Trzymani na muszce

Choć „Prime Time” przenosi nas do odległej epoki, kiedy byliśmy gorzej ubrani i dzwoniło się z oldskulowych nokii, to pewne mechanizmy, jak te związane z przemocą, wyglądają znajomo.

02.04.2021

Czyta się kilka minut

Bartosz Bielenia (Sebastian) i Andrzej Kłak (ochroniarz) w filmie Jakuba Piątka „Prime Time” / WATCHOUTSTUDIO / MATERIAŁY PRASOWE
Bartosz Bielenia (Sebastian) i Andrzej Kłak (ochroniarz) w filmie Jakuba Piątka „Prime Time” / WATCHOUTSTUDIO / MATERIAŁY PRASOWE

Miała być milenijna pluskwa, mała apokalipsa lub nowy wspaniały świat. Tymczasem, niezależnie od oczekiwań i obaw, większość Polaków spędziła sylwestra 1999 roku dość banalnie, a większość z tych, którzy pozostali w domach, witała nowe tysiąclecie przed telewizorem – z prezydentem Kwaśniewskim, Janem Pawłem II, Marylą Rodowicz czy rodziną Kiepskich. Jednakże tej nocy słowa wypowiadane na ekranie miały szczególną moc. Dlatego bohater filmu „Prime Time”, zagrany przez Bartosza Bielenię, wtedy właśnie podejmuje desperacką walkę o swój prywatny czas ekranowy.

Fabularny debiut Jakuba Piątka, znanego z dokumentu „One Man Show” i etiudy „Users”, moment rytualnego przejścia pokazuje z perspektywy studia telewizyjnego, skąd transmituje się sylwestrowe widowisko. Kiedy na plan wpada uzbrojony napastnik, program zostaje przerwany, rzekomo z powodu „drobnych problemów technicznych”, ale Sebastian jest gotów na wszystko, żeby znów dostać się na wizję i wyrzucić z siebie przekaz spisany na wyświechtanych kartkach. Zakładnikami stają się popularna prezenterka Mira (Magdalena Popławska) i ochroniarz Grzegorz (Andrzej Kłak), przybyli zaś na miejsce antyterroryści i negocjatorzy próbują zażegnać kryzys. Najbezpieczniej byłoby oczywiście spełnić warunki intruza: włączyć kamery i pozwolić mu na publiczną wypowiedź, lecz na to wydawczyni programu (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) nie może się zgodzić. Co by było, gdyby miliony polskich telewidzów usłyszały w noworocznym orędziu jakieś niecenzuralne przesłanie? Zresztą i tak o wszystkim musi zadecydować prezes i wiele wskazuje na to, iż rzecz dzieje się w siedzibie publicznej stacji telewizyjnej.

Piątek i jego współscenarzysta Łukasz Czapski unikają podpowiedzi, jakiej sprawy rzecznikiem mógłby stać się ich bohater – noszący bejsbolówkę, nabuzowany gniewem, na pierwszy rzut oka typowy „Seba” z ulicy. Na monitorach w tle migają obrazki z Polski lat 90. – protestujący górnicy, rolnicy i pielęgniarki, przygotowana do rychłej emigracji młodzież, a ze znanych twarzy: młodsi o dwadzieścia lat Leszek Balcerowicz i Janusz Korwin-Mikke. Ale wątek transformacyjny czy socjologiczny pozostaje gdzieś na dalekim planie, bo twórców najbardziej interesuje sam Sebastian – czyli to, co dzieje się z nim i w nim, oraz to, co wydarza się między głównym bohaterem a innymi postaciami dramatu. Zamknięci w gmachu telewizji, prowadzą ze sobą nawzajem rozmaite gry: o przeżycie, o władzę, o uwagę. Gdy w pewnej chwili dołącza do nich ojciec Sebastiana (Juliusz Chrząstowski), nakręca się jeszcze bardziej ryzykowna drama, złożona z wstydliwie osobistych szczegółów i traum przeszłości. Emocjonalna temperatura tego „widowiska” sięga wtedy punktów krytycznych. Pojawia się także sugestia, skąd bierze się w bohaterze poczucie wykluczenia i dlaczego rozgorączkowany chłopak z pistoletem, domagający się udzielenia mu głosu, w niektórych okolicznościach zacina się i jąka.

Choć tego rodzaju dreszczowce chciałyby przez cały czas trzymać widza na muszce, w „Prime Time” konwencjonalne napięcie podporządkowane zostaje siłom odśrodkowym: rządzącemu w studiu chaosowi i nieprzewidywalnej dynamice spięć międzyludzkich. Sebastiana wściekłość i rozpacz zaczynają wyzwalać w innych tłumione dotychczas emocje. Na przykład u Miry – gwiazdy telewizyjnej, która mimo splendorów czuje się osobą wewnętrznie zdegradowaną, albo u wrażliwej negocjatorki Leny (Monika Frajczyk). Pomiędzy Sebastianem a nimi wytwarza się nawet pewien rodzaj bliskości, aczkolwiek przyznać trzeba, że nasza wiedza o tych postaciach do końca pozostaje nader znikoma. I wynika raczej z domyślnej psychologii niż ze stosunków panujących w instytucjach typu telewizja czy policja, jakkolwiek można dopatrzyć się paru znaczących drobiazgów, związanych z tamtejszymi zależnościami i hierarchiami.

Przypomnijmy, iż jesteśmy w ­czasach, kiedy telewizja była bogiem, jako że internet dopiero się rozkręcał. Bohaterowi Bieleni daleko jednak do atencjusza z przemożnym parciem na szkło – to człowiek na krawędzi. Występ w porze największej oglądalności daje mu widzialność i słyszalność, której najwyraźniej odmawiano mu dotychczas w dosłownym bądź symbolicznym wymiarze, na gruncie rodziny, uczelni, życia osobistego i społecznego.

Jednakże na pytanie, co właściwie Sebastian chciał przekazać swoim rodakom na przełomie mileniów, „Prime Time” nie daje odpowiedzi. Albo podsuwa taką, która redukuje frustrację Sebastiana do jednego tylko aspektu. Czy takie uogólnienie lub zawężenie rzeczywiście filmowi służy? Z pewnością nie zamyka go w kapsule czasu. Choć Piątek przenosi nas do odległej epoki, kiedy byliśmy gorzej ubrani, kiedy jeszcze bez obawy korzystało się z solariów i dzwoniło z oldskulowych nokii, to pewne mechanizmy, na przykład związane z przemocą, w gruncie rzeczy wyglądają znajomo. Z jednej strony mamy bowiem akt bezradności i desperacji, w którym ktoś chwyta się ekstremalnych środków, z drugiej zaś tępą przemoc sankcjonowaną przez władzę.

Kamera Michała Łuki filmuje ludzi w potrzasku – telewizyjnie, ciasno, płasko, w maksymalnych zbliżeniach – i nie tylko w związku z sytuacją napadu. Głuche, depresyjno-industrialne dźwięki zakomponowane przez Teoniki Rożynek pogłębiają wyobcowanie i klaustrofobiczność. Paliwem tej historii są niewątpliwie aktorzy, przez wielu z nas kojarzeni głównie z zamkniętych obecnie teatrów – tym większa jest przyjemność oglądania ich i słuchania. Bielenia, który w jakimś sensie gra tu przedłużenie swej roli z „Bożego Ciała” Jana Komasy, czyli „złego chłopaka” niosącego światu ważne przesłanie, magnetyzuje podwójnym wcieleniem agresora i ofiary. Film „Prime Time”, nakręcony w warunkach covidowych i pokazany w konkursie Sundance, nie serwuje milenijnych fajerwerków czy ostatecznych proroctw. Zamiast tego skupia się na zaszczutej jednostce, dla której każda chwila może mieć ciężar ostatecznej. ©

PRIME TIME – reż. Jakub Piątek. Prod. Polska 2021. Dostępny na Netfliksie od 14 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2021