Tylko Marta, albo dyspozycyjność na piedestale

Gdyby ktoś powiedział siostrze Alicji, jak wielką przyjemność będzie odczuwała, trzymając w dłoni kilka monet, myślałaby, że kpi. Teraz mówi o tym sama, z lekkim zażenowaniem. Jedyną okazją, by przez chwilę mieć w ręku pieniądze, są zakupy dla wspólnoty.

12.12.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 342758|prawo|1---- Słyszałam kiedyś, że w klasztorach wydziela się coś w rodzaju kieszonkowego - mówi s. Alicja, należąca do zgromadzenia czynnego o długich tradycjach. - U nas nie ma go wcale. Musiałam rozliczać się z mydła: kostka miała starczyć na określony czas. Jeśli chciałam nowe rajstopy, musiałam pokazać dziury na starych.

Szatańska pokora

Czasem siostry dostawały paczki z domu. Alicja cieszyła się swoją bardzo krótko. Nie dostała z niej nic, bo nawet majtki siostra przełożona postanowiła przekazać innym siostrom. Gdy zakonnica zobaczyła leżące na środku podłogi puste pudełko, poczuła, że ewangeliczne pragnienie “rozdania wszystkiego, co ma" kurczy się w niej, zostawiając po sobie szyderczy śmiech. Najchętniej zdarłaby wtedy ze współsióstr swoje rzeczy, krzycząc: “moje!". Buty dostała z przydziału, używane, o pół numeru za małe.

Siostra B. dostrzega ścisłe powiązanie ślubu ubóstwa ze ślubem posłuszeństwa, nigdy jednak proszenie przełożonej o cokolwiek nie było dla niej upokarzające. - Nauczyłam się przyjmować. Ale i przyjmować odmowę. Kiedy podoba mi się jakiś sweter i słyszę: “zastanów się, czy na pewno go potrzebujesz?", nie traktuję tego jako skąpstwa czy złośliwości. Osoba odpowiedzialna za pieniądze nie może wszystkich traktować równo - musi kierować się rzeczywistymi potrzebami.

Zgromadzenia, które kładą nacisk na nieposiadanie żadnych pieniędzy, w których po wszystkie rzeczy materialne trzeba zwracać się do przełożonych, mogą wpaść w pewną pułapkę. - Przecież przełożeni, jeśli nie mówimy tu o przypadkach skrajnych, dają to, o co się prosi - mówi s. Maria Krystyna Rottenberg, franciszkanka z Lasek. - Wystarczy, że rozsądnie uargumentuję swoje potrzeby i w ten sposób nic nie mając, opływam we wszystko. Kieszonkowe, choćby najmniejsze, daje okazję do realnego ubóstwa. Muszę wtedy sama decydować, jak te pieniądze rozsądnie wydać.

Ubóstwo sprowadzone do trzymanej pod kluczem sakiewki może zrodzić pokusę czy wręcz utajone przyzwolenie na kombinatorstwo. Ks. Jerzy Hajduk, jezuita i spowiednik zakonnic, dawał przykłady takich sytuacji podczas wykładu na sympozjum Konferencji Przełożonych Wyższych: “jak sobie załatwisz od rodziny, możesz kupić lekarstwa"; albo “jak znajdziesz sobie sponsora, możesz wyjechać na pielgrzymkę".

Siostrze M. ze zgromadzenia pasterek ubóstwo kazano odczuć w specyficzny sposób: nie je już masła, chociaż choruje na oczy. W ramach oszczędności do chleba jest margaryna. Na tym się nie skończyło: zakonnica usiłowała pomóc swojej bardzo źle sytuowanej rodzinie. Ile mogła, odkładała ze swojego, także jedzenie. Wszystko skonfiskowała przełożona, mówiąc że nie wolno gromadzić. Siostra M. na całe wakacje dostała 200 złotych.

Taka literalność jest, wedle s. Marii Krystyny, grubą pomyłką. Ślub ubóstwa powinien być weryfikowany przez własne, prawe oczywiście sumienie - nie mając prawie nic, można posiadać za dużo, znajdując sobie coś ulubionego, niezastąpionego nawet w tym małym. Można też żyć dostatnio, a jednocześnie pozostać ubogim.

Dobrze to ilustruje popularna opowiastka C.S. Lewisa o kobiecie, która do szczęścia nie potrzebowała nic poza dobrze wypieczoną grzanką. Simon Tugwell, dominikanin i konwertyta, komentując tę historię w książce “Osiem błogosławieństw", powie wręcz o szatańskiej pokorze, gorszej niż pycha: “Jak mają się nasze pomniejszone żądania do faktu, że Bóg ofiarował nam całe Królestwo?".

S. Maria Krystyna: - Byłam kiedyś przełożoną w jednym z domów, w którym siostra odpowiedzialna za magazyn miała bardzo szerokie serce. Była hojna dla niewidomych i ich rodzin. Ubogi nigdy nie wychodził od niej z pustymi rękami. Rozmawiałam z siostrą o zagrożeniach wynikających z faktu dysponowania tym, co do nas na mocy ślubów nie należy. Po namyśle zostawiłam wszystko jej rozeznaniu, bo wiedziałam, że sama jest prawdziwie uboga. Widać Pan Bóg tak chciał, bo w przeciwnym razie magazynem rządziłaby sknera... Gdybym weszła w kazuistykę, “czy ona miała prawo?", “ile dać, żeby nie za dużo?", wpędziłabym w skrupuły i ją, i siebie.

Machając szczotką

Ślub ubóstwa to nie tylko rezygnacja z pełnej portmonetki. Ubóstwem jest także porzucenie własnych upodobań. Gotowość do wzięcia na swoje barki czynności, które niekoniecznie dają poczucie satysfakcji.

Siostra Klara, od ośmiu lat w jednym z największych w Polsce zgromadzeń zakonnych, skończyła liceum plastyczne. Całymi godzinami mogłaby robić szkice, najchętniej ludzkich twarzy. Albo wyszywać.

- Koleżanki śmiały się, że siostry zamkną mnie w pokoju i każą wyszywać po dziesięć ornatów dziennie. Nie przeszkadzało mi to. Perspektywa fizycznej pracy też mnie nie odstraszała. Nie wstąpiłam po to, żeby realizować się artystycznie, chciałam moje zdolności oddać wspólnocie. Myślałam, że jeśli do czegoś się przydadzą, będę szczęśliwa. Szczęśliwsza, niż gdybym nawet zbierała nagrody za moje obrazy, ze świadomością, jak bogate mam wnętrze, jakie talenty.

Godzina piąta trzydzieści. Świt. Klasztor leży w pobliżu wsi, więc słychać pianie kogutów. - To bardzo efektowny dodatek do życia zakonnego - śmieje się siostra Klara. - Reszta dnia jest już mniej efektowna.

Po zniesieniu podziału na dwa chóry (aż do Soboru Watykańskiego II tzw. pierwszy chór tworzyły zakonnice, które wniosły do klasztoru posag, drugi - siostry z ubogich rodzin; na nie spadała cała praca fizyczna) obowiązki dzielone są sprawiedliwie między wszystkie siostry we wspólnocie. W zgromadzeniu Klary o ich podziale decyduje losowanie. Pierwszego dnia przypadło jej mycie łazienek, a po obiedzie i godzinnej rekreacji: sprzątanie kaplicy. Sama nie wie, kiedy wieczorem zasnęła, nie zdejmując nawet habitu. Następnego dnia od nowa.

- Problem żeńskiego życia zakonnego to nierozwiązany dylemat Marii i Marty - uważa ks. Jacek Prusak, psycholog, zajmujący się także psychoterapią. - Martę eksploatuje się do granic możliwości. Modlitwa w klasztorach jest dodatkiem, siostra ma na nią czas, gdy dopełni innych obowiązków. Zabieganie siostry biorą za cnotę, dlatego wiele domów formacji to zwyczajne ule. A przecież zadaniem nowicjatu nie jest chyba uczynienie z siostry doskonałej hostessy.

- Jestem przeciwniczką sprzątania czystych korytarzy i mycia czystych okien tylko po to, żeby cały dzień “coś" robić - mówi s. Aneta Kołodziejczyk, werbistka i mistrzyni nowicjatu. - Moje zgromadzenie ma korzenie niemieckie, więc pewne ślady tego “Ordnung muss sein" pozostały. Dlatego w formacji sióstr staram się zwracać uwagę na zachowanie równowagi między pracą a modlitwą. Na pewno łatwiej o to w zgromadzeniach o mniej rozbudowanej strukturze, gdzie siostry dzielą się realną pracą do wykonania.

Siostra Klara: - Machając szczotką, zadawałam sobie pytanie: “po co?". Łazienka nie była brudna. Ale nie mogłam udawać, że sprzątam, bo co jakiś czas zaglądała matka przełożona. Patrzyła chwilę, kiwała głową i wychodziła.

Miała wrażliwe ręce, więc szybko nabawiła się egzemy. Długo nie mogła się doprosić, żeby pozwolono jej używać kremu. Dopiero gdy przyjechała mama i zrobiła potężną awanturę, matka przełożona zgodziła się - pod warunkiem, że maść dostanie z domu. Któregoś dnia, gdy ręce piekły ją od proszku, odważyła się zapytać jednak: po co? Usłyszała, że pracuje za wolno i w tym czasie mogłaby wymyć już dwie łazienki. Więc myła.

Odpowiedź na pytanie: “po co?", można znaleźć przeglądając statuty zakonne: “Pokora przejawia się w pełnym wdzięczności uznaniu doświadczeń, jakimi Pan Bóg obdarzył nas i innych, w dyspozycyjności do pełnienia we wspólnocie różnych zadań i posług" (“Ratio institutionis: wytyczne dla formacji początkowej i ustawicznej w Zgromadzeniu Sióstr Św. Elżbiety", 2000 r.).

Siostra Klara odpowiedzi domyśliła się sama, bo słowo “dyspozycyjność" słyszała często, z różnych ust. Także od niewiele od niej starszych profesek, tuż po ślubach.

Ucieczka w pracę

Zdaniem ks. Prusaka “dyspozycyjność" postrzegana jest w zakonach żeńskich jako ideał, który do granic absurdu wynosi się na piedestał. - Nie można robić wszystkiego z takim samym zaangażowaniem: sprzątać, prowadzić ochronkę i na dokładkę studiować - mówi jezuita. - Z doświadczeń spowiednika i psychoterapeuty wiem, że wiecznie zapracowane siostry boją się nie tego, czy dobrze służą, ale czy dobrze wypadną w oczach matki przełożonej. Widząc cień niezadowolenia na jej obliczu, wyciągają wniosek, że są kiepskimi zakonnicami.

- To zachwianie proporcji jest czasem winą drugiej strony - dodaje s. Kołodziejczyk. - Praca może stać się ucieczką. Przed sobą, swoimi myślami, ale i byciem we wspólnocie. Niektóre zakonnice wolą angażować się w dziesiątki różnych zadań, byle nie spędzać za dużo czasu ze współsiostrami.

Ubóstwo interpretowane jako pełna negacja własnego “ja", oddanie całego czasu czemukolwiek, dla zasady, nawet jeśli byłoby to szorowanie korytarza, nie ma wiele wspólnego z chrześcijańskim poświęceniem. Może odzywa się tu osobliwa logika powołania? Logika odwrócona do góry nogami, bo wynika z niej, że Bóg powołuje człowieka do życia zakonnego nie po to, żeby go obdarować, ale żeby mu coś zabrać. Skoro woła, znaczy, że czegoś konkretnego potrzebuje. Niektóre siostry więc usiłują Mu to dać. Nie bacząc na koszty.

Iwona: - Byłyśmy młode i niewykształcone. Najlepszy materiał na tanią siłę roboczą. Ja przy tym nie należałam do pokornych. Dlatego, kiedy kolejny raz coś mi się nie podobało, zamiast do szkoły zostałam najpierw “zesłana" do pracy w ośrodku opiekuńczym dla ciężko upośledzonych dzieci. Bez żadnego przygotowania. Ale byłam idealistką, chciałam naprawiać świat. Dlatego to właśnie był najpiękniejszy czas w moim życiu zakonnym. Chociaż najbardziej męczący. Tym dzieciom naprawdę byłam potrzebna, mogłam wziąć za nie realną odpowiedzialność. Więc “kara" sióstr się nie udała.

Siostra Maria Krystyna Rottenberg poznała Laski, gdy miała 20 lat. Zauroczył ją klimat miejsca, wspólnota uboga, radosna, otwarta. Każdy, zarówno mieszkające tam siostry, jak i świeccy, pozostawiony był w przestrzeni duchowej wolności. Służba, przez to, że miała konkretny wymiar - opiekę nad niewidomymi - nie była sztuką dla sztuki, a tym samym nikogo nie krępowała. S. Maria Krystyna wiedziała, że jeśli wstąpi, to tylko tam. Wstąpiła, chociaż późno (od jej pierwszej wizyty w Laskach upłynęło kolejnych dwadzieścia lat).

A praca? - U nas przełożona sprząta pokoje, obiera ziemniaki i myje naczynia jak każda zwyczajna siostra, wedle potrzeby chwili - mówi s. Maria Krystyna. Problem podziału pracy i równouprawnienia w klasztorze jest, jednak, jej zdaniem skomplikowany. Posłanie intelektualistki do szwalni wyrządziłoby więcej szkody niż pożytku. - Znajoma kapucynka opowiadała mi, że musiała sama uszyć sobie habit, w którym potem do końca życia miała chodzić. Do takiego zgromadzenia chyba bym nie wstąpiła!

Szkoła życia

Siostry przychodzące do zgromadzenia ze szczególnymi uzdolnieniami lub wyższym wykształceniem często traktowane są jak niewygodne arystokratki. Powszechną praktyką jest zakopywanie talentu pod ziemię.

S. Klara - Miałam podjąć pracę w naszym wydawnictwie. Chodziło o projektowanie kartek i okładek książek, długo o to prosiłam. Dzień przed podpisaniem umowy usłyszałam, że nigdzie nie pojadę. Do wydawnictwa poszła córka hojnego właściciela fermy, która z pracami artystycznymi nie miała nic wspólnego.

Formacja intelektualna, która traktowana jest w większości zakonów żeńskich po macoszemu, również może okazać się doświadczeniem ubóstwa. - Nieśmiało myślałam: może uda mi się studiować w zakonie na przykład historię sztuki? - opowiada s. Klara. - Szybko musiałam wybić to sobie z głowy. Studiuje nas raptem kilka, wszystkie teologię.

Zakony żeńskie rzadko kiedy oferują siostrom wykształcenie inne niż katechetyczne.

- Kobiety są z natury praktyczne - mówi jedna z moich rozmówczyń. - Studium teologiczne jest teoretycznym przygotowaniem do praktycznej posługi. Ale siostry z mojego zgromadzenia uczą w szkołach muzyki, chemii, nie tylko religii. Są też absolwentki SGH, które same nie wyrażają chęci pracy w zawodzie. Zresztą trzeba pamiętać, że zakon nie jest miejscem realizowania czyichś wybujałych ambicji. Niektórym stępienie ich wyobrażeń o życiu w zgromadzeniu wychodzi na dobre. Spotkałam się z kandydatkami, które miały w planach kilka doktoratów!

S. Rottenberg przyznaje, że sporo ją kosztowało pozbycie się ulubionych książek, których w zakonie nie mogła posiadać (choć tak naprawdę zawsze miała do nich dostęp). Ale uważa, że wchodziły one w skład “majętności", z których zrezygnować trzeba. Bo te majętności to nie tylko własna portmonetka, ale właśnie talenty, możliwości, bogactwa intelektualne. - Błędem jest myślenie, że zakon to miejsce samorealizacji. Tym, czego doświadczam najczęściej, są puste ręce, własna niemoc. Na przykład, kiedy muszę odłożyć, przerwać jakiś projekt, pracę, którą pokochałam i zaczęła przynosić owoce. To jest inny wymiar ubóstwa.

Ale ograniczenia, nazbyt daleko idące, sięgają czasem sfery duchowej. Paradoksalnie w zakonach żeńskich Pismo Święte, poza fragmentami czytanymi wspólnie w trakcie liturgii godzin, pozostaje lekturą nieznaną. Siostry nie mają nawyku sięgania do Ewangelii, co można po części tłumaczyć zwyczajnym brakiem czasu, ale także brakiem zachęty.

Jednego ze związanych z redakcją “TP" kapłanów poproszono o poprowadzenie rekolekcji w żeńskim klasztorze. Opowiada o szoku, jakim były dla zakonnic jego rozważania oparte na Piśmie Świętym. - Pewna siostra, od 60 lat w zakonie, mówiła, że zdarzyło się to pierwszy raz. Wcześniej na rekolekcjach rozprawiano wyłącznie o regule życia, znaczeniu ślubów i biografii założyciela.

Habit czy lumpeks

Moja kolejna rozmówczyni zamiast habitu ma na sobie bluzkę i spódnicę. Ślub ubóstwa realizuje ubierając się w lumpeksie. Należy do zgromadzenia sióstr Sacré Coeur, o którym niektóre zakonnice mówią lekko ironicznie: “zeświecczone".

S. Aneta Kołodziejczyk: - Kiedy widzę, ile czasu zajmuje kupno materiałów, ile trudu uszycie, zadaję sobie pytanie: czy nie lepiej to uprościć? Ale z drugiej strony, może to właśnie jest jakiś ważny znak? Może nie wszyscy ludzie mijający na ulicy zakonnicę śmieją się z politowaniem? Może niektórym, nawet niewierzącym, przejdzie przez głowę: co daje jej siłę, że ona godzi się na to, żeby tak się ubierać, zwłaszcza w upał? Zastanawiałam się, czy wstąpić do zakonu habitowego czy bezhabitowego. Ale stwierdziłam, że chcę iść na całość.

Jednak habit, zamiast być świadectwem ubóstwa, może stać się także rodzajem schronu przed rzeczywistością. Przykładem takiego myślenia jest osobliwy postulat zmiany kroju habitu w pewnym zgromadzeniu (notabene większość wstępujących do niego ma wykształcenie wyższe). Innowacja polegałaby na całkowitym niemal zasłonięciu twarzy. Inicjatywę sióstr odrzucił biskup tamtejszej diecezji.

Szukanie w habicie źródła tożsamości może być przyczyną, dla której po dziś dzień siostry muszą mieć go na sobie, tak w czasie wycieczki po Tatrach, jak i w sali gimnastycznej, prowadząc zajęcia z wuefu w żeńskim liceum. Bowiem według niektórych sióstr, przeciwnie do powiedzonka “Nie kapa czyni mnicha": habit, owszem - czyni zakonnicę. Zdaniem ks. Prusaka, przeciwko reformie habitu pada najczęściej jeden argument: “Kto przyjdzie do zgromadzenia, jeśli strój nie będzie taki, jak ma matka założycielka na obrazie w dniu kanonizacji?".

Dla siostry Sybilli nie krój habitu jest ważny, ale sam fakt jego noszenia. Gdy jechała na stypendium do Niemiec, radzono jej, żeby nie chodziła na uniwersytet w habicie, bo wzbudzi tylko sensację. Nie posłuchała. Po trzech miesiącach na uczelni wszyscy ją znali.

- Byłam chyba pierwszą w historii uniwersytetu zakonnicą w habicie. Wielu studentów zagadywało mnie na korytarzu, chcieli rozmawiać nawet na bardzo intymne tematy. Mieli do mnie zaufanie, nie tylko ci wierzący. Nie byłoby tego, gdybym chodziła po świecku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2004