Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii: Tam, gdzie boli najbardziej

Trzęsienie ziemi, które spustoszyło turecko-syryjskie pogranicze, grzebiąc pod gruzami kilkanaście tysięcy osób, wydarzyło się w miejscu i tak już mocno doświadczonym przez los.

10.02.2023

Czyta się kilka minut

Ratownicy wynoszą z gruzów 8-letniego Mehmeta Beşira Yıldıza. Diyarbakir, Turcja, 10 lutego 2023 r.  Fot. Demiroren Visual Media / Abaca Press / Forum /
Ratownicy wynoszą z gruzów 8-letniego Mehmeta Beşira Yıldıza. Diyarbakir, Turcja, 10 lutego 2023 r. Fot. Demiroren Visual Media / Abaca Press / Forum /

Chłopczyk jest maleńki. Ma najwyżej 2-3 lata. Wciąż jest uwięziony pod gruzami zawalonego budynku w Hatay, ale stambulscy strażacy próbują go uwolnić. Oraz, najpierw, napoić. Nie wiedzą jak, bo dziecko jest zaklinowane. W końcu podają mu wodę wprost do ust, na niebieskiej nakrętce od butelki. Maluch spokojnie pije. Nie płacze, nie panikuje. Leży i coraz szerzej otwiera brązowe oczy słysząc „az kaldi!” – już mało zostało.

Nagranie zamieścił kilka dni temu burmistrz Stambułu Ekrem Imamoǧlu informując, że przedstawia syryjskie dziecko o imieniu Muhammed. W komentarzach pod jego postem – euforia. „Mucize!” – cud. Ludzie błogosławią maluchowi i strażakom. Ktoś stwierdza, że takim dzieciom w Syrii nie ma jak pomóc, ktoś inny – że modli się, by Bóg dał długie życie dziecku, które uniknęło bomb we własnym kraju, ale zostało ofiarą trzęsienia ziemi w cudzym.

„Jakie to szczęście – pisze ktoś w końcu – że nikt jeszcze nie zaczął w komentarzach awantury, że to Syryjczyk. Jak to pięknie być człowiekiem!”.

Dokąd pójdą ci bez domu

W Turcji od miesięcy narastały antyuchodźcze nastroje. Syryjczycy coraz głośniej obwiniani byli o wszystko – od bezrobocia po kryzys ekonomiczny. Politycy opozycji prześcigali się w pomysłach na to, jak pozbyć się z kraju niemile widzianych gości.

To właśnie prowincje najbardziej dotknięte ostatnim kataklizmem przyjęły łącznie największą liczbę uchodźców na świecie. Według rządowych danych z grudnia 2022 r., w samym tylko Gaziantep jest ich 461 tysięcy. W Kilis, pod samą syryjską granicą, niemal co drugi mieszkaniec miasta to Syryjczyk, w Gaziantep – mniej więcej co piąty.

 

Dziś nikt nie sprawdza paszportu. Rządowe i prywatne wsparcie trafia do potrzebujących bez względu na narodowość. Ale pytania się pojawią – i to już niedługo. W samym tylko Gaziantep do domów nie może wrócić (bo albo ich już nie ma, albo nie są bezpieczne) ponad milion ludzi. O ile Turkom wolno swobodnie podróżować, o tyle Syryjczyków obowiązuje zakaz osiedlania się poza prowincjami, w których występowali o ochronę międzynarodową. W praktyce nie mają więc jak opuścić miejsc, w których na razie nie da się żyć.

Ale i obywatele Turcji – pomijając tych, którzy na oczach fotoreporterów wsiadali do prezydenckiego samolotu oddelegowanego do transportu poszkodowanych – choć mają prawo, raczej nie ruszą się z miejsca. Trzęsienie ziemi zdarzyło się w poniedziałek. W piątek wciąż jeszcze były miejscowości, do których nie dotarła żadna rządowa pomoc. Początkowo tłumaczono, że problemem jest mroźna i śnieżna pogoda oraz zniszczone drogi. Ci, którzy wciąż koczują na mrozie w piżamach, bez butów i pieniędzy, już w to nie wierzą. Cztery dni po tragedii w Kahramanmaraş nadal były setki takich ludzi. Do ich dzielnic nie dotarły ani ekipy poszukiwawcze, ani wozy z żywnością. Pomoc dostarczają im ludzie – również Polacy – którzy za własne pieniądze kupują jedzenie i przywożą z sąsiednich prowincji.

– Gdzie jest państwo? – pytał dziennikarzy zrozpaczony mieszkaniec miasta. Nie potrafił powstrzymać łez. A mowa nie tylko o ekipach ratunkowych, ale choćby policji. Przybywa szabrowników, zdarzają się bójki przy punktach wydawania pomocy. 

Ayşe, nauczycielka z Samsunu, ma też kilka innych pytań. Na przykład: – Gdzie są namioty, gdzie służby i gdzie pieniądze z podatku na wypadek trzęsień ziemi pobieranego od 24 lat?

Chodzi o daninę wprowadzoną po wstrząsach w 1999 r. Recep Tayyip Erdoǧan nie zostawiał wtedy suchej nitki na rządzącej partii kemalistycznej, zarzucając jej brak przygotowania do katastrofy i złą organizację akcji ratunkowej.


CZYTAJ TAKŻE: 

DRUGIE ZNISZCZENIE ALEPPO: Jedno z najwspanialszych miast Lewantu, które ciężko poranione i kalekie przetrwało lata syryjskiej wojny domowej, zostało ponownie zniszczone przez apokaliptyczne trzęsienie ziemi, które nawiedziło turecko-syryjskie pogranicze.  TEKST WOJCIECHA JAGIELSKIEGO >>>


Ayşe od poniedziałku prawie nie je. – Wstydzę się, gdy wiem, że inni są głodni – mówi. Najchętniej wsiadłaby w auto i pojechała w rejon katastrofy, ale nie może, bo opiekuje się chorą matką. Więc siedzi i płacze, a gdy nie płacze, zbiera dary i udostępnia wiadomości od potrzebujących pomocy. Zaraz po studiach pracowała w Diyarbakır, uczyła kurdyjskie dzieci angielskiego. Zna region i jego mieszkańców. Pamięta uczniów tak ubogich, że przez cały rok do szkoły przychodzili w klapkach, bo rodziny nie stać było nawet na jedną parę butów. I nie rozumie, dlaczego państwo, które od lat jest liderem, jeśli chodzi o pomoc humanitarną wysyłaną za granicę, zawodzi u siebie.

Spóźniony prezydent

Pytań jest znacznie więcej. Dlaczego stan wyjątkowy nie został ogłoszony od razu? Przecież w takiej sytuacji doba może zrobić kolosalną różnicę.

Południowo-wschodnia Turcja to region, gdzie wojskowe samoloty i wozy budzą jak najgorsze skojarzenia – ze stanem wyjątkowym z przełomu lat 80. i 90., kiedy trwały walki między armią a Partią Pracujących Kurdystanu, oraz z ich powtórką z lat 2015-16. Ale tym razem w Gaziantep i  Diyarbakir czekano na żołnierzy jak na zbawienie. Armia ma swoje namioty, racje żywnościowe i realne możliwości pomagania. „Wczoraj niszczyliście kurdyjskie miasta, dziś nie przyjdziecie z pomocą mieszkańcom zniszczonych miast” – napisał kurdyjski publicysta Veysi Sarisözen dodając, że administracji nie zależy na jedności między obywatelami pochodzenia tureckiego i kurdyjskiego. I że pomoc pojawiła się dopiero, gdy władza przestraszyła się oddolnych działań obywateli.

Podobnie uważa przebywający w areszcie Selahattin Demirtaş, były lider prokurdyjskiej partii HDP, której w najbliższym czasie grozi delegalizacja. „Czy ktoś wie, gdzie jest prezydent Erdoǧan? Czy ktoś go widział? Prezydent nawet na minutę nie powinien opuszczać centrum dowodzenia, co godzinę powinien informować obywateli o tym, jaka jest sytuacja, ostrzegać i podnosić morale ludzi? Gdzie on jest, gdy pod gruzami krzyczą nasi bracia?” – pytał w wiadomości przesłanej z więzienia.

Erdoǧan rzeczywiście – co do niego niepodobne – zniknął. W poniedziałek wygłosił przemówienie, po czym zamilkł na ponad dobę. Podczas gdy większość polityków opozycji dawno już była na miejscu katastrofy, wydając przywieziony ze sobą chleb albo ściskając płaczących ocalałych, w jego mediach społecznościowych były tylko relacje z wieców i debat sprzed kilku dni. Próżno było szukać choćby wzmianki o trzęsieniu ziemi. Na miejscu prezydent pojawił się dopiero we środę. Dziś pełno już zdjęć Erdoǧana gładzącego po głowach ocalałe dzieci i wizytującego miasteczka namiotowe, ale wielu nie zapomni prezydentowi spóźnienia.

Pierwszy raz razem

Szanse na wydobycie spod gruzów żywych ludzi maleją z każdą chwilą. Prezydent obiecał dla poszkodowanych rodzin wsparcie w wysokości 10 tys. lir. Zapewnił też, że w zaledwie rok rząd zbuduje nowe osiedla.

– Uchowaj Boże! – mówi Meltem z Şanliurfy.

Jej budynek przetrwał wstrząsy, jak większość w tym akurat mieście, ale wizja umieszczania ludzi w blokach zbudowanych na łapu-capu dosłownie ją zmroziła. – Nowe domy składały się jak domki z kart. Najpierw zmieńcie przepisy, wymuście nowe technologie, a potem budujcie!

„Czy ktoś mu wierzy?”, pyta z kolei Muharrem Ince, który pięć lat temu przegrał z Erdoǧanem bój o prezydenturę. Był jednym z pierwszych na miejscu katastrofy i dziś uważa, że usta prezydenta pełne są frazesów, a obietnice – haniebne.

Krytycznych komentarzy było zresztą tak dużo, że w minioną środę władze zablokowały w Turcji Twittera. „Blokujecie medium, które ratuje życie!” – grzmieli już nie tylko politycy opozycji, ale i zwykli użytkownicy internetu, pokazując wiadomości od ludzi pod gruzami zamieszczane właśnie na Twitterze.

Na szczęście w całym kraju trwa też festiwal ludzkiej dobroci i woli pomagania. Telewizje pokazują filmy ze starszymi paniami, które na zbiórkę odzieży oddają swoje swetry, i ludzi, którzy spod materaców wyjmują torby z gotówką. W Diyarbakir Ormianie otworzyli kościoły dla osób potrzebujących schronienia, a ekipy poszukiwawcze z Armenii przekopują gruzowisko. Świat obiegło zdjęcie greckiego ratownika z turecką dziewczynką na rękach, którą chwilę wcześniej wyciągnął spod zawalonego budynku. „Niech cię Bóg błogosławi, sąsiedzie!”, „Straszyliście, że przyjdą po nas w nocy, a oni przyszli w nocy nas ratować” – głoszą podpisy, odnoszące się do fatalnych relacji politycznym między państwami. Do zamieszkałego w większości przez Kurdów regionu jadą auta z pomocą od ultranacjonalistycznej organizacji Ülkü Ocaklari, znanej u nas jako Szare Wilki, z którą kilka dekad temu toczyli krwawe boje. Dawni wrogowie na chwilę stali się bliskimi. Tylko całunów w miastach brak – a zmarłych muzułmanów grzebie się przecież owiniętych w białe tkaniny.

Kto pomoże Syrii

O jeszcze większym dramacie można mówić po drugiej stronie granicy. Ludzie z syryjskich regionów, które już wcześniej doznały zniszczeń z rąk żołnierzy prezydenta Baszara al-Asada, po raz drugi zostali z niczym. Przez pierwsze dni w ogóle nie docierała do nich pomoc. Nie było ekip przeszukujących gruzy, ludzie ginęli, próbując samodzielnie wydobyć bliskich spod zawalonych budynków. Trwająca od kilkunastu lat wojna domowa utrudnia też wysłanie w rejon katastrofy pomocy międzynarodowej.

Podczas gdy w Turcji gruzy przeszukują ratownicy z ponad 20 krajów, do Syrii dotarła dotąd pomoc z Rosji, Algierii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wsparcie obiecały też Chiny, Katar i Kanada. Zachód trzyma się na dystans, nie chcąc wchodzić w żadne układy z syryjskim satrapą. Mało kto wierzy, że pomoc dotrze do potrzebujących, a nie zasili konta i armię Asada, który zresztą zaledwie dzień po katastrofie nakazał zbombardowanie kontrolowanego przez rebeliantów miasta Mari, na północnym zachodzie kraju. Bomby spadły na tych, którzy próbowali wyciągać ludzi spod zawalonych budynków.

„Sytuacja jest tragiczna. Szpitale skrajnie przepełnione. Liżemy rany” – powiedział dziennikarzom pielęgniarz-wolontariusz pomagający ofiarom trzęsienia ziemi w mieście Idlib. Przepełnione są też kostnice, po niektóre ciała nikt się nie zgłasza. Tym, którzy przeżyli, kurczą się zapasy wody. Ciepły posiłek to luksus, którego nie doświadczyli od wielu dni, cieszą się, jeśli udaje się zdobyć kawałek chleba.

A mowa tu o regionach, w których od początku wojny domowej, czyli przeszło dekady, nie poczyniono żadnych inwestycji. Nie ma sieci wodociągowej, nie ma nowych dróg. Woda dowożona jest beczkowozami i tylko tam, gdzie da się dojechać. W Aleppo – mieście będącym oczkiem w głowie syryjskiego dyktatora – 100 tysięcy osób zostało bez dachu nad głową. Jedna trzecia schroniła się w meczetach i innych budynkach, które ocalały. Reszta marznie na mrozie.

Baszar al-Asad naciska na świat, by zniósł sankcje nałożone na jego kraj, ale ci, którzy ładują na ciężarówki ciała zmarłych, nie wierzą, że przemawia w ich imieniu.


Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Tam, gdzie boli najbardziej