinęło się w minionym roku przez Rzym, pielgrzymując do grobu Jana Pawła II i na spotkanie z rodakiem, Benedyktem XVI. Boom odnotowuje rynek książki religijnej. Gdy jesienią 2005 r. telewizja emitowała film fabularny "Luter", dokumentujący życie twórcy Reformacji, przed telewizorami zasiadło sześć milionów widzów. Także jesienią kilkadziesiąt tysięcy ludzi uczestniczyło w uroczystości poświęcenia drezdeńskiego Frauenkirche - Kościoła Maryi Panny, głównej ewangelickiej świątyni Drezna, zniszczonej podczas nalotu w 1945 r. i z pietyzmem odbudowanej.

Krótko mówiąc: coraz więcej ludzi zwraca się w stronę Kościołów, katolickiego i ewangelickiego. Z badań prowadzonych przez instytuty demoskopijne wynika, że w minione Boże Narodzenie - wieńczące rok, w którym Niemiec został papieżem - co drugi obywatel Republiki Federalnej uczestniczył w nabożeństwie (69 proc. katolików i 59 proc. ewangelików). "Obserwujemy zwrot ku religii" - skonstatował biskup Wolfgang Huber, przewodniczący Rady Kościołów Ewangelickich Niemiec [odpowiednika katolickiego Episkopatu - red.].

Również w Niemczech wschodnich, czyli w dawnej NRD, gdzie ateizm był odgórnie propagowany aż do 1989 r., do kościoła przychodzi coraz więcej ludzi, którzy wcześniej mieli niewiele wspólnego z wiarą. "Cieszę się, że rośnie liczba uczestniczących w nabożeństwach" - mówiła w wywiadzie prasowym Margot Kässmann, ewangelicka pani biskup z Hanoweru. Kässmann sugeruje, że jedną z przyczyn tego wzrostu religijności mogą być ataki terrorystyczne z 11 września 2001 r. One, a także ich skutki dla światowej polityki powodują, że coraz więcej ludzi zadaje sobie pytanie: "jakie są nasze korzenie i nasze wartości; jakie przesłanie niesie nasza tradycja judeochrześcijańska?".

O powrocie do religijności wspomniał także przewodniczący katolickiego Episkopatu, Karl Lehmann, w kazaniu na Sylwestra 2005 r. "Udało się znacząco zmniejszyć liczbę wystąpień z Kościoła" - zaznaczył kardynał, konstatując, że po tym, jak iluzją okazały się różne projekty społeczne i polityczne, ludzie przestają wierzyć w tanie recepty, które wiele obiecują. "Można odczuć, że współczesny człowiek chciałby oprzeć swoją nadzieję na czymś solidniejszym niż tylko na ulotnych nastrojach ducha czasów - mówił Lehmann. - Mimo prześladowań [komunistycznych] na wschodzie Europy oraz zagrożenia konsumpcjonizmem w zachodniej części kontynentu, co wiąże się z tamtejszym dobrobytem, wiara jest nadal czymś żywym i aktualnym".

Gott ist tot?

Przebijająca z tych wypowiedzi euforia stanie się zrozumiała, jeśli uświadomimy sobie jej społeczno-religijny kontekst: od kilku dekad niemieckie Kościoły walczą z wycofywaniem się religii ze sfery publicznej, z malejącą liczbą wiernych (zjawisko można policzyć, gdyż przynależność do Kościoła ma także charakter formalny: wierni płacą tzw. podatek kościelny). Ostatnio doszły kłopoty finansowe. W tych dniach katolickie biskupstwo Essen (Zagłębie Ruhry) ogłosiło, że musi zamknąć prawie sto świątyń. Od kilku lat w trudnej sytuacji finansowej jest archidiecezja berlińska; w pewnym momencie była już na skraju bankructwa.

Owszem, rzesza ludzi, także niechrześcijan, korzysta z obecności Kościołów w życiu publicznym i ich "oferty" społecznej: z ich działalności charytatywnej, z ich szkół, przedszkoli, szpitali czy domów opieki. Ale w sferze ducha jest gorzej: tylko dwóch na trzech Niemców należy do któregoś z wyznań chrześcijańskich (na 82 mln obywateli Niemiec 26,5 mln to katolicy, a 26,2 mln - ewangelicy). Od lat coraz gorzej wygląda też wiedza kulturowo-religijna społeczeństwa. Zimnym prysznicem były sondaże, z których wynika, że co czwarty Niemiec nie potrafi nic powiedzieć o znaczeniu i korzeniach chrześcijańskich świąt. Na pytanie o Wielkanoc 25 proc. odpowiedziało, że święto to upamiętnia narodziny Jezusa.

I choć nie można mówić, że religijny renesans ostatnich miesięcy ten trend zatrzymał, to na pewno znacznie go spowolnił. Dwie informacje: w ubiegłym roku liczba osób formalnie występujących z Kościoła katolickiego spadła do 100 tysięcy, najniższego poziomu od 1990 r. Poza tym Kościół przyjął na nowo 9 tys. dusz, które kiedyś od niego odeszły - rekord minionych dziesięcioleci.

"Gott ist tot", Bóg umarł - wołali niegdyś protagoniści studenckiego "ruchu '68 roku". Okazuje się, że diagnoza była przedwczesna, zaś użycie cytatu z Fryderyka Nietzschego - nieuprawnione. Formułując bowiem tę konstatację (Gott ist tot), Nietzsche odczuwał ból straty. "Gdzie jest Bóg? - pytał filozof. - Powiem wam! Zabiliśmy go - wy i ja".

Musiały minąć ponad trzy dekady, a więc całe pokolenie, zanim wielu niemieckich autorów zabrało się za "przezwyciężanie" skutków roku 1968, w ówczesnym buncie dostrzegając więcej zjawisk negatywnych niż pozytywnych. W swej najnowszej książce "Niemiecki horyzont" pisarz Richard Wagner stwierdza: "Ludzie z pokolenia roku '68 byli przekonani, że zrewolucjonizowali Republikę Federalną, występując przeciw autorytetom i przestarzałym, w ich mniemaniu, wartościom. Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, większość z tego jawi się jako prowokacja. (...) Poza tym było to także zrzucenie więzów i ograniczeń, które wprawdzie wykreowało nowy, bardziej kolorowy styl życia, ale zarazem utorowało drogę do przemocy, do terroryzmu lat 70., a także do ideologizacji różnych sfer życia, wreszcie do ideologicznych manowców".

Chrześcijaństwa słabość i siła

Czy czas "ideologicznych manowców" właśnie się kończy? Tak przynajmniej można interpretować niektóre sygnały, np. dyskusję wokół pytania, co oznacza chrześcijaństwo dzisiaj i czy w ogóle jeszcze coś oznacza. Taka debata trwa nie tylko w Niemczech, ale także w wielu innych krajach "starej Europy", a zaostrza ją konfrontacja z fundamentalistycznym, agresywnym nurtem islamu. Można odnieść wrażenie, że wielu z tych Europejczyków, którzy odkrywają dziś na nowo wagę wartości chrześcijańskich, czyni tak (nie tylko, ale również) pod wpływem ducha epoki, naznaczonej islamskim terroryzmem i globalizacją - nie tylko gospodarek, ale też zagrożeń.

Także przejmujące odchodzenie Jana Pawła II i wybór kard. Josepha Ratzingera na nowego papieża nie tylko zajęły najlepszy czas antenowy i pierwsze strony gazet, ale coś poruszyły. Dawno nie widziano takich scen: młodzi ludzie modlący się ramię w ramię z biskupami i z Papieżem. Nie wiemy, co czują i co myślą tysiące, które modliły się na Światowych Dniach Młodzieży albo na ewangelickim Kirchentagu [zjazd niemieckich ewangelików, odbywa się co dwa lata i gromadzi kilkadziesiąt tysięcy ludzi - red.]. Pewne jest jednak, że takie "łagodne demonstracje" pokazują, iż postmodernistyczne społeczeństwo jest bardziej chrześcijańskie, niż mu się, być może, wydaje.

Tygodnik "Die Zeit", ulubione pismo intelektualistów, ujął to tak: "Dwa tysiące lat temu z niczego powstał ruch o bezprecedensowej w historii świata sile duchowej. Ruch ten nie tylko przynosił pokój, ale prowadził wojny; raz uskrzydlał ludzkiego ducha, to znów go krępował. Chrześcijaństwo zawsze było słabe, gdy było silne, i silne, gdy było słabe. Chrześcijaństwo ukształtowało kulturę, w której żyjemy. Mało jest wielkich dzieł zachodniego malarstwa, muzyki czy literatury, na które nie miałoby ono wpływu. I nawet jeśli z coraz większą trudnością przychodzi nam dziś odczytywać świat obrazów z włoskich kościołów czy hiszpańskich klasztorów, to z tym problemem łatwo sobie poradzić: wystarczy sięgnąć po Księgę Ksiąg".

To prawda, coraz mniej Niemców zna Biblię. Ale to, paradoksalnie, wina także Kościołów. Kierowane obawą, że nie załapią się na "ducha czasu" i stracą jeszcze więcej wiernych, przez długi czas aż za bardzo chciały być przede wszystkim nowoczesne, nie zauważając, że stają się oportunistyczne. Dotyczy to zwłaszcza Kościoła ewangelickiego. Kiedyś zbyt chętnie błogosławił on pruskie armaty, teraz zbyt chętnie błogosławi, co się tylko da. Przykładowo, duchowni z Hamburga zgodzili się napisać pozdrowienia dla czytelników lokalnej gazety, a dokładniej: jej wkładki reklamowej, promującej bożonarodzeniowy handel.

Poważniejszą jednak przyczyną upadku wartości chrześcijańskich były i są braki w niemieckim sys-temie edukacyjnym (ma on charakter federacyjny). Najnowszego przykładu dostarczył land Berlin [stolica Niemiec jest także krajem związkowym - red.], rządzony od kilku lat przez koalicję złożoną z socjaldemokratów i postkomunistów. Nowe przepisy o przedmiotach szkolnych, przyjęte przez berliński rząd i parlament, prowadzą faktycznie do wyrugowania katechezy ze szkół publicznych. Religię zastąpi nowy obowiązkowy przedmiot: etyka. Co to ma być dokładnie, na razie nikt nie wie.

Nowa inkulturacja?

Wracając do renesansu wiary, zwróćmy uwagę na jego charakter: otóż w przypadku wielu ludzi mamy tu do czynienia z raczej luźną formą religijności, często pozbawioną i wiedzy, i religijnej głębi. Zjawisku temu - poszukiwania wartości duchowych trochę po omacku - Kościoły przyglądają się z pewnym zdumieniem. Bo jest to dla nich wyzwanie, na które nie mogą odpowiedzieć w utarty sposób, jedynie dogmatami i katechezą.

Eberhard Tiefensee, katolicki teolog z Erfurtu, podkreśla potrzebę "nowego ekumenizmu", między chrześcijanami a ludźmi areligijnymi. Tiefensee odwołuje się do pojęcia "inkulturacji", z tym tylko że o ile pierwotnie odnosiło się ono do misji i znaczyło zakorzenianie Ewangelii w obcych kulturach, to w przypadku Europy powinno oznaczać budowanie mostów pomiędzy chrześcijaństwem a światem zsekularyzowanym.

Także inni badacze są przekonani, że w niemieckim społeczeństwie odradza się religijność. Teolog Friedrich Wilhelm Graf z Monachium twierdzi, że poszukiwanie sensu stało się już zjawiskiem społecznym. W sytuacji głębokich przemian socjalnych i politycznych, których skutkiem jest także niepewność, wielu ludzi zaczyna szukać dla siebie orientacji; tego, co pewne i trwałe. Graf wskazuje także na renesans motywów religijnych w filmie i literaturze oraz na powrót religii w debatach publicznych.

Czy oba wielkie Kościoły chrześcijańskie Niemiec wykorzystają ten trend? Czy znajdą adekwatne odpowiedzi na pytania współczesnego człowieka - o sens i o tożsamość?

Przeł. WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006