Trzysta milionów

To jedna z najkrwawszych masakr w dziejach USA. Ameryka znów dyskutuje o dostępie do broni. Czy tym razem coś z tego wyniknie?

09.10.2017

Czyta się kilka minut

W sklepie National Armory, Pompano Beach na Florydzie, 23 grudnia 2015 r.  Raporty FBI wykazują, że broń jest coraz częstszym prezentem świątecznym. / JOE RAEDLE / GETTY IMAGES
W sklepie National Armory, Pompano Beach na Florydzie, 23 grudnia 2015 r. Raporty FBI wykazują, że broń jest coraz częstszym prezentem świątecznym. / JOE RAEDLE / GETTY IMAGES

Pod koniec września 64-letni Stephen Paddock wynajął pokój na 32. piętrze hotelu Mandalay Bay w Las Vegas. Z okna miał widok na odbywający się po drugiej stronie ulicy festiwal muzyki country. Do minionego czwartku policja nie ustaliła, dlaczego wybrał akurat ten cel. Wiadomo tylko, że działał z premedytacją, choć – wbrew pierwszym doniesieniom – najpewniej nie z inspiracji tzw. Państwa Islamskiego. W ciągu kilku dni zgromadził w pokoju 23 sztuki broni i zapas amunicji idący w tysiące nabojów, a w korytarzu ustawił kamery. W niedzielny wieczór, 1 października, o godzinie 22.07 czasu lokalnego otworzył okno i zaczął strzelać do uczestników koncertu.

477 dni

Masakra w Las Vegas, w której zginęło 59 osób (w tym zamachowiec), a ponad pół tysiąca zostało rannych, jest jedną z najbardziej krwawych w niedawnej historii USA. Mimo to Las Vegas nie jest w żadnej mierze wydarzeniem niezwykłym. Ostatnia masakra o podobnej skali wydarzyła się 12 czerwca 2016 r. w Orlando na Florydzie: sprawca wszedł do klubu gejowskiego i zamordował 49 osób.

W ciągu 477 dni dzielących dramaty w Las Vegas i Orlando według wyliczeń Gun Violence Archive w USA doszło do 521 strzelanin, w których zginęły i/lub zostały ranne więcej niż cztery osoby. Zginęło w nich 585 ludzi, a 2156 zostało rannych. Co najmniej, bo dane mogą być niepełne.

Wydarzenia w Las Vegas nie są perwersją niemal nieograniczonego prawa do posiadania broni w USA – wynikającego rzekomo z drugiej poprawki do konstytucji – lecz prostą konsekwencją. Półautomatycznego colta AR-15, z którego strzelał, Paddock kupił legalnie. W Nevadzie, gdzie mieszkał, prawo pozwala na posiadanie broni w nieograniczonej ilości i otwarte noszenie jej w miejscach publicznych.

Do tego 12 z 23 sztuk broni, które zgromadził w pokoju hotelowym, miało przerobioną kolbę na tzw. bump stock, czyli proste mechaniczne urządzenie, które wykorzystuje siłę odrzutu podczas wystrzału, by zwiększyć kilkakrotnie częstotliwość. Bump stock zmienia broń półautomatyczną, która wystrzeliwuje jeden pocisk za jednym naciśnięciem spustu, w oręż, który zachowuje się jak dużo bardziej śmiercionośna broń automatyczna. Choć dostęp do broni automatycznej jest w USA mocno ograniczony, to bump stocks są zgodne z prawem i bez trudu dostępne na rynku od lat. Najtańsze kosztuje sto dolarów.

Biorąc to pod uwagę, zaskakiwać powinno raczej, że ofiar nie było więcej – i że do takiej masakry doszło dopiero teraz.

Sekwencja emocji

Reakcje na strzelaninę w Las Vegas nie odbiegają od scenariusza znanego z wielu podobnych wydarzeń.

Najpierw jest szok i niedowierzanie, że do czegoś takiego doszło. Oraz kondolencje i znane hasło: „Módlmy się za Vegas” (Orlando, San Bernardino, Waszyngton itd.). Potem przychodzi czas na wściekłość. Demokratyczna senatorka z Massa­chusetts Elizabeth Warren mówiła teraz, że „myśli i modlitwy nie wystarczą”. Senatorowie Chris Murphy i Richard Blumenthal – obaj Demokraci z Connecticut, gdzie w 2012 r. w podstawówce w Newton zamachowiec zastrzelił 20 pierwszoklasistów i sześcioro nauczycieli – stwierdzili, że sprzeciwiający się ostrzejszym regulacjom parlamentarzyści pośrednio ponoszą odpowiedzialność za każdą kolejną strzelaninę. Pochodzący z Las Vegas Jimmy Kimmel podczas swego programu łamiącym się głosem mówił, że kongresmeni odpowiedzialni za nieprzegłosowanie odpowiednich rozwiązań powinni się modlić, ale „o przebaczenie za to, że pozwolili lobby producentów broni rządzić krajem”.

Potem, po wściekłości, następuje wyparcie. Mitch McConnell, lider większości republikańskiej w Senacie, do którego były skierowane słowa Kimmela, zareagował podręcznikowo (i typowo jak na Partię Republikańską). Stwierdził, iż upolitycznianie masakry jest wysoce niestosowne, i że nie jest to dobry moment na rozważanie jakichkolwiek rozwiązań prawnych.

Druga poprawka

Zwykle okazuje się, że żaden moment na ograniczenie dostępu do broni nie jest dobry. Po masakrze w Aurorze (stan Kolorado) w 2012 r., gdy 24-latek otworzył ogień w kinie i zabił 12 osób, a 58 ranił, Demokrata Joe Manchin i Republikanin Pat ­Toomey przedstawili projekt rozszerzonych kontroli kupujących broń. Projekt poległ w Senacie, głównie głosami Republikanów.

Tak jak pomysł ograniczenia sprzedaży broni półautomatycznej z magazynkami o dużej pojemności, które niewątpliwie przyczyniły się do wysokiej liczby ofiar we wspomnianej masakrze w szkole w Newton. Albo tak, jak w 2016 r. upadł projekt uniemożliwiający sprzedaż broni osobom z listy podejrzanych o terroryzm, który powstał po masakrze w Orlando (jej sprawca był na liście podejrzanych).

Dlaczego w USA tak trudno przepchnąć nawet minimalne rozwiązania? Odpowiedź wydaje się tkwić w fali rewolucyjnego konserwatyzmu, coraz bardziej zbliżającej się do „ściany” prawicy, która wyniosła do władzy Ronalda Reagana, a której lewica i centrum nie umiały się przeciwstawić.

Zmiana zaczęła się jeszcze w 1977 r., gdy przewrót pałacowy w Narodowym Stowarzyszeniu Strzeleckim (National ­Rifle ­Association, NRA) zmienił tę w miarę umiarkowaną organizację w coraz bardziej ekstremistycznych zwolenników niekontrolowanego dostępu do broni. NRA zaczęła promować taką interpretację drugiej poprawki, zgodnie z którą miałaby ona dawać swobodny dostęp do broni. Za tym szły pieniądze na kampanie „informacyjne” i kampanie wyborcze przychylnych polityków. Jest tajemnicą poliszynela, że NRA wydaje miliony na kampanie Republikanów.

Druga poprawka jest – z językowego punktu widzenia – trudna do rozszyfrowania, delikatnie to ujmując. Gramatycznie nie jest to zdanie poprawnie skonstruowane. Nietypowa interpunkcja, szyk i styl powodują, że jest też trudna do przetłumaczenia i podatna na różne interpretacje. Przez większość historii USA traktowano ją jako pozwolenie na posiadanie broni w kontekście tworzenia stanowych milicji. Interpretację, którą forsowała NRA – jako niezbywalne prawo do posiadania broni – wyśmiał publicznie jeszcze w 1991 r. konserwatywny przewodniczący Sądu Najwyższego Joseph Warren Burger.

Ale w 2008 r. większość sędziów Sądu Najwyższego, pod wodzą ultrakonserwatywnego Antonina Scalii, była już innego zdania. W decyzji District of Columbia v. Heller uznali oni, że druga poprawka pozwala na posiadanie broni „w celach zgodnych z prawem”, jak samoobrona. Decyzja miała poważne znaczenie, gdyż uniemożliwiła rządowi ­federalnemu i stanom dalej idące ograniczenie dostępu do broni.

Mapa nasycenia

Tymczasem zmienił się też klimat w Stanach. Dostęp do broni stał się elementem konserwatywnego credo, a potem jedną z jego sztandarowych wartości, obok ­„wolności religijnej” (a w zasadzie prawa do, uzasadnianego wiarą, dyskryminowania osób o innej orientacji seksualnej), zakazu aborcji i niskich podatków oraz niskich wydatków budżetowych, zwłaszcza na cele socjalne. Po D.C. v. Heller oraz serii zwycięstw na szczeblu stanowym konserwatywni politycy zaczęli wprowadzać prawa ułatwiające pozyskanie broni, pozwalające na jej otwarte noszenie czy na użycie jej w samoobronie nie jako wyjścia ostatecznego, lecz pierwszego.

Również po tym, jak geograficznie rozkłada się „nasycenie” bronią, widać, że to problem kulturowy. Choć w USA obywatele mają łącznie ok. 300 mln sztuk broni palnej – mniej więcej tyle, co populacja – nie jest tak, iż każdy ma broń. Osoby, które ją posiadają, zwykle mają po kilka sztuk. Częściej mieszkają one na terenach wiejskich. W stanach uważanych za konserwatywne (głównie na Południu i Środkowym Zachodzie) procent posiadaczy broni jest wyższy niż w stanach uchodzących za liberalne, jak Nowy Jork czy Kalifornia.

Dla wielu Amerykanów posiadanie broni jest gestem politycznym w walce o hegemonię kulturową, symbolem oporu wobec spisku lewaków i czającej się za rogiem tyranii rządu federalnego. Jak bardzo zwolennicy kontroli broni przegrywają tę wojnę, świadczy fakt, iż – choć liczba ofiar masowych strzelanin (nie liczba samych masowych strzelanin) rośnie od co najmniej 30 lat – to zarazem, według badań Pew Research Center, od lat 90. XX w. rośnie odsetek osób uważających, że prawo do posiadania broni jest ważniejsze niż kontrola dostępu do niej. Wprawdzie w 1994 r. udało się uchwalić zakaz sprzedaży broni półautomatycznej, ale po tym, jak w 2004 r. zakaz wygasł, wszelkie podobne inicjatywy kończyły się porażkami.

Opcje niewyobrażalne

Choć historia nie nastraja więc optymistycznie, to po masakrze w Las Vegas być może coś się zmieni. Dzięki prostej przeróbce Paddock zmienił „zwykłą” półautomatyczną broń w narzędzie zniszczenia. Podniesione teraz przez niektórych Demokratów propozycje zdelegalizowania bump stocks spotkały się z pozytywnym odzewem części Republikanów. Spiker Izby Reprezentantów zapowiedział, że jest gotowy rozważyć taki pomysł. Bardziej dosadny był republikański kongresmen z Teksasu Bill Flores: „Nie ma żadnego powodu, by typowy właściciel broni palnej miał cokolwiek, co pozwala na przerobienie broni półautomatycznej w taką, która działa jak automatyczna”.

Ku powszechnemu zaskoczeniu pomysł poparła NRA. Ale nie należy doszukiwać się w tym humanitarnego motywu. Swego stanowiska w sprawie drugiej poprawki NRA nie zmieniła pod wpływem masakry w Newton, dlaczego więc miałaby zmienić z powodu ataku w Las Vegas. Jest pewnie kwestią czasu, aż kolejny sprawca skorzysta z takiej przeróbki, jaką miał Paddock. Następna taka rzeź może przechylić szalę na korzyść zwolenników ograniczenia dostępu do broni. Innymi słowy, to racjonalny ruch wyprzedzający nieuniknione.

Nawet gdyby takie rozwiązanie przeszło cały proces legislacyjny (co nie jest pewne), i tak nie dotknie ono sedna sprawy, gdyż ofiary strzelanin takich jak w Las Vegas stanowią zdecydowaną mniejszość ofiar broni palnej. Największą grupą są samobójcy. Druga największa grupa to ofiary zabójstw; wśród nich przewodzą ofiary przemocy w wielkomiejskich gettach (głównie Afroamerykanie i Latynosi) oraz ofiary przemocy domowej. Tutaj przeróbki niewiele zmieniają. Zdelegalizowanie bump stock nie rozwiąże też problemu ofiar konfrontacji z policją; realia USA są takie, że nieproporcjonalnie większe szanse zostania taką ofiarą mają Afroamerykanie.

W tych wypadkach winę ponosi nie taka czy inna przeróbka, lecz ilość łatwo dostępnej broni. Rozwiązanie tego problemu wymagałoby poprawki do konstytucji, która anulowałaby decyzję Sądu Najwyższego, albo też nowej decyzji Sądu zmieniającej precedens D.C. v. Heller.

Przy obecnym układzie sił obie opcje są nierealne. Proceduralne wymogi sprawiają, że polaryzacja społeczna wyklucza zmianę drugiej poprawki na długie lata. Z kolei przy konserwatywnej większości w Sądzie Najwyższym trudna do wyobrażenia jest zmiana precedensu.

W ten sposób przemoc związana z bronią palną pozostaje w Stanach kwestią niemożliwą do rozwiązania.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2017