Teczki i bakterie

Celem uczonych jest poznawanie prawdy o świecie. Bezinteresowne. Celem dziennikarzy jest pilnowanie, by światem relacji międzyludzkich nie owładnęło kłamstwo (Amerykanie nazywają to drugie służbą watch doga, po polsku mówimy o kontroli władzy - z perspektywy obywateli i w ich interesie). Jedni i drudzy uważają prawdę za najwyższą wartość. Czy więc propozycja, by media nałożyły sobie moratorium na publiczne ogłaszanie nazwisk osób podejrzewanych o współpracę ze służbami specjalnymi PRL to moral fiction?.

03.07.2006

Czyta się kilka minut

Na początku lat 70. środowiska naukowe na świecie przeżyły szok. Oto jedenastu wybitnych biologów, wśród nich nobliści, ogłosiło apel o moratorium na badania z użyciem bakterii esherichia coli, stanowiącej dobry i popularny materiał do eksperymentów genetycznych. Ta pospolita bakteria żyje w przewodzie pokarmowym człowieka i w pewnych warunkach wywołuje zapalenie jelit colitis. Uczeni kierowali się obawą przed niemożliwymi do przewidzenia następstwami ewentualnego wydostania się zmutowanego drobnoustroju z laboratorium i rozmnażania w środowisku naturalnym. Kierowali apel do kolegów dobrej woli, zdając sobie sprawę, że producenci broni bakteriologicznej i tak go nie posłuchają.

Odezwały się wtedy głosy o kładzeniu tamy poznaniu, które jest obowiązkiem uczonych, jednakże wiele placówek przyjęło moratorium. Po pół roku zdjęto je, bo udało się wyhodować taki szczep esherichia coli, który nie mógłby przeżyć poza laboratorium. Badania ruszyły dalej, a samoograniczający akt uczonych zapomniano. Niestety.

Analogia

Przypomniała mi się ta historia po lekturach rewelacji o ujawnianych niemal codziennie przez media agentach. Sytuacja jest analogiczna do tamtej: wielkim niebezpieczeństwem, na lokalną wprawdzie, nie globalną skalę, grozi odsłanianie prawdy o PRL-owskiej przeszłości w taki sposób, jak to się teraz dzieje.

Celem uczonych jest poznawanie prawdy o świecie. Bezinteresowne. Celem dziennikarzy jest pilnowanie, by światem relacji międzyludzkich nie owładnęło kłamstwo (Amerykanie nazywają to drugie służbą watch doga, po polsku mówimy o kontroli władzy - z perspektywy obywateli i w ich interesie). Jedni i drudzy uważają prawdę za najwyższą wartość i gotowi są w jej służbie do poświęceń. Nie wiem, kto czuje się bardziej dotknięty, gdy mu mówią: powstrzymaj się z ogłoszeniem prawdy, którą poznałeś, ogranicz się w jej publikowaniu.

Biolodzy zdecydowali się na to. Fakt: byli to ludzie z wielkim dorobkiem; mogli poczekać na uznanie za kolejne osiągnięcia. Fakt, że konkurencja w świecie nauki jest mniej brutalna niż w świecie mediów. Argumentem za naśladowaniem uczonych niech będzie jednak podobna odpowiedzialność przed społeczeństwem za przedstawianą mu prawdę albo wiedzę uznaną w danym momencie za prawdziwą - prawda naukowa nigdy nie jest ostateczna, ale i to, co głoszą media jako prawdę, podlega weryfikacji. Różnica jest taka, że o nauce wiemy, iż ciągle poszukuje, a media pretendują do nieomylności.

Moral fiction

Czymś takim wyda się propozycja, by media, które się uważają za ambitne, nałożyły sobie moratorium na publiczne ogłaszanie nazwisk osób podejrzewanych o współpracę ze służbami specjalnymi PRL. Od razu powiem, że jestem zwolenniczką ujawnienia, na ile to tylko możliwe dla historyków, powojennej przeszłości Polski. Chciałabym się dowiedzieć więcej o tym, czego nie uczono mnie w szkole ani na studiach, o czym zabraniano mówić w radiu i pisać. Do naszej niewiedzy należy także esbecka inwigilacja. Nie chcę, by ludzie związani z komunistycznym aparatem opresji mieli wpływ na losy III RP, dlatego jestem za lustracją.

Jednocześnie boję się lustracji na łamach gazet. Chciałabym z mediów dowiadywać się o jej wynikach, potwierdzonych oficjalnym stanowiskiem IPN. Dotychczas media mają zasługę w stymulowaniu działań podejmowanych przez różne środowiska, także Kościół, nie dość energicznie. To rola watch doga. Jednak publikacje o konkretnych osobach jak dotąd bardziej krzywdzą niż oczyszczają, a właśnie oczyszczanie ma je uzasadniać. Niekonieczne ze złej woli jakkolwiek podejrzewam czasem bezrefleksyjną pogoń za newsem, co wobec takiej materii jest haniebne - częściej z braku odpowiedzialności i kompetencji.

Mówiąc o krzywdzie, myślę więcej o tej, jaka dzieje się nam wszystkim, to jest odbiorcom informacji o kolejnych odkryciach agentów, niż o samych osobach posądzonych o to, że nimi byli, choć myślę, że rozumiem cierpienie oskarżanych. Krzywda, o której myślę, polega na gwałtownie postępującej erozji międzyludzkiego zaufania.

Może byśmy zdążyli?

Pożądaną sytuację (moral fiction?) wyobrażam sobie tak: moratorium przyjęte przez główne opiniotwórcze media, na czas określony, np. kwartał albo pół roku, kiedy to nie będzie się wymieniać żadnych nazwisk, za to będzie się poważnie mówić i pisać o mechanizmach inwigilacji społeczeństwa przez służby PRL. Złudne jest mniemanie, że te mechanizmy są powszechnie znane. Młodzi ludzie mało lub zgoła nic o nich nie wiedzą i doprawdy mniej ich obchodzą personalia, chyba że dotyczące wciąż aktualnych autorytetów, niż właśnie sposoby działania, zakres inwigilacji, stopień oporu wobec niej w różnych środowiskach i sposoby obrony.

Gdyby tak przerwać na chwilę pasmo "ujawniania" i wykorzystać tę chwilę na przeprowadzenie lekcji z zakresu propedeutyki odbioru wiedzy historycznej - może zdążylibyśmy uporać się z czarnymi plamami przeszłości, póki żyją ludzie, którym na tym najbardziej zależy, i ci, którzy zasłużyli na sprawiedliwy sąd.

To, co się dzieje, najbardziej szkodzi poznawaniu prawdy. W zamęcie podsycanym epitetami ("donosiciel", "uznawany przez wielu za autorytet moralny", "wieloletni TW"...), sensacyjnym tonem i skrywaną z trudem satysfakcją ogłaszających teczkowe newsy przypadkowych szperaczy brakuje czasu i przede wszystkim spokoju do namysłu nad sytuacją: i tą z minionej epoki, i tą dzisiejszą, kiedy przychodzi oceniać przeszłość. Powstrzymawszy zamęt, może ułatwilibyśmy wyznanie win, a potem pojednanie, które jest przecież celem głównym - otwierania archiwów, dekomunizacji i lustracji.

MAGDALENA BAJER jest przewodniczącą Rady Etyki Mediów. W 2005 r. ukazała się jej książka "Blizny po ukąszeniu". Pracowała m.in. w redakcjach Polskiego Radia, "Polityki" i "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2006