Tworząc świat

Najbardziej kontrowersyjną propozycją tegorocznego Biennale jest praca Teresy Margolles, która w XVIII-wiecznych pałacowych salach zawiesiła płótna zabarwione krwią ofiar mafijnych porachunków w Meksyku.

09.06.2009

Czyta się kilka minut

Główne nagrody 53. Międzynarodowego Biennale Sztuki w Wenecji

Złote Lwy:

za całokształt twórczości - John Baldessari (USA) i Yoko Ono (USA)

dla najlepszej prezentacji narodowej - Bruce Nauman (USA)

dla najlepszego artysty na wystawie głównej - Tobias Rehberger (Niemcy)

Srebrny Lew dla najbardziej obiecującego młodego artysty - Nathalie Djurberg (Szwecja)

Otwarto 53. Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji, największy i najstarszy przegląd powstających aktualnie dzieł. Impreza bywa - czasami słuszne - krytykowana za niechęć do eksperymentu, ryzyka, uleganie naciskom politycznym czy medialnym. Mimo to pozostaje wielkim świętem sztuki. W tym roku przygotowano prezentacje narodowe aż 77 krajów. Towarzyszy im obszerna wystawa międzynarodowa oraz 44 imprezy dodatkowe: od przeglądów najnowszej sztuki Chin czy Palestyny po niezależną twórczość z czasów ZSRR.

Światy tworzone

Biennale zorganizowano pod hasłem "Making Worlds" (Tworzenie światów). Daniel Birnbaum, dyrektor tej edycji imprezy oraz jeden z najciekawszych dziś kuratorów, zaproponował, by przyjrzeć się, jak artyści postrzegają rzeczywistość, co w niej uważają za ważne, co jest przez nich pomijane, ale też - w jaki sposób kreują świat. Co i jak dzięki nim możemy zobaczyć. "Making Worlds" to także tytuł imponującej wystawy międzynarodowej: znalazły się na niej prace ponad 90 artystów z całego świata. To wystawa pozbawiona wyraźnych tez, nie jest ani polityczna, ani nie proponuje ucieczki od rzeczywistości, zamknięcia się w autonomicznym świecie sztuki. Ten brak ostrych deklaracji zapewne wielu się nie spodoba.

Na "Making Worlds" spotykają się bardzo różne pokolenia artystów, ale niewielu tu modnych dziś twórców. Są klasycy współczesności, ale ich dzieła nie dominują ekspozycji. Trudno byłoby zresztą ich pominąć, skoro Yoko Ono i Johna Baldessariego nagrodzono w tym roku Złotymi Lwami za całokształt twórczości. Oczywiście, w pierwszym przypadku można podejrzewać organizatorów o schlebianie modom medialnym. Jednak na wystawie pokazano Yoko Ono z najciekawszej strony. Znalazły się tu "Instrukcje"- krótkie scenariusze do pojedynczych działań, do dziś zaskakujące swą oryginalnością. Obok zaś przypomniano twórczość japońskiej grupy Gutai, jedno z ważnych zjawisk w sztuce lat 60. Wystawa podkreśla znaczenie dla współczesnej sztuki doświadczeń tej i następnej dekady - konceptualizmu, sztuki ciała, performance’u. Dlatego też pokazano w Wenecji dzieła innych artystów tworzących w tym czasie, a dziś często już nieżyjących, jak Szwed Öyvind Fahlström czy Brazylijka Lygia Pape. Ich twórczość zajmuje coraz ważniejsze miejsce w dziejach sztuki drugiej połowy XX w.

"Making Worlds" układa się w wielowątkową opowieść. Są tu prace podejmujące kwestie polityczne czy poruszające problemy społeczne, jak i bardzo jednostkowe, odwołujące się do własnego dzieciństwa. Znalazło się miejsce dla twórców sięgających do przeszłości sztuki, jak i dzieł zainspirowanych literaturą. Jednych twórców kuszą wizje przyszłości, inni stawiają pytania o tożsamość lub oddają się oglądaniu świata. Obok pracy Polki Goshki Macugi, poruszającej problem imperialnych tradycji, jest bardzo subtelna kolorystycznie instalacja Brazylijczyka Cildo Meirelesa. Pokazano delikatne rysunki Egipcjanki Susan Hefuna i futurologiczne opowieści Rosjanina Pawła Peppersteina, a Szwedka Nathalie Djurberg wykreowała dziwaczny, prześmiewczy rajski ogród z rzeźbami-kwiatami. Bywa, że artyści dają widzowi szansę popatrzenia na siebie, czasami w bardzo dosłownym znaczeniu tego słowa, jak w pracy jednego z klasyków włoskiej sztuki Michelangelo Pistoletto, który zawiesił rząd luster. Jednak niektóre z nich są rozbite, ich części rozpadły się na kawałki. Widzimy jedynie strzępy odbić, fragmenty nas i otaczającej przestrzeni.

Narodowe opowieści

Biennale z ponadstuletnią przeszłością, z podziałami na narodowe pawilony oraz nagrodami zdaje się instytucją archaiczną. Jednak dziś jego organizatorzy zdają się mówić: historia jest naszym atutem. Weneckie Biennale ma stać się nowoczesną instytucją. Przebudowano Palazzo Esposizioni, zaproszono też artystów, by zaprojektowali dla tego budynku niektóre pomieszczenia. Massimo Bartolini przygotował salę edukacyjną, Tobias Rehberger jest autorem kawiarni (za co otrzymał Lwa), a Rirkrit Tiravanija księgarni. To ciekawa, ale też kontrowersyjna próba zmierzenia się współczesnych artystów z twórczością o charakterze użytkowym.

Jednak nadal podstawową częścią Biennale są ekspozycje przygotowywane przez poszczególne kraje w pawilonach narodowych. Bywają to czasami wybory nadto oczywiste. W Pawilonie Stanów Zjednoczonych urządzono wystawę Bruce’a Naumana, jednego z najważniejszych artystów ostatnich dekad. "Topological Gardens" dobrze pokazuje istotne tematy jego twórczości od schyłku lat 60. po najnowsze prace, jak dźwiękowe "Giorni". Widać jego uważne śledzenie zwykłych gestów, pozornie pozbawionych znaczenia wydarzeń, rutynowych czynności. Trudno było z tym pawilonem konkurować i Złoty Lew nie był chyba dla nikogo zaskoczeniem.

Jednak ciekawy był też inny nurt odnoszący się do samej instytucji i jej tradycji. W filmie Steve’a McQueena (pawilon brytyjski) widzimy życie terenów biennale po zakończeniu wystaw: opuszczone budynki, zalegające śmieci. Miejsce artystów zajmują wałęsające się psy i poszukiwacze przygodnego seksu. Z kolei Roman Ondák zamazał granice między przestrzenią pawilonu Czechów i Słowaków a otaczającym go ogrodem. To, co jest na zewnątrz - krzaki, trawa - znalazło się w sali ekspozycyjnej.

Podważana jest wreszcie sama idea ekspozycji narodowej. Rywalizacja narodów przy pomocy sztuki w dobie globalizacji może wydawać się dość ekscentrycznym pomysłem. W tegorocznym pawilonie niemieckim swoje prace pokazuje Brytyjczyk Liam Gillick. W ukraińskim znalazł się Ilja Cziczkin oraz Japonka Mihara Yasuhirocy.

Skrajną propozycją jest wystawa przygotowana przez Michaela Elmgreena i Ingara Dragseta, którzy zajęli oba pawilony Danii i krajów nordyckich. To niezwykle efektowna, a nawet efekciarska ekspozycja. Wykreowali oni dwa różne światy. Jeden z pawilonów przekształcili w elegancki dom klasy średniej, drugi - w mieszkanie modnego geja. Oglądamy opuszczone pomieszczenia, w których ktoś przed chwilą mieszkał, można usiąść w ich fotelach, a nawet położyć się w łóżku. W tle kryje się jakieś dramatyczne wydarzenie. W salonie stoi pęknięty stół, w basenie pływa... trup. Nie gra z widzem jest jednak najważniejsza. Elmgreen i Dragset przełamują granice pawilonów narodowych, ale i podważają sam sens wystawy jako pokazu sztuki z danego kraju. Bezczelnie żerują też na pracach innych. Z prac artystów różnych nacji, m.in. Maurizia Cattelana czy Wolfganga Tillmansa, budują własną opowieść.

Oczywiście, prezentacje w pawilonach są bardziej różnorodne. Chyba najbardziej radykalną propozycję przygotowała Meksykanka Teresa Margolles. W XVIII-wiecznych salach Palazzo Rota-Ivancich zawiesiła wielkie, wyblakłe tkaniny, pełne przebarwień, załamań. Niektóre zdobią złote litery, inne dopiero zostaną wyszyte podczas trwania Biennale. Dodatkowo jedno z płócien artystka, niczym flagę wywiesiła w pałacowym oknie. Wszystkie tkaniny zostały zabarwione krwią ofiar mafijnych porachunków w Meksyku. Margolles przypomina o tym, o czym inni milczą. Ta wystawa wzbudzi zapewne skrajne reakcje, sprowokuje do stawiania pytań o granice artystycznego działania, o przekraczanie tabu.

Goście, goście

Polski pawilon zajął Krzysztof Wodiczko. Jego praca "Goście" to imponująca wideoinstalacja. W ciemnej przestrzeni wybijają się ogromne - w rzeczywistości nieistniejące - okna. Za nimi pojawiają się postacie. Wykonują jakieś gesty. To nielegalni emigranci - widzimy ich przy codziennych czynnościach, myciu okien, sprzątaniu. Możemy też wysłuchać ich opowieści o tym, co ich spotyka, o kłopotach z przekroczeniem unijnej granicy, o wykorzystywaniu przez pracodawców, zachowaniu wobec nich policji. Mieszają się języki, tylko opowieści wydają się do siebie podobne. Powtarza się w nich strach, bywa że upokorzenie, niepewność. Przymglone szyby sprawiają, że widzimy tylko ślady postaci. Ten zabieg stwarza dystans między oglądającymi a rozmówcami Wodiczki, potęgowany formalnym pięknem tej pracy.

Nietrudno o wątpliwości. Artysta daje możliwość publicznego zaistnienia tym ludziom, unikalną możliwość wypowiedzenia się w debacie publicznej, ale jednocześnie oddziela nas od "nielegalnych". Wodiczko - co podkreśla - jest lojalny wobec swoich rozmówców, ujawnienie tożsamości mogłoby ściągnąć na nich kłopoty. Chwytają się przecież rozmaitych sztuczek, by dotrzeć do Unii. Ale czy to oddzielenie nie podkreśla naszego dystansu? Są niewidzialni, bo nie chcemy ich widzieć. Bywają nam potrzebni z rozmaitych powodów - ekonomicznych, a nawet politycznych (jako kozioł ofiarny), ale nie chcemy zapraszać ich do rozmowy. Nie są częścią naszego światach, chyba że artysta za nas go skonstruuje.

Współpraca Robert Zakrzewski

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2009