Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był to wiersz zatytułowany "Tak mało" z tomu "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada":
Tak mało powiedziałem.
Krótkie dni.
Krótkie dni,
Krótkie noce,
Krótkie lata.
Tak mało powiedziałem,
Nie zdążyłem.
Serce moje zmęczyło się
Zachwytem,
Rozpaczą,
Gorliwością,
Nadzieją.
Paszcza lewiatana
Zamykała się na mnie.
Nagi leżałem na brzegach
Bezludnych wysp.
Porwał mnie w otchłań ze sobą
Biały wieloryb świata.
I teraz nie wiem
Co było prawdziwe.
Wiersz ten powracał do mnie wielokrotnie i nic dziwnego, że wraca i teraz, kiedy przyszła wiadomość o śmierci poety. Ale dziwne, że wraca samotnie, jakby usuwając w cień wszystkie inne jego utwory. W końcu to wiersz dla Miłosza nietypowy, formą zbliżony raczej do poezji Herberta czy Różewicza. Wersy krótkie, najwyżej ośmiozgłoskowe, na ogół tnące zdania na dwie części. Żadnego kołysania, uwodzenia rozbudowaną, “sakralizującą" składnią - tylko kilka prostych, bezlitosnych uderzeń, jakby czas, w którym trzeba dokonać rachunku sumienia, kurczył się coraz prędzej...
Utwór powstał w 1969 r. w Berkeley. Jeżeli przyjmiemy, że mówi w nim do nas sam poeta, trudno nie zapytać, co miało znaczyć wyznanie: “Tak mało powiedziałem, / Nie zdążyłem". Po “Trzech zimach", “Ocaleniu", “Traktacie poetyckim", “Królu Popielu...", “Guciu zaczarowanym" i “Mieście bez imienia"? Po “Zniewolonym umyśle", “Dolinie Issy" i “Rodzinnej Europie"? Po licznych przekładach, esejach, recenzjach? “Nie zdążyłem" - to tak, jakby cała przeszłość nieodwołalnie się zamknęła. A przecież za chwilę poeta otworzy ją szeroko w poemacie “Gdzie wschodzi słońce...", a potem w kolejnych tomach poezji i próz. Coś jednak się stało, coś musiało umrzeć. “Jestem przeciwny obsesjonalnemu zwracaniu się w przeszłość i włożyłem dużo wysiłku, żeby w moich wierszach pisanych w Kalifornii zostawić to, co było, za sobą" - napisze kilka lat później w eseju “Niemoralność sztuki". Gdy się czyta jego teksty (nie tylko poetyckie) powstałe pod koniec lat 60. i na początku 70., ma się wrażenie, jakby poeta porządkował naraz wszystkie swoje sprawy: jakby dotąd jego życie - w tym wybory artystyczne i światopoglądowe - rozgrywało się gdzieś poza nim i dopiero teraz, przekraczając próg sześćdziesiątki, postanowił nadać mu określony kierunek. Wszystko, co działo się w tej poezji w ciągu następnych trzydziestu lat, działo się w ramach wyznaczonych przez podjęte wówczas decyzje...
“Nie zdążyłem" może więc znaczyć także: nie sprostałem. Chyba przede wszystkim: nie sprostałem - jako poeta - historycznemu doświadczeniu, które było mi dane. To wątek w tej twórczości bardzo mocny: w naszej części świata dane nam było przeżyć coś, o czym nie potrafimy przekonująco zaświadczyć. A nawet kiedy świadczymy, nie chcą nas słuchać. Co rusz poeta powtarzał ten gest zwątpienia? samousprawiedliwienia? - nie wiem, nie rozumiem, gdybym potrafił... Pokorne wyznania, ale na ogół jakoś nie bardzo w tę pokorę poety wierzyliśmy - zresztą on sam starał się, żebyśmy mu tak do końca nie wierzyli. Jednak wiersz “Tak mało" utrzymany jest w tonacji absolutnie serio, nic nie daje nam powodu, by wątpić w szczerość emocji i deklaracji. Zwróćmy uwagę na konstrukcję: choć składnia i wersyfikacja nie są charakterystyczne dla Miłosza, to szkielet całości - jak najbardziej. Bezpośrednie wyznanie zderza się tu z symbolicznym obrazowaniem, by na koniec znów wrócić do początkowej bezpośredniości. To, co stanowi ramę, jest czytelne, ale pewien kłopot stanowią użyte symbole - tak dobrze znane, że nieuchronnie wieloznaczne. Źródła takiego symbolizowania wskazać nietrudno: to Księga Jonasza i Apokalipsa, ale też “Robinson Cruzoe" i “Moby Dick". Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni korzysta poeta z podobnych figur. Jaką przygodę - duchową? intelektualną? egzystencjalną? - oznaczają one w tym konkretnie wierszu? Czy chodzi o etapy w biografii poety (zetknięcie z totalitaryzmami - tułaczka i poczucie osamotnienia - stabilizacja), czy o coś, co wykracza poza jednostkowy horyzont? Znów przywołam “Niemoralność sztuki": “Przyjmuję, że w naszym stuleciu ujawniło się coś, co na próżno próbujemy nazwać, a czemu nadaję prowizoryczną nazwę nowego wymiaru człowieka i społeczeństwa. (...) wiele wskazuje na to, że świat obozów koncentracyjnych był, i jest nadal, jedynie pierwszą z form, w jakich wyłania się z primordialnych wód Lewiatan, wszechwładne państwo, Bestia Apokalipsy". Tyle niech wystarczy, choć lista stosownych cytatów mogłaby być długa.
“Tak mało powiedziałem" - bo nie było odpowiednich słów, w których można by było to doświadczenie wypowiedzieć. Otwiera się tu kolejny wielki wątek twórczości Miłosza, dotyczący możliwości komunikacyjnych języka w ogóle, a języka współczesnej poezji w szczególności. Zostańmy przy jednym zapisie, o tyle bezpiecznym, że nie polemicznym. To fragment notatki zatytułowanej “Szukanie" z tomu “Piesek przydrożny": “Odczucie, że musi być jakiś układ słów, w który zostałaby schwytana niejako esencja potworności poznanej w tym stuleciu. I czytanie pamiętników, wspomnień, reportaży, powieści, wierszy, zawsze z nadzieją i tym samym wynikiem: »To nie to«". “Tak mało powiedziałem" - ale czy można było powiedzieć więcej? Przecież gdyby było można, zostałoby to przez kogoś powiedziane. Rzeczywistość - zapisał w innym miejscu Miłosz - okazała się za trudna dla literatury. Wątek ten powraca m.in. w tytułowym wierszu z tomu “To":
I wyznaję, że moje ekstatyczne pochwały istnienia
Mogły być tylko ćwiczeniem wysokiego stylu,
A pod spodem było TO, czego nie podejmuję się nazwać.
(...)
Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur,
i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom.
W wierszu “Tak mało" to samo zostaje powiedziane znacznie prościej: “Serce moje zmęczyło się / Zachwytem, / Rozpaczą, / Gorliwością, / Nadzieją". Mamy tu intrygujące wyliczenie: czy to cztery etapy dojrzewania, czy raczej coś, co jest doświadczane niemal jednocześnie i co wzajemnie się dopełnia? (Uderza zwłaszcza ta bliskość, nie-bliskość rozpaczy i nadziei...) Ale jeszcze bardziej intrygujące jest to “serce", które w poezji Miłosza nie pojawia się zbyt często. Tak jakby poeta zszedł na chwilę tam, dokąd zazwyczaj schodzić nie chciał. W każdym razie “zmęczone serce" daje się zinterpretować jako ruch “w stronę Lemanu" (by użyć określenia Mariana Stali), a więc w stronę gotowości na - bardziej chyba duchową niż intelektualną czy artystyczną - przemianę. Jeszcze nie wiadomo, czym ona się zakończy, tak jak nie wiadomo, “co było prawdziwe" w dotychczasowym doświadczeniu. Wszystko można unieważnić (w jednym z przyszłych wierszy Miłosz powie: “Co napisałem, wydaje się teraz nie to"; fascynowała go możliwość zamilknięcia jako najwyższego aktu poetyckiego) i wszystkiemu można nadać znaczenie. Dokąd pchnęła Miłosza ta przemiana, wiemy - w stronę poszukiwania tego, co bardziej rzeczywiste niż historia...
Wojciech Bonowicz jest poetą, autorem książki o ks. Józefie Tischnerze, redaktorem wydawnictwa Znak.