Trzy czwarte dorosłych Hiszpanów kupuje losy w świątecznych loteriach. Skąd ta popularność?

Tradycja noworocznych loterii przetrwała nawet wojnę domową – jedną organizowali wtedy nacjonaliści, drugą republikanie. To, co cieszy właścicieli lokali sprzedających losy, martwi jednak psychologów.
z Almerii (Hiszpania)

16.01.2024

Czyta się kilka minut

fot. Agnieszka Zielińska
Fot. Agnieszka Zielińska

Ulice świecą pustkami. Dzień wcześniej, 5 stycznia, do późna celebrowano tu przyjazd do miasta Trzech Króli, o czym przypominają już tylko niebieskie papierki po cukierkach z logiem urzędu miasta, porozrzucane wzdłuż La Rambli, głównej ulicy Almeríi. Tylko tu wyrzucono ich wczoraj w powietrze ok. 13 ton! Wszystko to w ramach hucznego orszaku, który przejeżdżał przez miasto wraz z Kacprem, Melchiorem i Baltazarem.

Dziecię i Grubas | 6 stycznia to w Hiszpanii dzień wolny od pracy. Od rana rozpakowuje się tu prezenty, które w nocy przywieźli Trzej Królowie. Dla rodziców to finansowe wyzwanie: dzieci oczekują prezentów od Mikołaja w Wigilię i potem – zgodnie z tradycją – także od Króli.

Większość sklepów jest zamkniętych. Wśród nielicznych otwartych są kioski z loteriami. I to tu dorośli liczą, że sami sprawią sobie najlepszy prezent.

Przed jedną z loterii spotykam dwóch rybaków w średnim wieku. Francisco José, zwany zdrobniale „Paco”, od 20 lat kupuje losy w świątecznych loteriach. Dziś będzie czekać na wyniki loterii zwanej El Niño (hiszp. Dzieciątko). Kupił dwa losy.

– Zimą nasza praca jest ciężka. Wypływamy na noc, po dwudziestej, żeby do czwartej marznąć na morzu, próbując coś złowić. Ale ryby nie biorą tak, jak latem. Czasem udaje mi się zarobić tylko 600 euro miesięcznie, a to za mało, by utrzymać rodzinę – mówi mi „Paco”.

W ciągu 20 lat kupowania losów najwięcej naraz wygrał 365 euro. Przypomina sobie, że w jednym roku wydał na losy w sumie równowartość miesięcznej pensji, a udało mu się wygrać 40 euro. Ale nie traci nadziei, że któregoś dnia los się uśmiechnie. – Jeśli trafię główną nagrodę, nie pójdę więcej do pracy – deklaruje. Na pożegnanie życzy mi Felices Reyes: „Szczęśliwego Dnia Trzech Króli”.

Podobną nadzieję jak Francisco José mają miliony Hiszpanów, którzy tłumnie kupują losy w dwóch świątecznych loteriach: El Niño oraz El Gordo (hiszp. Grubas). Ta druga odbywa się tuż przed Bożym Narodzeniem: 22 grudnia punktualnie o dziewiątej rusza losowanie szczęśliwych numerów.

Dzielone losy | Tego dnia jestem w siedzibie Czerwonego Krzyża w Almeríi. Jego pracownicy odrywają się od pracy, by stanąć przed dwoma telewizorami w korytarzu biura. Niecierpliwie oczekują ogłoszenia wyników. W końcu wspólnie złożyli się na jeden kupon.

Główne nagrody w obu loteriach to odpowiednio 4 mln i 2 mln za serię (od wygranej trzeba zapłacić 20 proc. podatku). Pełny los kosztuje 200 euro, więc dzielony jest na 10 serii po 20 euro. Na całe serie składają się często rodziny, grupy sąsiedzkie, znajomi z pracy – przekonani co do trafności tych pięciu liczb tworzących szczęśliwy los.

W tym świątecznym czasie każdy piekarz, hydraulik, wujek czy ciocia stają się tu ekspertami od liczb i statystyk. Kupony mają ciąg od 00000 do 99999. Wytrawni gracze mają swoje sposoby i metody. Niektóre numery, np. te sugerowane przez sztuczną inteligencję (tak, można o to zapytać ChatGPT), wysprzedają się już latem.

Tego 22 grudnia Hiszpanie będą jednak musieli poczekać prawie cztery i pół godziny, aby poznać zwycięzców. Tyle zajmie losowanie numerów ze specjalnych kul i odśpiewywanie ich przez dzieci z madryckiej szkoły San Ildefonso. Dzieci zmieniają się regularnie, ale nawet na ich twarzach rysuje się zdenerwowanie za sprawą tak długiego losowania.

Lokal Doñi Manolity | Wszystko to śledzą na ekranach miliony widzów. Od lat losowanie odbywa się w Teatrze Real i jest transmitowane w publicznej telewizji, a od niedawna także w internecie. Zaraz po ogłoszeniu wyników na stronach internetowych wielu dzienników pojawią się specjalne okienka, w których można wpisać swój numer i sprawdzić wygraną. Bo prócz głównych nagród jest też kilka tysięcy mniejszych.

Tradycją jest, że zwycięzcy loterii świętują tę historyczną chwilę w miejscu, w którym kupili los. Wracają wtedy przed lokal, a tam czeka już na nich szampan, balony, a często także rodzina i znajomi, którzy składali się na los. Takie lokale, w których padła główna wygrana, zyskują sławę i pewność, że przy kolejnej loterii przyjdzie do nich więcej klientów.

Taką popularnością cieszy się np. madrycki lokal Doñi Manolity, gdzie ostatniego dnia loterii ustawia się kolejka nawet na kilka godzin oczekiwania. W ciągu 120-letniej historii lokalu główna nagroda padła tam aż 80 razy, dlatego wielu turystów odwiedzających Madryt udaje się w to miejsce, aby kupić swój los. Niewielki lokal zarabia dzięki temu miliony euro rocznie.

Założycielka, Doña Manolita, zmarła w 1951 r. Jej biznes najpierw trafił do siostry, później został sprzedany, ale nazwa pozostała. Kobieta zasłynęła jako niezwykle przedsiębiorcza jak na swoje czasy – gdy tworzyła własny biznes, ponad 70 proc. Hiszpanek nie umiało pisać i czytać. Była też muzą dla wielu artystów: pisarzy i malarzy.

„Wszyscy tak robią” | Tam, gdzie Hiszpanie widzą tradycję – El Gordo jest jedną z najstarszych loterii na świecie, ma ponad 210 lat (loteria El Niño jest młodsza)  – psychologowie dostrzegają ogromną presję społeczną. Los kupić można nie tylko w kioskach, ale też w wielu supermarketach, u fryzjera, a nawet pijąc kawę przy promenadzie na plaży. Jest również wielu „wędrownych sprzedawców”, którzy przemierzają ulice miasta i zaczepiają przechodniów. W efekcie, jak wynika z danych Krajowego Instytutu Statystycznego, nawet 76 proc. dorosłych Hiszpanów kupuje losy. To 24 miliony ludzi.

„Na kupno losu składa się wiele czynników: loteria odbywa się w specjalnym czasie, gdy wszyscy kupujemy sobie prezenty. Pojawia się nadzieja na poprawę życia. Do tego dochodzi dostępność miejsc, presja rodziny i znajomych, by kupić los razem, i wrażenie, że czymś normalnym jest wydanie nawet dużej sumy pieniędzy, bo przecież »wszyscy tak robią«” – pisze na swoim blogu Luis Miguel Real, psycholog specjalizujący się w uzależnieniach.

Jakby tego było mało, co roku krajowa loteria publikuje filmik promocyjny z przejmującą historią, która zachęca do udziału. Martwi to psychologów, bo dziś 3 proc. Hiszpanów uzależnionych jest od hazardu. Średnio Hiszpanie wydają ok. 64 euro w jednej tylko loterii świątecznej, choć np. we Wspólnocie Kastylia i León jest to aż 104 euro.

Połowa wioski świętowała | Tradycja loterii świątecznych do tej pory nigdy nie została zawieszona, nawet podczas wojny domowej z lat 1936-1939. W roku 1938 odbyły się wręcz dwie loterie: jedną organizowali w Burgos nacjonaliści generała Franco, a drugą republikańska Barcelona.

Nie dla wszystkich wygrana oznacza wakacje w Dubaju. Jak się okazuje po czasie, wygrane pieniądze wiele osób wyrwały z biedy czy pozwoliły spłacić hipotekę. Tak było również 11 lat temu w rolniczym miasteczku Sodeto w Aragonii. Choć od tamtej chwili minęła ponad dekada, mieszkańcy wciąż z dreszczykiem emocji czekają na wyniki corocznych loterii.

W 2012 r. wygrało tam łącznie kilkadziesiąt osób, które składały się na losy. Jedną z nich był obecny burmistrz José Manuel Penella. – Wtedy na placu świętowali wszyscy. Pierwsza o wygranej dowiedziała się 67-latka Rosa Pons. Pamiętam, że biegła przez miasto z megafonem i wykrzykiwała, że jesteśmy bogaczami – wspomina Penella w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Wtedy w Sodeto powód do świętowania miało aż 80 z 200 mieszkańców, a od tamtego grudniowego dnia wiele się zmieniło. Mieszkańcy mogli spłacić długi, np. pieniądze, które zainwestowali w zaawansowane techniki nawadniające.

– Dla wielu to było jak butla z tlenem. Powstało wiele małych biznesów, miejsc pracy, które zatrzymały u nas młodych, bo nie musieli już wyjeżdżać za pracą – mówi Penella.

Mieszkańcy wspominają też, że w ich biednym dotąd miasteczku pojawiły się ulotki reklamujące luksusowe produkty, podróże, samochody czy zegarki. – Pracownicy banków proponowali nam lokaty, a wcześniej to nie chcieli nawet dać nam kredytu na system irygacyjny – wspomina burmistrz.

Między dzieci i wnuki | Podobną euforię jak w Sodeto przeżyli mieszkańcy l’Eliana, gminy we wspólnocie autonomicznej Walencji. W 2014 r. los uśmiechnął się tam do 50 osób. 72-letni wówczas emerytowany ogrodnik Juan López Gómez dowiedział się o wygranej, gdy jadł obiad, którego już nie zdążył dokończyć.

W kolejnych godzinach jego rodzina świętowała tak hucznie wokół lokalu, w którym kupili los, że policja musiała zamknąć ruch na przyległych ulicach. Rodzina Lópezów otrzymała, po odjęciu podatku, 320 tys. euro. Te pieniądze Juan rozdzielił między pięcioro dzieci i dziewięcioro wnuków, których część była wówczas bez pracy.

Podobnie pieniądze z loterii wydała Edu Brazo, emerytka z l’Eliana, kolejna z grona wygranych. Jak mówiła w wywiadzie dla lokalnego portalu Levante-EMV: „Pieniądze pomogły uporządkować życie mojej rodzinie – mojemu bratankowi, którego wyrzucili z domu, bo nie mógł już płacić rat, moim dwóm synom bez pracy i trzem córkom, które nie zarabiają dużo”.

Nadzieja | W tym roku w loterii El Niño szczęśliwy okazał się numer 94974, który został sprzedany w trzydziestu lokalach w całej Hiszpanii. W telewizji podano tylko, że pieniądze trafią głównie na południe kraju, m.in. do Kadyksu, Kordoby, Málagi, Sewilli i Almeríi. O tym, jak wygrane wpłynęły na życie szczęśliwców, dowiemy się pewnie za kilka miesięcy.

Francisco José obiecał mi, że zadzwoni, jeśli w tym roku trafi los na loterii. Nie zadzwonił. Sprawdzam numery z dwóch jego losów i upewniam się, że nie został milionerem. Kolejną szansę będzie mieć za rok. Być może do 21 razy sztuka?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Trafić piątkę