Titanic

Spójrzmy na coraz szybciej drgające nogi Josepha Conrada. Pisarz nagle zrywa się z fotela, siada za biurkiem i pisze!

14.12.2020

Czyta się kilka minut

 / KASIA KOZAKIEWICZ
/ KASIA KOZAKIEWICZ

Borys Conrad (starszy syn Josepha) wspominał: „Nastrój ojca można było rozpoznać rzucając spojrzenie na jego nogi. Jeśli spoczywały bez ruchu, można było wnosić, że dialog toczyć się będzie w spokoju, ale wszelki ruch nóg wskazywał, że coś nie jest w porządku. Ruchy naprawdę gwałtowne były groźnym sygnałem, którego nie należało lekceważyć”.

A teraz wyobraźmy sobie scenę, która rozgrywa się w pierwszych dniach czerwca 1912 r. Joseph Conrad siedzi w fotelu, czyta artykuł o pracach dwóch komisji (amerykańskiej i brytyjskiej) powołanych do zbadania sprawy utonięcia „Titanica”, statku uchodzącego za Niezatapialny (tak reklamowanego) i śmierci ponad tysiąca pięciuset osób. Szybko przebiega oczyma przez łzawe, mistyczno-patriotyczne wzloty dziennikarskiego Pióro-Ducha, by przejść do rzeczy.

Dowiaduje się więc o opinii jednego z ekspertów, że gdyby „Titanic” miast omijać górę lodową, uderzył w nią dziobem – to nic by mu się nie stało. Dowiaduje się, że „Titanic” był w istocie niezatapialny, a to z uwagi na grodzie zamykane przemyślnym systemem z mostku kapitańskiego i grubość płyt kadłubowych. Dowiaduje się, że „Titanic” posiadał więcej szalup, niż wymagały normy Board of Trade Rules. Dowiaduje się też, że obie komisje poświęciły mnóstwo uwagi wyjaśnieniu, czy gdy statek tonął, orkiestra w sali bankietowej grała hymn: „Nearer, my God, to thee, / Nearer to thee! / E’en though it be a cross / hat raiseth me...” czy może modnego walca „Songe d’Automne” („English Waltz King”). Oczywiście lepiej byłoby, gdyby grała podniosły hymn religijny niż walca, ale jak, k… mać, było naprawdę? Świadkowie plączą się w zeznaniach.

I spójrzmy teraz na coraz szybciej drgające nogi Josepha Conrada. Pisarz zrywa się z fotela, siada za biurkiem i pisze: „Trzeba z pewną goryczą przyznać, że SS »Titanic« ma dobrą prasę”… Te wielkie tytuły, te wzloty ducha… ale…

Po pierwsze – czytam o ekspercie, który „z niedorzeczną szczerością zapewnił Komisję o swym absolutnym przekonaniu, że gdyby tylko »Titanic« uderzył dziobem na wprost, to dotarłby bez szkody do portu. I cały ton jego nieustępliwego oświadczenia sugerował ubolewanie, że dowodzącemu oficerowi (który już nie żyje i którego od komicznego wymiaru tego dochodzenia odgradza zasłona miłosierdzia) tak źle doradzano, by próbował ominąć ten lód… Jeszcze ujrzymy, jak (...) ustali się teorię nowej sztuki żeglarskiej: – Wal śmiało w cokolwiek, co ujrzysz przed sobą!”.

Po drugie – „nazywane wodoodpornymi grodzie »Titanica« zdecydowanie nie sięgały głównego pokładu, pozwalając wodzie z jednej zalanej grodzi przelać się górą i zalać gródź sąsiednią (...) Ty i ja, i nasi malcy, gdy chcemy podzielić, powiedzmy – pudełko, staramy się pozyskać kawałek drewna, który będzie sięgać od dna do pokrywki. Wiemy, że jeśli nie będzie sięgał aż do samej góry, pudełko nie zostanie podzielone na dwie części. Będzie tylko częściowo podzielone. »Titanic« był tylko częściowo podzielony. Wystarczająco, by utopić nieszczęśliwców jak szczury w pułapce”.

Po trzecie – „»Titanic« był pudełkiem długim na 800 stóp, urządzonym na hotel, z korytarzami, sypialniami, holami i tak dalej (niezbyt tajemnicze rozmieszczenie wnętrz, naprawdę), a jeśli chodzi o niebezpieczeństwa zagrażające jego istnieniu – myślę, że był mocny jak cynowe pudełko na biszkopty (...) Popatrzcie tylko na bok takiego pudełka, a następnie pomyślcie o statku o wyporności 50 tys. ton i spróbujcie sobie wyobrazić, jaka powinna być grubość jego płyt kadłubowych”.

Po czwarte – tak, to prawda, że na „Titanicu” było więcej szalup, niż tego wymagały przepisy, ale też jest prawdą, że na pokładzie było ponad 3300 osób, a szalup tylko dla 1178. „Jeśli nie można mieć ani użyć tak wielu szalup, to nie należy upychać tylu osób na pokładzie (...) Nie sprzedawajcie aż tylu biletów, moi czcigodni dygnitarze. W końcu mężczyźni i kobiety (chyba że z czysto komercyjnego punktu widzenia) nie są bydłem, jakim handlowało się na Zachodnim Oceanie, które jakieś dwadzieścia lat temu wyrzucano za burtę w sytuacji zagrożenia i zostawiano, by pływało w kółko, póki nie potonie. Nie topcie tak wielu ludzi w najpiękniejszą, najspokojniejszą noc, jaką widziano na Północnym Atlantyku, nawet jeśli zapewniliście im nieco muzyki, przy której tonęli”.

I na koniec: „Nie jestem sentymentalny i dlatego nie jest dla mnie wielkim pocieszeniem, jak widzę, że tych wszystkich ludzi groszowa Prasa awansuje do rangi Bohaterów. To żadne pocieszenie. W sytuacji skrajnej, najbardziej ekstremalnej, większość ludzi, nawet prostych, zachowuje się przyzwoicie. Jest to fakt, z którego nie zdają sobie sprawy jedynie dziennikarze. Stąd, jak przypuszczam, bierze się ich entuzjazm. Ale ja, który nie jestem sentymentalny, myślę, że lepiej by było, gdyby muzyków tej nieszczęsnej orkiestry, która grała na »Titanicu«, uratowano w ciszy, miast by miała utonąć podczas grania czegokolwiek. Wolałbym, by ich uratowano, by mogli utrzymywać swoje rodziny, a nie by widzieć ich rodziny utrzymywane przez wspaniałą hojność abonentów gazet. Nie ma nic bardziej heroicznego w tonięciu zdecydowanie wbrew swej woli niż w umieraniu z powodu kolki spowodowanej zepsutym łososiem z puszki kupionej w lokalnym sklepie spożywczym. I taka jest prawda. Niesentymentalna prawda odarta z romantycznego stroju, jaki Prasa udrapowała wokół tej absolutnie niepotrzebnej katastrofy” (przeł. Jacek Dobrowolski).

Moim zdaniem artykuł Josepha Conrada (Józefa Korzeniowskiego) „Some Reflections on the Loss of the »Titanic«” (opublikowany w czerwcu 1912 r. na łamach „English Review”) powinien znaleźć się na liście lektur obowiązkowych w polskich szkołach.

Dlaczego?

Popatrzmy na tych, którzy robią sporo, byśmy się na pokładzie „Titanica” znaleźli.

Właśnie dlatego!

▪ Dla własnego bezpieczeństwa z góry przepraszam tych, których uczucia i ideową wrażliwość uraziłem. Jednocześnie – proszę traktować te przeprosiny jako z gruntu nieszczere. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2020