Sztuka przesadzania

Prowokator, ptak kalający własne gniazdo, a równocześnie człowiek, któremu za obronę nie zawsze wystarczał pancerz dowcipkowania i ironii - taki portret autora "Wymazywania" wyłania się z jego rozmów z Kristą Fleischmann.

30.11.2010

Czyta się kilka minut

"Zawsze przerysowuję, wszystko i w każdym calu" - powiedział Thomas Bernhard austriackiej dziennikarce. Pełny zapis rozmów Bernharda z Kristą Fleischmann, nagranych dla telewizji w ostatnich latach życia pisarza, ukazał się właśnie po polsku.

Niejeden wywiadowca straciłby cierpliwość dla takiego rozmówcy - Bernhard kpi, błaznuje, czepia się słówek. Wypowiada niepoprawne politycznie sądy, nie obawiając się nadepnąć komuś na odcisk, zgorszyć czy urazić. Dowcipkuje, szydzi, obrzydza. Deklaruje, że nie chodzi do teatru, bo kobiety śmierdzą perfumami, albo wysuwa hipotezę, że od mycia można dostać chorób skóry. Twierdzi, że Freud był "jedną z niewielu wielkich osobowości, która nosiła brodę", ale może tylko dlatego, że była to szpicbródka. W końcu wygłasza długą mizoginiczną tyradę, tak karygodną i groteskową, że trudno z nią dyskutować.

Wydaje się, że Bernhard po prostu nie mógł oprzeć się pokusie podważenia konwencjonalnie poprawnych poglądów i języka: "pani ma ten swój feministyczno-szatański punkt widzenia, i z niego miota we mnie strzały". Najwyraźniej jednak Krista Fleischmann podjęła grę, nie dała się odstraszyć ani przekonać, że ma do czynienia z bełkotem schorowanego pisarza. Także Bernhard najwyraźniej ją polubił. "Pani z pewnością będzie aniołem w niebie" - stwierdza i dodaje: "będę do pani podfruwał w białej koszuli z pięknym haftem. A jak mi się koszula rozedrze, to może mi ją pani zaszyje, jeśli będzie pani miała na to ochotę, odpowiednią nicią niebiańską". Kiedy indziej proponuje: "ja bym chętnie poszedł z panią do papieża. Za rękę. Musiałaby pani włożyć czarny welon. Kiedy panie idą do papieża, zawsze muszą mieć jakieś nakrycie głowy. A ja dałbym pani lekkiego kuksańca i już by pani przed nim klęczała".

Kościół katolicki jest jedną z głównych ofiar wzburzenia pisarza, który w dzieciństwie posikał się ze strachu w konfesjonale. Polskich czytelników może zaboleć charakterystyka Jana Pawła II: "to taki chłopski papież, takie nic, taka zakuta pała. Jest dla mnie zbyt katolicki. Jest nikim, bo to super bigot, jak na karpackich wsiach tępi chłopi małorolni, oni tak myślą. I myślą też, że jak na ulicach będą dobroduszni, to wszystko naprawią". Trudno czytać te zdania inaczej niż z przymrużeniem oka. Sam Bernhard zdaje się to sugerować, kiedy wspomina, że w Castel Gandolfo papieskie kalesony wisiały obok spodni cieśli z sąsiedztwa. Sarkazm i dowcip Bernharda bywają jednak bardziej pikantne: "tym, czym dla młodych są nagie kobiety i nadzy mężczyźni, tym dla starych jest ukrzyżowany Chrystus, nie? To też swego rodzaju magazyn ilustrowany".

Z pozoru Bernhard torpeduje wszelkie próby przeprowadzenia "normalnego wywiadu". Na pytanie o rolę choroby w jego pisarstwie odpowiada, że żadnej takiej roli nie było i niecierpliwi się: "dlaczego formułuje pani takie intensywne zdania pytające? Zdania tak intensywne, że człowiek natychmiast znajduje się na oddziale intensywnej terapii". Kiedy indziej utrzymuje, że na niczym nie zależy mu tak, jak na powadze, tylko spojrzenie dziennikarki zbija go z tropu. Zauważa, że ręka jej drży, a ona odwzajemnia się uwagą, że on cały czas stuka stopą (tłumaczy, że wybija takt wypowiedzi).

Czasami rozmowa zbliża się do granic absurdu - Bernhard opowiada na przykład, że wziął udział w sympozjum lekarzy medycyny sądowej, podczas którego jednak nie udało się ustalić, czy po śmierci człowieka czerw wskakuje najpierw do prawego, czy do lewego kącika oczu. Kiedy indziej mrozi dziennikarkę opowiadaniem o szkolnym koledze, który zawsze wyłudzał od niego kanapkę, bo prosząc o nią, mocno się ślinił. Pisarz pointuje: "Rewolucje powinny sobie to zapamiętać, że powinno się pluć na własność ludzi, wtedy jest już po niej". Trzy z czterech zebranych w książce rozmów odbyły się w Hiszpanii. Podczas jednej z sesji Bernhard wciąż kartkuje numer "El Pais". Jak twierdzi, czyta hiszpańskie gazety, bo prawie ich nie rozumie. "Piszą tam: La crisis en Austria, w Hiszpanii jednak to człowieka właściwie nie interesuje. Podobnie zresztą i odwrotnie: gdyby jakiś Hiszpan był w Wiedniu, też by go nie interesowało, że w Hiszpanii jest kryzys".

Bernhard zasłynął jako ptak kalający własne gniazdo. W jego książkach roi się od inwektyw przeciwko Austrii, karykatur kolegów po piórze, filipik przeciwko teatralnemu i kulturalnemu establishmentowi Wiednia. Przedostatnia rozmowa odbywa się po wydaniu książki "Holz­fällen" ("Wycinka"), ale jeszcze przed jej konfiskatą przez austriacką policję w sierpniu 1984 roku. Stało się to po oskarżeniu wniesionym przez kompozytora Gerharda Lampersbergera, który rozpoznał siebie w jednej z postaci. Jak twierdzi Bernhard w rozmowie z Kristą Fleischmann, nie chciał nikogo urazić, ale zależało mu na tym, żeby dawni przyjaciele się rozpoznali. Aby zrozumieć, co mogło ich zranić, wystarczą krótkie fragmenty "Wycinki". Kompozytor Ausberger jest tam nazywany "epigonem Weberna", "styryjskim układaczem muzyki dla snobów i bubków", a przyjaciele "do niczego w Wiedniu nie doszli" i "sami nie zdają sobie sprawy z tego, że do niczego nie doszli" (przeł. Monika Muskała, "Kwartalnik artystyczny" nr 3/2009). Bernhard broni się: "ja nie atakuję, tylko piszę", i twierdzi, że bez swojej złośliwości byłby nic nie wart, jak grzeczne dziecko. Jednocześnie nie szczędzi ciosów: "Kto istnieje, musi przecież kiedyś przywalić"; "zawsze się cieszę, kiedy ktoś we mnie wali, bo wtedy mogę mu po trzykroć oddać, a to czyni człowieka silnym".

Kogo nie przekonały zapewnienia Bernharda, że wszystko jest przerysowaniem, komu wydał się on okrutny i antypatyczny, ten powinien przeczytać fragment rozmowy, odbywający się podczas corridy. Bernhard bardzo nalegał na udział w tym widowisku. Jednak na filmie - można go obejrzeć na stronie Youtube - jego twarz krzywi się z bólu: toreadorzy to rzeźnicy, a widowisko wydaje mu się "tak obrzydliwe, że aż straszne". Jak pisze Krista Fleischmann, Bernhard stwierdził potem, że nigdy więcej nie chciałby w czymś takim uczestniczyć. Didaskalia Fleischmann zdradzają nieco inne oblicze Bernharda - człowieka, któremu za obronę nie zawsze wystarczał pancerz dowcipkowania i ironii.

Pisarz wymagał, aby wszystkie rozmowy odbywały się na siedząco. Nie chciał, aby ktoś widział, że dostaje zadyszki. Pod koniec życia dzwonił jeszcze do dziennikarki, prosząc o przyjazd, "jeśli pani chce, z ekipą, zrobimy wspomnienie pośmiertne o mnie". Nie zdążyli - Bernhard zmarł 12 lutego 1989 roku. Krótko przedtem powiedział: "Śmierć jest dla mnie niczym tren, który, kiedy idę, ciągnę za sobą, to znaczy, nie niosę go, tylko on na mnie wisi, a ja tylko ciągnę go za sobą".

PS. Trudno zrozumieć, dlaczego okładka polskiego wydania książki jest utrzymana w stylu fantastyki komputerowej - niedopasowana i zwyczajnie szkaradna.

Thomas Bernhard, "Spotkanie. Rozmowy z Kristą Fleischmann", tłum. Sława Lisiecka, Warszawa 2010, Państwowy Instytut Wydawniczy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 10 (49/2010)