Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ogłoszenie decyzji o wstrzymaniu importu polskiej żywności - w przeddzień naszego Święta Niepodległości i w momencie, gdy premier rządu RP wygłaszał exposé, a zarazem kilka dni po nowym święcie państwowym Rosji (Dniu Jedności Narodowej, obchodzonym z okazji “wygnania z Kremla polskich interwentów" w XVII w.) to tylko jeden z nieprzychylnych Polsce sygnałów; inne to zapowiedź podwyżki cen gazu czy protesty przeciw twierdzeniu, że Katyń to dzieło NKWD. Niedostarczenie do sklepów polskich kiełbas nie ogołoci rosyjskiego rynku, nawet nie zostanie zauważone. Dla Polski ważne jest natomiast, by ów nieprzyjazny gest został zauważony w Brukseli, i by UE nie ograniczyła się w tej sprawie do suchego komunikatu.
Zatrzymanie na granicy giczy wołowej to powitalne uderzenie po głowie nowego rządu polskiego. Sprawdzian, jak zachowa się ekipa bez większego doświadczenia na arenie międzynarodowej: czy da się sprowokować, czy potrafi przygotować się do rzeczowej dyskusji. Dla strony rosyjskiej to też test. Dalsze jej działania pokażą, czy faktycznie chodziło o zdrową żywność, czy o rozciągnięcie frontu walki z Polską. Dotychczas mówiło się, że wprawdzie kłócimy się o historię i nie rozumiemy w kwestii Ukrainy i Białorusi, ale interesy - i to dobre - możemy robić. Teraz może się okazać, że interesów robić nie możemy, bo taka jest wola Kremla. A to właśnie Kreml, a nie wolny rynek określa w Rosji zasady gry ekonomicznej.