Tajemniczy "Nasz Dziennik"

O Naszym Dzienniku znowu stało się głośno, tym razem za sprawą kampanii przeciw pochowaniu Czesława Miłosza na Skałce. Pismo to stało się ostatnio jeszcze bardziej agresywne. Kulisy powstawania tej najbardziej tajemniczej gazety w Polsce próbuje ustalić w POLITYCE (38) Joanna Cieśla.

Pogłoski, że ojciec Tadeusz Rydzyk, dyrektor Radia Maryja, planuje także otwarcie dziennika, pojawiły się w 1997 r. Rok później pierwszy numer trafił do kiosków. Wprawdzie oficjalnie ojca Rydzyka nic z pismem nie łączy, jednak “»gorąca linia« telefoniczna między nim a redakcją, regularne spotkania, symetria sympatii dla polityków na falach Radia Maryja i łamach »Naszego Dziennika« nie pozostawiają wątpliwości".

Formalnie “Nasz Dziennik" wydaje spółka Spes, zarejestrowana w podwarszawskim Rembertowie pod adresem klasztoru sióstr loretanek. Tam też “z dala od centrów informacji" mieści się siedziba redakcji. Skąd Spes miała pieniądze na medialną inwestycję, nie wiadomo. Jedynym udziałowcem spółki jest Ewa Sołowiej, 34-letnia panna z małej wioski pod Mrągowem, z wykształcenia ekonomistka, swego czasu pracownica biura Radia Maryja i Ministerstwa Przekształceń Własnościowych (za SLD-owskiego ministra Wiesława Kaczmarka), wreszcie “przez długie lata szara eminencja, a obecnie redaktor naczelna". Choć sama publikuje sporadycznie, to, jak mówią wszyscy, którzy pracowali kiedyś w piśmie, “»Nasz Dziennik« to Ewa Sołowiej": “jest w stanie ogarnąć całą redakcję od strony organizacyjnej, przeczytać całą gazetę przed drukiem i wszystko ocenzurować" (łącznie ze zdjęciami łyżwiarek figurowych w krótkich spódniczkach i nazwami klubów sportowych jak New Jersey Devils). Z kolei na czele zarządu Spesa stoi Marcin Nowina-Konopka (syn posłanki Haliny Nowiny-Konopczyny, wybranej z listy Ligi Polskich Rodzin, obecnie w Kole Poselskim Porozumienia Polskiego).

Kontakt ze środowiskiem Radia Maryja, rekomendacja przyjaciół wydawców oraz ojca Rydzyka były też najlepszym sposobem na otrzymanie pracy w “Naszym Dzienniku". Kandydatów na dziennikarzy nie pytano o doświadczenie czy znajomość języków, lecz o to, czy słuchają Radia Maryja (plus) czy rocka (minus) oraz dlaczego nie mają dzieci bądź mają ich tak mało. Zespół “Naszego Dziennika" to przede wszystkim “młodzież z prowincji, która w dziennikarstwie stawia pierwsze kroki: w środowisku gazety znajdują pierwszą grupę, z którą mogą się zidentyfikować w obcym, wielkim mieście". Takich ludzi łatwiej też ukształtować od podstaw. Trafiali się jednak i bardziej doświadczeni dziennikarze - choćby pracująca wcześniej w paxowskim “Słowie" Marzenna Piasecka (córka lidera tej kolaborującej z władzami PRL organizacji, Bolesława Piaseckiego) czy też żurnaliści nacjonalistycznej “Myśli Polskiej". Nie wiadomo wciąż, kim są szefowie działów pisma, ani kto kryje się pod pseudonimem “Jan Koowalski", którym podpisane są najbardziej agresywne teksty.

Zasięg czytelniczy “Naszego Dziennika" jest trudny do oszacowania. “Żaden medioznawca nie podejmie się tego, bo ważnym sposobem dystrybucji tej gazety jest przekazywanie numerów między czytelnikami" - tłumaczy prof. Maciej Mrozowski z Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Deklarowany nakład dziennika wynosi ok. 150 tys. egzemplarzy. Sprzedaż ma oscylować wokół 100 tys.

Tomasz Rakowski, były redaktor naczelny gazety i doktor filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, dotąd unikał opowiadania o swoim byłym piśmie, ale oburzony atakami na Miłosza, zmienił zdanie. Wspomina więc m.in., że kiedy próbował zreformować pismo przez czyszczenie tekstów z agresji i ksenofobii, wprowadzać nowych autorów i tematy (choćby wywiad z prof. Stefanem Swieżawskim o II Soborze Watykańskim) oraz unowocześnić szatę graficzną, sprzedaż zaczęła spadać, a redakcję zalewać listy od oburzonych czytelników. “Zrozumiałem, że czytelnicy chcą takiej gazety w stanie niezmienionym. To oni naprawdę wyznaczają jej wektor. Próba reformy jest jak zawracanie biegu rzeki" - komentuje dziś. Intuicję tę potwierdza prof. Mrozowski: “Siermiężność makiety jest siłą pisma. Musi być drukowane na lichym papierze, brzydką czcionką i ze słabymi zdjęciami. Dzięki temu odbiorcy, zwykle prości i niezamożni ludzie, odnajdują w nim to, czego oczekują - siebie, poprzez formę, tak jak przez treść".

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2004