W akwarium z rekinami

Twórcy „The Morning Show” przekonująco pokazują wady, uwikłania i układy sił, w jakich działa telewizja. Ale nie dają nadziei na to, że jej zmierzch oznaczałby mniej zmanipulowaną debatę publiczną.

13.09.2021

Czyta się kilka minut

Kadr z serialu „The Morning Show” / MATERIAŁY PRASOWE APPLE TV
Kadr z serialu „The Morning Show” / MATERIAŁY PRASOWE APPLE TV

Ten program przez lata towarzyszył zaczynającym dzień Amerykanom. W zmieniającym się świecie pewne było to, że gdy włączy się rano telewizor, na ekranie pojawią się Alex Levy i Mitch Kessler. Ulubiona para Amerykanów z (telewizyjnego) sąsiedztwa, dostarczająca rozrywki i informacji, a co najważniejsze – poczucia, że świat nie jest wcale aż tak zły i niezrozumiały, jak mogłoby się wydawać po przebudzeniu.

Pewnego dnia ta bezbłędnie działająca maszyna się zacina. W środku nocy, gdy ruszają przygotowania do startującego z samego rana programu, w telewizyjnym studiu w Nowym Jorku pracownicy powtarzają sobie szeptem wiadomość, w którą nikt początkowo nie może uwierzyć: Mitch Kessler wylatuje z programu, wkrótce ma się pojawić artykuł demaskujący go jako seksualnego drapieżcę, który latami wykorzystywał kobiety ze stacji pozostające wobec niego w zależności służbowej. Alex musi przez kilka dni sama unieść program, co nie jest łatwe. W dodatku docierają do niej wiarygodne informacje, że jeszcze przed wybuchem afery Kesslera stacja podjęła decyzję, by pomału, lecz zdecydowanie szukać jej następczyni.

W ten sposób zaczynał się pierwszy sezon „The Morning Show”, jednego z lepszych seriali 2019 r. Warto przypomnieć go sobie – albo jeśli ktoś nie widział, obejrzeć po raz pierwszy – przed planowaną na 17 września premierą sezonu drugiego na Apple TV.

Każda strona historii

Tym, co przede wszystkim zwraca uwagę od początku „The Morning Show”, jest fakt, że produkcja traktuje swoich widzów jak osoby dorosłe. Nie, nie chodzi o sceny seksu czy przemocy, ale o założenie, iż widz rozumie to, że świat i życie ludzkie są czymś szalenie skomplikowanym, że bardzo łatwo dać się nabrać na pozory, ponieść panice moralnej czy manipulacji. Że ludzie (i ich działania) rzadko bywają całkowicie dobrzy lub po prostu źli, życie rozgrywa się między odcieniami szarości. Dlatego warto każdy fakt, każdą narrację, pretensję, oskarżenie, obronę obejrzeć z wielu stron, obsadzić w odpowiednim kontekście, skonfrontować także z niewygodnymi dla naszych instynktownych sądów faktami.

Ta filozofia przekłada się na narracyjną strukturę serialu. Na rzeczywistość porannego programu w stanie kryzysu patrzymy z punktu widzenia kilku postaci. Są wśród nich Alex; walczący o obronę kariery i dobrego imienia Mitch; obawiający się o przyszłość audycji producent „The Morning Show” Chip; nowy dyrektor stacji ds. informacji Cory, który zamierza wykorzystać kryzys do wstrząśnięcia medialnym konglomeratem i otwarcia sobie drogi na jego szczyty.

Jako widzowie naturalnie utożsamiamy się ze spojrzeniem nowej dziennikarki w stacji, Bradley Jackson. Gdy poznajemy ją w pierwszym odcinku, Bradley pracuje dla lokalnej telewizji. Jej kariera od lat nie może wystartować, kobieta ciągle zmienia pracę, żadna nie jest na miarę jej talentu i inteligencji. Gdy w trakcie relacjonowania protestu gdzieś pośrodku niczego zaczyna się kłócić z górnikiem, coraz bardziej agresywnie kon­trując jego zaprzeczające zmianom klimatu bzdury, Bradley staje się wiralem. Traci pracę, ale trafia do „The Morning Show”, najpierw jako gość, następnie – za sprawą gier i intryg różnych walczących o pozycję w stacji osób – jako niespodziewana następczyni Mitcha.

Perspektywa Bradley nigdy nie jest jednak decydująca. Narrację ciągle przerywają retrospekcje, rzucające nowe światło na fakty, które – jak nam się wydawało – znaliśmy, oraz zmuszające do weryfikacji naszych ocen różnych postaci i ich realnych motywacji. „The Morning Show” przez cały sezon uzupełnia obraz sytuacji w tytułowej audycji o kolejne, tyleż subtelne, co znaczące niuanse.

Te niuanse udaje się pokazać na ekranie dzięki doskonałej obsadzie. Jennifer Aniston, która od czasu końca sezonów „Przyjaciół” (2004) nie zagrała żadnej istotnej roli, tworzy tu swoją najwybitniejszą kreację w karierze. Rewelacyjny jest też Steve Carell jako Mitch: potrafi pokazać zarówno bezczelne poczucie przywileju telewizyjnej gwiazdy i jej megalomanię, która nie pozwala zaakceptować, że to naprawdę koniec, jak i wydobyć ludzkie cechy swojej postaci, tak by nie zmieniła się w łatwą karykaturę.

Właściwie każdy z wykonawców zasługuje na podobne pochwały: Billy Crudup jako niesiony przez nieograniczoną ambicję Cory Ellison, Mark Duplass jako wiecznie funkcjonujący na granicy depresji wydawca Chip czy Gugu Mbatha-Raw jako producentka skrywająca kluczową tajemnicę sezonu. Świetnie pracuje także drugi i trzeci plan – trudno w ostatnich latach o serial, gdzie cała obsada zostałaby dobrana tak trafnie i tak doskonale współgrała ze sobą na ekranie.

Moralne wzburzenie i interesy

Centralny problem serialu dotyczy splotu seksu i władzy za kulisami telewizji. Medium to, podobnie jak kino, przeszło przez własną serię skandali spod znaku MeToo. Konserwatywna stacja Fox News z powodu oskarżeń o molestowanie i przemoc seksualną w pracy musiała się rozstać zarówno ze swoim dyrektorem programowym – i faktycznym twórcą formuły kanału – Rogerem Ailesem, jak i jedną z jego czołowych gwiazd, Billem O’Reillym. Upadek tego pierwszego przekonująco pokazał Russell Crowe w miniserialu „Na cały głos”, a toksyczną kulturę panującą w stacji rekonstruuje film „Gorący temat”, gdzie historia opowiedziana zostaje z punktu widzenia pracujących w Fox News kobiet. Z tych samych powodów z pracą pożegnać musiały się także gwiazdy bardziej mainstreamowej NBC News, Matt Lauer i Mark Halperin, oraz Charlie Rose, prowadzący popularny program poranny „CBS This Morning”.

Wszystkie te wydarzenia miały miejsce jesienią 2017 r. „The Morning Show” debiutuje dwa lata później. W przypadku produkcji telewizyjnej to niewielki dystans czasowy, pozwala on jednak na przedstawienie afery w tytułowym programie bez wpadania w schematy. Nie chodzi oczywiście o obronę postaci Mi­tcha i jego zachowania wobec podległych mu służbowo kobiet ze stacji czy panującej w telewizji przez dekady głęboko seksistowskiej kultury. Jak się przekonujemy, w trakcie rozwoju sezonu przynosi ona czasem tragiczne konsekwencje.

Nie ma wątpliwości, że twórcy „The Morning Show” uważają zmiany, jakie przyniósł upadek takich postaci jak Ailes czy Lauer, za idące w ogólnie dobrym kierunku. Jednocześnie serial uczula nas, by nie oddawać się nadmiernemu entuzjazmowi z powodu upadku ludzi takich jak Mitch, a przynajmniej by mieć świadomość, że chodzi tu nie tylko o sprawiedliwość i zadośćuczynienie ofiarom, ale także o grę różnych dbających o swoje interesy sił.

W „The Morning Show” widzimy, że stacja, dopóki gwiazdor zarabia dla niej pieniądze i nikt się głośno nie skarży, nie tylko toleruje jego zachowanie wobec kobiet, ale i pomaga łagodzić ewentualne kryzysy przy pomocy pieniędzy, awansów i różnych innych marchewek. Także ekipa produkująca tytułowy program zgodnie udaje, że niczego nie widzi. Gdy jednak nastroje społeczne się zmieniają, gdy za sprawą afery MeToo zaczynają spadać pierwsze głowy, a do mediów docierają oskarżenia przeciw Mitchowi, stacja bez wahania wrzuca go pod autobus. Nie tyle z powodu moralnego oburzenia czy troski o bezpieczeństwo swoich pracowniczek, co z ekonomicznej kalkulacji.

W świecie korporacyjnej telewizji – jak pokazuje to serial – słuszne moralne oburzenie na męski przywilej, przedmiotowe traktowanie kobiet, kulturę normalizującą molestowanie – bardzo łatwo może zostać strategicznie zinstrumentalizowane przez ludzi (bądź ich grupy), którzy walczą o swoje kariery, nie o jakąkolwiek sprawę. Podobnie zinstrumentalizowana jest w serialowej stacji kwestia rasowej reprezentacji i sprawiedliwości, o czym przypomina ciągle odbijający się od szklanego sufitu czarny dziennikarz „The Morning Show”, Daniel Henderson. Stacja wielokrotnie obiecuje mu przełom w karierze i miejsce na szczycie, i wielokrotnie nie dotrzymuje obietnicy.

Instrumentalizacji podlegają także kwestie dziennikarskiej niezależności, mówienia prawdy władzy – w tym korporacyjnym właścicielom medium. Gdy oglądamy dramatyczny konflikt dziennikarzy z kierownictwem stacji w finale sezonu, nie wiemy, czy obserwujemy straceńczą wierność etosowi wolnych mediów czy korporacyjną rozgrywkę.

Telewizja jest bowiem w „The Morning Show” tyleż oknem na świat, co – z perspektywy znajdujących się w środku osób – akwarium pełnym drapieżnych ryb. Jedne są potężne, ale już dość stare, powolne, zbyt mało agresywne. Inne są mniejsze, za to młodsze, szybsze, bardziej zdeterminowane, by dogryźć się do pozycji na szczycie. Każda z nich uwikłana jest w brutalną walkę wszystkich ze wszystkimi.

Medium w kryzysie

Ta walka przybiera formy tym dramatyczniejsze, że w telewizyjnym akwarium coraz trudniej żyć: w wodzie zmniejsza się ilość tlenu, brakuje pożywienia, temperatura staje się coraz mniej komfortowa. „The Morning Show” przedstawia telewizję jako medium w głębokim kryzysie.

Z jednej strony jego ekonomiczną pozycję podkopują internet i nowe media, które zdolne są dać odbiorcom to, czego nie może dać telewizja. Nie tylko wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach w czasie rzeczywistym, ale także poczucie interakcji przez komentarze, udostępnienia, lajki. Symboliczne jest zresztą, że „The Morning Show”, najlepszy serial o MeToo w telewizji, wyprodukowała nie żadna stacja telewizyjna, ale platforma VOD niedawno założona przez firmę zajmującą się do tej pory produkcją elektroniki.

Jeszcze poważniejszym problemem stacji z serialu jest jednak to, że coraz gorzej rozumie ona współczesną Amerykę. Najlepiej pokazuje to pierwszy kryzys wywołany w audycji przez Bradley. Gdy debiutuje w roli prowadzącej, dziennikarka mówi na żywo na wizji o swojej aborcji. Kierownictwo stacji jest przerażone, boi się odpływu bardziej konserwatywnych widzów i reklamodawców. Nie może jednak zwolnić dziennikarki – bo to oznaczałoby oburzenie widzów o liberalnych przekonaniach i odpowiednią reakcję reklamodawców adresujących do nich swoje produkty. Załamanemu tą sytuacją szefowi stacji nie pozostaje nic innego, niż ponarzekać, czemu „The Morning Show” nie może, jak kiedyś, być medium rodzinnym, ogólnie ­optymistycznym, stojącym w politycznym centrum, z dala od wszelkich skrajności. Problem w tym, że we współczesnej sferze publicznej, coraz bardziej spolaryzowanej i zafiksowanej na polityce tożsamości, taka formuła dawno przestała być uniwersalna i coraz gorzej broni się na rynku treści.

Jednocześnie, mimo kryzysu, telewizja ciągle w „The Morning Show” hipnotyzuje i przyciąga. Nie tylko widzów, ale wszystkich marzących o tym, by w telewizyjnym wyścigu na szczyt wspiąć się jak najwyżej, jeśli chodzi o sławę, widoczność, wpływ, pieniądze. Twórcy serialu, przekonująco pokazując wady, uwikłania i układy sił, w jakich działa telewizja, nie pozostawiają przy tym nadziei na to, że jej zmierzch oznaczałby bardziej wolną, mniej zmanipulowaną sferę i debatę publiczną.

Wyzwanie drugiego sezonu

W drugim sezonie przed twórcami „The Morning Show” niełatwe zadanie. Niejeden serial nie był w stanie przejść przez tę próbę, utrzymać poziomu i zainteresowania widzów po tym, gdy w pierwszym udało się mu osiągnąć artystyczne wyżyny.

Trudno uwierzyć, by jakość pracy aktorów, scenarzystów, reżyserów i ekipy technicznej miała się nagle dramatycznie obniżyć. Problemem może okazać się co innego: czy twórcom uda się powiedzieć coś istotnego o współczesnych mediach i sferze publicznej, czego nie powiedzieli w pierwszym sezonie? Czy oglądając nowe odcinki „The Morning Show” będziemy mieli znów wrażenie, że to nie tylko znakomita serialowa robota, ale także tekst kultury, mówiący coś istotnego o współczesnym świecie? Z niecierpliwością czekam na odpowiedź.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2021