Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Cienka jest granica oddzielająca błogosławieństwo od przekleństwa, szczęście od nieszczęścia, spełnienie od pustki. Ocieramy się o nią wcale nie wtedy, gdy podejmujemy wielkie wyzwania duchowe, ale gdy zmagamy się z codziennością. Kto wczoraj się śmiał, dzisiaj płacze. Zelżony, wyłączony i wyrzucony, otrzymuje nagrodę za honorowe zachowanie. Ubogiemu już tu na ziemi dostaje się małe królestwo, podczas gdy pyszny musi zadowolić się oglądaniem szczęścia innych, przeżuwając porażkę, której w swoim pomyśle na życie nie przewidział.
Jezusowe błogosławieństwa - niezależnie, czy było ich osiem, czy cztery - stawiają na głowie ludzką logikę i zmuszają do myślenia o naszym losie przy pomocy paradoksu. Trzeba niebywałej ostrożności, by móc je owocnie stosować, bez szkody dla siebie i innych. Zbyt łatwo w języku teologicznym słowo "błogosławieństwo" zastąpiono pejoratywnym "szczęście". Stąd uważa się błogosławieństwa Jezusowe za określenie stanu ducha osoby, wiążącej wypełnienie swoich życiowych aspiracji z bliżej nieokreśloną przyszłością. Inni podążanie ścieżką ewangelicznych błogosławieństw przyrównują do drogi życia starożytnych cyników, stawiających sobie za najwyższy cel osiągnięcie ideału samowystarczalności i obojętności.
Kontekst, w którym św. Łukasz umiejscawia błogosławieństwa, pozwala odczytać ich znaczenie w innym kluczu. Są one istotnym elementem orędzia o Królestwie Bożym, gdzie pierwszymi obywatelami są ubodzy Bogiem, Jego głodni i zasmuceni niemożnością realizacji swojego pragnienia. Głodni i ubodzy to ci, którzy wiedzą, że nie mają szczególnych powodów do szczycenia się właściwą relacją z Bogiem: celnik modlący się w kącie świątyni, cudzołożnica lejąca łzy na stopy Jezusa, syn marnotrawny i wielu innych. Oni zdołali usłyszeć Jezusa i podług Jego wskazówek kształtować swoje życie, choć - jak wiemy z Ewangelii - zostali odrzuceni przez własną społeczność. Zdarza się bowiem, że radujący się wybraństwem i zadowoleni jarmarczną religijnością odmawiają prawa do obywatelstwa wędrowcom włóczącym się po manowcach. Jeden z największych paradoksów chrześcijaństwa polega na nasyceniu właśnie tych ostatnich, jeśli nie przestają poszukiwać, nasłuchiwać, pragnąć. To właśnie ich Jezus nazywa błogosławionymi. Niełatwo się na to zgodzić.