Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Możliwe, że to prawda. Możliwe, że człowiek nie może żyć bez złudzeń, w tym szczególnie bez jakiegoś wielkiego złudzenia, które leży u podstaw każdej jego aktywności. Nadzieja-złudzenie mówi mu, że to wszystko, co się z nim dzieje, co dzieje się dzięki niemu i poprzez niego, ma jakiś sens. Czasem mówi, jaki to sens, czasem pozostawia człowieka tylko z intuicją sensu. Czy coś w tym złego? Czy warto odzierać człowieka ze złudzeń? Jest w takim odzieraniu jakiś arystokratyzm, który dzieli ludzi na "wyzwolonych" i "niewolników". Skąd wiadomo, że "wyzwoleni" naprawdę są wolni od złudzeń? Dzisiaj nikt już nie ryzykuje jak Nietzsche; "wyzwoleni" powiedzą więc raczej: obracamy się wśród złudzeń i musimy się z tym pogodzić. To wszystko, co mamy, tylko tyle. Złudzeniem byłoby myśleć, że można stąd uciec. Nawet myśl nie jest ucieczką. Cały nasz wysiłek polega na tym, żeby wybrać złudzenia, które najlepiej nam posłużą.
A jednak jest tu coś niepokojącego: ten ścisły, nawet kurczowy uścisk, z jakim życie trzyma się nadziei. Mówimy: człowiek żywi nadzieję, choć tak naprawdę jest odwrotnie: to nadzieja żywi człowieka. Tischner pisał tak: "Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że zawsze żyjemy jakąś nadzieją. Ważne jest tutaj słowo: żyjemy nadzieją. Oto życie nasze przeniknięte jest nadzieją niby światłem, które rozszerza horyzont widzenia i umożliwia wszelki celowy ruch w przyszłość. Ono życiu udziela życia".
Jesteśmy już w innym myśleniu. Ono także pyta: jak jest naprawdę? Ale za podstawę odpowiedzi bierze rozmaite ludzkie doświadczenia. Kiedy rodzi się dziecko, nie jest to (na ogół) akt rozpaczy. Kiedy człowiek wchodzi na szczyt góry, nie płacze z wściekłości, ale ze wzruszenia. Kiedy odnajduje zaginionego przed laty brata, czuje, jakby odnalazł utraconą cząstkę samego siebie. Wydaje się, jakby w rozmaitych sytuacjach nadzieja sama "przychodziła" do człowieka. Jakby to życie, które człowiek ma, zyskiwało wtedy nagle nową perspektywę. Być może człowiek się łudzi. Niewykluczone jednak, że popełniłby większy błąd, gdyby wszystko, co do niego "przychodzi", traktował jako złudzenie.
Gabriel Marcel zwraca uwagę, że nadzieja "jest związana zawsze z komunią". Co to znaczy? Znaczy to, że źródłem nadziei są rozmaite więzi. Te więzi nie zawsze są łatwe do uchwycenia i nazwania. Kiedy człowiek wchodzi samotnie na szczyt góry, nieraz nie potrafi powiedzieć, co go tam przywiodło. Niemniej na ogół nadzieja płynie z obecności. Sam człowiek może być dla drugich "chodzącą nadzieją". To dlatego Marcel pisze, że nadzieja ulega degradacji, jeśli "zbliża się do postawy wyłącznie widza, który nie będąc w żadnej mierze zaangażowany w grze czy w zawodach, na których jest obecny, pragnie zwycięstwa tego czy innego zawodnika, korzystając jednocześnie z faktu, że sam nic nie ryzykuje, że nie jest w tej walce bezpośrednio zaangażowany".
W sporze o nadzieję bardzo ważne jest, kto zabiera głos - "widz" czy "uczestnik".