Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy w 1986 r. przyjechałem na wykłady na uniwersytecie we Fryburgu, tamtejszy profesor chemii fizycznej od razu mi oświadczył: “Przede wszystkim musisz poznać najciekawszego człowieka we Fryburgu, naszego byłego rektora - ojca Bocheńskiego. On jest zresztą najważniejszym ogniwem, łączącym nas z Polską". O. Bocheński mieszkał w dwu wypełnionych książkami pokoikach na wysokim piętrze Albertinum, klasztoru położonego w centrum miasta. Był chyba najbarwniejszą osobowością wśród uczonych, jakich poznałem w swym długim życiu: wybitny logik, stosujący logikę i do religii, i do polityki, i do sporów o ochronę zwierząt; znakomity znawca marksizmu i komunizmu; dominikanin, ale nieortodoksyjny katolik. Na pytanie, jak godzi poglądy z przynależnością do zakonu, odpowiedział z humorem: “Już dawno by mnie stąd wyrzucili, gdyby nie to, że zakon jest niebogaty, a mnie zapraszają na wykłady po różnych uniwersytetach w świecie, dostaję honoraria, więc robię, co mogę dla klasztoru. Ot, te marmurowe schody, ta winda - to wszystko z moich honorariów...". Poznałem go, gdy miał 84 lata, a gorzko narzekał: “Moją radością było latanie, a teraz odebrali mi licencję pilota ze względu na wiek. Prosiłem, by mnie zbadali, jestem przecież w pełni sprawny, ale odmówili badania, a licencję mi zabrali! No i co mi zostało? Już tylko szybkie samochody; na torach wyścigowych staram się wyciągnąć 500 km na godzinę".
Parę lat później, gdy zaczynał się nasz przełom ustrojowy, przyjechał do Warszawy. Jego odczyt w podziemiu kościoła Św. Krzyża był patriotyczny i bojowo-antykomunistyczny: “Bolszewików Pan Bóg stworzył po to, by ich bić!". Ktoś zapytał: “A ewangeliczna miłość bliźniego?". O. Bocheński odpowiedział “Pismo święte jest grubą książką, każdy tam znajdzie coś stosownego...". W ostatnich latach życia studiował porównawczo religie, zwłaszcza religię starożytnego Egiptu. Opowiadał podczas naszego ostatniego spotkania w 1993 r., że w każdej religii można się doszukać wspólnego z innymi religiami rdzenia - wynika to z pragnienia nieśmiertelności, które jest najważniejszym źródłem wiary. Praca o. Bocheńskiego o religii egipskiej nie ukazała się przed jego śmiercią. Ponieważ jego archiwum przejęli dominikanie w Krakowie, poprosiłem ich o dostęp do niego - niestety, odmówiono mi. I chyba nie tylko mnie. Jerzy Giedroyc napisał w “Notatkach Redaktora" w “Kulturze" (nr 9/97): “Archiwa o. Bocheńskiego znalazły się w gestii polskich dominikanów. Prowincjał tego zakonu natychmiast po przejęciu archiwów podjął decyzję o zamknięciu ich dla badań naukowych na 50 lat. Jest to chyba pierwszy wypadek w Europie zamknięcia w całości spuścizny naukowej wybitnego filozofa".
W Szwajcarii przygotowuje się wydanie dużego dzieła wielu autorów z całego świata, poświęconego osobie o. Bocheńskiego, jego poglądom i wkładowi do nauki. Dobrze, że “TP" przypomina tę wybitną i niebywałą postać uczonego, duchownego, patrioty, pełnego entuzjazmu fantasty.
ZBIGNIEW R. GRABOWSKI (Warszawa)
***
Spuścizna po ojcu Bocheńskim - zgodnie z prawem zakonu, do którego należał - trafiła po jego śmierci do Archiwum Polskiej Prowincji Dominikanów w Krakowie. Niestety, posiadamy tylko część dorobku naszego współbrata, ponieważ krótko przed jego śmiercią jeden z jego świeckich współpracowników wyniósł z fryburskiego klasztoru najcenniejsze materiały pod pretekstem przekazania ich archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego. O ile nam wiadomo, dotąd tam nie trafiły.
Z tego, co posiadamy, można korzystać swobodnie, przy zachowaniu zasad podobnych do obowiązujących w każdym archiwum. Nigdy żaden z prowincjałów nie wydał zakazu korzystania z tych materiałów. Ojciec Bocheński w ostatnich latach życia rzeczywiście interesował się religią starożytnego Egiptu, a szerzej zagadką śmierci wielkich cywilizacji i religii. Dlatego uczył się pisma egipskiego, sam dostałem od niego wizytówkę z napisanym tym pismem moim nazwiskiem. Nie spotkałem jednak ani w jego papierach, ani w używanym przez niego komputerze śladów książki, którą rzekomo miał na ten temat pisać.
O. JAN ANDRZEJ SPIEŻ OP, archiwista polskiej prowincji dominikanów