W odpowiedzi adwokatom diabła

Trzynastu teologów z Hiszpanii, Włoch, Salwadoru i Austrii ponowiło apel, aby składać świadectwa i dokumenty świadczące przeciwko świętości Jana Pawła II. O skomentowanie wysuwanych przez nich zarzutów wobec pontyfikatu Karola Wojtyły poprosiliśmy siedmiu ekspertów i publicystów.

Zarzut pierwszy

Represjonowanie i marginalizacja teologów i teolożek poprzez autorytarne decyzje Kongregacji Nauki Wiary.

Liczba teologów katolickich, którzy w XX w. wypowiadali publicznie poglądy sprzeczne z Magisterium Kościoła, przekroczyła wszelką miarę. Abp Fulton Sheen z USA powiedział wprost, że najlepszym sposobem na utratę wiary jest studiowanie teologii na katolickiej uczelni. Dotyczy to nie tylko krajów zachodnich. Znam relacje polskich studentów, którzy opowiadali, jak wykładowcy teologii, zresztą księża, mówili na zajęciach: w ten dogmat można wierzyć, a w tamten już nie. Nic dziwnego, że kard. Joseph Ratzinger jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary uważał, że jego główne zadanie to obrona wiary prostych ludzi przed teologami.

W tej sytuacji byłoby całkowicie zrozumiałe, gdyby Jan Paweł II wypowiedział owym nieprawomyślnym teologom wojnę. Tymczasem było odwrotnie - jego pontyfikat należał pod tym względem do najłagodniejszych w historii. Dość powiedzieć, że w ciągu niemal 27 lat pontyfikatu Papieża z Polski publiczne działania podjęto zaledwie przeciwko sześciu teologom. Jan Paweł II nie ekskomunikował, nie pozbawił godności kapłańskiej ani nie zabronił wykładania na uczelniach nawet tym, którzy najgłośniej rzucali wyzwanie Magisterium Kościoła. Stolica Apostolska pozwoliła osobom takim jak Hans Küng, Eugen Drewermann, Matthew Fox czy Charles Curran głosić kontrowersyjne, często antykatolickie poglądy - upomniała ich jedynie, że nie mogą nazywać swoich idei doktryną Kościoła. Jedynym, którego spotkała za głoszone poglądy ekskomunika, był w styczniu 1997 r. ks. Tissa Balasuriya ze Sri Lanki. Odrzucił on jednak niemal całą naukę katolicką: Bóstwo Jezusa, grzech pierworodny, potrzebę chrztu, konieczność zbawienia, wszystkie dogmaty maryjne itd. Kiedy uznał swe błędy, został ponownie przyjęty na łono Kościoła. Jeżeli chodzi o błędy teologiczne, najostrzej Stolica Apostolska obeszła się nie z "postępowcami", lecz z abp. Marcelem Lef?bvre'em, przywódcą skrajnego skrzydła tradycjonalistów, który został ekskomunikowany i zmarł wykluczony z Kościoła.

Tak więc zarzuty, jakoby Jan Paweł II krępował wolność teologii autorytarnymi interwencjami, są chybione. Wydaje się, że jego pobłażliwość dla nieprawomyślnych teologów brała się z przekonania, że w zsekularyzowanym świecie ich idee umrą wraz z nimi. Tak stało się choćby z kontestatorskim Ruchem 8 Maja, który powstał w 1985 r. w Holandii. Papież z nim nie walczył, nie ekskomunikował jego członków, nie wydawał przeciwko nim żadnych bulli: organizacja sama się wypaliła i rozwiązała w 2003 r. Myślę, że podobnie stanie się z teologami protestującymi przeciw beatyfikacji Jana Pawła II.

Grzegorz Górny, publicysta, założyciel i długoletni redaktor naczelny kwartalnika "Fronda"

Zarzut drugi

Nieustępliwy sprzeciw wobec ponownego rozpatrzenia - w świetle Ewangelii, nauki i historii - niektórych norm etyki seksualnej, które podczas trwającego ponad 26 lat pontyfikatu wykazały wszystkie swe sprzeczności i ograniczenia, i których żadną miarą nie sposób obronić.

Zarzut można rozwinąć następująco: im dłużej chrześcijaństwo karmi się Ewangelią, tym lepiej i głębiej ją rozumie - na tym polega rozwój teologii. W ciągu ostatnich wieków nastąpił też olbrzymi postęp w naukach o człowieku. Dziś wiemy o seksualności bez porównania więcej niż święci Augustyn czy Tomasz. Tymczasem Jan Paweł II, broniąc norm wywiedzionych z teorii, które już się zestarzały, blokuje rozwój etyki.

Nawet gdyby taki argument był uzasadniony, nie mógłby wpłynąć negatywnie na proces beatyfikacyjny, gdyż w istocie dotyczyłby tzw. błędu co do faktów: Jan Paweł II w swoim nauczaniu nie uwzględniał najnowszej wiedzy, nie dostrzegał nowych odkryć. Innymi słowy: jego nauczanie nie było w pełni adekwatne do współczesnej wiedzy. Moralny wymóg nadążania za całością współczesnej wiedzy byłby jednak nierealistyczny, nie może zatem być serio brany pod uwagę przy badaniu świętości. Prowadzący proces beatyfikacyjny natrafiliby natomiast na poważną przeszkodę, gdyby nauczanie Papieża było skażone tzw. błędem co do zasad (gdyby np. Jan Paweł II sprzeciwiał się zasadzie miłowania bliźniego albo głosił, że nie wszyscy ludzie mają równą godność; absurdalności takiego zarzutu wobec Karola Wojtyły nie trzeba nawet komentować).

Można by jednak powiedzieć, że sygnatariuszom listu chodzi nie tyle o to, iż Papież nie nadążał za współczesną wiedzą, lecz o to, że świadomie stawiał jej opór, był głuchy na nowe racje.

Przeczą temu fakty. Jan Paweł II był niewątpliwie głęboko przekonany o słuszności tradycyjnych norm moralnych. Zawsze jednak przytaczał argumenty, wciąż szukał nowych, polemizował z kontrargumentami. Przykładem jego twarde stanowisko wobec antykoncepcji. W stosunkowo krótkiej wypowiedzi w adhortacji "Familiaris consortio" o niegodziwości sztucznej regulacji poczęć można doliczyć się co najmniej pięciu argumentów, rozwijanych następnie w innych dokumentach.

Jest jeszcze jeden wymowny fakt, podważający wspomniany zarzut. Naukę o niegodziwości antykoncepcji Papież mógł ogłosić jako prawdę głoszoną przez Kościół "w sposób ostateczny". Nie uczynił tego, choć są przesłanki, że rozważał taką możliwość. Znamienne też, że w nocie Kongregacji Nauki Wiary, dołączonej do listu Jana Pawła II "Ad tuendam fidem" (porządkującego hierarchię prawd głoszonych przez Kościół), nie ma słowa o antykoncepcji; wśród przykładów prawd moralnych ogłoszonych jako ostateczne znalazły się natomiast tezy o niegodziwości eutanazji, prostytucji oraz nierządu. Również kilkakrotne za pontyfikatu Jana Pawła II publiczne wypowiedzi kard. Josepha Ratzingera na temat antykoncepcji były stosunkowo powściągliwe: prefekt Kongregacji Nauki Wiary podkreślał, że mamy do czynienia z trudnym problemem moralnym. Wygląda więc na to, że droga do doprecyzowania przynajmniej "niektórych norm etyki seksualnej" wciąż jest otwarta.

Artur Sporniak

Zarzut trzeci

Surowe potwierdzanie obowiązku celibatu w Kościele łacińskim, przy jednoczesnym ignorowaniu szerzenia się konkubinatu wśród duchowieństwa w różnych regionach świata i ukrywaniu - do momentu, gdy problem nie wybucha na forum publicznym - niszczącej plagi wykorzystywania nieletnich przez osoby duchowne.

Autorzy zarzutu mylą się już na samym początku. Papież nie "potwierdzał" dyscypliny obowiązkowego celibatu w Kościele, tylko - nawiązując do nauczania Vaticanum II oraz Pawła VI - wypracował dla tej dyscypliny głębokie religijne i personalistyczne uzasadnienie, ukazując celibat jako realizację miłości (a nie rezygnację z niej) do Chrystusa i do Kościoła oraz jako mocny znak eschatologicznych, tzn. ostatecznych przeznaczeń człowieka. Autorzy "zarzutu" pokazują celibat jako praktykę rodzącą się wyłącznie z litery kościelnego prawa i owocującą porażającymi patologiami w środowisku duchownych. Zarzut jest sprytny, bo aby go obalić, trzeba przeprowadzić cały szereg badań - wcale nie teologicznych (teologia nie ma do tego narzędzi), które by pozwoliły pokazać rzeczywisty związek przyczynowo-skutkowy między celibatem a np. pedofilią. W tle pojawia się natomiast pytanie o właściwą lub niewłaściwą reakcję Jana Pawła II na ujawniane przypadki przestępstw duchownych (ignorowanie, tolerowanie, ukrywanie itd.). To jest kwestia niesłychanie poważna, dotycząca właściwego Kościołowi - i każdemu duszpasterzowi w Kościele - podejścia do zła. Temat na osobną wypowiedź.

Co do uchylenia celibatu - choćby w formie udzielania święceń żonatym mężczyznom, cieszącym się wielkim szacunkiem we wspólnotach lokalnych (viri probati) - warto przypomnieć, że temat powrócił już po śmierci Jana Pawła II, na zgromadzeniu XI zwyczajnego Synodu Biskupów. Hierarchowie - reprezentujący wszystkie kontynenty - zdecydowali się temat odłożyć, i to wcale nie z racji na podtrzymywanie "dyscypliny", ale z racji na poprzedzające Synod rozpoznanie eklezjalnej rzeczywistości. W Instrumentum Laboris uderzają zwłaszcza dwa zestawienia liczbowe. Pierwsze dotyczy wiernych katolików przypadających na kapłana na poszczególnych kontynentach: w Europie jest to proporcja 1:1386; w Azji 1:2407; w Ameryce 1:4453, w Afryce 1:4723; w Oceanii 1:17467. Drugie pokazuje liczbę praktykujących regularnie (dominicantes): udział wiernych w niedzielnych Mszach jest raczej wysoki w krajach afrykańskich i niektórych azjatyckich, w przeciwieństwie do większości krajów europejskich i amerykańskich. Okazuje się, że najmniejszy procent praktykujących katolików przypada na kraje, gdzie liczba kapłanów jest stosunkowo największa. Problemem duszpasterskim nie jest więc - mówiąc nieco brutalnie - to, kto ma sprawować Eucharystię, ale to, kto będzie w niej uczestniczył. W ten sposób dochodzimy do zasadniczego pytania: o stan wiary w Europie czy w Ameryce; potrzeba tu niewątpliwie podstawowej katechezy sakramentalnej: chrzcielnej, eucharystycznej, małżeńskiej. Potrzeba też radykalnych znaków wiary. A celibat - tak przynajmniej widział go Jan Paweł II - do tych należy.

Ks. Grzegorz Ryś

Zarzut czwarty

Brak kontroli nad podejrzanymi machinacjami finansowymi instytucji związanych ze Stolicą Apostolską i utrudnianie działań władz włoskich mających na celu ujawnienie ciemnych związków watykańskiego Instytutu Dzieł Religijnych z krachem Banco Ambrosiano.

Przypomnijmy fakty: abp Paul Marcinkus, szef IOR (tzw. banku watykańskiego, a ściśle rzecz biorąc: Instituto per le Opere di Religione), na prośbę Roberto Calviego (szefa Ambrosiano) wystawił 55 listów patronackich, w których stwierdzał, że każde z towarzystw czy banków związanych z Ambrosiano pozostaje pod bezpośrednią lub pośrednią kontrolą IOR. Listy miały ważność do 30 czerwca 1982 r. i mimo usilnych nalegań Calviego abp Marcinkus nie zgodził się ich przedłużyć. Watykan - owszem - wypłacił po krachu Banco Ambrosiano znaczną kwotę na częściowe pokrycie strat. Podkreślał jednak, że ani się nie poczuwa do winy, ani takowej mu nie udowodniono - pieniądze wypłaca z pobudek moralnych. Krytycznego stosunku do decyzji (papieskiej?) wypłacenia tych pieniędzy nie krył ówczesny sekretarz stanu, kard. Agostino Casaroli.

Czy afera Banco Ambrosiano może rzucać cień na Jana Pawła II? Może, jeśli się przyjmie, że Papież osobiście kontroluje funkcjonowanie watykańskich urzędów i za nie odpowiada. Tak rzeczywiście może być i bywało za niektórych pontyfikatów, ale tak być nie musi. Jan Paweł II od funkcjonowania kurialnych mechanizmów trzymał się z daleka. Swą ziemską władzę delegował innym, ufając ich kompetencjom i - podejrzewam - nazbyt jej wykonywaniem się nie interesował. Jako następca Piotra odpowiadał za to, co Jezus zlecił Piotrowi, a nadzoru nad IOR jako żywo Apostołowi nie zlecono. Właśnie na tym polegała wielkość tego Papieża, że - jak się mówiło - nie zajmował się reperowaniem kanalizacji, lecz oczyszczaniem źródeł. Dodam, że do sprawy IOR miał ogromny dystans. Słyszałem, jak powiedział, gdy szum medialny osiągał apogeum: "Ciekawe, jak oni (osoby zajmujące się aferą Calviego w Watykanie) z tego wybrną". Ponurzy autorzy protestu powiedzieliby: żadne "oni", wybrnąć z tego ma nie kto inny, jak osobiście Wasza Świątobliwość...

Ks. Adam Boniecki

Zarzut piąty

Niezdolność Papieża i kurii rzymskiej do zainicjowania poważnej i autentycznej debaty o kondycji kobiety w Kościele rzymskokatolickim.

Zastrzeżenia przeciw beatyfikacji Jana Pawła II brzmią jak koncert życzeń, a święci zazwyczaj ich nie spełniają. To świadkowie wiary; rzadko odpowiadają na wszystkie potrzeby, jeszcze rzadziej spełniają oczekiwania wszystkich. W zarzucie dotyczącym braku debaty o kondycji kobiety w Kościele pobrzmiewa ton znany z Ewangelii: "A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela" (Łk 24, 21). Jezus jednak nie wyzwolił Izraela, a marzenia o wolności narodu skrytykował bez cienia zrozumienia. Problem nie jest zresztą nowy: "Bo myśli moje nie są myślami waszymi" (Iz 55, 8).

Kim jest papież? Awangardą, która niczym pan Kmicic wypuszcza się daleko w nieznane tereny? Nie, pasterzem: ma nie pogubić owiec, przewidywać siły, planować drogi realne do przebycia dla słabszych. Tytuł pontifexa mówi o budowie mostów, być może także między spolaryzowanymi nieraz opiniami. W niektórych krajach zaangażowanie kobiet w pracę Kościoła może zdumiewać. W innych kobiety patrzą z zazdrością na Polki.

Gdy myślę o zarzucie podnoszonym przez trzynastu teologów, przypominam sobie matkę Jolantę Olech, przewodniczącą Konsulty Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce. Zapytana o sytuację kobiet w Kościele, urszulanka uśmiechnęła się: "Gdyby tylko realizowano nauczanie papieskie...". Dziennikarz skoncentrował się tylko na kwestii święceń, więc - niestety - nie zapytał: czy Kościół, odrzucając wszelką dyskryminację, przyjmuje dary udzielone kobietom? Czy kobiety konsekrowane wnoszą cenny wkład w dążenie do równości i właściwej wzajemności między mężczyzną a kobietą? Czy jest oczywiste, że należy uznać zasadność wielu rewindykacji dotyczących miejsca kobiety (adhortacja "Vita consecrata")? Czy realizuje się trzykrotne wezwanie Papieża, aby kobiety, szczególnie konsekrowane, miały większy udział w decyzjach Kościoła (adhortacje "Ecclesia in America" oraz "Vita consecrata", instrukcja "Ripartire da Christo")? Czy starannie przestrzega się zasady większej promocji zakonnic w Kościele (wytyczne "Mutuae relationes")?

Znamy Papieża jako przeciwnika aborcji. Ale czy znamy jego stwierdzenie, że za każdą aborcją stoi mężczyzna?

Złudzenie sygnatariuszy listu, że dla przemian w Kościele wystarczą papieskie słowa i oficjalne debaty, nie jest nowe. Zmiany w Kościele wymagają czasu, odwagi, zdecydowania, cierpliwości i pracy u podstaw. Sianie i podlewanie jest mało efektowne.

Monika Waluś, gospodyni domowa i teolog

Zarzut szósty

Trwały zwrot od wykonywania zasad kolegialności w rządach nad Kościołem rzymskim, chociaż owe zasady zostały uroczyście ogłoszone na Soborze Watykańskim II.

Użycie powyższego stwierdzenia jako argumentu przeciwko beatyfikacji Jana Pawła II nieco dziwi. Po pierwsze, teksty Vaticanum II dotyczące kolegialności nie dają podstaw do radykalnej krytyki działań Jana Pawła II w tej materii. Mówią o kolegialności biskupów, ale podkreślają również wyraźnie prymat Biskupa Rzymskiego - głoszą np., że biskupi stanowią Kolegium tylko w łączności i pod przewodnictwem następcy Piotra. Można oczywiście spierać się o niuanse interpretacyjne nauki soborowej, o to, jakie konkretne rozwiązania są lepszym sposobem wcielania jej w życie - ale wydaje się, że sposób sprawowania pontyfikatu przez Jana Pawła II mieści się w granicach uczciwej interpretacji Soboru.

Po drugie, jeśliby nawet Papież ograniczał i wstrzymywał wprowadzanie w życie kolegialności w zarządzaniu Kościołem, to taki sposób postępowania byłby argumentem przeciwko jego beatyfikacji tylko wtedy, gdyby wypływało ono z niskich pobudek, np. z niepohamowanej żądzy władzy, pychy, zadufania, pogardy dla innych. Nie sądzę, by jakiekolwiek działanie i jakąkolwiek decyzję zmarłego Papieża można było interpretować w takich kategoriach. Wydaje się raczej, że większość jego decyzji - nawet kontrowersyjnych - wypływała z troski o Kościół, a za podstawę miała to, jak Jan Paweł II rozumiał dobro Kościoła w danej kwestii w danym momencie.

Oczywiście, uznanie człowieka za świętego nie oznacza całkowitej aprobaty wszystkich jego poglądów, decyzji i działań. Można się spierać, czy pontyfikat Jana Pawła II był doskonałą realizacją wizji soborowej. Można też dyskutować, czy wizja soborowa - w tych aspektach, które nie są ostatecznym wyrazem prawdy Objawionej - wymaga dalszych korekt. Wiele wskazuje na to, że kwestia kolegialności i prymatu papieża należy do takich spraw. Świadom tego był sam Jan Paweł II, który w encyklice "Ut unum sint" poprosił teologów, zwłaszcza niekatolickich (sic!), o pomoc w wypracowaniu bardziej adekwatnych form realizacji prymatu. Jednak debata, a nawet bardzo krytyczna ocena wypowiedzi i działań Jana Pawła II nie powinna mieszać się z pytaniem o świętość Karola Wojtyły.

Piotr Sikora, teolog i filozof, adiunkt w Katedrze Chrystologii PAT

Zarzut siódmy

Izolacja kościelna i faktyczna, jaką watykańska dyplomacja i Stolica Apostolska otoczyły ks. Oscara Arnulfo Romero, arcybiskupa San Salvador, oraz krótkowzroczna "polityka słabości" względem rządów od Salwadoru do Argentyny, od Gwatemali po Chile. Te rządy Ameryki Łacińskiej prześladowały, marginalizowały, wreszcie zabijały świeckich, mężczyzn i kobiety, zakonników i zakonnice, księży, biskupów, którzy odważnie demaskowali "struktury grzechu" reżimów politycznych i sprzyjających im sił ekonomicznych.

Oscar Romero został mianowany arcybiskupem San Salvador w 1977 r. W Salwadorze rządziła wtedy popierana przez USA junta wojskowa, a bieda i łamanie praw człowieka były powszechne. Abp Romero zdecydowanie stanął po stronie ubogich, wchodząc zarazem w konflikt na tym tle z pozostałymi hierarchami w kraju, a także z wieloma przedstawicielami Episkopatu w całej Ameryce Łacińskiej. Trzy lata później, 24 marca 1980 r., został zamordowany podczas sprawowania Mszy św. w szpitalnej kaplicy.

O tym, że jego postawa, podobnie jak wielu innych duchownych pracujących w tym rejonie świata, nie była zrozumiana przez urzędników watykańskich, a także przez samego Jana Pawła II, mówi się powszechnie. Mniej mówi się o przyczynie owego niezrozumienia - był nią bowiem stosunek do teologii wyzwolenia. Teologia wyzwolenia była, bo chyba należy używać już czasu przeszłego, mieszanką chrześcijaństwa i marksizmu, przy czym chrześcijaństwo - mówiąc w uproszczeniu - było sprowadzone do roli instrumentu służącego mobilizacji ludzi na rzecz marksistowskiej rewolucji. Zwolennicy teologii wyzwolenia spodziewali się uzyskać wsparcie ze strony Papieża pochodzącego z bloku komunistycznego, tymczasem Jan Paweł II nie okazał się sympatykiem marksizmu. Stąd ich nieukrywane rozczarowanie. Oni swoje nadzieje na świetlaną przyszłość wiązali z komunizmem i bratnią pomocą ZSRR, on zaś komunizm uważał jedynie za "nawias historii".

Unikałbym jednak nadmiernych uproszczeń. Sytuacja w Ameryce Łacińskiej była wówczas dramatyczna, a mówienie o "strukturach grzechu" nie było przesadą. Hierarchia kościelna utrzymywała na ogół zbyt bliskie relacje z panującymi tam reżimami. Kard. Pio Laghi miał o teologii wyzwolenia powiedzieć: "Spaghetti jest dobre, ale sos zatruty". "Spaghetti" oznaczało pracę Kościoła wśród ubogich, "sos" to marksistowska analiza sytuacji.

Podczas pielgrzymek do Salwadoru w 1983 i 1996 r. Jan Paweł II modlił się przy grobie abp. Romero. W Roku Jubileuszowym w liturgii sprawowanej w rzymskim Koloseum nakazał wymienić go w grupie męczenników za wiarę. W 2005 r. zapewne spotkali się w niebie. Życie wielu innych południowoamerykańskich obrońców ubogich potoczyło się, niestety, innymi drogami, nieprowadzącymi, jak się wydaje, prosto do celu ostatecznego.

Ks. Piotr Mazurkiewicz, dyrektor Instytutu Politologii UKSW

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2006