Tam dom twój, gdzie cztery koła twoje

Polskę zza kółka kampera widać jak przez szkło powiększające.

03.08.2020

Czyta się kilka minut

Pieniny, pole kempingowe u stóp Trzech Koron, 18 lipca 2019 r. / ADAM WYSOCKI / EAST NEWS
Pieniny, pole kempingowe u stóp Trzech Koron, 18 lipca 2019 r. / ADAM WYSOCKI / EAST NEWS

Pani Aniu, szukam adresu i nie mogę znaleźć – mówię przez telefon, ale chwilę później wszystko już wiem, bo widzę temat naszej rozmowy zaparkowany przed jednym z domów.

– Spotkajmy się przy kamperze – mówi pani Ania. – Zaraz do pana wyjdę.

Pojazd w odcieniach beżu i brązu ma już swoje lata. Konkretnie 33.

– Ja śpię tu – pokazuje na sporej wielkości łóżko w górnej kabinie trzyletnia Zuzia.

– Lubisz jeździć kamperem?

– Taaak!

Kiedy jadą, pani Ania siedzi po stronie pasażera. Przez trzy ostatnie lata nauczyła się czytać mapę, co jest ważne, bo pan Bartek na GPS-ie nie jeździ. Raz wyznaczył trasę z punktu A do B i Google poprowadził przez tak kręte dróżki, że kamper ledwo się mieścił.

W domu na lodówce i w kabinie kampera gromadzą magnesy z punktów, które odwiedzili. Miejsce powoli się kończy. Kamper w środku jest przytulny i wygodny. Powstał podobno na zamówienie bogatego Niemca. Facet zażyczył sobie, by w środku było jak w domu: kilka łóżek, szafki, skrytki większe i mniejsze, prysznic, toaleta, lodówka, kuchenka, nawet agregat prądotwórczy. W końcu bogaty Niemiec umarł, a kamper trafił na zaciszne gdańskie Osowo do rodziny z trójką dzieci.

Właśnie wrócili z trzytygodniowego wyjazdu. Zjechali Polskę z północy na południe. Najdłużej byli w Bieszczadach, po drodze odwiedzali krewnych, a we Włocławku przez okna zobaczyli, jak jeden koleś podczas awantury z drugim wyciąga nóż. I uznali: tu na pewno nie nocujemy.

Daleko od all inclusive

Dawid: – Swój kamper najbardziej lubię za to, że jest duży, solidny i niezawodny, dzięki czemu daje mi absolutną wolność.

Magda: – Za to, że zawsze mogę spać w swojej pościeli, jeść śniadanie, jakie chcę i kiedy chcę. No i oczywiście za to, że moje psy mogą ze mną jeździć.

Sylwia: – Na weekendowy wypad wrzucam tylko trochę żarcia i ciuchów. Reszta jest już załadowana. Decyduję się na wypad najczęściej dzień albo nawet parę godzin przed. Zero rezerwacji.

Łukasz: – Za niezależność, jaką mi daje. W każdej chwili mogę zmienić kierunek. Nie trzymają mnie rezerwacje i opłacone noclegi. Prawie każda wycieczka to spontan.

Joanna: – Za to, że home is where you park it. Dom jest tam, gdzie zaparkujesz.

Kamper to nie tylko pojazd – to styl życia. To dom na czterech kołach, który daje wolność wyboru. Ludzie, którzy kampery pokochali, na wakacjach i w codziennym życiu nie lubią schematów. Przy hotelowym basenie, sącząc drinki all inclusive, uschliby z nudów. Bywa, że kamper to także zabawa na całe życie lub pasja wyssana z mlekiem matki, przekazywana następnym pokoleniom.

Wyrośli w smutnych czasach państwowych wakacji pod gruszą, dlatego dzisiaj wyjść z domu, przejść kilka metrów, wsiąść do kampera i ruszyć gdzie się chce – to dla nich coś cennego. Innym znudziły się wakacje w Kenii, nurkowanie w Egipcie, zbieranie winogron w winnicach Szampanii. Idą do salonu i mówią: ten proszę. Rośnie też rynek kamperów wypożyczanych. Na urlopy, weekendy.

Renesans kamperów widoczny jest od kilku lat. Jak podaje portal ­­Motorhome.pl, w 2018 r. zarejestrowano 518 nowych pojazdów tego typu, co stanowiło wzrost o ponad 50 proc. w stosunku do roku poprzedniego. W 2019 r. w rejestrach pojawiły się aż 724 sztuki.

Do kamperowego boomu przyłożyła się epidemia. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że w tym roku globalna turystyka skurczy się o 60–80 proc. A GUS podawał, że tylko w marcu liczba turystów korzystających z bazy hotelowej w Polsce była niższa o 65 proc. w stosunku do tego samego okresu rok wcześniej. Pierwsze obostrzenia zniesiono w połowie kwietnia, ale turystyka nie podnosiła się jeszcze przez kilka miesięcy. I z mozołem podnosi się do dziś.

Światełkiem w tunelu dla pasjonatów podróży stały się właśnie kampery. Wyposażone we wszystko, co potrzebne do codziennego życia (kuchnię, sypialnię, łazienkę), dawały nawet podczas lockdownu możliwość znalezienia się w dowolnym miejscu w kraju. I daleko od ludzkich skupisk. Choć kempingi (w Polsce jest ich około 450) nie wpuszczały jeszcze gości, to parkować można było na dziko i na łonie natury bezpiecznie zdjąć maseczkę. Dziś kempingi są już czynne, a ich właściciele szeroko otwierają ramiona przed posiadaczami 140 tys. zarejestrowanych w Polsce kamperów.

Zacząć od „dzień dobry”

– Jeśli ktoś mnie pyta: dlaczego nie chcesz do Włoch, Francji, Hiszpanii, odpowiadam: mnie te rejony nie kręcą. Wolę na wschód: do Rosji, Ukrainy, Mołdawii, gdzie przez drogę przechodzą pasące się owce – tłumaczy Paweł Szulc. Właściciele kamperów dobrze go znają. Razem z partnerką Bożeną zjeździli Polskę i Europę. Prowadzą kanał na YouTubie „Kamperem po bezdrożach”.

Paweł ma 60 lat i sporą ich część spędził za kółkiem ciągnika z przyczepą, a później kampera. Zaczynał w 1992 r. – wtedy kupił na spółkę z ojcem przyczepę, model N126N. Ale do przygody ciągnęło go od dzieciaka. Na krótkie wypady i dłuższe wczasy w górach i nad morzem zabierał go ojciec, wówczas z plecakiem i małym namiotem.


Czytaj także: Marcin Żyła: Imię gór


– Miał przyczepę. Kiedy przychodziła sobota, wtedy jeszcze pracująca, po pracy pakowaliśmy się wszyscy i ruszaliśmy w drogę – opowiada Paweł. – Potem przejąłem tę przyczepę, a dzisiaj używa jej moja córka.

Zaczynał, jak wielu, od utartych europejskich szlaków. Popularne były Włochy, często jeździło się też do Chorwacji. Ale szybko zmienił kierunek, by omijać najpopularniejsze wśród turystów miejsca. Wielkie, masowe pola kempingowe już go nie kręcą.

– Jak sąsiad z parceli obok rozkłada markizę metr od twojej, to można w końcu stracić cierpliwość – mówi Paweł. – W tej kulturze są pewne zasady, których powinno się przestrzegać, żeby wszystkim było wygodnie. Zostaw te trzy-cztery metry przestrzeni między jednym kamperem a drugim. Nie rozstawiaj przedsionka „twarzą w twarz”, postaraj się, aby wejście było z drugiej strony.

– Niepisane reguły? Warto zacząć od zwykłego „dzień dobry”, jeśli rano widzisz sąsiadów – mówi Łukasz, pasjonat. – Rozumiem, że człowiek to zwierzę stadne, ale stawanie jeden na drugim przy dużej ilości miejsca też jest straszne. Grill? Okej, sam też lubię pieczoną kiełbasę, ale staram się robić tak, by sąsiad nie miał łez w oczach od dymu. Zdarza się też męczenie sąsiadów głośną muzyką, wydzieranie się, bo od rana trwa zakrapiane śniadanie. Pozostawianie po sobie syfu, bo „przyjechał pan, zapłacił, to mu się należy”. Albo psy… Sam podróżuję z trzema, ale dla mnie smycz to świętość. Mimo że moje psy są łagodne.

Na dziko

Anna i Bartek kupili pojazd trzy lata temu. Swoje przejechał, ale daje jeszcze radę. Poważnie popsuł się tylko raz. Bartek potrafi wszystko przy nim zrobić, a że kamper w całości można rozłożyć i złożyć, przyczynę awarii znajduje bez problemu. Instalację ogrzewania też zrobił sam.

Zatrzymują się na noc, w dalszą trasę wyjeżdżają po południu. Nie chcą tracić dnia. Od rana mogą zwiedzać, plażować, kąpać się w jeziorach, w morzu, chodzić po górach i miejskich starówkach. W kamperze tylko śpią.

Unikają raczej pól kempingowych, wyznaczonych płatnych miejsc. Te potrafią być drogie. Wolą zaparkować na dziko, nieco dalej od zgiełku. W Polsce w ten sposób można się zatrzymać na noc przy dworcach kolejowych.

– Zazwyczaj szukamy też placu zabaw – mówi Ania. – To w końcu wakacje, dzieci muszą się wyszaleć. Lubimy też parki linowe.

Jeśli nie uda im się znaleźć miejsca idealnego na postój, dzieciaki kładą się spać, a Bartek wychodzi i szuka punktu, do którego można się przeparkować. Nos nigdy go nie zawodzi. Może dlatego, że niejedno w życiu poznał. Pracuje na statkach, najczęściej jako mechanik. Był już na Alasce, nie raz w głębi lądu w Stanach Zjednoczonych, przepłynął Amerykę Środkową, na Bahamach przeżył huragany. Ale Polski nie zamieniłby na inne miejsce.

– Zarabiałem na wielkim statku pasażerskim. Praca odbywała się pod głównym pokładem, dwanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu – opowiada. – W czasie wolnym mogliśmy sobie wyjść, korzystać z barów, restauracji, teatru. Ale taki statek szybko się nudzi. Na pewno nie chciałbym mieszkać w Stanach. Tam na każdym kroku jest policja. Poszliśmy kiedyś z kolegą na piwo, nie było miejsc, więc przysiedliśmy na krawężniku. I zaraz pytania, co tu robimy. Niby wolny kraj, a wolności mało.

Odczep się, Polaku

Na kempingu pod Bydgoszczą nie widać, że są wakacje. Między kamperami i paroma przyczepami przestrzenie ­takie, że można pograć w piłkę. Ale nie gra nikt. Każdy przy swoim pojeździe: w komórce, w tablecie, w książce. Może to rozsądek, zachowanie społecznego dystansu? A może pogoda? W końcu dzisiaj słońce specjalnie nie grzeje.

Kamper mógłby Polaków połączyć chociaż na wakacjach. Sprawić, że blokady i podziały znikają, liczy się tylko przygoda.

Nie zawsze się udaje. Często im dalej od granic, tym nieufność większa.

– Jest taki zwyczaj, że jak na drodze mijają się kampery, to pozdrawiamy się machnięciem ręki albo mignięciem świateł – mówi Paweł. – Ale jak jedzie na polskich rejestracjach, nie zareaguje. To mnie boli.

Kiedyś na wyboistej drodze Paweł zerwał w swoim kamperze zderzak. Jechał Polak z przyczepą – nie zatrzymał się. Pomógł mu dopiero Austriak. Innym razem, kiedy koła zapadły się w grząskim gruncie, Niemiec przyszedł z własną linką i wyciągnął z błota.

– Mój kamper specyficznie wygląda. Jest oklejony naklejkami i symbolami – opowiada Paweł. – Kiedy pojawiam się na kempingu gdzieś w Europie, od razu zbiera się grupka zainteresowanych. Polak? Rzadko albo nigdy nie zagadał. Nie wiem, z czego to wynika. Z zazdrości? Może ludziom się wydaje, że aby mieć taki kamper, muszę być bardzo bogaty?

Polskę zza kółka widać jak pod szkłem powiększającym.

– Z jednej strony fajnie, że jest tyle wyremontowanych dróg i przyjemnie się jeździ, ale z drugiej ciągle brakuje punktów serwisowania kamperów. Chodzi o miejsca do tankowania świeżej wody, wylewania zużytej i opróżniania toalety – opowiada Dawid. – Trzeba sobie wtedy radzić na własną rękę i przydaje się w tym polska zdolność do kombinowania. Dużo jest mniej lub bardziej eleganckich kempingów i pól namiotowych, sporo też fajnych miejsc do biwakowania na dziko. Jeśli ktoś bardzo boi się covida, kamper jest dla niego super rozwiązaniem. Można podróżować, a jednocześnie skutecznie się izolować.

Wypożyczeńcy w natarciu

Paweł: – Ostatnie dwa, trzy miesiące? Do caravaningu weszły osoby, które wcześniej nie miały o nim pojęcia. Kupują albo wypożyczają kampery, przyczepy. I zaczynają szpanować.

Według Pawła caravaning to nie tylko podróże, ale też dbanie o swój pojazd, często latami.

– Ludzie kupowali kampery 15-, 20-letnie, które stopniowo zmieniali w prawdziwe cacka. Takie pojazdy może na zewnątrz nie rzucają się w oczy, ale wewnątrz są wypasione. W tym roku, przez cholernego wirusa, nowiutkie kampery są sprzedawane na pniu. Powstały dziwne relacje. Między tymi, którzy przyjeżdżają swoimi zadbanymi staruszkami, a tymi, którzy niedawno wyjechali z salonu.

– Przybyło osobników, którzy biorą się za caravaning trochę na siłę, w związku z covidem – mówi Łukasz. – Ja nazywam ich „wypożyczeńcy”. Nie znają zasad współżycia na kempingach, niektórzy okazują się gburami. Co ciekawe, mają takie oczekiwanie, że kamper to tania forma spędzania wolnego czasu. A to jest raczej sposób na życie. Tyczy się to zresztą nie tylko Polaków, ale też innych narodowości.

Kamil ma pojazd z długim rodowodem. Na dołkach skrzypią amortyzatory – ale za to klimat jak z filmów drogi. – My do tych z wypasionych kamperów nawet nie podchodzimy – mówi. – Od razu widać, że mają się za ważnych. Nieraz się człowiek wstydzi kiełbasę na grill położyć, bo zaraz szepczą coś na ucho. Oni przy kamperze nie jadają, wolą restauracje. Dla mnie to są, no przepraszam, snoby.

Ognisko jak stół

Paweł i Bożena się nie zrażają. Jeżdżą po Polsce i Europie, poznają ludzi podobnych do nich. Jeszcze w tym roku szykują im się grupowe spotkania. Paweł jest współorganizatorem imprez, np. wymyślił festiwal pieczonek. Każdy przywiezie swój zapas wędlin, mięsa i podzieli się nim z innymi.

 

– Wspólne ognisko, jak wspólny stół. Powinno ludzi łączyć – mówi. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2020