Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mogę porównywać atmosferę w obu miastach, gdyż jako krakowianka (wtedy ok. 20-letnia), prawie cały rok 1943 spędziłam w Warszawie. Główna różnica (uderzająca obserwatora z zewnątrz) polegała na tym, że Kraków był po prostu naszpikowany ludnością niemiecką: wielu Niemców mieszkało u Polaków w zajętych urzędowo pokojach, mnóstwo chodziło po mieście (stąd tak często słyszało się język niemiecki), ulicami wciąż przeciągały oddziały wojskowe. Kraków był skutkiem tego, pozornie, miastem zniemczonym. Natomiast w Warszawie, mieście i rozleglejszym, i z większą liczbą ludności polskiej, zagęszczenie Niemców oraz urzędów niemieckich było nieporównywalnie mniejsze. To dawało warszawiakom świadomość olbrzymiej przewagi żywiołu polskiego i płynące stąd poczucie pewności siebie, poczucie - mimo okupacji - bycia we własnym kraju, niepodległym duchowo a tylko fizycznie zniewolonym.
Choć Kraków, jako stolica Generalnego Gubernatorstwa, był wręcz zduszony niemczyzną, nikt z ludzi, z którymi się stykałam (głównie inteligencja różnych zawodów), nie powiedziałby, że “z Niemcami można żyć" i to “zgodnie pospołu". Pełno było młodzieży bojowej, bezkompromisowej i poświęcającej życie walce z okupantem. Nie zauważyłam żadnej różnicy w patriotycznej postawie społeczeństwa między Warszawą a Krakowem. Środowisko uniwersyteckie zaś, choć miało za sobą doświadczenie listopada 1939 r. - aresztowania i osadzenia w obozie w Oranienburgu profesorów UJ - niemal bezwyjątkowo poświęciło się tajnemu nauczaniu, co chyba świadczy o panującej patriotycznej postawie. Nie wyklucza to godnych potępienia zachowań pojedynczych osób (też tych wiążących się z Ost-Institutem), ale nie pozwala na krzywdzące Kraków uogólnienia.
IRENA BAJEROWA (Kraków)