Tylko spokojnie

Opanowanie w Czechach i na Słowacji, nerwówka na Węgrzech, lęki w krajach bałtyckich: Europa Środkowa z niepokojem czeka na skutki kryzysu.

14.10.2008

Czyta się kilka minut

Jest w Czechach takie słówko "klid". Znaczy: "spokój". Czesi z upodobaniem powtarzają "jenom klid", "tylko spokojnie". U Słowaków brzmi ono "klud". W czasie, gdy na świecie szaleją inwestorzy i bankierzy, w Czechach i na Słowacji - jak za sprawą magicznego zaklęcia - panuje właśnie "klid". Projekty budżetów na 2009 r. nie zmieniają się; Słowacy po raz pierwszy naszkicowali go w euro, które wprowadzą 1 stycznia. Trwają niezmienione stopy procentowe. A politycy i analitycy jednym głosem uspokajają: "jenom klid!".

Rzeczywiście wydaje się, że Czesi i Słowacy nie mają się czego bać. Światowy kryzys finansowy na pewno dotknie ich gospodarkę, ale nie w takim stopniu, który miałby wzbudzać niepokój. Wyhamuje dynamiczny wzrost gospodarczy, ale tego już się spodziewano. Widmo bankructwa nad czeskimi i słowackimi bankami oraz firmami nie krąży. "Po prostu kończą się nadzwyczajnie dobre czasy i zaczynają czasy normalne. Nie są to jednak czasy szczególne, które wymagałyby szczególnych środków" - twierdzi czeski minister finansów Miroslav Kalousek. I zapewnia, że gospodarka jest przygotowana na zwolnienie tempa.

Kalousek pewnie wie, co mówi, bo w samym środku finansowej paniki, w piątek 10 października, odebrał w Waszyngtonie nagrodę branżowego magazynu "Emerging Markets" dla najlepszego ministra finansów z krajów europejskich, których gospodarki uznano za rozwijające się. Nie jest też przypadkiem, że nagrodę dla najlepszego szefa banku centralnego otrzymał słowacki ekonomista Ivan Šramko: zasłużył na nią gładkim doprowadzeniem do spełnienia kryteriów z Maastricht, dzięki czemu słowacka korona przejdzie do historii.

W ogóle spojrzenie na kwestię euro zależy od miejsca, w którym na "eurościeżce" dany kraj się znajduje. Fakt, że nowe pieniądze wkrótce trafią do portfeli Słowaków, premier Robert Fico uważa za plus w obecnej sytuacji: "Znalezienie się w strefie euro może oznaczać dla Słowacji strefę ochronną" - mówi. Zupełnie innego zdania jest Mirek Topolanek, premier Czech, które daty wprowadzenia euro jeszcze nie mają: "Gdybyśmy mieli euro, to mielibyśmy teraz takie same problemy jak inni. Dzięki Bogu za koronę!" - wzdychał. Również minister Kalousek, odbierając nagrodę w Waszyngtonie, mówił, że zmienia swój dotychczasowy pogląd na korzyści z szybkiego znalezienia się w strefie euro, a powodem jest - tak uważa - złamanie pewnych unijnych zasad ekonomicznych przez niektóre państwa.

Topolanek wskazał przykład, jak - jego zdaniem - europejska solidarność okazuje się iluzją: chodziło mu o to, że niektóre kraje (m.in. Irlandia, Niemcy, Austria) ogłosiły 100-procentowe i nieograniczone gwarancje dla wkładów w swych bankach, podczas gdy w Unii zwykle obowiązuje limit 50 tys. euro. W takiej sytuacji prawdopodobnym się staje, że np. Czesi zaczną przenosić swe lokaty do sąsiedniej Austrii - i  jedne kraje na tym stracą, a inne zyskają. A Czesi już zaczęli interesować się możliwością przeniesienia oszczędności do banków na terytorium austriackim lub filii austriackich banków w Czechach. Rzecznik Raiffeisenbank zdradził dziennikowi "Lidove Noviny", że od września o 60 proc. wzrosła liczba zakładanych u nich kont. Słowacy takich dylematów nie mają, bo tu rząd również uchwalił pełne gwarancje na wkłady bankowe (ustawę musi jeszcze uchwalić parlament, ale mało prawdopodobne, by któraś partia chciała ryzykować konfrontację z obywatelami).

Za to premier Ferenc Gyurcsány może północnym sąsiadom tylko pozazdrościć: gospodarka Węgier od dawna jest w kiepskim stanie, a kryzys pogłębia kłopoty. W minionym tygodniu poważnie zachwiał się kurs forinta, którego zaczęli wyzbywać się inwestorzy, i choć minister finansów i szef banku centralnego zapewniają, że nie ma powodu do paniki, nie na wiele się to zdaje. Chcąc zminimalizować skutki, premier zapowiedział gwarancje dla międzybankowych pożyczek największego banku OTP; jego akcje wcześniej straciły 44 proc. wartości. Minister finansów János Veres zapewnia, że system bankowy jest stabilny.

Optymizmem nie napawa też sytuacja Litwy, Łotwy i Estonii, choć ta ostatnia jeszcze niedawno nazywana była "tygrysem". Ich wzrost gospodarczy wyhamował, dziś zagrożone są recesją. Na oszczędności i ostrożniejszą politykę finansową muszą zdecydować się zwłaszcza Łotwa i Estonia. Sytuacja Litwy jest lepsza. Poza tym uwagę tutaj przyciągały wybory parlamentarne w ostatnią niedzielę. No i kryzys w Rosji: bo Litwa, choć w Unii, jest ciągle trochę zależna od rynku

rosyjskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2008