Ta strona

W swojej debiutanckiej powieści Paziński daje kapitalny obraz żydowskiej społeczności, która próbuje uporać się z bolesną przeszłością.

19.01.2010

Czyta się kilka minut

Podczas jednego ze spotkań autorskich Piotr Paziński wyznał, że nie znosi pchlich targów, ponieważ przedmioty, które można tam znaleźć, wydają mu się nieczyste, skażone przeszłością, naznaczone ludzkimi losami. Gdy taki przedmiot wchodzi w orbitę naszego życia, wówczas pamięć i wyobraźnia rozpoczynają gonitwę za utraconym czasem, nawet jeśli ten czas nigdy nie był nasz. Przedmiot z przeszłości jest przekleństwem dla tych, którzy żyją na dnie własnych oczu, którzy nie potrafią uwolnić się od pamięci.

Miejsca

Przekleństwo polega na tym, że rzecz, owszem, pobudza pamięć i wyobraźnię, ale jednocześnie zazdrośnie strzeże dostępu do przeszłości, zamyka ją w sobie, stawia tamę językowi, za pomocą którego próbujemy dotrzeć do miejsc i osób. Paziński pisze wprost: "Moja przeszłość tkwi we mnie bardzo głęboko, lecz kiedy staram się do niej dotrzeć, natrafiam na wydrążoną pustkę".

Ta przeszłość (w swoim najprostszym wymiarze) to wakacyjne pobyty w podwarszawskim ośrodku wypoczynkowym. Nazwa tego miejsca nie pada w powieści ani raz, ale nietrudno się domyślić, że chodzi o Śródborów, niegdyś miasto-ogród, a potem - jeszcze od przedwojnia - dzielnicę Otwocka. Wspominam o tym dlatego, że to konkretne miejsce ma ogromne znaczenie dla samej opowieści. Śródborów był jednym z kilku letnisk na linii otwockiej, które przed wojną odwiedzali warszawscy Żydzi. Po wojnie opisany przez Pazińskiego pensjonat - "Śródborowianka" - stał się własnością Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce. Przyjeżdżali do niego ci, którzy ocaleli, przywożąc ze sobą dzieci i wnuki. Śródborów był dla nich czymś w rodzaju azylu. Z dala od miasta mogli zamknąć się w swojej społeczności i mówić o tym, czego inni nie potrafili zrozumieć.

W taki sposób przedstawił tę miejscowość Bogdan Wojdowski w swej ostatniej (znakomitej) powieści "Tamta strona", która ukazała się w 1997 r., trzy lata po samobójczej śmierci pisarza. Bohater Wojdowskiego, Adam, przyjeżdża do pensjonatu na dwutygodniowe "wakacje" - słowo, które należy zawsze brać w cudzysłów, gdy pisze się o "tym" miejscu. Kierownik ośrodka mówi w pewnym momencie, że w Śródborowie cały czas panuje wojna, sezon za sezonem, bez wytchnienia. Bohaterowie nie mogą się od niej uwolnić - wciąż mówią, myślą i śnią o Zagładzie, co ostatecznie prowadzi ich ku otchłani. Wojdowski pisze, że ci, którzy przeżyli, nie potrafią żyć. Są jak kawałki metalu złączone rdzą pamięci, która wdziera się wszędzie i wszystko niszczy.

U Pazińskiego opowieść snuje młody, późny wnuk ocalałych, który dorastał w cieniu opowieści. Nie wiadomo, dlaczego przyjeżdża do pensjonatu. Z całą pewnością należy do tej społeczności, ale jasne jest także, że przybywa z innego czasu i z innej przestrzeni. Tytuł powieści Wojdowskiego - "Tamta strona" - oznaczał stronę życia, świat zza muru getta, do którego należą również urodzeni po wojnie, a do którego on sam i jego postaci nie mają dostępu. W jednej z pierwszych scen "Pensjonatu" bohater Pazińskiego spotyka starą kobietę, która pyta go, dlaczego chce wejść do środka. Młody odpowiada, że wrócił do siebie, ale od razu czuje dziwaczność tych słów, ich nieadekwatność. Przyjechał od żywych, by odwiedzić na pół umarłych, którzy - inaczej niż u Wojdowskiego - starają się za wszelką cenę zapomnieć o przeszłości.

Jeśli po wojnie pensjonat był azylem, to w powieściowej teraźniejszości, którą kreuje Paziński, jest raczej izolatką. Nie tylko oddziela bywalców od zewnętrznego świata, lecz także - z powodu ich słabnącej i świadomie osłabianej pamięci - izoluje od przeszłości. Przedstawione w powieści zdarzenia obejmują czas od przedwojnia do dziś, ale gdy rozmowa schodzi na temat przeszłości, starzy ocaleńcy próbują ją przerwać. Paradoksalnie tym, kto tę znienawidzoną przeszłość ożywia, jest młody, który co prawda nie widział, ale słyszał, a teraz to, co usłyszane, chce zapisać. Kręci się po ośrodku, wypytuje, szuka śladów. To właśnie on przywozi ze sobą widmo śmierci i niepostrzeżenie przechodzi na "tę stronę". Kiedy pani Tecia tłumaczy pani Mali, kim jest bohater, mówi, że to wnuk Bronki, tej, co umarła. Jej słowa wytrącają panią Malę z odrętwienia i demencji, wywołują przerażenie.

Rzeczy

Ale istnieje też inny wymiar pamięci. Jeśli bohaterowie chcą zapomnieć o Zagładzie, to rzecz jasna po to, by pamięć nie ciążyła im jak głaz. Z drugiej jednak strony we wspomnieniach przechowani zostają ci, co umarli, i cały ich świat. "A ci, którzy niczego nie ocalili - pisze Paziński - z zazdrością patrzą na tych kilka drobiazgów, co to je babcia włożyła wtedy do kieszeni jesionki". Z tym właśnie wiąże się niemal kompulsywna potrzeba przechowywania "pamiątek": listów, zdjęć, najróżniejszych drobiazgów. "Listy, być może już powojenne, po żydowsku, zmieszane z rachunkami za elektryczność, bo przecież żadnego świstka nie wolno wyrzucić, a nuż będzie potrzebny?". Bohater znajduje w pensjonacie wiele takich przedmiotów, które naznaczone są ludzkimi losami. Wszystkie ciągną go w stronę przeszłości i jednocześnie od niej oddzielają.

Przedmiotami, okaleczonymi rzeczami, są tutaj również opowieści o dawnych czasach. Harry Mathews mówi w jakimś wywiadzie, że Georges Perec (pisarz, który stanowi dla Pazińskiego nie bezpośredni, ale istotny punkt odniesienia) cierpiał na obsesję gromadzenia śladów rzeczywistości. Była ona do tego stopnia silna, że Perec zachowywał nawet bilety tramwajowe. Jedna z postaci Pazińskiego, pan Abram, właśnie na biletach tramwajowych zapisuje życiorysy Żydów. Chce z nich ułożyć encyklopedię żydowskich losów. Projekt musi zakończyć się fiaskiem: "Swoje kartki nosił pan Abram w plastikowej torbie z Peweksu. Zaczął już B i kazał mi się zastanowić nad publikacją. Wiele lat go nie widziałem. Nie wiem, co stało się z jego skarbnicą życiorysów. Niezwykłych, zwyczajnych i niezwyczajnych. Dokończonych i przerwanych w połowie. Jakby pan Abram przedarł bilet, zostawił połówkę, a resztą podpalił sobie papierosa". Okaleczone przedmioty, niedokończone opowieści, głosy oderwane od postaci i wypełniające puste pomieszczenia pensjonatu, raz uciążliwa, innym razem nietrwała pamięć - wszystko to wywołuje u głównego bohatera dręczące poczucie braku. Jego narastająca świadomość życia na wyspie (albo - jak powiedziałby Kafka - na dzikim kawałku ziemi) sięga korzeniami tamtego miejsca i tamtych rzeczy.

Czas

Akcja powieści obejmuje jeden dzień, ale podobnie jak w "Sanatorium pod klepsydrą" Schulza i "Czarodziejskiej górze" Manna, pensjonat jest niczym czarna dziura, w której czas biegnie innym rytmem. Ten jeden dzień dłuży się w nieskończoność. Gdy wreszcie nadchodzi wieczór, a bohater zbiera się do drogi powrotnej, powieść z całą mocą odsłania swój figuratywny wymiar, w którym nawiązania do tekstów literackich i filozoficznych mieszają się z nawiązaniami do Biblii. Te ostatnie pojawiają się już w pierwszym (nieco ironicznym, jeśli wziąć pod uwagę grę słów) zdaniu powieści: "Na początku były tory kolejowe" ("Na początku" to pierwsze słowa Tory).

Tory kolejowe znajdujemy też na okładce. W oszczędnej i sugestywnej grafice Ryszarda Kajzera komentatorzy powieści dopatrzyli się również komina krematorium i drabiny Jakuba. Rzeczywiście, w wieczornej wędrówce na stację kolejową towarzyszy bohaterowi pan Jakub, który w pewnym momencie uderzeniem laski przywołuje duchy pensjonariuszy. Według jednej z interpretacji (Filona z Aleksandrii) drabina Jakubowa symbolizuje splot ludzkich losów. Na ostatnich stronach powieści ten splot zostaje rozwiązany i wszystkie postaci wstępują na scenę tekstu. Mówię o "scenie", bo w gestach pana Jakuba, dyrygującego duchami zmarłych, jest również coś ze scenicznych gestów Kantora (inspiracje jego teatrem są u Pazińskiego bardzo wyraźne). Narrator nie jest pewny, czy to widowisko rzeczywiście odbywa się przed jego oczami, czy też dostrzega je jedynie w gasnących oczach pana Jakuba (to kolejne nawiązanie, tym razem do Heglowskiej nocy świata, którą - jak powiada filozof - można dostrzec, kiedy patrzy się człowiekowi w oko).

Bohater odłącza się od korowodu fantasmagorycznych postaci i dociera na stację kolejową. Tutaj Paziński go porzuca. Nie wiadomo, czy pamięć zamknie go w klatce (tak dzieje się z bohaterem Schulza, który po opuszczeniu sanatorium nie może wrócić do dawnego życia i zaczyna błąkać się od stacji do stacji), czy też uda mu się wrócić na "tamtą stronę", opuścić - jak mówił Wojdowski - to złomowisko historii.

Nam w każdym razie tego przeklętego przedmiotu poznaczonego przeszłością porzucić nie wolno.

Piotr Paziński, "Pensjonat", Wydawnictwo Nisza,  Warszawa 2009 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2010