Trwanie

Trzymał ręce podniesione do góry.... To był gest Mojżesza, nie Papieża. A jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że cały pontyfikat Jana Pawła II był tak naprawdę naśladowaniem tego jednego gestu. I trwaniem na modlitwie: o miłosierdzie dla świata.

22.05.2005

Czyta się kilka minut

"Mojżesz (...) modlił się z ramionami wzniesionymi ku niebu, śledząc przebieg walki, jaką jego lud toczył z Amalekitami. Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę (...). W ten sposób Mojżesz trwał na modlitwie do zachodu słońca, aż Amalekita został pokonany".

(Jan Paweł II, homilia wygłoszona 16 X 1998, por. Wj 17, 8-13)

Takim go zapamiętam: np. jak klęczy w Lourdes (2004) albo trwa w fotelu przed wawelską konfesją św. Stanisława (2002). W tych momentach - to nie ulega dziś dla mnie wątpliwości - rozstrzygały się losy świata. Trwało ,,zmaganie się o zwycięstwo dobra w człowieku i w świecie". Tak jak wtedy, w 1986 r. w Asyżu, kiedy poprosił przedstawicieli wszystkich religii świata o modlitwę w intencji pokoju. Czy wiedział wówczas coś, czego my nie wiedzieliśmy? Czy czegoś się lękał? W swoim testamencie, pod datą 12-18 III 2000, zapisał: ,,Niech będą dzięki Bożej Opatrzności (...) za to, że okres tzw. zimnej wojny zakończył się bez zbrojnego konfliktu nuklearnego, którego niebezpieczeństwo w minionym okresie wisiało nad światem".

Skądinąd wiemy, jak skuteczna może być modlitwa. Byłoby dobrze opisać, jak wpływała na losy świata. Jeden rozdział takiej książki mógłby być poświęcony trzeciej tajemnicy fatimskiej. Tajemnica ta - przypomnijmy - zawiera zapowiedź męczeńskiej śmierci Papieża (chodzi prawdopodobnie o zamach z 1981 r.). Jan Paweł II wówczas nie umarł, choć śmierć była już blisko - nie doszło do niej właśnie ze względu na potężną modlitwę Kościoła. Kard. Ratzinger dostrzegł w tym wtedy źródło nadziei. Bo - jak mówił - ,,serce otwarte na Boga i oczyszczone przez kontemplację jest silniejsze niż karabiny i wszelkiego rodzaju oręż".

Jan Paweł II - opowiadają jego najbliżsi współpracownicy - pogrążał się w modlitwie, ilekroć czuł, że jest ona k o m u ś (nie tylko jemu!) potrzebna. Ilekroć czuł, czyli nieustannie. Wiadomo przecież, jak wyglądał jego klęcznik: ile kryło się w nim intencji i próśb o modlitwę. Nikomu nie odmawiał. A na pytanie, o co prosi Boga papież, odpowiadał, że przedmiotem jego modlitwy są: ,,Radość i nadzieja, a zarazem smutek i trwoga ludzi współczesnych" - nas, którzyśmy żyli w tym czasie, co on.

***

Wielokrotnie zastanawiałem się, skąd czerpał siłę, żeby nam służyć bez wytchnienia. On sam, kiedy go o to pytano, odpowiadał słowami Psalmisty: ,,Skądże nadejdzie mi pomoc? Pomoc mi przyjdzie od Pana". ,,Zwyczajny" dzień Papieża opisał kiedyś, pod koniec pierwszej dekady pontyfikatu, ks. Adam Boniecki: ,,Pracuje i modli się... Bo trzeba podkreślić, że zajęcia przeplata modlitwą. W określonych liturgiczną tradycją porach odmawia kolejne godziny brewiarzowe - wszystkie, włącznie z tymi, które mają charakter fakultatywny. Nigdy nie zaniedbuje nawiedzeń Najświętszego Sakramentu, piątkowej Drogi krzyżowej, lektury duchowej. Różaniec odmawia wiele razy w ciągu dnia. W czasie podróży, kiedy rytm dnia określany jest programem podróży, żadna z tych praktyk nie jest z papieskiego porządku dnia wykreślana".

Mijały lata, Jan Paweł II był coraz słabszy i zmniejszała się liczba jego zajęć (audiencji, podróży itp.). Ale nie skracał się czas spędzany ,,na modlitwie", stawała się ona też coraz bardziej intensywna. I rzeczywiście, w dosłownym znaczeniu tego słowa, nieustanna. Życie Papieża zaczęło coraz bardziej przypominać żertwę ofiarną. On sam w testamencie prosił Boga, żeby jego śmierć mogła być ,,pożyteczna dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej (podkreśl. moje - JP), a w niej wszystkich narodów i ludów...".

Jan Paweł II wspominał kiedyś, że w dzieciństwie za mało się modlił: ,,Byłem ministrantem, ale muszę wyznać, że niezbyt gorliwym. (...) Mój ojciec spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: »Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się dosyć do Ducha Świętego« (podkreśl. moje - JP)".

Karol Wojtyła posłuchał ojca. Dzięki takim nauczycielom jak ks. Kazimierz Figlewicz czy Jan Tyranowski zaczął uczyć się modlitwy. I nauczył się jej, tak że André Frossard na początku lat 80. mógł napisać, że ,,Papież modli się tak, jak oddycha".

Z czasem te proporcje uległy chyba zakłóceniu: mam poczucie, że modlitwa zaczęła w pewnym momencie dominować w jego życiu - że stała się ważniejsza nawet niż oddychanie. Aż do owego ,,Amen", wypowiedzianego 2 kwietnia 2005 r. ok. godziny 21.37.

Wtedy już wszystko stało się modlitwą.

***

Jeden z najpiękniejszych obrazów modlitwy Jana Pawła znalazłem u wspomnianego już Frossarda: ,,Klęczący Papież wydał mi się ogromny. Pelerynka na jego szerokich barach przypominała myśl o wiecznych śniegach (...). Miałem przed sobą masyw modlitwy".

Tradycja żydowska mówi, że w każdym pokoleniu żyją ludzie sprawiedliwi, którzy podtrzymują istnienie świata. Kiedy patrzę na fotografie modlącego się Papieża, kiedy widzę ten ,,masyw modlitwy", nie mam wątpliwości, że on był jednym z nich. Był takim chrześcijańskim cadykiem. Uczniem Abrahama i Mojżesza, błagającym Boga o miłosierdzie dla człowieka i przypominającym człowiekowi o Przymierzu.

Odpowiedzią Jana Pawła II na wyzwania współczesności była modlitwa. I powierzenie świata Bożemu Miłosierdziu. ,,Najprostszym sposobem uobecniania w świecie Boga i Jego zbawczej miłości - pisał kilka lat wcześniej - jest modlitwa. (...) Poprzez modlitwę Bóg objawia się przede wszystkim jako Miłosierdzie, to znaczy jako Miłość, która wychodzi na spotkanie człowieka cierpiącego, jako Miłość, która dźwiga, podnosi z upadku, zaprasza do ufności. Zwycięstwo dobra w świecie jest organicznie związane z tą prawdą. Człowiek, który się modli, wyznaje tę prawdę i niejako uobecnia Boga, który jest Miłością miłosierną pośród świata" (,,Przekroczyć próg nadziei").

Człowiek, który się modli, uobecnia Boga.

Oto tajemnica świętości.

Jan Paweł II przemawiał do nas słowami i znakami. Słowa znamy stosunkowo dobrze. A znaki? Poniżej kolejna część z nowego cyklu rozważań nad tymi gestami Papieża, które mogą się okazać inspirujące dla naszego przeżywania wiary. Autor (ur. 1958) w latach 90. był kierownikiem działu religijnego “TP", obecnie jest redaktorem miesięcznika “Znak". Opublikował m.in. “Pontyfikat" oraz “Kwiatki Jana Pawła II".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2005