Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie rzeczy mają miejsce nie tylko wśród jezuitów. Czynniki takie jak osobowość, życiowe doświadczenia, perspektywa teologiczna, płeć, kultura, modele przewodzenia w Kościele, zdolności komunikacyjne oraz wzorce rozwiązywania sytuacji konfliktowych wpływają na to, jak się przechodzi i wychodzi z takich kryzysów. Nie można jednak teraz machnąć ręką i powiedzieć “to się zdarza", “poczekajmy aż sprawa ucichnie" albo “Obirek się pogubił". Takie tłumaczenie mi nie wystarcza.
Nie jest moim zamiarem ocena decyzji Staszka, wystarczy, iż powiem, że inaczej ją sobie wyobrażałem i dalej odczuwam w sobie opór przed jej pełną akceptacją. Żałuję, że nie udało się wypracować lepszego rozwiązania dla zaistniałego kryzysu instytucjonalnego. Inna sprawa to kwestia, czy nie mamy tu do czynienia z kryzysem sięgającym samoidentyfikacji chrześcijańskiej, ale tę można rozumieć nie tyle przez pryzmat utraty wiary, co jej oczyszczania. Nie próbuję jednak być specjalistą od duszy Staszka - nie piszę więc z potrzeby “ratowania" jego powołania, bo łatwo w ten sposób ulec pokusie samozadowolenia. Nie jest to także głos usprawiedliwiający stanowisko jego lub zakonu. Nie miejsce tu na takie deklaracje czy linie podziału.
Zastanawiam się jednak, czy będziemy umieli spożytkować to, co Staszek nam “zostawia"? Moje obawy nie są zawieszone w próżni. Ten przypadek dobitnie pokazuje, że mówienie wprost o napięciach i konfliktach często prowokuje u wiernych i ich pasterzy poczucie zagrożenia, lęku czy złości - istnieje więc “naturalna" tendencja do zaprzeczania lub marginalizacji krytycznego głosu w Kościele. Trudno jednak przezwyciężyć jakikolwiek konflikt, jeśli traktuje się go w kategoriach tabu - co niestety często ma miejsce w naszych kręgach kościelnych, gdzie “zabłąkaną duszę" widzi się jedynie w osobie, która odeszła z szeregów. Katolicyzm można przeżywać w różnorodny sposób, a pozostawanie przy prostym kryterium lojalności lub jej braku w stosunku do instytucji raczej zaciemnia niż rozjaśnia poruszony przez Staszka problem oraz powagę dokonanego przez niego kroku. Powstaje więc pytanie, na ile trafna jest dokonana przez niego diagnoza polskiego Kościoła - Kościoła, w którym ksiądz (ojciec) Obirek nie mógł się już odnaleźć, który - jak czytamy - nie dawał mu prawa do bycia sobą.
Nie zamierzam tej kwestii rozstrzygać, bo jego świadectwo traktuję jako zaproszenie do dyskusji, która dopiero musi się zacząć. Dyskusji o kondycji polskiego katolicyzmu, niezdolnego być może do zmierzenia się z problemami, przed jakimi stanął.
Świadectwo Staszka przypomina mi jednak również, że nie można przeceniać wagi instytucjonalnego wymiaru Kościoła. Chyba bez sprzeciwu powtórzyłby za ks. Tomaszem Halikiem te słowa: “Ale moje pełne »amen« odnosi się do Kościoła w jego rzeczywiście katolickim, uniwersalnym wymiarze, który wypełni się dopiero w horyzoncie eschatologicznym - moja wierność wobec jego konkretnych form instytucjonalnych tu i teraz będzie miała zawsze kształt swoistego »tak, ale«, krytycznej lojalności, a nie koszarowego konformizmu". W takim więc duchu podążajmy dalej...