Trudne założenie dobrej woli

Przyjmując „niezwykle trudne założenie dobrej woli”, słuchajmy naszych apostatów, słuchajmy naszych współ­wyznawców odchodzących z katolickiego Kościoła do innych chrześcijańskich wspólnot. Niczego nie stracimy, a być może lepiej zrozumiemy nie tylko świat, który nas otacza, ale także siebie i to, czym żyjemy

13.01.2020

Czyta się kilka minut

 /
/

Miałem błogosławić ich małżeństwo. Ona (znałem ją od dziecka) była wierzącą katoliczką, on (nie znałem go wcześniej) pochodził z rodziny ateistycznej, był synem wybitnej postaci w peerelowskim establishmencie. Kilka dni przed ślubem przypadkowo spotkałem go na ulicy. Kiedy zagadnąłem coś o ślubie, oświadczył, że dla niego religijny ryt jest bez znaczenia. Dodał, że nie jest ochrzczony. Tymczasem kilka dni wcześniej przyszła do mnie starsza pani, pielęgniarka bądź położna ze szpitala, w którym się urodził, żeby mi opowiedzieć, jak po urodzeniu – ponieważ był dzieckiem słabym – ochrzciła go, jak zwykła w takich przypadkach zawsze czynić. Więc opowiedziałem mu o tej rozmowie. Oburzony spytał, czy ten chrzest mógłby jakoś anulować. Powiedziałem więc, że według wiary Kościoła anulować się nie da. Potem był ślub (w jego przypadku bez „tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący…”).

Dziś, jeśli ten chrzest wpisano do księgi parafialnej, mógłby dokonać aktu formalnej apostazji (co nie oznacza anulowania chrztu). Wtedy tej praktyki nie było. Od partyjnych nie wymagano apostazji, tylko dawano im do rozumienia (może nakazywano?), żeby się w kościele nie pokazywali.

Dziś, kiedy nikt nikomu takich rzeczy nie nakazuje ani nie sugeruje, liczba apostazji, czyli formalnych wystąpień z Kościoła, rośnie. Dlaczego? Nie ma podatku kościelnego, do papierów nie wpisuje się wyznania, a prawne konsekwencje mają charakter czysto kościelny. Zabiegający o ten formalny akt traktują go poważnie. Sądzę, że jest to forma cichej manifestacji.

W pierwszym księżowskim odruchu myślę: czym dla nich jest Kościół? Należenie do niego musiało być dla nich jak należenie do partii lub innej organizacji. Przecież zawsze było wiadomo, że jest to „Kościół grzesznych ludzi” będący jednocześnie „Kościołem świętym” przez działanie w nim Chrystusa: Słowo Boże, sakramenty i charyzmat rodzenia świętych, wielkich świadków wiary, przybliżają człowieka do Boga.

Taki jest pierwszy odruch. A potem czytam mądre słowa krakowskiej psycholożki Natalii de Barbaro, która ostrzega: „Zajmowanie się cudzymi sumieniami ma tę słabość, że jest wysoce nieskuteczne, ponieważ, wyjmując sytuacje zupełnie wyjątkowe, nie ma siły, żebyśmy mieli większą władzę nad cudzym sumieniem niż własnym. Robimy to zatem nie dlatego, że przyniesie większy efekt, tylko dlatego, że jest tańsze – nie stanowi dla nas wysiłku…”. I czytam dalej: „Nawet jeśli uda nam się przyjąć to niezwykle trudne założenie dobrej woli na początku rozmowy, nasz bliźni-obcy na pewno utrudni nam zadanie, mówiąc rzeczy, które będą nas oburzać. Warto spróbować chociaż chwilę dłużej nie tracić ducha; wytrzymać jeszcze parę minut, zadając kolejne pytania, i to nie takie, które mają mu udowodnić naszą rację, tylko takie, które są wyrazem prawdziwej ciekawości. Być może, słuchając naprawdę, zapracujemy sobie na to, że za chwilę zostaniemy wysłuchani. A może nie. Tak czy inaczej – niczego nie stracimy, a możemy lepiej zrozumieć świat, który nas otacza. Nawet jeśli wolelibyśmy, żeby wyglądał inaczej”.


Czytaj także: Natalia de Barbaro: Miłuj obcego bliźniego


Lektura artykułu Karola Wilczyńskiego „Idź z Bogiem” z pewnością będzie przedsmakiem rozmowy z „bliźnim-obcym”. Przyjmując „niezwykle trudne założenie dobrej woli”, słuchajmy naszych apostatów, słuchajmy naszych współ­wyznawców odchodzących z katolickiego Kościoła do innych chrześcijańskich wspólnot. Niczego nie stracimy, a być może lepiej zrozumiemy nie tylko świat, który nas otacza, ale także siebie i to, czym żyjemy. Może wtedy odkryjemy, dlaczego tak kiepskimi jesteśmy świadkami wiary. Tertulian zapisał w drugim wieku naszej ery, że poganie, patrząc na chrześcijan, mówili: „Zobaczcie, jak oni się miłują”. ©℗

Czytaj także: Karol Wilczyński: Idź z Bogiem

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2020