Niepotrzebna rocznica

Rosja Putina boi się przewrotów. Dlatego stulecie zdobycia władzy przez bolszewików zostało zignorowane – i przez Kreml, i przez społeczeństwo.

20.11.2017

Czyta się kilka minut

Petersburg – sto lat później, 7 listopada 2017 r. / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES
Petersburg – sto lat później, 7 listopada 2017 r. / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES

Władze na Kremlu stoją dziś na progu kampanii prezydenckiej przed wyborami wyznaczonymi na marzec 2018 r. Inżynierowie dusz mają coraz bardziej widoczny problem ze sformułowaniem haseł, które miałyby towarzyszyć ponownemu wyborowi i kolejnej kadencji Władimira Putina. W tej sytuacji prezydentowi potrzebny jest spokój i maksymalne poparcie społeczne. Hasło rewolucji niespecjalnie się w tym kontekście przyda.

Ale to nie jedyny powód, dla którego setną rocznicę rewolucji październikowej, owszem, obchodzono, ale bez zwyczajowej pompy. Kreml skupia się dziś także na odbudowie imperium, a wspomnienie rewolucyjnych fermentów, które wstrząsnęły światem, nie pasuje do tego obrazka.

Coraz mniej rewolucji

Co tu obchodzić? – wzruszał ramionami sekretarz prasowy Putina, pytany o oficjalne imprezy związane ze stuleciem wydarzenia, które jeszcze niedawno z ekstatyczną egzaltacją określano w Rosji mianem Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej – i pisano z szacunkiem tak właśnie, wielkimi literami.

Tym razem na Kremlu nie odbyły się z tej okazji żadne przyjęcia, konferencje czy furszety. Nie wręczono orderów, nie wzniesiono toastów. Na kilka dni przed 7 listopada (rocznica rewolucji obchodzona jest tego dnia zgodnie z kalendarzem gregoriańskim, czyli nowym stylem; w Rosji stosowano równolegle stary styl i zgodnie z kalendarzem juliańskim dzień wybuchu rewolucji przypadał na 25 października, stąd powszechnie stosowane określenie rewolucja październikowa) Putin nawiązał do rocznicy podczas posiedzenia rady ds. praw człowieka i wezwał, aby okazja ta posłużyła osiągnięciu ogólnej zgody i jedności, zburzonych sto lat temu przez rewolucję.

7 listopada od kilku lat nie jest już w Rosji czerwoną kartką kalendarza, to zwykły dzień roboczy. Święto państwowe przeniesiono na 4 listopada, by uczcić odległą rocznicę wypędzenia „polskich interwentów” z Kremla w 1612 r. Ale ten ustanowiony kilkanaście lat temu Dzień Jedności Narodowej jeszcze nie dotarł do powszechnej świadomości Rosjan. Z badań wynika, że o tym, jak nazywa się obchodzony 4 listopada prazdnik, wie tylko 39 proc. Rosjan. 7 proc. uważa, że to święto niepodległości, 4 proc. – że rocznica rewolucji październikowej.

Rosjanie okazali się niezbyt mocno przywiązani do jeszcze niedawno fetowanych z rozmachem sowieckich świąt. Bo wcześniej, za czasów Związku Sowieckiego, 7 listopada w całym kraju odbywały się uroczystości, w Moskwie z udziałem najwyższych władz, rodzimych i bratnich. Na mauzoleum Lenina przy placu Czerwonym w Moskwie stawał cały partyjny areopag, a z porządku ustawienia sowietolodzy odczytywali, kto jest w danym momencie najważniejszy w tym hermetycznym gronie, a kto wypada z łaski. Na oczach całego świata odbywała się wielka defilada sił zbrojnych, prezentowano najnowsze typy uzbrojenia.

Rocznicowe roszady

Putinowska Rosja odeszła od tego rytuału, choć zamiłowanie do prezentowania arsenałów pozostało. Tyle że obecnie parady odbywają się 9 maja. Bo to ta data – zakończenia zwycięskiej dla Związku Sowieckiego II wojny światowej – stała się fundamentem tożsamości współczesnego państwa. Punktem odniesienia, głównym mitem, do którego odwołują się rządzący, gdy karmią społeczeństwo duchową strawą.

Natomiast pamięć o rewolucji październikowej i sposobach czczenia jej rocznicy z roku na rok wyparowuje z ludzkiej pamięci i państwowej ideologii. Natomiast odgórnie kreowany i podbijany mit wielkiego zwycięstwa w 1945 r. jest coraz bardziej wzmacniany.

Na razie obserwujemy więc formy przejściowe lub – jeśli ktoś woli (zgodnie z duchem czasu) – hybrydowe. Oto od kilku lat 7 listopada na placu Czerwonym odbywa się uroczysta defilada na cześć defilady, która miała miejsce 7 listopada 1941 r. Niemcy podchodzili wtedy pod Moskwę, a czerwonoarmiści uczestniczący w ówczesnej paradzie ku czci rewolucji z 1917 r. wprost z placu pomaszerowali na front.

Stworzono zatem piętrową konstrukcję – teraz obchodzi się rocznicę defilady przeprowadzonej w rocznicę rewolucji. Z tym że zaciera się rewolucyjny aspekt wydarzenia, na plan pierwszy wyciąga się natomiast nawiązanie do heroizmu obrońców Moskwy przed najeźdźcą w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Cień Majdanu

Ta dziwna rocznicowa matrioszka – rocznica schowana w rocznicy – jest jednym z wielu przykładów ideologicznej kuchni fusion, z której dania rosyjskie władze serwują obficie społeczeństwu. Jest w nich trochę sovietique vintage dla sentymentalnych, trochę caratu dla zwolenników marzeń o imperium, trochę chwały nieskazitelnych czerwonoarmistów dla spragnionych czystości, trochę geniuszu menedżerskiego Stalina dla zwolenników twardej ręki, trochę prawosławia dla konserwatystów, wreszcie trochę etosu najlepszych na świecie służb specjalnych (to ostatnie dla wielbicieli teorii spiskowych).

Odgórnie sterowana narracja historyczna nieodmiennie podporządkowana jest bieżącym celom politycznym ekipy rządzącej. Tym celem dla dzisiejszych władców Rosji jest utrzymanie się u steru nawy państwowej, gdyż to zapewnia im nieograniczony dostęp do dóbr, czyli możliwość bogacenia się, a także bezkarność. W tej grze trzeba zachować czujność, by w odpowiednim momencie móc skorygować podawane treści.

Wśród owych treści przeżywanie rewolucyjnej ekstazy jest zdecydowanie nie w smak rządzącym. Rewolucja to przecież zagrożenie dla władzy. Czy ta metoda może się podobać ekipie, która sprawuje rządy?

Gdy dochodziło na obszarze postsowieckim do „kolorowych rewolucji”, a także gdy w wyniku arabskiej wiosny upadły północnoafrykańskie i bliskowschodnie dyktatury, Putin obawiał się, że podobne wydarzenia mogą zagrozić jego władzy. Dlatego w mijającej kadencji skupił się na doskonaleniu narzędzi zwalczania wszelkich przejawów nieposłuszeństwa i buntu. Ukarał uczestników demonstracji, które na przełomie 2011 i 2012 r. towarzyszyły jego powrotowi na Kreml.

Kijowski Majdan, który obalił skorumpowanego prezydenta Wiktora Janukowycza, był dla Putina kolejnym sygnałem, że duch rewolucji nie śpi, i że trzeba postępować ostrożnie. Również z obchodami setnej rocznicy rewolucji październikowej. Po co przypominać, jak się przejmuje władzę w wyniku przemocy, a utrzymuje ją dzięki zastosowaniu terroru?

Seriale z podtekstami

Rocznicy tak doniosłej nie sposób było jednak całkowicie pominąć.

Rok 2017 ogłoszono więc, owszem, rokiem obchodów rewolucji. Zorganizowano sesje naukowe, wydano książki. Najważniejsze stacje telewizyjne wyprodukowały z tej okazji okolicznościowe seriale. Dla telewizji Rossija powstały „Demony rewolucji”, poświęcone Leninowi. Główną oś filmowej opowieści stanowi starcie Lenina z zapomnianym już dziś rewolucjonistą i aferzystą Aleksandrem Helphandem, noszącym pseudonim Par- vus. Owiana tajemnicą podróż Lenina zaplombowanym wagonem ze Szwajcarii do pogrążonej w chaosie Rosji i zdobyte przez Parvusa niemieckie pieniądze na rosyjską rewolucję to dwa wątki filmu, które zasługują na uwagę. Pokazują one bowiem obawy Putina: bo czy i dziś finansowana z zagranicy opozycja nie zagrozi jego władzy?

Tak się składa, że akurat w Szwajcarii mieszka człowiek, który postawił się reżimowi Putina, został skazany, odsiedział kilka lat w kolonii karnej, a po ułaskawieniu wyjechał z Rosji i podjął działalność mającą na celu – jak deklaruje – zbudowanie rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego. Czy Putin ma powody, aby nadal obawiać się Michaiła Chodorkowskiego? Wydawałoby się, że to pieśń przeszłości. Niemniej w ostatnich dniach znów na porządku dziennym stanęła sprawa kontrolowania instytucji i organizacji finansowanych ze środków zagranicznych – i w tym kontekście wymieniono również fundację Chodorkowskiego Otwarta Rosja. Jak widać, władze zachowują czujność.

Pierwyj Kanał poczęstował natomiast widzów serialem „Trocki”. Do dziś trwają dysputy, czy do rewolucji w ogóle by doszło, gdyby Trockiego nie było w dniach przewrotu w Piotrogrodzie. Historia nie zna trybu przypuszczającego, więc nigdy nie poznamy odpowiedzi na tak zadane pytanie – Trocki zdążył wrócić z USA i stanął na czele rewolty. Znowu rosyjski rewolucjonista, który pojechał po zagraniczne pieniądze na rosyjską rewolucję…

Kłopotliwe mauzoleum

Znamienne jest to, że w wątłym dyskursie publicystycznym, jaki towarzyszył setnej rocznicy rewolucji, mało mówiono o konsekwencjach przewrotu październikowego, gdy bolszewicy uzurpowali sobie władzę i rozgonili wybrane przecież w wolnych wyborach Zgromadzenie Ustawodawcze, które miało określić ustrój Rosji po obaleniu caratu. Więcej uwagi publiczności przyciągnęły dwie sprawy wiążące się z rocznicą nie wprost: los mumii wodza rewolucji Włodzimierza Lenina i filmowa wersja pewnego epizodu z młodości cara Mikołaja II.

Sprawa likwidacji mauzoleum na placu Czerwonym i godnego pochówku szczątków Lenina od lat podnosi ciśnienie zarówno zwolennikom, jak i przeciwnikom tej opcji. Przeprowadzane są regularnie badania opinii publicznej, która nadal się waha. Teraz temat znowu został wywołany, w związku z październikową rocznicą.

Rząd odrzucił inicjatywę deputowanych Jednej Rosji i LDPR, którzy chcieli Lenina pochować. Uznano, że jeszcze nie pora, że spolaryzuje to społeczeństwo. Niezmienny przywódca partii komunistycznej Giennadij Ziuganow też ponownie sprzeciwił się wyniesieniu Lenina z mauzoleum. Partia komunistyczna zresztą jako jedyna głośno, pod czerwonymi sztandarami i z Międzynarodówką na ustach, uroczyście świętowała 7 listopada.

Nieoczekiwanie głos w sprawie Lenina zabrał przywódca Czeczenii Ramzan Kadyrow: „Dość gapienia się na trupa”. Ziuganow odparował: „To czcza gadanina”. Od dawna nikt tak odważnie z Kadyrowem nie rozmawiał, więc riposta głównego komunisty była zaskoczeniem i obiektem licznych komentarzy.

Drugie życie pomników

Na razie mumia zostaje w pudełku. Tak jak i pomniki Lenina, których tysiące stoją na ulicach i placach w całej Rosji; w samej Moskwie jest ich ze sto. Rosja nie wyrzeka się spuścizny sowieckiej, próbuje wyciągać z niej aktualnie przydatne elementy, spuszczając zasłonę milczenia na to, co akurat nie pasuje do przekazu dnia. Warto w tym kontekście przypomnieć żarliwy protest rosyjskich polityków, i nie tylko polityków, gdy na pomajdanowej Ukrainie urządzono masowy „leninopad”, czyli gdy usuwano pomniki Lenina jako symbole uciemiężenia.

Z drugiej jednak strony życie pomników w Rosji pokazuje pewien trend w państwowej ideologii: Lenin (czytaj: spuścizna po rewolucyjnym wątku historii Związku Sowieckiego) traci swoją eksponowaną pozycję na rzecz uwielbienia dla silnych przywódców, nawet krwawych dyktatorów; zauważalna jest rekonstrukcja znaczenia dokonań epoki stalinowskiej. Weźmy taki przykład: w Kałudze przesunięto pomnik Lenina stojący od lat na centralnym placu pod siedzibą władz na pomniejszy skwerek, aby zrobić miejsce pod nowy pomnik Iwana III Srogiego, dziada Iwana Groźnego.

W przemówieniach okolicznościowych podczas odsłonięcia podkreślano nieugiętą postawę Iwana przy budowaniu podwalin silnego państwa. Natomiast w kilku miastach postawiono (niewielkie gabarytowo) pomniki Stalina; w Moskwie zaś stanęło jego popiersie, w alei przywódców Rosji.

W stronę monarchii?

Lenin mawiał, że film jest najważniejszą ze sztuk. Dzisiejsze gorące dyskusje w Rosji wokół filmu „Matylda” zdają się potwierdzać nieprzemijającą aktualność tej tezy.

Obraz ten opowiada o przelotnym młodzieńczym romansie Mikołaja Romanowa (wówczas jeszcze następcy tronu) z primabaleriną polskiego pochodzenia Matyldą Krzesińską. Przeciwko wyświetlaniu filmu zaprotestowała była prokurator Krymu, a obecnie deputowana Dumy Państwowej Natalja Pokłonska, pozująca na obrończynię pamięci cara (podczas jednego z pochodów ku czci 9 maja „Nieśmiertelny pułk”, którego uczestnicy niosą portrety swoich przodków, uczestników wojny, ona niosła ikonę Mikołaja II, świętego Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej).

Pokłonska uznała frywolne treści za pokalanie świętości męczennika za wiarę. Poparły ją konserwatywne środowiska, zbliżone do Cerkwi. Pod kinami, gdzie miał być wyświetlany film, organizowane były protesty. W Jekaterynburgu (mieście, gdzie zamordowano rodzinę carską) zwolennik Pokłonskiej wjechał samochodem w budynek kina, aby uniemożliwić wyświetlenie filmu. Premierę „Matyldy” odkładano z uwagi na zagrożenie dla widzów, trwała ostra dyskusja z udziałem twórców filmu, ludzi kultury i urzędników, odwoływano się do autorytetu Putina, domagano szacunku dla swobody artystycznej wypowiedzi.

Wreszcie film dopuszczono do dystrybucji. A niespodziewanym efektem ubocznym tych przepychanek było wywołanie w mediach tematu przywrócenia w Rosji monarchii jako jedynego sensownego ustroju. Tylko kto miałby być carem? Może Putin – proponowano. Odezwała się też Maria Władimirowna Romanowa, uznawana (choć nie przez wszystkich) za głowę Domu Romanowów. Zapowiedziała, że chętnie powróci do Rosji, aby pracować na rzecz narodowego pojednania. Nie wykluczyła przywrócenia monarchii w celu zapewnienia spokoju społecznego.

Stabilność, wartość najwyższa

Właśnie ten zwrot – „zapewnienie spokoju społecznego” – jest dziś głównym zaklęciem obozu rządzącego.

Stabilność jest najważniejszą wartością. Kreml głosi, że władza i naród to jedno, że są one połączone wspólnym dążeniem do celu. Celu, którym są umocnienie państwa, odbudowa potęgi na arenie międzynarodowej, odzyskanie statusu supermocarstwa. Temu służy również gloryfikowanie dokonań Stalina, coraz mocniej pobrzmiewające w oficjalnej narracji. Przede wszystkim – zwycięstwa w II wojnie światowej pod jego światłym przewodem.

Rewolucja październikowa żadną miarą nie wpisuje się w tak sformułowane cele. Zbrodnie Lenina i jego krwawych spadkobierców, bratobójcza wojna domowa, która była konsekwencją rewolucji – wszystko to nadal nie zostało w Rosji rozliczone, a lekcje historii odrobione. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2017