Terroryzm nowego typu

Masakra w Nicei może mieć poważne skutki dla Europy. Radykalizm rodzi radykalizm: aby mu zapobiec, trzeba sięgnąć po stanowcze metody. Czy nasze demokracje są na to gotowe?

18.07.2016

Czyta się kilka minut

Nadmorska promenada w Nicei następnego dnia po zamachu, 15 lipca 2016 r. / Fot. Giuseppe Cacace / AFP / EAST NEWS
Nadmorska promenada w Nicei następnego dnia po zamachu, 15 lipca 2016 r. / Fot. Giuseppe Cacace / AFP / EAST NEWS

François Hollande nie ma wątpliwości: zabierając głos jeszcze w nocy, niemal zaraz po tym, co stało się w Nicei późnym wieczorem 14 lipca – w dniu święta narodowego Francji – mówił, że zamach ten ma „podłoże terrorystyczne”, i wskazał na sprawcę: muzułmańskich fanatyków, powiązanych bądź inspirowanych przez tzw. Państwo Islamskie. Wątpliwości nie miał też, już kilka dni później, minister spraw wewnętrznych: przekonywał, że choć sprawca masakry – 31-letni Mohamed Lahouaiej-Bouhlel, Tunezyjczyk mieszkający od dekady we Francji, z prawem pobytu – nie był znany służbom wywiadowczym jako zwolennik radykalnego islamu (podobno nie figurował w żadnej bazie danych osób mogących stanowić zagrożenie dla porządku i bezpieczeństwa), to taka właśnie miała być jego motywacja. A jego polityczno-ideologiczna radykalizacja miała nastąpić dopiero niedawno, za to bardzo szybko.

Samotne wilki

Choć Lahouaiej-Bouhlel nie przeszedł być może żadnego przeszkolenia i jako terrorysta był „tylko” silnie zmotywowanym amatorem, okazał się skuteczny: zabił 84 ludzi i ranił ponad sto (wielu rannych jest w ciężkim stanie), gdy kierowany przez niego samochód ciężarowy wjechał w tłum, bawiący się z okazji święta 14 lipca na nicejskim bulwarze Promenade des Anglais. Przejechał dwa kilometry, taranując ludzi, zanim został zastrzelony.

Na razie nie ujawniono, czy Lahouaiej-Bouhlel miał wspólników, którzy pomogli przygotować zamach. Nie wiadomo też, jak nastąpiła jego radykalizacja i kto go inspirował. Jego ujawnione esemesy sprawiają wrażenie, jakby raportował komuś etapy przygotowań. Ale nawet jeśli nie był sam, to modus operandi zamachu – który mogła zrealizować jedna osoba bez terrorystycznego przygotowania – jest we Francji i Europie czymś nowym. Przypomina zjawisko, które od niemal roku stało się czymś dramatycznie powszechnym w Izraelu, gdzie miejsce zamachowców z bombami i karabinami, których wysyłały podziemne organizacje, zajęły „samotne wilki”: sprawcy działający w pojedynkę, często spontanicznie i przy pomocy narzędzi dostępnych powszechnie. Oto ktoś bierze nóż i rzuca się, by zabijać przypadkowych przechodniów; ktoś inny wsiada w samochód i wjeżdża w grupę ludzi na przystanku autobusowym.

Skala zamachu w Nicei jest oczywiście niepomiernie większa, ale pomysł w gruncie rzeczy podobny. Aby zabić ponad stu ludzi w Madrycie w marcu 2004 r. lub ponad pięćdziesięciu w Londynie w lipcu 2005 r., potrzebne były duże siatki konspiracyjne, posiadające łączników i źródła finansowania (jedno i drugie podobno najłatwiej namierzyć), a także mające do dyspozycji ludzi różnych „specjalizacji”: nie tylko muzułmanów-fanatyków, gotowych oddać własne życie, lecz także fachowców od bomb. Teraz modus operandi ulega uproszczeniu. Jeszcze ci, którzy atakowali w ciągu ostatniego roku w Paryżu i Brukseli, byli zorganizowani, mieli bomby i broń palną, mieli też za sobą jakąś siatkę.

Profil zabójcy

Tymczasem Lahouaiej-Bouhlel pokazał, że można prościej: nawet jeśli miał broń palną, to główne „narzędzie” wynajął z wypożyczalni aut. Tu nie było trzeba żadnej siatki i finansowania – wystarczył jeden człowiek, zdeterminowany. A przy tym niewykazujący wcześniej oznak fascynacji radykalnym islamem.

Wprawdzie Lahouaiej-Bouhlel był notowany przez policję, a nawet skazany (w zawieszeniu, za pobicie człowieka), jednak nie z powodu religii, ideologii czy polityki. Z opowieści tych, którzy go znali, wyłania się obraz młodego człowieka z licznymi problemami: osobistymi (młodzieńcza depresja; niestabilna osobowość; być może uzależnienie od alkoholu), społecznymi (udział w bójkach; drobna przestępczość – kradzieże), rodzinnymi (żona odeszła, zabierając troje dzieci m.in. dlatego, że ją bił – zresztą odejście żony, francuskiej obywatelki pochodzenia tunezyjskiego, teoretycznie mogło skutkować jego ekstradycją) i zawodowymi (utrzymywał się świadcząc usługi kurierskie, ale miał kłopoty finansowe).

Krótko mówiąc: młody człowiek z islamskimi korzeniami imigranckimi, który żyje w kraju zachodnim i nie ma szczególnych związków z tradycją czy religią, któremu nie powiodło się w życiu i który stopniowo zaczął się staczać w nałogi i przestępczość.

A potem... no właśnie – co stało się potem? To chyba kluczowe pytanie, nad którym głowią się francuskie służby. Czy w akcie uśmiercenia bądź poranienia jak największej liczby ludzi, dokonanym w imieniu siły wyższej, Lahouaiej-Bouhlel dojrzał dla siebie nadzieję na sens, którego wcześniej mu brakowało? Przepustkę do nieba? Wiadomo, że swego czynu nie dokonał spontanicznie, że się przygotował – można tak powiedzieć – na swoją ostatnią drogę, bo pozamykał życiowe sprawy (np. sprzedał ze swego majątku, co mógł sprzedać, a pieniądze przesłał krewnym w Tunezji).

Taki profil sprawcy – to dramatyczne wyzwanie dla służb bezpieczeństwa, nie tylko we Francji, lecz we wszystkich demokratycznych krajach zachodnich, gdzie żyją liczne społeczności muzułmańskie – zwłaszcza tam, gdzie są kiepsko zintegrowane, gdzie tworzą nawet tzw. społeczności równoległe.
Bo takich ludzi jak Lahouaiej-Bouhlel – na pozór zintegrowanych i uzachodnionych w stylu życia, a zarazem mających problemy, szukających dla siebie sensu i w pewnym momencie napotykających (najwyraźniej) kogoś, kto im taki sens podpowie – jest mnóstwo.

A prócz nich są też radykalni konwertyci: młodzi Francuzi, Niemcy, Anglicy itd. (czy także Polacy?), znajdujący się na życiowym zakręcie, którzy w pewnym momencie mogą trafić – choćby przez internet, nie trzeba już szukać radykalnego meczetu – w złe towarzystwo.

Nie sposób przewidzieć

Nawet gdyby jakimś cudem policji i wywiadowi udało się ich zidentyfikować i ogarnąć w megabazie danych (co samo w sobie oznaczałoby chyba wejście na drogę państwa policyjnego), to i tak nierealne byłoby przewidzenie, kto i kiedy przekroczy próg radykalizacji tak dalece, że będzie gotów zabić. Tutaj ocieramy się już o wizje rodem z filmu science fiction „Raport mniejszości”, gdzie jasnowidze przepowiadali policji przyszłości przestępstwa jeszcze niepopełnione... Czy w ich roli miałby wystąpić np. program komputerowy, oceniający stopień radykalizacji danej osoby...?

Ale ten nowy „samotny” terror stanowi wyzwanie nie tylko dla policji i wywiadu, lecz również dla społeczeństw. Doświadczenie Izraela – tj. życia w stałym zagrożeniu terrorem, który przybiera nowe formy – pokazuje, że w takich warunkach zmieniają się ludzie i społeczeństwo, zachowania i mentalność, a także polityka.

Aby podnieść poczucie bezpieczeństwa obywateli – a jest to jedno z najważniejszych oczekiwań, jakie obywatel ma wobec swego państwa (każdy obywatel i każdego państwa) – Izrael odgrodził się od terenów arabskich „murem bezpieczeństwa”. Nie tylko tym materialnym, ale też psychologicznym – między Izraelczykami i Arabami (także „swoimi”, będącymi obywatelami Izraela) pogłębia się wyobcowanie, nieufność, przepaść. Z bardzo różnymi skutkami – nie tylko dla polityki, lecz również codziennego funkcjonowania (gdy np. Arabowie muszą opuścić samolot, bo izraelscy pasażerowie nie chcą z nimi lecieć).

Jeśli „zindywidualizowany” terroryzm rozpowszechni się w Europie, może to mieć dla naszych społeczeństw skutki podobne do tych, jakie miało dla społeczeństwa izraelskiego. Albo poważniejsze – bo Francuzi czy Belgowie nie będą się w stanie odgrodzić od „swoich” mniejszości „murami bezpieczeństwa”.

Skutki społeczne, skutki polityczne

Obywatele będą więc oczekiwać od władz działań: tego, że politycy zrobią coś, co zapewni bezpieczeństwo. Radykalizm rodzi radykalizm – i zamach w Nicei może mieć poważne skutki długofalowe. Tym bardziej że wpisuje się w szerszy kontekst. Widać to np. po nastrojach w Niemczech: z sondaży wynika, że w niemieckim społeczeństwie narasta poczucie braku bezpieczeństwa, tu związane z niekontrolowaną imigracją. Tyle że w Niemczech – inaczej niż we Francji – partie radykalne mają trudniej, ciągle działa tu „hamulec historyczny” (co widać po perypetiach Alternatywy dla Niemiec, skłóconej wokół kwestii, na ile ma „odgrodzić” się od antysemitów w swych szeregach). Takiego „hamulca” nie ma w Austrii (nie w takim stopniu): w październiku nastąpi tam powtórka drugiej tury wyborów prezydenckich i spore szanse ma kandydat Partii Wolnościowej (łagodniejszej wersji AfD).
Można więc wyobrazić sobie, że w Europie – konfrontowanej z kolejnymi kryzysami, w tym z terrorem „indywidualnym” – na popularności będą zyskiwać (jak w Izraelu) politycy obiecujący działania zdecydowane. Z kolei aby zapobiec ich wyborczym sukcesom – i przywrócić obywatelom poczucie bezpieczeństwa – politycy z partii głównego nurtu będą musieli, być może, sami sięgnąć po coraz bardziej stanowcze metody.

Czy tak się stanie, pokaże przykład Francji. Inaczej niż po zamachach z listopada 2015 r., rządzący socjaliści i Hollande nie mogą dziś liczyć na taryfę ulgową ze strony opozycji – tej umiarkowanej (konserwatywni Republikanie) i tej radykalnej (Front Narodowy). Przeciwnie: opozycja zarzuca rządowi, że za mało czyni dla bezpieczeństwa. A test nastąpi wkrótce: w 2017 r. Francję czekają podwójne wybory, parlamentarne i prezydenckie. Z każdym aktem terroru (i kolejnymi zarzutami wobec rządu) rosną szanse Frontu Narodowego i Marine Le Pen jako przyszłej – potencjalnie – prezydent kraju.
Gdy we Francji trwało Euro, z każdym kolejnym meczem mogło narastać przekonanie, że skoro nie ma żadnych zamachów, to służby przejęły inicjatywę i są w stanie zapobiec najgorszemu. Nicea pokazuje, że inicjatywa znów jest po tamtej stronie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2016