Telefon do Moskwy

Rosja triumfuje. Nieważne, czy wyreżyserowała ona kirgiski przewrót, czy też tylko mu kibicowała. To ona zbierze jego owoce. Obalenie prezydenta niewielkiego Kirgistanu może zmienić geopolityczny układ sił w Azji, na niekorzyść USA i Chin.

13.04.2010

Czyta się kilka minut

Jeszcze we wtorek 6 kwietnia prezydent Kirgistanu Kurmanbek Bakijew panował niczym skrzyżowanie chana z ojcem chrzestnym. Niecały rok wcześniej wygrał wybory, zmarginalizował opozycję, zmieniając konstytucję przejął pełnię władzy, kluczowe stanowiska obsadził braćmi, a synowi podporządkował skarb państwa i prywatyzację. Rywali wsadzał do więzienia, a szczególnie pyskaci, np. dziennikarze, padali ofiarą pobić lub wypadali z okien.

Bakijew znał arkana rządzenia: był premierem jeszcze za poprzedniego prezydenta Askara Akajewa; nie bał się strzelać do protestujących (sześciu zabitych w 2002 r.); poznał smak dymisji i chwałę opozycyjnego lidera, gdy razem z towarzyszami obalał Akajewa w trakcie tzw. rewolucji tulipanów (2005 r.). Przetrzymał burzę walki o władzę po rewolucji, by sukcesywnie, eliminując niedawnych sojuszników (w tym "męczennika demokracji" w stopniu generała MSW, Feliksa Kułowa), sięgnąć po władzę, jakiej w Kirgistanie nikt wcześniej nie miał.

Tymczasem w środę 7 kwietnia jego pałac i willa były plądrowane przez tłum, a on sam chyłkiem uciekał do rodzinnego kiszłaku na południu kraju. Sic transit gloria mundi.

Miraż groźnego państwa

Nic nie zapowiadało takiego tempa zdarzeń. Wcześniejsze wiece opozycji (połączonej tylko niechęcią do Bakijewa) nie porywały tłumów. Iskrą stały się dopiero podwyżki cen energii elektrycznej (kilkukrotny wzrost) po tym, jak syn Bakijewa sprywatyzował i "urynkowił" handel energią. To Kirgizów ruszyło i gdzieniegdzie ruszyły protesty, w które włączyła się opozycja.

Gdy 6 kwietnia jednego z opozycjonistów zatrzymano w prowincjonalnym Tałasie, tłum zajął budynek lokalnej administracji. Dzień później do protestów doszło w Naryniu i stołecznym Biszkeku. Próby demonstracji siły ze strony specnazu tylko rozsierdziły tłum. W Biszkeku ruszył on zarówno na budynki rządowe, jak też do plądrowania sklepów. Doszło do walk o pałac prezydencki - tam zginęła większość z kilkudziesięciu ofiar przewrotu. Przez pewien czas Biszkek był w rękach band zajętych plądrowaniem. Opozycjoniści ogłosili powstanie rządu tymczasowego, który zaraz znalazł poparcie Rosji i opiekę 150 spadochroniarzy, wysłanych do ochrony rosyjskiej bazy w podstołecznym Kancie. Wkrótce Rosja potwierdziła swe poparcie polityczne, przyjęła nowego wicepremiera i zapowiedziała pomoc humanitarną.

Nie, nic tego wszystkiego nie zapowiadało - choć problemów można było oczekiwać: biedny Kirgistan dociśnięty kryzysem, rozgoryczone elity odsunięte od władzy i pieniędzy, arogancka dyktatura w kraju, który pięć lat wcześniej "wywalczył sobie demokrację", napięcia regionalne... I wreszcie afronty czynione Rosji przez Bakijewa, który uważał, że sprytnie szachuje Moskwę Amerykanami (gotowymi na wszystko, byle utrzymać swą bazę lotniczą w Manasie) i Chińczykami (ci pieniędzy nie żałowali, gdy odmawiała ich Rosja).

Zaskoczeniem było tempo upadku: wyjadacz Bakijew stworzył ledwie miraż państwa, a z polityki gospodarczej czy społecznej w ogóle zrezygnował. Zdominowany przez skrzykniętych "dresiarzy" tłum rozwiał ten miraż błyskawicznie.

Posmak wojny domowej

W Kirgistanie jest więc nowy rząd. To ludzie doświadczeni w polityce (i za Akajewa, i za Bakijewa) oraz obyci w świecie (zwłaszcza "premier" Roza Otumbajewa). Mówią, że kontrolują sytuację: lojalność deklarują im kolejne obwody, a na ulicach pojawiła się nawet milicja, by wesprzeć grupy samoobrony, broniące swego mienia przed "rewolucjonistami". Zapowiedzieli wybory, demokrację i nawet immunitet dla Bakijewa. Już mają uznanie Rosji. Jest pięknie.

Wiadomo jednak, że toczy się walka o stanowiska, a wybory tylko to wzmocnią. Wiadomo, że nie ma teraz warunków na reformy i zaciskanie pasa. Wreszcie wiadomo, że puczyści przejęli instytucje państwa, które już przed przewrotem nie działały. A teraz? Kraj jest podzielony regionalnie i plemiennie, z silnym komponentem kryminalnym - kogo mają słuchać lokalne elity? Czyż to nie okazja, by "uporządkować" swe sprawy bez Biszkeku? Po rewolucji z 2005 r. na porządku dziennym były mordy (szemranych) biznesmenów i polityków. A są i inne problemy: na południu obok Kirgizów mieszkają Uzbecy, obie nacje się nie lubią (w 1990 r. w dwudniowych pogromach zginęło tysiąc Uzbeków). Teraz spłonęła redakcja uzbeckiej gazety. Nie daj Boże, by tu zaiskrzyło...

Wreszcie, Kirgizi zobaczyli, że zły rząd można obalić - zrobili to dwukrotnie w ciągu pięciu lat. Tym razem polała się krew (a strzelały obie strony) i zwycięstwo przyszło szybko: był to precedens, pierwszy taki przypadek w regionie od czasów rozpadu ZSRR i wojny domowej w Tadżykistanie. A we krwi podobno można się rozsmakować.

Kirgistan i reszta świata

Wydarzenia w Kirgistanie to problem dla sąsiadów w Azji Centralnej. Każdy z nich dokłada starań, by nic podobnego nie zdarzyło się u nich, gdy w Kirgistanie dzieje się to już kolejny raz: w latach 90. kraj drażnił demokratycznymi eksperymentami, potem jeszcze dwie rewolucje... Kiedyś prezydent Uzbekistanu nie wahał się rozstrzelać manifestantów w Andiżanie (kilkuset zabitych). Teraz musi być przekonany, że południowy Kirgistan stanie się zapleczem islamskich terrorystów: zarzuca to Biszkekowi od zawsze, a przy takich zawirowaniach jak dziś groźba rośnie. Bać się musi prezydent Tadżykistanu, jego sytuacja jest podobna jak Bakijewa. Przykład Kirgistanu niepokoi sąsiadów, różne pokusy muszą się kłębić w tamtych głowach...

Ale wiele może się zmienić także dla dalszego świata. Amerykanie (i NATO) muszą się martwić o losy bazy Manas, ważnej dla logistyki działań w Afganistanie. W 2008-09 r. Rosja próbowała wypchnąć Amerykanów z bazy, ale Jankesi podkupili Bakijewa. Teraz zostali na lodzie: nie byli w stanie nic zrobić w trakcie przewrotu, także dla Bakijewa, a dziś nie mają wpływu na sytuację. Są zdani na łaskę i niełaskę Rosji oraz kaprysy nowych władz (zapowiedziały one możliwość rewizji umów z USA, co zwiastuje nowe targi). Waszyngton, po dziewięciu latach obecności w Azji Centralnej, nie kontroluje zaplecza operacji w Afganistanie.

Problem mają też Chiny. Ich imponująca aktywność gospodarcza i polityczna w Azji Centralnej - obnażająca niemoc Rosji - musi spowolnieć. Oni też nie mieli i nie mają wpływu na rozwój wypadków w Kirgistanie. Będą musieli czekać, aż - przy rosyjskim wsparciu - okrzepnie nowa władza, aby znów podkupywać ją Rosji.

Tylko że liderzy regionu teraz dwa razy dłużej będą się zastanawiać, czy trzymać z takimi, co niewiele mogą.

Rosja znów na fali

Rosja triumfuje. Nieważne, czy (jak się spekuluje) wyreżyserowała przewrót, czy tylko mu kibicowała. Wiarołomny Bakijew został ukarany, Amerykanie padli ofiarą swoistej "kolorowej rewolucji" i wspólnie z paroma prezydentami obszaru postsowieckiego muszą drżeć przed następnymi - jak Rosja

5-6 lat temu. To do Moskwy zadzwoniły nowe władze, to Rosja mogła wysłać wojsko i ona posprząta, jeśli będzie niestabilnie. Przywódcy z Azji Centralnej mają więc o czym myśleć. Ma o czym myśleć Waszyngton, jeśli chce kontynuować operację w Afganistanie - zapewne Rosja udzieli "partnerskiej pomocy", jeśli Stany ładnie poproszą. Zapewne przychyli się też do próśb Uzbekistanu, jeśli w Kirgistanie mieliby się zaktywizować uzbeccy mudżahedini. Oraz uspokoi Chiny, że w Kirgistanie nie zagnieżdżą się związani z Al-Kaidą Ujgurzy, którzy mogliby zapragnąć wysadzić nowy gazociąg z Turkmenistanu do Chin, będący solą w rosyjskim oku.

Rosja jest na fali: karty, którymi gra o wpływy w regionie i o swą pozycję wobec USA i Chin, same się układają. Czy zdecyduje się licytować? I na jak długo starczy jej umiaru?

I tylko Kirgizów i ich pięknego kraju szkoda...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010