Trump traci Kalifornię

Wkrótce okaże się, czy Partia Demokratyczna zdobędzie przewagę w Kongresie. Zaciekła walka trwa także na Zachodnim Wybrzeżu, w tradycyjnych dotąd bastionach Republikanów.
z Kalifornii

29.10.2018

Czyta się kilka minut

Wolontariusze z ruchu „Odbijmy 49. okręg wyborczy”. Carlsbad, 13 października 2018 r. / MARTA ZDZIEBORSKA
Wolontariusze z ruchu „Odbijmy 49. okręg wyborczy”. Carlsbad, 13 października 2018 r. / MARTA ZDZIEBORSKA

Gdy wysiadam na przystanku autobusowym w Carlsbad, jednym z najbogatszych miast południowej Kalifornii, na ulicy nie widać prawie nikogo. Po drodze spotykam tylko rodzinę spacerującą z pudlami, które wśród bogaczy na kalifornijskim wybrzeżu cieszą się dużą popularnością.

Sceneria zmienia się całkowicie, gdy skręcam w aleję Encinas. Kilkaset metrów za skrzyżowaniem z ulicą Cannon znajduje się biuro antytrumpowskiej organizacji Flip the 49th (w wolnym przekładzie: „Odbijmy 49. okręg wyborczy”).

Na parkingu stoi ok. 70 osób, które reprezentują cały przekrój społeczny: są tu emeryci, studenci, imigranci, Afroamerykanie i kobiety w średnim wieku. Wszyscy przyszli w jednym celu: chcą zaangażować się w kampanię na rzecz Mike’a Levina, prawnika i kandydata Partii Demokratycznej (jej tradycyjny kolor partyjny to niebieski), który w nadchodzący wtorek 6 listopada startuje tu w wyborach do Kongresu.

Jak na Carlsbad to niecodzienna sytuacja. Miasto znajduje się na terenie 49. okręgu wyborczego, który obejmuje południową część hrabstwa Orange oraz północ hrabstwa San Diego. To obszar uznawany za „czerwony bastion” – od 2001 r. reprezentuje go Republikanin Darrell Issa, najbogatszy członek Kongresu (czerwień to z kolei partyjny kolor Republikanów). Jednak w styczniu Issa ogłosił, że nie będzie ubiegał się o reelekcję. O miejsce w Izbie Reprezentantów z ramienia Partii Republikańskiej walczy więc Diane Harkey, znana z poparcia dla budowy muru na granicy z Meksykiem oraz z niechęci do zagadnień związanych z ochroną środowiska.

Frekwencja przede wszystkim!

Listopadowe wybory do Kongresu, przypadające w połowie czteroletniej kadencji prezydenckiej (stąd zwane midterms – „śródkadencyjnymi”), są papierkiem lakmusowym dla urzędującego prezydenta i dla jego partii. Zwykle rządzące ugrupowanie traci wtedy miejsca w Kongresie.

I tu pojawia się nadzieja dla Demokratów. Aby odzyskać przewagę w Izbie Reprezentantów w Waszyngtonie (izbie niższej parlamentu), muszą wygrać w 23 okręgach, które do tej pory były reprezentowane w Kongresie przez Republikanów. Na celowniku są przede wszystkim obszary, gdzie w wyborach prezydenckich w 2016 r. Hillary Clinton zdobyła przewagę nad Donaldem Trumpem. Wśród „faworytów” wymienia się 2. i 11. okręg w stanie New Jersey, 27. okręg na Florydzie, 2. w Arizonie, 10. okręg w Wirginii – oraz właśnie 49. okręg w Kalifornii.

W tym ostatnim dwa lata temu Clinton zdobyła nad Trumpem przewagę siedmiu punktów procentowych. O mały włos nie doszłoby też wówczas do porażki Republikanów w wyborach do Kongresu: Darrell Issa wygrał większością zaledwie 1621 głosów.

– Dwa lata temu zabrakło nam tak niewiele! Tym razem musimy wygrać! – krzyczy do wolontariuszy Johnny Papagiannis z organizacji Flip the 49th, której celem jest doprowadzenie do zwycięstwa Demokratów w kalifornijskim 49. okręgu wyborczym.

Papagiannis od wielu miesięcy kieruje pracą wolontariuszy, zaangażowanych do agitowania wyborców telefonicznie, za pomocą esemesów lub metodą tradycyjną „od drzwi do drzwi”. Szczególnie emocjonujące są weekendy, gdy wolontariusze w dwuosobowych zespołach odwiedzają wyborców z największych miejscowości na północy hrabstwa San Diego – takich jak Oceanside, Solana Beach, Del Mar czy właśnie Carlsbad.

– Naszym celem jest dotarcie do 40 tys. ludzi, którzy rzadko głosują w midterms – mówi „Tygodnikowi” Johnny Papagiannis. – Wybory do Kongresu cieszą się znacznie większą popularnością, gdy zbiegają się z wyścigiem o fotel prezydenta. Dziś skupiamy się przede wszystkim na Latynosach, którzy w niektórych miastach w hrabstwie stanowią nawet 45 proc. mieszkańców. Zależy nam też na studentach, którzy często nie wiedzą nawet, że mogą zarejestrować się do głosowania poza rodzinnym domem. Trudniejszym zadaniem jest uzyskanie poparcia u wojskowych, którzy służą w pobliskiej bazie morskiej Camp Pendleton.

Menedżerka i weteran pukają do drzwi

Gus Hawthorn (75-letni weteran zimnej wojny) oraz Caroline Veale (50-letnia ­menedżerka w firmie inżynieryjnej) stanowią zgrany zespół. On kontroluje listę z nazwiskami wyborców, których mają odwiedzić. Ona pierwsza zagaduje do ludzi i robi dobre wrażenie. Gus ma swoje pięć minut, gdy trzeba wytłumaczyć wyborcy, kim jest kandydat Partii Demokratycznej Mike Levin.

W dniu, w którym im towarzyszę, drzwi otwiera nam dziesięć osób. To ponad jedna trzecia wyborców przewidzianych na liście. Siedem z nich zadeklarowało, że zagłosuje na Mike’a Levina. Dwie odpowiedziały, że nie mają zdania, a jedna zatrzasnęła nam drzwi przed nosem. Gus i Caroline mówią, że to ich standardowy dzień. A mieli ich dotąd wiele, bo już od trzech miesięcy agitują w każdą sobotę i niedzielę.

Gus i Caroline agitują od drzwi do drzwi w Oceanside, październik 2018 r. / MARTA ZDZIEBORSKA

– Mam szczęście, bo mój mąż całkowicie przejął na ten czas opiekę nad domem i naszą 12-letnią córką – mówi Caroline. – Nigdy nie myślałam, że zaangażuję się w kampanię wyborczą. Na początku miałam opory, by agitować ludzi. Z natury jestem introwertyczką. Gdy po raz pierwszy wróciłam do domu po całym dniu rozmów z wyborcami, musiałam się wyciszyć. Teraz działam na „autopilocie”: nawet jeśli ktoś nie chce rozmawiać, próbuję mu chociaż wcisnąć ulotkę z informacją o naszym kandydacie.

Jednego dnia Caroline i Gus potrafią odwiedzić nadmorskie wille milionerów i zapyziałe przedmieścia, gdzie mieszkają Latynosi zarabiający stawkę minimalną.

Kiedyś głosowałem na Republikanów

Na ulicy South El Camino Real w Ocean­side, gdzie docieramy z Caroline i Gusem, trudno uwierzyć w „amerykański sen”. Aby porozmawiać z wyborcami, otwieramy drewniane rozpadające się drzwi i wchodzimy na podwórko, na którym walają się śmieci i połamane krzesła.

Caroline puka do drzwi. Po chwili otwie- ra nam mężczyzna, na oko 30-latek. Słysząc o Mike’u Levinie, uśmiecha się szeroko i deklaruje, że planuje oddać na niego głos. Na twarzy Gusa i Caroline widać ulgę. Mężczyzna widnieje na liście jako niezależny wyborca i mógłby nie życzyć sobie agitacji na rzecz kandydata Partii Demokratycznej.

Gus mówi, że najtrudniej jest wtedy, gdy trafia im się wyborca wspierający skrajnie prawicową Amerykańską Partię Niezależnych (American Independent Party). Zanim zapukają do drzwi takiej osoby, sprawdzają, czy przy wejściu nie ma informacji o tym, że właściciel ma w domu broń. Ale w praktyce okazuje się, że najczęściej mają do czynienia nie ze skrajnymi prawicowcami, lecz z wyborcami niezależnymi.

– Przy rejestracji do głosowania niektórzy błędnie zaznaczają swoje preferencje. Myślą, że Amerykańska Partia Niezależnych dotyczy osób, które nie wspierają konkretnego ugrupowania – tłumaczy Gus.

Mężczyzna podkreśla, że zaangażował się w kampanię wyborczą na rzecz Demokratów, bo nie zgadza się z polityką Trumpa.

– Kiedyś głosowałem na kandydatów z Partii Republikańskiej – mówi ten aktywista, który w latach 60. służył w bazie wojskowej w Dakocie Południowej. – Nigdy jednak nie widziałem, żeby to ugrupowanie tak bardzo się zradykalizowało jak teraz. Coraz częściej widać, jak polityka miesza się z religią. Administracja Trumpa przekreśla tak ważną dla Amerykanów ideę równości. A ja jestem za ochroną praw kobiet, za ograniczeniem dostępu do broni, ochroną zdrowotną dla wszystkich i bardziej rozsądną polityką migracyjną. Mój syn ożenił się z Wietnamką, której rodzice uciekli do USA z ogarniętego wojną Sajgonu. Sprawa imigrantów jest dla mnie osobista – dodaje.

Milionerka angażuje się w kampanię

Następnego dnia rozmawiam z Ellen Montanari – 65-latką z Solana Beach, która energią mogłaby obdzielić kilka osób.

To, że jest dobrym materiałem na aktywistkę, Ellen dowiedziała się dopiero na emeryturze. Wszystko zaczęło się w grudniu 2016 r., gdy stała się liderką demonstracji przeciwko kongresmenowi Darrellowi Issie.

Na fali frustracji związanej z jego protrumpowską polityką – Issa wspierał czołowe projekty prezydenta, takie jak zniesienie systemu ubezpieczeń zdrowotnych Obamacare oraz budowę muru na granicy z Meksykiem – mieszkańcy przez 67 tygodni, co każdy wtorek, protestowali pod biurem kongresmena w Viście.

Emerytka i aktywistka Ellen Montanari / SCOTT ROLESON

Gdy okazało się, że Issa ostatecznie nie będzie ubiegał się o reelekcję w wyborach do Kongresu, Ellen zaangażowała się w kampanię na rzecz Mike’a Levina. W jego biurze wyborczym w Solana Beach koordynuje pracę wolontariuszy. Gdy zapewniam ją, że mój materiał nie ukaże się w mediach w USA, zdradza szczegóły dotyczące jego kampanii.

– W czerwcowych prawyborach naszym priorytetem byli ludzie, którzy zawsze głosują – tłumaczy 65-latka. – Chodziło o to, by wsparli oni Levina, a nie jednego z trzech innych polityków startujących w prawyborach Demokratów. Z kolei teraz, gdy jedyną oponentką Levina jest Republikanka Diane Harkey, docieramy do osób, które rzadko idą na wybory. Stawiamy na młodych i matki wychowujące dzieci w wieku szkolnym. To do nich najlepiej trafi polityka Mike’a Levina, który – w przeciwieństwie do Diane Harkey – jest za zaostrzeniem dostępu do broni.

Ellen dodaje, że grupą docelową kampanii kandydata Partii Demokratycznej jest również umiarkowany elektorat Republikanów: – Próbujemy dotrzeć do tych osób, które w 2016 r. głosowały na Hillary Clinton – mówi. – O tym, czy potencjalnie poparliby oni teraz Demokratę, świadczy też to, jakie gazety prenumerują lub na jakie organizacje charytatywne wpłacili pieniądze.

Emerytka dodaje, że nie spodziewała się, iż kiedykolwiek będzie pracowała dla kandydata Partii Demokratycznej. Przecież przez całe życie zawodowe szkoliła kadrę zarządzającą czołowych amerykańskich firm. Jak mówi, nigdy nie mogła afiszować się ze swoim wsparciem dla Demokratów, bo wielu jej zleceniodawców to twardy elektorat Republikanów. Punktem zwrotnym w jej karierze było zwycięstwo Trumpa w wyborach prezydenckich. To właśnie wtedy zdecydowała, że przejdzie na emeryturę.

– Rozmawiałam o tym z mężem i stwierdziliśmy, że nie potrzebujemy więcej pieniędzy – tłumaczy dziś Ellen. – Przez lata udało nam się skumulować spory majątek i ważniejsza od dalszej kariery była dla mnie przyszłość USA. Polityka Trumpa to zamach na amerykańską demokrację. Moje pokolenie już raz wychodziło na ulice: to było w latach 70., gdy protestowaliśmy przeciw wojnie w Wietnamie. Wielu znajomych w moim wieku porównuje obecną sytuację do tamtych czasów. Dlatego tak mocno się angażujemy.

Kalifornijscy Republikanie w odwrocie

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley, w 49. okręgu wyborczym Partia Republikańska raczej nie ma szans na wygraną. Mike Levin cieszy się tu 55-procentowym poparciem, podczas gdy na Diane Harkey zagłosowałoby 41 proc. respondentów. Demokraci są już na tyle pewni wygranej, że sztab Levina zrezygnował z dokupowania czasu antenowego w lokalnej telewizji.

Jak wynika z waszyngtońskiego news­lettera poświęconego prognozom wyborczym Cook Political Report, bardziej zaciekła walka szykuje się w sześciu innych kalifornijskich okręgach wyborczych.

Media przyglądają się w szczególności starciu w 45. okręgu: o miejsce w Izbie Reprezentantów walczą tu Katie Porter (Demokratka i profesorka prawa) oraz zasiadająca od 2015 r. w Izbie Reprezentantów Republikanka Mimi Walters. Sondaż Uniwersytetu Kalifornijskiego wskazuje, że Katie Porter może liczyć na 52-procentowe poparcie, a Mimi Walters na 45 proc.

To zaskakująca prognoza – biorąc pod uwagę, że wyborcza walka rozgrywa się tam w rejonie hrabstwa Orange, gdzie dotąd republikańscy kongresmeni mogli zawsze liczyć na pewną reelekcję.

Niepodzielni kontra Trump

Sara Kennedy, 32-letnia nauczycielka angielskiego i hiszpańskiego, listę kandydatów startujących w wyborach do Kongresu w hrabstwie San Diego zna na pamięć. To za sprawą przewodnika wyborczego, który przygotowywała razem z innymi członkami organizacji Niepodzielnych (Indivisible). To ogólnoamerykański ruch stworzony na fali sprzeciwu wobec prezydentury Donalda Trumpa, która coraz bardziej dzieli społeczeństwo amerykańskie.

 Sara Kennedy z ruchu Niepodzielni / MARTA ZDZIEBORSKA

Tutaj, w lokalnym oddziale Niepodzielnych w San Diego, Sara działa już od półtora roku. Jak mówi, została aktywistką po tym, kiedy Trump wprowadził zakaz wjazdu do USA dla obywateli kilku krajów muzułmańskich.

– Mam dość ideologii strachu, która przenika do polityki – tłumaczy Sara. – Nigdy nie zapomnę miny moich uczniów po tym, jak w listopadzie 2016 r. ogłoszono wyniki wyborów prezydenckich. Wielu z nich to dzieci nielegalnych imigrantów z Meksyku, którzy wraz z zaostrzającą się polityką migracyjną jeszcze bardziej niż kiedyś boją się deportacji – tłumaczy nauczycielka, która w ruchu Niepodzielnych odpowiada za organizację wydarzeń.

Jej ostatnim zadaniem było przygotowanie spotkania, podczas którego tutejszy oddział ruchu przedstawiał rekomendowanych przez siebie kandydatów do Kongresu. Wśród nich nie zabrakło Mike’a Levina oraz startującego w 50. okręgu wyborczym Ammara Campy-Najjara, 29-letniego Demokraty o korzeniach palestyńsko-meksykańskich.

– Ich podstawową zaletą jest to, że nie są Republikanami – przyznaje Sara. – Głównym celem ruchu Niepodzielnych jest doprowadzenie do przełamania monopolu Partii Republikańskiej, która dziś ma przewagę w obu izbach Kongresu.

– Nie oznacza to jednak, że zawsze będę głosowała na Demokratów – zaznacza nauczycielka. – Pochodzę z katolickiej rodziny, ze stanu Michigan. Jeszcze gdy byłam nastolatką, chodziłam na protesty przeciwko prawu do aborcji. Z biegiem lat zmieniłam poglądy, ale nie oznacza to, że ślepo wspieram Demokratów. Jeśli okaże się, że kandydaci tej partii nie wywiązują się ze swoich obietnic, w następnych wyborach być może zagłosuję inaczej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2018