Theatrum sztuki

Maciejowski przygląda się sposobowi fun­kcjonowania dzieł: jak wydawane są na żer komentujących, wciąż na nowo przez nich konstruowane.

06.04.2010

Czyta się kilka minut

W krakowskim Muzeum Narodowym znalazło się ponad 100 prac Marcina Maciejowskiego, poczynając od namalowanych podczas studiów po powstałe w ostatnim czasie. To pierwszy tak obszerny wybór obrazów Maciejowskiego. Wystawa w znaczący sposób zmienia obiegowy pogląd na jego twórczość. Nie da się jej już łatwo opisać prostym hasłem pop-banalizm.

Sceny podpatrzone z życia codziennego, motywy zaczerpnięte z kultury masowej, zwłaszcza z telewizji, świat polskiej polityki - z tymi tematami zazwyczaj jest kojarzona twórczość Maciejowskiego. Tymczasem w salach Muzeum Narodowego wszystkie te kwestie zostały sprowadzone na margines. Oczywiście, nie można było całkowicie ich pominąć. I tak w Krakowie znalazł się m.in. świetny obraz przedstawiający pamiętny incydent, kiedy to ostrzelano kolumnę samochodów z Lechem Kaczyńskim i Micheilem Saakaszwilim. Przypominano również jego prace publikowane w "Przekroju".

Artysta od lat obserwował naszą politykę. Nigdy nie był jednak klasycznym komentatorem. Raczej dokumentował to, co się działo na tej scenie. Podobnie przez lata podpatrywał zwykłe, często banalne sytuacje. Przyglądał się kulturze masowej i mediom, wykorzystywał je, ale też jego prace - poprzez obecność w popularnych pismach - stawały się nieuchronnie częścią tego specyficznego świata. Wszystkie obrazy i rysunki z tego nurtu przyczyniły się do ukształtowania popularnego wizerunku artysty. Rozumiem chęć jego zmiany, wyłamania się ze stereotypowych wyobrażeń o twórcy zabawnych obrazków "z dymkami". Jednocześnie mam poczucie, że Maciejowski, jako jeden z niewielu, przyglądał się istotnej sferze polskiego życia i bez jego prac - jak przywołany na wystawie billboard "Jak tu teraz żyć" - nie uda się stworzyć przekonującej opowieści o ostatnim dwudziestoleciu.

Tymczasem na wystawie dominują inne kwestie, w tym liczne odniesienia do filmu. W swych obrazach artysta cytuje kadry z południowoamerykańskiej telenoweli, ale przede wszystkim z klasyki kina: "Ojca Chrzestnego", "Austerii" czy "Lalki". Jednak podstawowym tematem okazuje się sama sztuka. Marcin Maciejowski przygląda się sposobowi funkcjonowania dzieł, ich obecności w obiegu publicznym, temu, w jaki sposób są one postrzegane i opisywane, wydawane na żer komentujących, wciąż na nowo przez nich konstruowane, wpisywane w aktualne modne kody kulturowe. Przypatruje się aktualnej scenie artystycznej. Robi to czasami zaskakująco celnie, ale też z pewną autoironią. Chociażby namalowanemu przez niego widokowi sali muzealnej towarzyszy tekst: "Sytuacja się zmieniła. Dziś wszyscy znają nazwiska. Jest międzynarodowy rynek. Artyści jeżdżą po świecie. Piotr Uklański mieszka w Nowym Jorku". Te kilka zdań jest także opowieścią Maciejowskiego o sobie. Młodzi twórcy trafili do muzeów. Niektórzy stali się ulubieńcami prasy i telewizji, ale można odnieść wrażenie, że artysta pokazuje swoiste theatrum, w którym wielką rolę odrywa pozór, gra, budowanie medialnego wizerunku.

Wreszcie - w swoich obrazach odwołuje się do postaci z przeszłości. Pojawiają się Gustav Klimt i Egon Schiele, Stanisław Wyspiański i Józef Mehoffer, Pablo Picasso i Tadeusz Kantor. Nie są to nazwiska zazwyczaj chętnie przywoływane przez młode pokolenia, dyskutowane, uznawane dziś za istotny punkt odniesienia, lecz bohaterowie masowej wyobraźni. W swych obrazach Maciejowski sięga po stare fotografie przedstawiające tych artystów, prezentuje ich w sytuacjach nie­oficjalnych, bez koturnowych póz. Pokazuje ich prywatność, ale przecież ona stała się własnością publiczną, a nawet niezbędną częścią mitu, zbiorowego wyobrażenia o tym, kim jest twórca. Dochodzimy tu do kwestii kreacji, ale także autokreacji artystycznej, strategii budowania - używając PR-owskiego języka - własnego wizerunku. Jednak mnie ciekawią nieoczywiste wybory dokonywane przez Maciejowskiego. Dlaczego sięga on po artystów, których twórczość powielana w tysiącach reprodukcji i wykorzystywana do produkcji gadżetów, jest często postrzegana jako nic już nieznaczący banał? Odnoszę wrażenie, że obrazy Maciejowskiego - poza wszystkim innym - zmuszają do powrotu do płócien Klimta czy Picassa i zapytania o ich znaczenia dla współczesnego odbiorcy.

On sam coraz częściej podejmuje grę z tradycją malarską. Czasami wykorzystuje zaskakujące wzorce. Starannie wyreżyserowany portret młodej dziewczyny "niedbale" siedzącej na krześle odwołuje się do motywu mitologicznej Danae, jednego z najistotniejszych w nowożytnej sztuce, podejmowanego przez Tycjana i Rembrandta. Z kolei "07.15", zwyczajna scena we współczesnym pubie, nawiązuje do słynnego "La Vie" Picassa. Przeszłość dyscypliny - podobnie jak wcześniej fotografia czy kultura masowa - okazuje się dla Maciejowskiego narzędziem przydatnym do chwytania rzeczywistości.

Przy okazji wystawy w Krakowie pojawiły się hasła o nobilitacji czy umuzealnieniu twórczości Maciejowskiego, ostatecznym potwierdzeniu jej znaczenia. Ktoś nawet porównał go z Matejką. Podobne odwołania niewiele mają sensu. Na pewno wystawa w Muzeum Narodowym jest dla każdego artysty poważnym wyzwaniem, grozi bowiem niebezpieczeństwem zamknięcia jego twórczości w jednych, określonych już ramach. W Krakowie udało się stworzyć inny obraz Maciejowskiego, bardziej skomplikowany, pozbawiony nieznośnej przewidywalności, podobnie jak w Zachęcie przed ponad dwoma laty znacząco przedefiniowano twórczość Wilhelma Sasnala, który okazał się artystą ciekawie grzebiącym w polskiej pamięci i wchodzącym w aktualne spory publiczne. W przypadku obu wystaw efekt może zaskakiwać, a nawet budzić sprzeciw. To jednak ciekawsze, niż powtarzanie zdań o fajnych chłopakach tworzących fajne obrazy dla fajnych ludzi. Jedno można uznać za pewnik: Grupa Ładnie to już odległa przeszłość.

"Tak jest. Marcin Maciejowski", wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie, kurator: Goschka Gawlik; wystawa czynna do 23 maja 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2010