Ukraina na progu epoki wiktoriańskiej

Po pierwszej turze ukraińskich wyborów prezydenckich, w której dwaj główni pretendenci zdobyli niemal identyczną liczbę głosów, polityczne wróżki po cichu zwinęły interes. W Kijowie nikt nie zaryzykuje twierdzenia, kto 21 listopada wygra drugą turę. Tak intrygującej rozgrywki na obszarze byłego ZSRR dawno nie było.

14.11.2004

Czyta się kilka minut

Niedemokratyczne wykorzystywanie procedur demokratycznych w celu mocniejszego przytwierdzenia rządzących elit do stołków - tak wygląda metoda wyłaniania organów władzy w państwach powstałych po rozpadzie ZSRR. Wybory, a raczej “wybory" - bo coraz częściej bez udziału (lub z okrojonym udziałem) opozycji - przekształcają się w martwy plebiscyt poparcia dla przywódcy lub wskazanych przezeń figurantów. A kto przywódcy nie popiera, może dostać pałą - to często jedyna alternatywa dla tych, którzy nie chcą głosować na władzę. Między Bugiem a Kamczatką wyborca z rzadka ma okazję wyłonić własnego kandydata i oddać na niego głos.

Z takiego schematu w zeszłym roku wyłamała się Gruzja, Ukraina natomiast nigdy w niego nie wpadła. Tutejsze elity polityczne - w przeciwieństwie do rosyjskich, nie mówiąc już o środkowoazjatyckich - nigdy nie zgodziły się na przekształcenie wyborów w plebiscyt. Dzięki temu ukraińscy wyborcy zachowali zdolność do wybierania spośród różnych kandydatów i do wyrażania nieufności wobec tych, którzy sobie nie radzą lub reprezentują odmienną opcję (nie oznacza to automatycznie, że ukraińskie wybory w pełni odpowiadają zachodnim standardom demokracji, ale stwarzają realną alternatywę).

Po 1991 r. wybory prezydenckie na Ukrainie zawsze wywoływały wiele emocji, zawsze dochodziło do ostrej konfrontacji dwóch kandydatów, a obóz władzy zawsze angażował wielkie środki, by zapewnić wygraną swemu przedstawicielowi, choć ten niekoniecznie wygrywał (pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy Leonid Krawczuk w 1994 r. wygrał pierwszą turę, ale w drugiej uległ kandydatowi lobby rodzącej się klasy oligarchicznej Leonidowi Kuczmie).

Obecna kampania wyborcza pod tym względem nie odbiega od poprzednich: i tym razem zaznaczyły się ostre podziały między wschodem i zachodem kraju; podobnie stosowane są “brudne technologie" (choć tym razem są one i bardziej prymitywne, i bardziej wyrafinowane niż dotąd); podobnie podnosi się wrzawa, że wygrywający zgarnia wszystko, po czym na pewno rozprawi się z przegranymi.

Ale jednocześnie jest coś, co czyni tę kampanię wyjątkową: wybór Ukrainy ma znaczenie nie tylko dla niej samej, ale dla losów Wspólnoty Niepodległych Państw jako idei integracji obszaru postradzieckiego pod auspicjami Rosji i dla losów wszystkich procesów integracyjnych na tym obszarze. Innymi słowy: wybór Ukrainy określi na najbliższe lata pozycję Rosji na arenie międzynarodowej, a konkretnie to, czy Rosja będzie w stanie utrzymać obecny status mocarstwa regionalnego. Ale po kolei.

Wspólnota Niepodległych Państw powstała z niewczesnego żalu po nieboszczyku Związku Radzieckim, że może jednak uda się złączyć to, co rozłączył zły los. Nigdy jednak nie była efektywnym forum współpracy, z czasem zamieniła się w klub dyskusyjny. Rosja pod rządami Władimira Putina postanowiła powołać strukturę bardziej skuteczną w działaniach, zwłaszcza ekonomicznych - Wspólną Przestrzeń Gospodarczą (WPG) - dla najbliższych kolegów: Białorusi, Kazachstanu, a nade wszystko Ukrainy, która zaczęła dryfować w stronę Europy (w doktrynach politycznych Kijowa znalazł się zapis o integracji z UE, a jeszcze te ciągłe flirty z NATO...). Tymczasem na pierwszej lekcji geopolityki w szkole dyplomatycznej w Moskwie podaje się aksjomat: Rosja nie może być mocarstwem bez Ukrainy. Putin najwyraźniej wziął sobie tę lekcję do serca (choć uczęszczał do innych szkół, wykładano w nich podobne prawdy).

Po licznych menuetach prezydent Kuczma zaproszenie do WPG przyjął. Zostało to ocenione jako rezygnacja z aspiracji Ukrainy do zbliżenia z Zachodem, zwłaszcza że towarzyszyły temu retusze w doktrynie bezpieczeństwa narodowego (zmiękczono formuły dotyczące integracji z Europą). Bo też faktycznie utworzenie wspólnego rynku z siostrzanymi państwami Związku Suwerennych Republik Słowiańskich (jak złośliwi nazywają WPG) musiałoby oznaczać rezygnację z europejskich dążeń Kijowa i pozostanie w obszarze postradzieckim, integrującym się według reguł dyktowanych przez Moskwę.

Deklaracji Kuczmy nie potraktowano jako ostatecznych. Kontynuacja tego zbożnego dzieła ma należeć do jego następcy. No właśnie, ale kto nim zostanie? Kto może zagwarantować, że poczynione przez Rosję wymierne inwestycje w Ukrainę nie zostaną zaprzepaszczone? Zimnokrwisty Putin nie wytrzymał nerwowo i postanowił na oczach wszystkich pokazać, na jakiego konia stawia. Moskwa podjęła bezprecedensową i bezceremonialną kampanię na rzecz kandydata obozu władzy, premiera Wiktora Janukowycza. I wcale nie dlatego, że obiecał podwójne obywatelstwo i status języka państwowego dla rosyjskiego (z obietnic tych, podobnie jak niegdyś Kuczma, łatwo może się wykręcić). Janukowycz jest postrzegany w Moskwie jako gwarant dalszej integracji w ramach WPG, który nie poprowadzi Ukrainy w stronę Brukseli, co może zrobić Wiktor Juszczenko. To dlatego Moskwa najpierw przysłała do dyspozycji sztabu Janukowycza potężny desant specjalistów od kampanii wyborczych, a potem lansowała go wszelkimi możliwymi i niemożliwymi sposobami.

Putin mocno ryzykuje, stawiając na niezbyt popularnego wśród ludu (zwłaszcza na zachodniej Ukrainie, gdzie króluje Juszczenko) premiera. Jego przegrana będzie i dla Putina, i dla pozycji Rosji poważnym ciosem. Można się zatem spodziewać, że Moskwa dołoży wszelkich starań, by jej faworyt nie przepadł. Putin trafnie postawił na Busha w wyborach w USA. Może i tym razem mu się uda.

Moskwa ma swoje interesy, a Ukraina swoje. I nowy prezydent - niezależnie, kto nim zostanie (w Kijowie dowcipkują: na pewno wygra Wiktor, a jego rządy będą dla Ukrainy “epoką wiktoriańską") - będzie się starał realizować politykę korzystną dla Kijowa. Odchodzący prezydent Kuczma w polityce zagranicznej stosował taktykę partyzantki miejskiej: “skokami i po bramach". Raz po jednej stronie ulicy, raz po drugiej, raz pod rękę z Zachodem, raz pod rękę z Moskwą, jednego dnia deklaracja integracji z Europą, drugiego wyznania miłosne na Kremlu... I od afery do afery: od radarów dla Iraku do taśm Melnyczenki [nagrania z gabinetu Kuczmy ujawnione na Zachodzie, świadczące o jego udziale w “zamawianiu" zabójstwa znanego dziennikarza - red.], od kopania kanału przy Tuzli, czyli wirtualnej wojny o Morze Azowskie z Rosją, do realnej wojny handlowej o rury stalowe i cukier, od uścisków z drugiem Kwaśniewskim, po tendencyjne traktowanie historycznych zaszłości i wykręcanie rurociągu Odessa-Brody w kierunku przeciwnym. Wytargować, ile się da. A da się, jak widać.

Prozachodni Juszczenko - jeśli wygra, będzie musiał dogadywać się z Moskwą (nawet jeśli uda mu się wycofać z WPG) i robić z nią interesy. A hołubiony przez Moskwę Janukowycz, jeśli to on wygra, pierwszą wizytę złoży zapewne w Brukseli, bo przecież jego zwycięstwo nie będzie oznaczało dramatycznego zatrzaśnięcia “żelaznej kurtyny" na granicy z Unią. Nie bez kozery Kuczma znowu wypuścił w stronę Europy gołębia pokoju, zaznaczając, że Ukraina nie zarzuciła starań o integrację z Unią.

Na koniec warto pamiętać o jeszcze jednym czynniku, który bardziej niż kiedyś określa pole manewru Kijowa: to uzależnienie od rosyjskich nośników energii i tras ich przesyłu. W ostatnich latach Moskwa poczyniła wielkie postępy w dziele zaciskania pętli rurociągów wokół szyi swych sąsiadów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2004