Upragniony atak paniki. Kim właściwie jest Rully Shabara

Odkąd zaczął robić międzynarodową karierę, zachodni krytycy tłumaczą niespotykany sposób jego śpiewu, odnosząc go do indonezyjskich tradycji muzycznych. Nie jest to takie proste.

10.10.2022

Czyta się kilka minut

Duet Senyawa – Rully Shabara (z prawej) i Wukir Suryadi, wrzesień 2020 r. / EZA DARWIN / MATERIAŁY PRASOWE
Duet Senyawa – Rully Shabara (z prawej) i Wukir Suryadi, wrzesień 2020 r. / EZA DARWIN / MATERIAŁY PRASOWE

Krakowski Festiwal Unsound obchodzi w tym roku dwudzieste urodziny. Przy okazji jubileuszu wystąpi na nim artysta odpowiedzialny za najbardziej spektakularny koncert, w jakim miałem okazję uczestniczyć podczas tego festiwalu. Rully Shabara z indonezyjskiego duetu Senyawa w 2016 r. wystąpił w hotelu Forum w towarzystwie producenta Rabiha Beainiego. Nie wiedziałem o nich nic. Nie znałem instrumentu, na którym grał Wukir Suryadi, a techniki wokalne, którymi posługiwał się Shabara, wprawiały w osłupienie. Z każdą minutą występu rosło moje niedowierzanie, a wraz z nim ekscytacja. Nie potrafiłem rozłożyć muzyki Senyawy na części pierwsze. Oni rozłożyli mnie z łatwością.

– Grając w Europie, kilkakrotnie słyszałem, że ktoś dostał ataku paniki na naszym koncercie – wspomina Shabara. – U niektórych były krótkie, prawie niezauważalne, u innych – poważniejsze. Pomyślałem wtedy: „Ha! Czyli nawet ludzie Zachodu potrafią wejść w trans!”. Zupełnie się tego po nich nie spodziewałem. Obcują z czymś zupełnie nieznanym i nagle tracą grunt pod nogami? Może gdyby otworzyli się na tę inność, to zamiast strachu znaleźliby w tym coś zupełnie innego?

Jeśli nagrywa cykl albumów o nieistniejącej starożytnej cywilizacji, zaczyna od wymyślenia jej języka. Gdy przygotowuje się do wykonania tradycyjnego rytualnego utworu „Jaranan”, spędza tygodnie jako uczestnik obrzędów. Ostatecznie swojej twórczości nie postrzega w kategorii sztuki, ale raczej impulsu do rozwoju i narzędzia poznania: – Artysta powinien tworzyć albo dla społeczeństwa, albo dla samej sztuki. Dlatego wolę twierdzić, że muzyką posługuje się jak narzędziem. Oczywiście, towarzyszy temu pewna odpowiedzialność, ale odpowiadam głównie przed sobą. To, co robię, w zasadzie nie różni się od tego, kim jestem.

To ostatnie zdanie daje mi nadzieję. Pogodziłem się już z tym, że próby opisania twórczości Senyawy i wytłumaczenia jej fenomenu skazane są na niepowodzenie. A tutaj pojawił się nowy klucz. Wystarczy dowiedzieć się, kim właściwie jest Rully Shabara.

Poliglota

Wokalista Senyawy urodził się w Palu na wyspie Sulawesi (Celebes). W jego domu sztuka nie odgrywała znaczącej roli. A jednak rodzinna tradycja zaważyła na wyborze jego życiowej drogi.

– W 1995 roku przeprowadziłem się do Yogyakarty na Jawie, gdzie miałem zacząć naukę w szkole średniej – wspomina Shabara. – W naszej rodzinie uważano, że najstarszy chłopiec powinien opuścić dom możliwie wcześnie. Chociaż miałem tylko czternaście lat, czułem się gotowy.

Palu i Yogyakarta znajdują się na innych wyspach, ale ich mieszkańców dzieli coś więcej niż Morze Jawajskie. Kiedy pytam Shabarę, co stanowiło dla niego największą trudność, nie ma wątpliwości: – Język! Trafiłem do zupełnie innego świata, ale najgorsze było to, że nic nie rozumiałem. Mówiłem po indonezyjsku, a mimo to nie łapałem żartów, z których śmiali się w szkole. Nienawidziłem tego. Tym bardziej że nastolatkowie mają w zwyczaju dręczyć tych, którzy nie pasują.

Choć indonezyjski ma status języka urzędowego, w kraju tysięcy wysp ważną rolę odgrywają języki lokalne. Między innymi jawajski, którego Shabara musiał się nauczyć w trybie przyspieszonym: – Powoli zbliżyłem się do rówieśników, osłuchałem i nagle rozumiałem, co mówią. Ich żarty zaczęły mnie bawić. Język okazał się najlepszą przepustką do poznania drugiego człowieka.

Język stanowi jeden z dwóch filarów twórczości Shabary. Nie tylko dlatego, że śpiewa po indonezyjsku i w trzech innych językach, którymi posługują się jego rodacy. Jako poliglota wie, że jego rola nie ogranicza się do komunikacji: – Każdy język ma swoją logikę. Inne słowa i relacje między nimi mogą sugerować zupełnie inną perspektywę. Kształtują naszą osobowość. Istnieją języki, które wymagają od ciebie wiary w niematerialne zjawiska. Język to narzędzie do programowania mózgu.

Shabara najpierw został pisarzem. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął studia z literatury angielskiej. Język nie wydawał mu się trudny, a poza tym i tak całymi dniami siedział w książkach. Dostęp do nich stał się bardzo łatwy po zamieszkach w roku 1998, które doprowadziły do upadku trzydziestoletniej wojskowej dyktatury prezydenta Suharto.

Kiedy nie czytał, pisał opowiadania. Każdego tygodnia kończył kolejne. Kserował je i rozdawał na uczelni. Nigdy nie brał za nie pieniędzy. Czasem się wymieniał. Dostawał to, co jego czytelnicy mieli akurat pod ręką. Czasem były to własnoręcznie wykonane dzieła sztuki. Innym razem – nielegalne substancje.

Samouk

Choć literatura miała wtedy bezwzględne pierwszeństwo w życiu Shabary, muzyka również zajmowała w nim ważne miejsce. Warto znów wrócić do jego samotnej przeprowadzki: w tym trudnym czasie środowiska muzyczne były pierwsze, do których członkostwa mógł aspirować.

– Ciągnęło mnie do tych ludzi, bo dla nich liczyło się tylko granie. Nie to, skąd jesteś i jak wyglądasz. Chciałem być częścią takiej grupy. To, jaką grali muzykę, miało dla mnie drugorzędne znaczenie.

Szybko uznał, że jeżeli ma tworzyć muzykę, jego domeną będzie głos: – Za jego pośrednictwem zawsze dotykasz duchowości. Z tego prostego powodu, że głos wydobywasz z siebie. Swoją uwagę musisz więc skierować do wewnątrz. Jeśli chcesz na serio zajmować się głosem, musisz dowiedzieć się, kim jesteś.

Odkąd Shabara zaczął robić międzynarodową karierę, zachodni krytycy tłumaczą sposób jego śpiewu, odnosząc go do indonezyjskich tradycji muzycznych. Wychodzą z założenia, że skoro nie widzą dla niego odpowiedników w kulturze anglosaskiej, to z pewnością skrywają się one po jawajskich wioskach. Nie jest to takie proste.

Shabara sam nie potrafi nazwać swoich wokalnych technik ani wyprowadzić ich z konkretnych tradycji. Jest samoukiem. Także w tym sensie, że w swojej twórczości koncentruje się na sobie: – Nigdy nie chodziło o inspiracje, ale o mnie. O to, kim jestem i z czego się składam. Wychowałem się w Indonezji i to na pewno na mnie wpłynęło. Byłem też dzieciakiem słuchającym metalu i hardcore-punka – i to jest równie ważne.

Fascynacje językiem i głosem Shabara po raz pierwszy połączył w Zoo – eksperymentującym rockowym zespole, którego utwory opowiadają o losach wymyślonej cywilizacji. Nigdy nie chodziło tu tylko o muzykę, ale także zadania, które Shabara rozpisał sobie na lata: – W 2012 r. miałem wizję działalności tej grupy, dzięki której rozpisałem jej aktywność do 2025 r. To opowieść o rozwoju cywilizacji prowadzona z różnych perspektyw: języka, religii, kultury. Oczywiście moja ówczesna wiedza zupełnie na to nie pozwalała. Musiałem więc dużo czytać i mocno nad sobą pracować, by móc sprostać postawionym przed sobą zadaniom. Zespół mógł rozwijać się w takim stopniu, w jakim rozwijałem się ja.

Właśnie na potrzeby Zoo muzyk wymyślił nowy język. Opracował jego zasady i opisał je algorytmem, który pozwala rozwijać go zgodnie z wewnętrzną logiką. Shabara stworzył też system znaków, a nawet organizował językowe warsztaty. Ostatecznie tylko dzięki nim słuchacze mogli zweryfikować, czy wraz z kolejnymi płytami Shabara sprostał postawionemu przed sobą wyzwaniu.

Gwiazda

Rok 2012 był ostatnim, kiedy Shabara miał dość czasu na podobne rozmyślania. Dwa lata wcześniej na scenie Yes No Klubu, kultowego lokalu na niezależnej scenie Yogyakarty, poznał Wukira Suryadiego. Multiinstrumentalista i konstruktor prezentował wówczas swoje nowe dzieło: wykonany z bambusa instrument mający cechy zarówno instrumentu strunowego, jak i perkusyjnego. Shabara, który wówczas chętnie podejmował się spontanicznych improwizacji, poczynając od producentów elektroniki, aż po bębniarzy grających na kendangach, wskoczył na scenę. Po chwili poczuł, że zaskoczyło. Że ta relacja jest inna. I tak powstała Senyawa.

Shabara z pewnością przypisałby jej określone zadania i strategie rozwoju, gdyby nie to, że dwa lata później francuski reżyser Vincent Moon nakręcił o duecie głośny dokument. Film „Calling the New Gods” sprawił, że w Europie zaczęto poświęcać grupie sporo uwagi. Przez następną dekadę miała ona tylko rosnąć. W efekcie Senyawa grała w australijskich klubach, na amerykańskich festiwalach i w najelegantszych salach koncertowych Londynu. W kolejce do ­współpracy ­ustawiali się kompozytorzy, producenci muzyki elektronicznej, gwiazdy awangardowego jazzu i ekstremalnego metalu. Pierwsze lata działalności zespołu Shabara wspomina jako okres ciągłej pracy. Kiedy wszystko przychodziło tak łatwo i szybko, że brakowało czasu na refleksję.

Co nie znaczy, że jej nie było. Przed nagraniem jednego tylko utworu „Jaranan” muzyk tygodniami uczestniczył w tradycyjnych obrzędach, by doświadczyć wejścia w trans: – Nie chciałem udawać. Uczestniczyłem w procesjach na groby przodków, słuchałem, zadawałem pytania. Mimo to kiedy trwał występ, wciąż nie mogłem tego poczuć. Podszedłem więc do szamana i wyznałem, że bardzo chciałbym stać się częścią tego wydarzenia. Objął mnie ramieniem, a palcami drugiej ręki przeciągnął pod moim nosem. Potem zaczął pokazywać muzykom różne komendy. W odpowiedzi na nie grupa zaczęła wygrywać różne rytmy, aż nagle on uderzył mnie w czoło otwartą dłonią. I się zaczęło. Zupełnie odpłynąłem.

Budowniczy

Debiut Senyawy nosił tytuł „Acaraki”, co można przetłumaczyć jako naukę mieszania ziół. I rzeczywiście na tym etapie muzycy próbowali wypracować formułę wspólnego tworzenia. Następną płytą było „Menjadi”, co znaczy tyle, co „stawać się”. I znów, w tym okresie Indonezyjczycy zaczęli odkrywać, jaka będzie ich twórczość. Później Senyawa nagrała „Puncak”, czyli szczyt, wzniesienie. Tym razem było to wydawnictwo zawierające czystą improwizację. Według Shabary to właśnie jest szczyt wspólnego muzykowania. Po nim ukazał się „Sujud”, czyli wyczerpanie. Shabara tłumaczy, że ta płyta to symboliczne zejście z gór, by połączyć się z ziemią. Dlatego wypełnia ją muzyka ciężka, brudna i pełna przesterów.

– Zaczęliśmy się zastanawiać, jaki powinien być nasz następny ruch. Wymyśliliśmy, że nagramy naszą próbę. Zagraliśmy stare utwory, które po dziesięciu latach nabrały pełniejszych form. Wydaliśmy to jako „Rehearsal Session 2019”, niejako podsumowując pierwszą dekadę Senyawy.

Hasłami drugiej dekady działalności muzycy uczynili „samowystarczalność” i „sztukę przetrwania”. Pomysł ten wynikał z potrzeby zwolnienia tempa i większego zaangażowania w budowanie lokalnej sceny. Shabara i Suryadi postanowili, że będą częściej grywać w mniejszych ośrodkach swojej ojczyzny, nawet jeśli mieliby do tego dopłacać. Ten związek pomiędzy wybranymi przez muzyków hasłami a Indonezją miał też inny wymiar.

Shabara tłumaczy, że jego rodacy mają sztukę przetrwania wpisaną w genach. On sam doświadczył w Yogyakarcie katastrofalnego trzęsienia ziemi oraz erupcji wulkanu Merapi. Cztery lata temu jego rodzinne strony zdewastowało potężne tsunami. Shabara rozmawia ze mną z mieszkania w Dżakarcie, do którego przeprowadził rodziców z obawy przed kolejnymi kataklizmami. Nic dziwnego, że w twórczości Senyawy pojawiają się wątki dotyczące sił przyrody i krótkowzroczności człowieka naruszającego jej spokój. – W Indonezji mamy świadomość, że do katastrofy może dojść w każdej chwili.

Ale cios przyszedł z niespodziewanej strony. Po pierwszej indonezyjskiej trasie Senyawa musiała radykalnie zmienić plany – wybuchła pandemia COVID-19. Z drugiej strony trudno o lepszy sprawdzian „samowystarczalności”. Dotychczas muzycy mierzyli się z hasłami drugiej dekady z zaskakującej perspektywy. Na albumie „Alkisah” podjęli temat władzy. Tego, jak trudno utrzymać ją w ryzach. Uznali, że do przetrwania człowieka niezbędne są mechanizmy dzielenia się władzą nie tylko na poziomie politycznym. Dlatego duet wydał swój nowy album nakładem 44 wytwórni z całego świata. Wydawcy, którzy odpowiedzieli na wezwanie, mieli całkowitą dowolność w zakresie doboru grafiki, kolejności utworów, a nawet ich miksu.

Podobnej symboliki trudno doszukiwać się w projekcie Osmium, w ramach którego Shabara wystąpi 15 października w Krakowie u boku m.in. kompozytorki i laureatki Oscara, Hildur Guðnadóttir. Przeciwnie, kiedy rozmawiamy, muzyk nie zna jeszcze założeń nowego projektu. Jest zachwycony możliwością współpracy z Islandką, a ponadto wie jedynie, że na potrzeby występu budowane są specjalne instrumenty. Trudno podejrzewać, by akurat to jakoś szczególnie mu zaimponowało. Etap budowania instrumentów ma już dawno za sobą. Natomiast kilka tygodni wcześniej, przygotowując się do nagrania kolejnego albumu Sen­yawy, wybudował świątynię.

Rozszyfrowanie Rully’ego Shabary wydaje się ostatecznie zadaniem równie trudnym jak analiza jego muzyki. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, ma to sporo sensu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Upragniony atak paniki