„TP” 45/08

Potrzeba nam Ochorowicza

Pobudzony tezami artykułu M. Olszewskiego "Pogarda dla Wokulskiego" przesyłam niewielką polemikę. Wokulski jako wzorzec osobowy i społeczny byłby nadzwyczaj szkodliwy jako wyznacznik współczesnego myślenia o rozwoju gospodarczym i cywilizacyjnym Polski. Pasuje on dobrze do tych, co na początku transformacji jeździli po ciuchy do Stambułu, dorabiali się na koronie Stadionu Dziesięciolecia, a dziś osiedli w butikach w centrum Warszawy. Taki "przedsiębiorca" w świecie sieci handlowych, supermarketów, hurtowni, kosztownych promocji i reklamy jest żałośnie staroświecki. Wzorzec ten przesłania istotę tej przedsiębiorczości, której Polska najbardziej potrzebuje - wytwórczości innowacyjnej, oryginalnej, zdolnej przebić się w masie i natłoku towarów zalegających rynki wewnętrzne i światowe. Taka produktywna przedsiębiorczość to coś zupełnie innego niż spryt "Tanio kupię - drogo sprzedam" wszelakiej aktywności kupieckiej.

Gdyby w "Lalce" Bolesława Prusa poszukać patrona dla programu naprawczego, którego Polska naprawdę potrzebuje, to byłby nim raczej ów polski uczony (postać wzorowana na Julianie Ochorowiczu), który wynajduje "metal lżejszy od powietrza", przewyższający lekkością wynalezione w 1825 r. aluminium.

Niekoniecznie wynalazczość polska powinna być aż tak rewolucyjna i baśniowa, bowiem całe ruchy tektoniczne gospodarności przeobrażającej współczesne życie codzienne wynikają też z kreatywności banalnej i trywialnej: ktoś na Zachodzie, kto wynalazł małe urządzenie do bindowania, rozłożył na łopatki tysiące warsztatów introligatorskich, ale pomógł lawinowo powstającym punktom kserograficznym; ktoś inny wymyślił "rzepy", doprowadzając do ruiny producentów sprzączek, guzików, sznurowadeł; ktoś wymyślił długopis, rujnując producentów wiecznych piór. Polska w rankingu wynalazczości jest po przejściach typu "przyjdzie walec i wyrówna". Jeszcze wczesny PRL próbował coś robić, "w temacie wynalazczości" lansowano w zakładach "racjonalizatorstwo", istniał Instytut Wzornictwa Przemysłowego, próbowano wprowadzać w szkołach "politechnizację". Wszystko to zaczęło więdnąć w czasach Gierka, gdy kupowaniem licencji dano wyraz pogardy dla rodzimej produktywności. A od czasów "transformacji" machnięto ręką na cała sprawę. Choć ponoć produkujemy niezwykle dużo, trudno byłoby ustalić właściwie CO? Są to prawdopodobnie części do urządzeń zagranicznych składanych tu lub gdzie indziej. Nie ma najmniejszej intencji, aby powstał "produkt polski", najlepszy w świecie. Żadna z gałęzi nie rokuje takiej nadziei, by stanąć w tym samym rzędzie co "elektronika japońska", "lustra weneckie" czy "zegarki szwajcarskie". Nie mamy takich ambicji ani tradycji.

Pogarda dla Wokulskiego? Może nie - ale pewna doza lekceważenia na pewno tak.

Stefan Symotiuk

em. prof. UMCS

(Lublin)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2008