Ukraina to nie Gruzja

Kiedy nowy prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili jeszcze przed swym zwycięstwem odwiedził Ukrainę, prorokował, że jeśli ukraińska władza przepchnie zmiany w konstytucji i prawdziwych wyborów nie będzie, to Wiktor Juszczenko zostanie prezydentem już za cztery miesiące, czyli przed terminem, bo wybory rozpisano na jesień. Po spotkaniu z ukraińską opozycją Saakaszwili był już ostrożniejszy: przyznał, że “wariant gruziński" na Ukrainie nie jest możliwy.

18.01.2004

Czyta się kilka minut

Oczywiście, była to trochę gra dyplomatyczna. Jako prezydent Saakaszwili będzie musiał nawiązać kontakty z Kijowem niezależnie od tego, kto zwycięży w obecnej rozgrywce na Ukrainie. Ale w jego słowach czuło się też rozczarowanie: zobaczył, że Ukraina nie jest gotowa do wariantu gruzińskiego. Nic w tym dziwnego. Dość popatrzeć na mapę: wielką Ukrainę trudno porównać z małą Gruzją. To różne kraje.

Według ukraińskiej konstytucji prezydenta wybiera naród i ten zapis cieszy się poparciem ponad 80 proc. Ukraińców. Jednak sąd konstytucyjny uznał ostatnio za zgodny z ustawą zasadniczą projekt - zaproponowany przez administrację prezydenta Leonida Kuczmy i komunistów - zmiany w ustawie, przewidujący, że od 2006 r. prezydenta ma wybierać parlament. Projekt poparła Rada Najwyższa (parlament), mimo protestów posłów opozycji, którzy nawet uszkodzili elektroniczny system do glosowania. Prezydencka większość zagłosowała rękami. A niektórzy deputowani nawet dwoma. Według opozycji za zmianami głosowało około 100 deputowanych, gdy oficjalny protokół podaje liczbę 276. Aby projekt wszedł w życie trzeba, aby w drugim czytaniu - na marcowej sesji Rady - poparło go 300 (większość kwalifikowana) deputowanych. Jeśli będą z tym problemy, to techniczne: opozycja znów będzie przeszkadzać, ale brakujące 24 głosy się znajdą. Władza ma czas i doświadczenie, aby “popracować" nad deputowanymi.

Na czym polega ta “reforma" polityczna? Formalnie dzięki niej Ukraina przejdzie od republiki prezydenckiej do parlamentarnej. Zgodnie z projektem w 2004 r. wybory prezydenckie będą jeszcze powszechne. Wybrany w nich prezydent będzie mieć jednak znacznie mniej władzy niż ma teraz Kuczma. Do tego będzie prezydentem nie przez pięć lat, a tylko do 2006 r., do następnych wyborów parlamentarnych. Nowy parlament wybierze nowego prezydenta, który już nie będzie mieć praktycznie żadnej władzy, a Ukrainą rządzić będzie premier.

“Obóz" Kuczmy twierdzi, że republika parlamentarna najlepiej pasuje do mentalności ukraińskiej i będzie chronić Ukrainę od możliwej dyktatury jednej osoby, czyli prezydenta, ktokolwiek by nim był, a poza tym na rządzie spoczywać będzie większa odpowiedzialność...

Może ktoś uwierzyłby w te argumenty, gdyby nie pojawiły się w chwili, gdy Kuczma uświadomił sobie, że głównym faworytem w powszechnych wyborach prezydenckich jest lider opozycyjnej “Naszej Ukrainy", prozachodni demokrata Wiktor Juszczenko. Projekt zmian w konstytucji nie jest niczym innym, jak próbą niedopuszczenia go do władzy. Z punktu widzenia obecnej władzy to logicznie: jeśli nie można wygrać wyborów, to trzeba zrobić tak, jakby ich w ogóle nie było.

To niestety sytuacja dla Ukrainy typowa. Władza znów okazała się szybsza i skuteczniejsza niż opozycja - i znów wykorzystała opozycję. Najgłośniej bowiem o potrzebie reform i przekształcenia Ukrainy w republikę parlamentarną mówił jeden z liderów opozycji Aleksander Moroz. Oczywiście, Morozowi zależało na proporcjonalnym systemie wyborczym (teraz połowa deputowanych wybierana jest w okręgach jednomandatowych - to “rezerwa" władzy), a nie na tym, by nie dopuścić Juszczenki do prezydentury. Moroz chciał jak najlepiej... A teraz jest jak zawsze.

I, jak zawsze, opozycja ukraińska jest podzielona. Już się zdawało, że po skandalicznym i cynicznym glosowaniu w Radzie Najwyższej opozycja wreszcie się zjednoczy. Juszczenko, Moroz i Julia Tymoszenko ogłosili zamiar stworzenia wspólnej struktury, aby razem stawić czoło władzy. To jednak nie przeszkadza niektórym ludziom z otoczenia Moroza mówić o niemal gwarantowanym zwycięstwie, jeśli wspólnym kandydatem opozycji będzie Moroz, nie Juszczenko.

Jak zawsze, ukraińska opozycja zapowiada walkę. Jeśli nie uda się w parlamencie, wyjdą na ulicę. Jak zawsze mówi się, że na ulicę ludzie wyjdą nie teraz, a dopiero za jakiś czas. Bo teraz święta, zima, śnieg. Trzeba poczekać, aż się ociepli. A Gruzinom problem pogody był obojętny...

Tak czy inaczej, polityczna wiosna 2004 r. zapowiada się ciekawie. Tym bardziej, że w przedostatni dzień roku minionego wielką niespodziankę znów zaprezentował sąd konstytucyjny: jego zdaniem kandydatem na prezydenta znów może być Kuczma, choć konstytucja mówi tylko o dwóch kadencjach, a druga kadencja Kuczmy właśnie dobiega końca. Sędziowie uznali po prostu, że pierwsza kadencja się nie liczy, bo wtedy była inna konstytucja.

Do czego to Kuczmie potrzebne? Tego nikt (jeszcze) nie wie. Jeśli Kuczma wystartuje przeciw Juszczence, nie będzie mieć szans, bo poparcie dla obecnego prezydenta jest niemal zerowe i ludzie z “obozu" prezydenckiego to widzą. Mimo to niektórzy z nich mówią, że “w pewnych okolicznościach" Kuczma może “podjąć decyzję". Czy spodziewają się masowych fałszerstw? To na Ukrainie chyba już niemożliwe. Prawdopodobnie orzeczenie sądu ma jakiś inny cel. Może to gra z opozycją? Może sygnał, że Kuczma nie wytypował jeszcze następcy i waha się, komu oddać władzę? Jest i taka wersja: Kuczma nie chce kandydować, ale oligarchowie, którzy nie mogą uzgodnić kandydata żądają, aby jednak kandydował. A może władza sama jeszcze nie wie, po co jej trzecia kadencja? I zostawiła sobie furtkę na wszelki przypadek.

Wszystkie te dziwne posunięcia świadczą jednak także o tym, że Kuczma - mimo słabości opozycji - nie czuje się pewny. Zatem demokracja ukraińska ma jeszcze szanse. Czy je wykorzysta? To będzie zależeć także od tego, jak Zachód, w tym Polska, zareaguje na wydarzenia na Ukrainie. Na opinię społeczną władze nie zwracają uwagi (tym bardziej, że główne media elektroniczne są w rękach oligarchów z “obozu" Kuczmy). Natomiast na opinię zagranicy władze są wrażliwe. Jeszcze.

ASKOLD JEROMIN jest szefem działu zagranicznego lwowskiego dziennika “Wysokij Zamok".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2004