Usiądź i patrz

W naszym klimacie las powstaje, gdy nie przeszkadzamy przyrodzie – mówią Mieszko i Karolina Stanisławscy. W Beskidzie Niskim chcą stworzyć strefę wolnej ziemi.

20.04.2020

Czyta się kilka minut

Karolina Stanisławska w korzeniach buku. Okolice Wapienicy, Beskid Śląski, październik 2019 r. /  / MIESZKO STANISŁAWSKI
Karolina Stanisławska w korzeniach buku. Okolice Wapienicy, Beskid Śląski, październik 2019 r. / / MIESZKO STANISŁAWSKI

Mieszko Stanisławski napisał kiedyś: „Marzę o świecie, w którym Natura będzie traktowana z szacunkiem. Marzę o tym, aby sposób, w jaki jestem na tej Ziemi, charakteryzował się mądrością i prawdziwą troską o wszystkie formy życia tworzące tę niezwykłą mozaikę, której jestem częścią, bez ograniczania troski wyłącznie do gatunku homo sapiens, mojego narodu czy czubka własnego nosa”.

Stanisławscy postanowili zacząć realizację tego marzenia od 5 hektarów lasu w Beskidzie Niskim. Lasu wolnego od polowań, wycinki, gospodarczej ingerencji.

– Nasze podejście do życia opiera się na działaniu. Na aktywności. Czujemy się jak woda, która nigdy nie stoi w miejscu, tylko płynie tam, gdzie ją teren kieruje. Nas i nasze pomysły skierowało akurat w tę stronę. Wymyśliliśmy sobie strefę wolnej ziemi. Kilka hektarów lasu, który kupimy, a potem zostawimy samemu sobie. Las, który w przyszłości może być zalążkiem cennego starodrzewu – mówi Mieszko.

Postanowili, że zrobią to wraz z ludźmi. 29 października 2019 r. stworzyli zbiórkę w internecie. 36 dni później mieli do dyspozycji ponad 140 tys. złotych.

Bycie w lesie

Sukces zbiórki zaskoczył wszystkich. Także Mieszka i Karolinę. Nie są znani, wtedy jeszcze nawet nie mieli założonej fundacji, pieniądze zbierali prywatnie. Ona – fizjoterapeutka, instruktorka jogi, on – instruktor narciarstwa, fotograf, ratownik GOPR, z wykształcenia filozof. Mieszkają w Bielsku-Białej, zimą uczą jazdy na nartach, latem zabierają ludzi na wyprawy do lasu, organizują warsztaty przyrodnicze. Tę drugą działalność nazywają po prostu Bycie w Lesie.

– Zbiórka pokazała mi, jak duża potrzeba drzemie w ludziach – mówi Karolina. – Nasza potrzeba dbania o przyrodę, kontaktu z nią nie znajduje ujścia. Okazało się, że treścią tej zbiórki wyraziliśmy głos wielu ludzi, bo od serca powiedzieliśmy, że też mamy taką potrzebę. Wsparło nas ponad tysiąc osób.

– Byliście anonimowi.

– I to chyba też okazało się atutem. Dla ludzi ważna jest nadzieja na to, że zwykły człowiek ma szansę coś zmienić. Że wreszcie nie musimy czekać, aż jakaś Warszawa coś zrobi.

Zbiórka się udała, Stanisławscy wybrali las, któremu chcieli dać wolność. 5 hektarów w Beskidzie Niskim, niedaleko Myscowej, na obrzeżach Magurskiego Parku Narodowego.

– To nie mógł być dowolny las, prawda?

– Masz rację – odpowiada Mieszko. – Warunek numer jeden: nie może być zdewastowany. Nie łudzimy się, że znajdziemy pradawną puszczę należącą do prywatnego właściciela, który zechce ją sprzedać, ale las musi być wartościowy.

– Numer dwa?

– To musi być teren w obrębie większego kompleksu leśnego. Małe lasy otoczone polami nie staną się nagle puszczą, choćbyśmy nie wiem co robili. Tymczasem strefa wolnego lasu wewnątrz dużego kompleksu może stać się zalążkiem starodrzewu, bezpiecznym matecznikiem dla zwierzyny.

– I niedostępnym dla człowieka?

– Nasz las ma być dostępny dla ludzi, tak jak dla wszystkich innych istot. Nie robimy ścisłego rezerwatu. Ale tak, to warunek drugi: im dalej od siedlisk ludzkich, tym lepiej. To zmniejsza ryzyko kradzieży drewna, kłusownictwa, utrudnia jakąkolwiek eksploatację, a o to nam chodzi.

– Jeszcze jakieś warunki?

– Kawałek płaskiego terenu, na którym można by prowadzić warsztaty. I żeby las był na południu Polski.

10 stycznia zostaje zarejestrowana fundacja Bycie w Lesie, formalny opiekun wolnego lasu. Statut jest skonstruowany tak, by zapewnić strefie wolnej ziemi ochronę przez dziesiątki lat. Fundacja nie może lasu sprzedać, wydzierżawić ani podarować. W razie jej upadku kolejny właściciel musi dotrzymać tych samych warunków. 17 stycznia Stanisławscy podpisują wstępną umowę kupna.

– Po co to robicie?

– Z pasji do przyrody, chęci działania i egoistycznej potrzeby – mówi Karolina. – Spędzamy w lesie dużą część życia. I coraz ciężej nam znaleźć miejsce bez pił, bez wycinek, bez zaznaczonych do ścięcia drzew, bez lasu posadzonego w rządki od linijki.

– Pierwsze trzy warunki, o które pytałeś, to nie jest nic niezwykłego. Duży las, daleko od wsi, który nie został zdewastowany – dodaje Mieszko. – I okazuje się, że tylko te trzy warunki eliminują 80 procent lasów w Polsce. To chyba wystarczający powód, żeby próbować coś zmienić.

Starodrzew

Powody są, mimo że Polskę uważamy za kraj pełen drzew. Nasz poziom lesistości (29,6 proc. w 2018 r.) odpowiada średniej światowej i jest nieco niższy niż średnia europejska. W dodatku powierzchnia lasów w Polsce cały czas rośnie, nieprzerwanie od końca II wojny światowej.

– Oczywiście, że rośnie, Lasy Państwowe bardzo się tym chwalą – komentuje Mieszko. – Tylko warto spojrzeć na jakość tych lasów, zamiast liczyć hektary. Wtedy okaże się, że lwia część to lasy gospodarcze o bardzo niskiej wartości przyrodniczej. Że te hektary zapełniają drzewa posadzone w równych rządkach, bardziej przypominające fabrykę desek niż las.

Zdecydowaną większością lasów w Polsce zarządza Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe. Ma pod opieką 7,2 mln hektarów. To prawie jedna czwarta kraju. Lasy Państwowe zarabiają na sprzedaży drewna z tych obszarów ogromne pieniądze. Tylko w 2018 r. było to prawie 10 mld złotych.

– Większość drzew w Polsce jest wycinanych, gdy tylko osiągnie wiek rębny – oceniają Stanisławscy. – Wtedy drzewo przestaje wystarczająco szybko przybierać na masie, opłaca się więc je ściąć i sprzedać surowiec.

– Zarabiamy na tym. Nie powinniśmy?

– Powinniśmy mieć dużo więcej umiaru. Na razie mamy młode i słabe lasy o niskiej wartości. Lasy, z których wywozimy drewno, a one nie mają się z czego odradzać. W chronionych rezerwatach i starodrzewach widać, jaką rolę spełniają powalone drzewa. Żyją w nich tysiące organizmów, od owadów po mchy. Tymczasem w Polsce typowym widokiem jest las zapałkowy, zwłaszcza sosnowy. W takich lasach poza drzewami prawie nic nie rośnie. Dlatego mówię o fabryce desek.

– Konsekwencje?

– Bardzo ważnym aspektem jest retencja. „Naturalne” lasy magazynują setki tysięcy litrów wody. Starodrzewy są w tym niezastąpione. Drzewa i bagna są największym zbiornikiem retencyjnym w naszym kraju. Dużo mocniej wiążą glebę, zapobiegają erozji, zwłaszcza na terenach górskich. Pochłaniają też ogromne ilości CO2. Wreszcie – różnorodność biologiczna, którą tracimy, jest wartością samą w sobie. Przykład: 70 proc. polskich niedźwiedzi gawruje w dziuplach starych, dużych drzew, najczęściej jodeł. Tylko że takich jodeł jest coraz mniej. A do 80-letniej sosny niedźwiedź zmieści co najwyżej jedną łapę.

Ze strony Lasów Państwowych: „Lasy w Polsce rosną na glebach najsłabszych, głównie z powodu rozwoju rolnictwa w poprzednich wiekach”. 60 proc. powierzchni polskich lasów zajmuje sosna. Drzewostany starsze niż 100 lat to zaledwie 13 proc. powierzchni. Warto dodać, że wiele gatunków osiąga wiek rębności krótko po setnych urodzinach – buk, jodła, dąb, jesion, wiąz.

– Poza rezerwatami i parkami narodowymi trudno jest znaleźć w Polsce drzewo starsze niż 120 lat – mówi Karolina.

Kowalski z Kowalskim

Stanisławscy chcą to na miarę swoich możliwości zmienić. Wszystko było na dobrej drodze, by strefa wolnej ziemi powstała na początku tego roku. Ale 18 lutego teren upatrzony przez Mieszka i Karolinę zdecydowało się wykupić Nadleśnictwo Dukla.

– Od 2016 roku nadleśnictwom przysługuje prawo pierwokupu każdego terenu leśnego – tłumaczy Karolina.

W oświadczeniu nadleśnictwa czytamy: „Skorzystaliśmy z tego uprawnienia, bowiem leży to w interesie Skarbu Państwa. Ta działka łączy bowiem dwa oddzielne kompleksy leśne znajdujące się w zarządzie nadleśnictwa”. Nadleśniczy Zbigniew Żywiec pisze w nim, że o zbiórce na wolny las dowiedział się z mediów, a las i tak będzie wolny i dostępny dla wszystkich, co ma wynikać z państwowego charakteru własności. Natomiast nie wydaje się, by była to taka sama wolność, o której myśleli Stanisławscy.

– Już po wszystkim nadleśniczy powiedział mi, że wiedział wcześniej o naszych planach, nie wiem, czemu w oświadczeniu twierdzi inaczej – komentuje Mieszko. – Uważam, że dla Lasów Państwowych byłoby nawet wizerunkowo korzystniej sprzedać nam ten las. To była ciekawa inicjatywa, odbiła się szeroko w mediach, mogliby nas wesprzeć.

– Co teraz zrobicie?

– Poszukamy nowego lasu. Tak obiecaliśmy ludziom, którzy nas wsparli. Strefa wolnej ziemi powstanie.

– Macie żal?

– To dla nas trudny moment, bo myśleliśmy, że bardzo długi, ważny projekt będzie miał szczęśliwy finał, a trzeba jeszcze poczekać. Trzeba na nowo szukać, przeglądać bazy danych o lasach. Od dłuższego czasu siedzę nad mapami. Łatwo nie jest. Ostatnio trafiłem na las, który by nam odpowiadał. Działka miała 238 właścicieli – śmieje się Mieszko.

– Żal, jeśli już, to nie do nadleśnictwa, bo oni zrobili wszystko zgodnie z prawem – dodaje Karolina. – Ale mam poczucie, że z tym prawem jest coś nie tak. Bo okazuje się, że jeden Kowalski chce drugiemu Kowalskiemu sprzedać las, a nagle pojawia się ogromna korporacja i mówi „to moje”. I nic nie możesz zrobić.

Stanisławscy mają już na oku drugie miejsce, także w Beskidzie Niskim. Trwają rozmowy z właścicielem. Cały czas szukają również innych opcji.

– Nie chcemy zawieść ludzi. To oni byli siłą tej akcji. Dostaliśmy na przykład mail od leśnika, który od lat pracuje w LP. I on pisze do nas z podziękowaniem. Pisze, że nie może już patrzeć na wszechobecne wycinki. I że takie akcje jak nasza naprawdę mają szansę coś zmienić.

Metki

Sukces zbiórki Stanisławskich pokazuje potencjał oddolnych, obywatelskich akcji. Późniejsze trudności z zakupem lasu obnażają ich słabe strony. Pojawia się pytanie o sens takich inicjatyw. Czy fundacja jest w stanie skutecznie chronić las, jeśli efekty tej ochrony będą widoczne za kilkadziesiąt, kilkaset lat?

– Nasze, pojedynczych osób, możliwości są ograniczone. I teraz mamy dwie opcje. Albo na wszelki wypadek nie robić nic, albo robić tyle, ile się da, i zaakceptować, że nie wszystko się uda. Uważamy, że w tej sytuacji działanie jest lepsze od braku działania – mówi Karolina.

– Wszystko, co robimy w lesie, ma służyć Ziemi. Warsztaty, wyprawy, odosobnienia, które umożliwiają bycie sam na sam z przyrodą przez kilka dni. To wszystko ma skłonić ludzi do refleksji i zmiany – dodaje Mieszko.

– Jak ochronicie las?

– Prawo pozwala zakazać na jego terenie polowań. Nie będziemy prowadzić wycinek. W myśl głębokiej ekologii człowiek będzie mógł się tam pojawić, ale nie jako intruz, tylko jako jedna z części wielkiej przyrodniczej sieci powiązań. Tak samo istotna jak drzewo, mech i kornik drukarz.

– Czy to, co stało się z pierwokupem lasu, nie pokazuje słabości takich inicjatyw? Czy nie jest tak, że władze, wielka polityka, globalne trendy i tak zawsze będą miały decydujący głos? Że zawsze wygrają ze Stanisławskimi z beskidzkiego lasu?

– Może i czasem wygrają. Ale użyłeś bardzo dużych słów: globalne zmiany, polityka, prawo. To są metki przypięte do rzeczy, które składają się z mniejszych elementów. Jeśli mentalnie rozłożymy te rzeczy na części, rozmontujemy je w głowie, okaże się, że one nie są monolitem. Że mamy na nie wpływ! Jest trudniej, ale nie ma, że się nie da – mówi Mieszko.

– To, co się zadziało podczas naszej zbiórki, jest wartością samą w sobie – dopowiada Karolina. – Społeczność, która wokół niej powstała. Zrobiliśmy spotkanie dla ludzi, którzy nas wsparli – Święto Wolnego Lasu. Tamte rozmowy dały mi dowód, że wielkie zmiany, których nam tak bardzo trzeba, już się dzieją i zaczynają się od dołu.

– Dwa miesiące temu urodziła się wam córeczka, Rosa. To wpłynęło na wasze podejście?

– Nieświadomie, ale pewnie tak. Łatwiej troszczyć się o świat przyszłego pokolenia, kiedy przyszłe pokolenie już z tobą mieszka.

Siedzisko

Głęboka ekologia, o której mówią Stanisławscy, to nurt filozoficzny i postawa społeczna.

– To sposób patrzenia na świat, w którym każda forma życia ma takie samo prawo do istnienia – tłumaczy Mieszko. – Jest przecież częścią sieci powiązań, w której każdy element zależy od każdego. W dzisiejszych czasach ta sieć robi się coraz bardziej chwiejna. Głęboka ekologia od potocznie rozumianej ekologii różni się tym, że stawia fundamentalne pytania. O nasze miejsce w przyrodzie, o znaczenie tej sieci, o nasze prawa i obowiązki. Jest raczej światopoglądem przyrodniczym, a nie zestawem konkretnych działań, jak sortowanie śmieci czy ograniczanie plastikowych słomek.

– Jak wygląda las z tej perspektywy?

– Zupełnie inaczej niż z punktu widzenia obowiązującego powszechnie przekonania, że las musi zostać zasadzony, zaprojektowany, że las bez leśnika sobie nie poradzi.

Przy szlaku turystycznym w Regietowie, 25 kilometrów od niedoszłego wolnego lasu, stoi tablica ustawiona przez Nadleśnictwo Gorlice. Nosi tytuł: „Jak powstaje las?”. Na kilku zdjęciach widać ludzi sadzących drzewa w równych rządkach, a tekst opisuje techniki prac leśnych.

– Ja widzę las na zasadzie organizmu – Mieszko ma inną wizję. – To nie są tylko drzewa, ale wszystko, co się między nimi pojawia, kiedy człowiek temu nie przeszkadza. Wokół małych drzewek powstaje ekosystem, który dorasta i zmienia się razem z nimi. Rosną nowe grzyby, mchy, porosty. Dziuple zasiedlają ptaki, w powalonych drzewach mieszkają owady. To wszystko oddycha, gromadzi wodę, daje schronienie. Lata mijają, a ta sieć bezustannie się zmienia.

– A jak powstaje las?

– W naszym klimacie, w większości przypadków, las powstaje tam, gdzie przestajemy przeszkadzać przyrodzie. Jest takim stanem naturalnym naszej ziemi. Las bierze się z nicnierobienia. I tego chyba potrzebujemy: żebyśmy zaczęli z przyrodą po prostu nic nie robić.

Dla Mieszka i Karoliny las jest czymś niezbędnym do życia, ale też bardzo osobistym. Sami poznawali się na bieszczadzkich wycieczkach. Bez kompasu, telefonu, bez szlaku. Las jest źródłem wspomnień.

– Nie tylko tych pięknych, ale też związanych z utratą, żalem, złością – mówi Mieszko. – Smutnych po prostu. W 2017 r. byliśmy w Dydiówce niedaleko Stuposian w Bieszczadach. Dla mnie to ważne miejsce. Pierwszy raz widziałem tam niedźwiedzia, słuchałem tam wilków. A teraz zobaczyłem wycinkę i świeże drogi pod ciężki sprzęt. To boli.

Stanisławscy mówią, że nasz brak troski o przyrodę bierze się często z nieznajomości. Z braku relacji. Dlatego chcą, by wolny las był otwarty dla ludzi, którzy pragną go poznać, zrozumieć. Do czasu jego powstania proponują coś, co nazywają Siedziskiem. Wystarczy wybrać sobie miejsce w lesie i wracać do niego codziennie przez tydzień. Wystarczy na godzinę. Wystarczy usiąść i obserwować. Zobaczyć, jak wszystko zmienia się, żyje, wpływa na siebie i na nas. Wystarczy pójść samemu, nie zabierać telefonu i milczeć. Wystarczy nic nie robić. Podobno działa.

– Imię waszej córki, Rosy, to jakaś włoska inspiracja?

– Nie. To polska Rosa jest. Taka na trawie, która zwiastuje piękny dzień. ©


CZYTAJ WIĘCEJ: ODDECH NA MAJÓWKĘ >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17-18/2020