Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W grudniu ubiegłego roku, głosami setek znawców kina z całego świata zaproszonych przez prestiżowy magazyn „Sight & Sound”, pokonał „Obywatela Kane’a”, „Zawrót głowy” czy „Tokijską opowieść”. Można z takim wyborem dyskutować i uznać go po prostu za znak czasu, ale pozostaje faktem, że „Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela” w reżyserii Chantal Akerman to film, który zmienił kino. Od początku imponował radykalną formą, idealnie przyległą do równie radykalnej, przynajmniej w swojej epoce, zawartości. Po prawie półwieczu od premiery nie przestaje intrygować.
Przez trzy godziny z hakiem belgijska reżyserka (z rodziny polskich Żydów) obserwuje codzienną rutynę pewnej gospodyni domowej. Tytuł oznacza po prostu jej nazwisko i adres, bo kamera rzadko opuszcza mieszkanie Jeanne – chyba że po sprawunki czy na szybką kawę. W przeciągu trzech podobnych do siebie dni oglądamy powtarzalne czynności: ścielenie łóżek, przygotowywanie posiłków, mycie naczyń, pastowanie synowskich butów, wycieranie kurzów, doraźną opiekę nad dzieckiem sąsiadki… Nikt wcześniej nie pokazał na ekranie kobiecej krzątaniny w taki sposób, w skali jeden do jednego, w maksymalnym skupieniu. U nas dopiero dekady później stało się modne obieranie ziemniaków w galeriach sztuki. Dlatego profesor Jolanta Brach-Czaina byłaby tym filmem zachwycona, choć przecież nie o „szczeliny istnienia” tutaj chodzi. Raczej o „niewidzialną”, nieodpłatną, silnie zrytualizowaną pracę kobiet, która nigdy się nie kończy. Lecz już na wstępie Akerman zarysowuje w owym szablonie pęknięcie – w trakcie gotowania ziemniaków bohaterka przyjmuje w sypialni klienta, nie pierwszego zresztą i nie ostatniego. Przy takim obyczajowym zgrzycie czujemy, że coś musi w końcu wybuchnąć. I wybucha.
Pomimo wydłużonego metrażu, statycznych ujęć, zdawkowych dialogów i braku typowej muzyki ilustracyjnej film ten jest zaprzeczeniem ekranowej nudy czy pustych przebiegów. Jego ascetyczność okazuje się bardzo zwodnicza i nawet rzecz tak trywialna, jak panierowanie kotletów, potrafi zahipnotyzować czy przynajmniej dać do myślenia. Chłodna i elegancka Delphine Seyrig, znana choćby z „Zeszłego roku w Marienbadzie”, bez żadnej symulacji wciela się w postać perfekcyjnej pani domu, która skrywa w sobie jakąś bolesną zadrę. Słyszymy to chociażby w czytanym przez jej syna (dwukrotnie) wierszu Baudelaire’a. Dostrzegamy w obsesyjnie studiowanym wzorze tapety na ścianie.
Oczywiście, jest to film kobiecy na wskroś i w każdym możliwym sensie. Reżyserka składa nim hołd własnej matce i wszystkim anonimowym kurom domowym zaprzęgniętym w kierat przez większość życia. Za pomocą kamery dowartościowuje ich powszednie zajęcia. Nie przypadkiem do powinowactwa z „Jeanne Dielman” przyznaje się dzisiaj Céline Sciamma czy Greta Gerwig, którą między innymi dzieło Akerman inspirowało przy kręceniu „Barbie”. Nie ma tu jednak nic z krzykliwego manifestu i właśnie tym (żelazną samodyscypliną, brakiem efekciarstwa) poraża dzisiaj najbardziej. Chociaż stworzyły go prawie same kobiety, od scenariusza, poprzez zdjęcia i montaż, na produkcji skończywszy, miał także wpływ na kino zupełnie inne, na przykład Todda Haynesa czy Gusa Van Santa. Mamy bowiem do czynienia z czymś więcej niż feministycznym głosem. Finał zaś, interpretowany jako tyleż emancypacyjny, co straceńczy bunt domowej bogini, wcale nie jest tak jednoznaczny, jak by się mogło wydawać.
Biorąc pod uwagę dojrzałą formę (wyczucie czasu, kompozycję kadrów, wspomnianą wrażliwość na szczegół), aż trudno uwierzyć, że stała za tym dwudziestopięciolatka. I szkoda, że już nigdy później Chantal Akerman, skądinąd mogąca się poszczycić interesującym i różnorodnym dorobkiem, nie powtórzyła tego tour de force. Być może po prostu nie zdążyła – zmarła przedwcześnie w 2015 roku. A może filmy tak osobliwe i zarazem spełnione powstają tylko raz.
„JEANNE DIELMAN, BULWAR HANDLOWY, 1080 BRUKSELA” – reż. Chantal Akerman. Prod. Belgia/Francja 1975. Film można obejrzeć na Nowe Horyzonty VoD, do 6 sierpnia włącznie.