Szósty prezydent

Wołodymyr Zełenski, słynny z ekscentrycznego stylu, w roli przywódcy Ukrainy radzi sobie całkiem nieźle. Wciąż jednak otwarte jest pytanie, jaka to będzie prezydentura – oraz jak zmieni kraj.

13.01.2020

Czyta się kilka minut

Spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z mieszkańcami Równego na Wołyniu, wrzesień 2019 r. / PRESIDENTIAL OFFICE OF UKRAINE / CC 4.0
Spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z mieszkańcami Równego na Wołyniu, wrzesień 2019 r. / PRESIDENTIAL OFFICE OF UKRAINE / CC 4.0

Był ostatni dzień roku 2018, gdy znany ukraiński aktor komediowy Wołodymyr Zełenski ogłosił swój start w wyborach prezydenckich, zaplanowanych na wiosnę 2019 r. Już po kilkunastu dniach sondaże po raz pierwszy pokazały, że może zostać zwycięzcą. Wkrótce, trzy miesiące później, przyszedł triumf wyborczy. Człowiek niebędący wcześniej politykiem, który nie przedstawił programu wyborczego, otrzymał najwyższe poparcie (73,2 proc. w drugiej turze) w historii ukraińskich wyborów prezydenckich.

Minęły kolejne trzy miesiące i stworzona naprędce przez Zełenskiego partia o nazwie Sługa Narodu – będącej zarazem tytułem jego popularnego serialu telewizyjnego – wygrała przyspieszone wybory parlamentarne. Uzyskała przy tym samodzielną większość w Radzie Najwyższej, co nigdy wcześniej nie udało się żadnemu ugrupowaniu.

Na Ukrainie, która ma zakorzenioną tradycję rewolucyjną, to podwójne zwycięstwo nazywane jest rewolucją elektoralną. Niezależnie od tego, jak zdefiniujemy to, co się wydarzyło, w Kijowie powstała sytuacja bez precedensu: jeden ośrodek otrzymał wszystkie instrumenty władzy.

Osiem miesięcy, które właśnie minęły od objęcia władzy przez Zełenskiego, dają możliwość pierwszych ocen i prognoz.

Elity przeciw prezydentowi

Zełenski zawdzięcza zwycięstwo nie tylko charyzmie, ale przede wszystkim ogromnemu rozczarowaniu społeczeństwa prezydenturą jego poprzednika Petra Poroszenki. Jednak choć w drugiej turze wygrał zdecydowanie we wszystkich regionach – poza obwodem lwowskim, gdzie dwie trzecie głosujących poparło Poroszenkę – efektem zmiany władzy było i jest powstanie silnego podziału wśród Ukraińców.

Większość elit intelektualnych i wielkomiejskiej klasy średniej nie pogodziła się z wyborem Zełenskiego i od samego początku snuła złowieszcze wizje. Kilka głównych zarzutów sprowadzało się do tego, że nowy prezydent jest jakoby „marionetką” oligarchy Ihora Kołomojskiego, że tak naprawdę ma poglądy prorosyjskie, że zrewiduje integrację Ukrainy z Zachodem, i że jego niekompetencja doprowadzi kraj do katastrofy.

Szybko okazało się, że żadna z tych – od początku irracjonalnych – obaw się nie potwierdziła. Jednak rozdźwięk między tym, co o władzy myślą elity, a z drugiej strony „zwykli” obywatele, nigdy na Ukrainie nie był tak duży. Tylko czy obecnie nie jest to coraz bardziej typowa postawa dla społeczeństw państw demokratycznych? By daleko nie szukać – przykłady mocnych podziałów widoczne są od Stanów Zjednoczonych przez Wielką Brytanię czy Francję aż po Polskę.

Na froncie (jednak) bez zmian

Od początku było widać, że Wołodymyr Zełenski będzie miał dwa priorytety swoich rządów. Pierwszym jest zakończenie wojny w Donbasie, co wielokrotnie obiecywał i bez czego trudniej jest zrealizować ten drugi – czyli sprawić, aby gospodarka rozwijała się szybciej.

Początek był obiecujący: w krótkim czasie Kijowowi udało się wznowić rozmowy z Rosją, czego pierwszym efektem było uwolnienie we wrześniu 2019 r. – z więzień rosyjskich i tych prowadzonych w Donbasie przez rosyjskie siły hybrydowe – 24 ukraińskich jeńców i politycznych więźniów. W tym najbardziej znanego: reżysera Ołeha Sencowa, więzionego w Rosji od 2015 r.

Było to preludium do zorganizowania w grudniu pierwszego od ponad trzech lat spotkania tzw. formatu normandzkiego, czyli przywódców Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji. Choć nie przyniosło przełomu w uregulowaniu konfliktu, to Zełenski, wbrew licznym obawom, nie poszedł na niekorzystne ustępstwa. Nawet część jego przeciwników uznała, że dobrze zdał swój pierwszy poważny test w polityce zagranicznej.


Czytaj także: Kolejna szansa na zmianę - Paweł Pieniążek o Wołodymyrze Żełenskim


Mimo że prezydent nadał nową dynamikę procesowi pokojowemu, trudno jest jednak liczyć, że uda mu się odzyskać kontrolę nad Donbasem. Różnice interesów między Ukrainą a Rosją, która kontroluje oba tamtejsze parapaństwa (tzw. republiki ludowe, doniecką i ługańską), są tak duże, że bez daleko idących ustępstw Kijowa nie ma mowy, aby Kreml poszedł mu na rękę. Z kolei Zełenski szybko zdał sobie sprawę, że zgoda na jakiekolwiek warunki pokojowe, które naruszałyby ukraińską rację stanu (np. faktyczna autonomia obu „republik” pozostających jednak w ramach Ukrainy), byłaby prostą drogą do zdestabilizowania kraju – i politycznym samobójstwem.

Aktywna część społeczeństwa, w tym liczne grono weteranów wojennych (status uczestnika działań bojowych ma dziś ponad 300 tys. Ukraińców) nie zaakceptowałyby takiego porozumienia. W tej sytuacji nawet plan minimum Zełenskiego, czyli zamrożenie konfliktu, będzie trudny do zrealizowania, gdyż z rosyjskiego punktu widzenia byłby to zbyt hojny prezent. Już teraz widać, że postanowienie szczytu normandzkiego o pełnym wstrzymaniu ognia nie jest przestrzegane – na donieckim froncie niemal codziennie są ofiary.

„Kraj pełen okropnych ludzi”

Z pierwszą wizytą zagraniczną Zełenski poleciał do Brukseli, co miało być sygnałem, że integracja europejska będzie kontynuowana. Kolejne miesiące tylko potwierdziły, że do żadnego zwrotu w polityce zagranicznej Ukrainy nie doszło. Widoczna jest natomiast chęć poprawy relacji z sąsiadami, w tym z Polską – o czym świadczy udana wizyta nowego prezydenta w Warszawie na przełomie sierpnia i września. Trzeba jednak realistycznie zauważyć, że w hierarchii priorytetów Zełenskiego tematy polskie znajdują się na dalszych miejscach.

Najgorzej wypada bilans stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, które tradycyjnie są jednym z głównych sojuszników Kijowa. Jednak nie z winy Zełenskiego: niespodziewanie Ukraina znalazła się w samym środku amerykańskiego konfliktu wewnętrznego – i skandalu związanego z walką między Donaldem Trumpem a Joe Bidenem, który może być jego głównym kontrkandydatem w wyborach prezydenckich jesienią 2020 r.

Przypomnijmy: otoczenie Trumpa próbowało skłonić władze ukraińskie do przekazania materiałów kompromitujących Bidena, którego syn przez kilka lat zasiadał w zarządzie ukraińskiej firmy energetycznej Burisma, znanej z szeregu spraw korupcyjnych. Kijów odmówił współpracy, a Trump w odpowiedzi zawiesił pomoc wojskową dla – jak to ujął – „skorumpowanego kraju pełnego okropnych ludzi”. Efektem jest ochłodzenie relacji amerykańsko-ukraińskich i widoczny spadek zainteresowania kwestią ukraińską Waszyngtonu, gdzie trwa procedura impeachmentu Trumpa.

Ustawodawczy „turbo reżim”

Zełenski rozumie, że jeśli ma odnieść sukces, musi uniknąć losu swego poprzednika, z którego obietnic niewiele pozostało, a wysokie początkowo poparcie szybko spadło. Stąd w jego retoryce tak wiele miejsca zajmuje przyspieszenie wzrostu gospodarczego. Powołany w sierpniu rząd – na czele z 35-letnim Ołeksijem Honczarukiem, najmłodszym premierem w ukraińskiej historii – składa się głównie z ekspertów, a nie polityków. Dostali oni znaczny zakres samodzielności i ambitne zadania. Program rządu zakłada m.in., że do 2024 r. PKB wzrośnie o 40 proc., powstanie milion nowych miejsc pracy, a zagraniczni przedsiębiorcy zainwestują w kraju 50 mld dolarów. Cele to jednak mocno optymistyczne.

Z kolei pierwsze tygodnie nowego parlamentu pokazały, że Zełenski oczekuje szybkich wyników. Udało się przegłosować m.in. kilka ustaw deregulacyjnych i liberalizujących działalność gospodarczą, uproszczono szereg przepisów, zwiększono transparentność finansów publicznych, skasowano immunitet deputowanych. Później doszło też do ważnej zmiany ordynacji, wprowadzającej system proporcjonalny – co od dawna postulowali przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego. Zaczęła się reforma Prokuratury Generalnej, która w ukraińskich warunkach była ważnym instrumentem władzy każdego prezydenta. Szybkość działania nowej Rady Najwyższej została nawet nazwana „turbo reżimem”.

Jednak, wbrew zapowiedziom, wciąż nie udało się przyjąć ustawy o zniesieniu moratorium na obrót ziemią rolną. To jedna z najbardziej oczekiwanych i odkładanych od dwóch dekad reform. Kształt prawa o rynku ziemi na dziesięciolecia określi rozwój tej strategicznej gałęzi gospodarki. Choć dwie trzecie społeczeństwa opowiada się przeciw wprowadzeniu wolnego handlu gruntami, Zełenski prze do tego rozwiązania. Wśród ekspertów panuje w zasadzie konsens, że przyczyni się to do szybszego rozwoju sektora rolnego i całej gospodarki.

Kluczowa reforma

Jeśli w kolejnych tygodniach uda się doprowadzić tę sprawę do końca, będzie to duży sukces prezydenta. Jest to o tyle ważne, że „okno możliwości” dla niepopularnych reform wkrótce się zamknie i ich wprowadzanie będzie trudniejsze. Jak na razie widać, że rynki finansowe wierzą w Zełenskiego: w 2019 r. hrywna umocniła się o 16 proc. wobec dolara.

Ostatnie miesiące przyniosły kilka innych sukcesów. Udało się uzgodnić nowe warunki porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Uproszczono przepisy dotyczące prywatyzacji i można liczyć, że po kilku latach odkładania uda się ją rozpocząć. W końcu grudnia podpisano nowy pięcioletni kontrakt na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę – i udało się zmusić Rosję do zapłacenia wreszcie 2,9 mld dolarów kary, zasądzonej ponad rok temu przez Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie.

Choć z nutką optymizmu można sądzić, że na Ukrainie coś się ruszyło, to najtrudniejsze sprawy wciąż czekają na załatwienie. Kluczowa z nich to zreformowanie dysfunkcjonalnego systemu zarządzania państwem. Niedawno były dyrektor polityczny jednego z ukraińskich ministerstw powiedział mi, że instytucje centralne zajmują się nie tyle reformami i zmianą rzeczywistości, co przede wszystkim dążą do tego, aby stary i zmurszały system się nie zawalił.

Słudzy narodu i oligarchowie

Wprawdzie ugrupowanie Zełenskiego ma największą frakcję parlamentarną, ale nie oznacz to, że jej członkowie zawsze głosują za ustawami zgłaszanymi przez ośrodek prezydencki. Sługa Narodu nie jest bowiem normalną partią, gdyż na Ukrainie system partyjny w klasycznym tego słowa znaczeniu nie istnieje, lecz zlepkiem różnych grup interesów, na które próbują wpływać oligarchowie.

Nadal jest to więc partia proprezydencka, ale pozbawiona jednoczącej ją idei, i w jej szeregi coraz bardziej wdziera się chaos. Plany Biura Prezydenta posługiwania się Sługą Narodu jak sprawną „maszynką do głosowania” okazały się złudne. Prezydent regularnie dyscyplinuje swoich deputowanych – grożąc, że „jak będzie trzeba”, to rozwiąże Radę Najwyższą – jednak możliwość, że frakcja wcześniej lub później się rozpadnie, pozostaje realna.

Kolejne wyzwanie dla Zełenskiego to oligarchowie, którzy od ponad dwóch dekad są niezwykle istotnymi (choć nieformalnymi) graczami w ukraińskiej polityce. Ich kontrola nad wieloma aktywami gospodarczymi (w tym kluczowymi mediami) i możliwości finansowe sprawiają, że dotychczas każda władza musiała się liczyć z ich interesami. A te najczęściej stały w sprzeczności z działaniami reformatorskimi.

Wśród nich największym zagrożeniem jest wspomniany Ihor Kołomojski, który uchodził za patrona Zełenskiego, i którego media wspierały jego kampanię. Mimo że adwokat oligarchy, Andrij Bohdan, został szefem Biura Prezydenta, to drogi Zełenskiego i oligarchy zaczęły się rozchodzić. Kołomojski dąży do odzyskania Prywatbanku – największej instytucji finansowej w kraju, znacjonalizowanej w 2016 r. – lub przynajmniej otrzymania 2 mld dolarów odszkodowania. Zełenski formalnie się sprzeciwia, ale zarazem nie chce iść na wojnę z potężnym oligarchą. Sprawa banku będzie w najbliższych miesiącach testem intencji prezydenta, a zarazem zdecyduje o jego relacjach z Kołomojskim.

Dyrygent i orkiestra

Zełenski wszedł do polityki bez kompetentnego zaplecza i musiał opierać się na ludziach, których spotkał na różnych etapach swojej kariery sceniczno-biznesowej. Rzadko mają oni jednak odpowiednie kwalifikacje. Dla przykładu, Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy rządzi Iwan Bakanow, były szef firmy kabaretowej Zełenskiego, a głównym doradcą prezydenta ds. Donbasu jest Andrij Jermak, do niedawna producent filmowy. Choć dotąd udało się uniknąć poważniejszych błędów, problem jakości kadr pozostaje. Zagrożeniem może być też wspomniany Andrij Bohdan, wpływowy szef administracji Zełenskiego o zapędach dyktatorskich, który de facto ma pozycję drugiej osoby w państwie. Czasami może powstawać wrażenie, że nie tyle dyrygent Zełenski kieruje swoim otoczeniem, co orkiestra dyrygentem.

Prezydent, który przecież nie miał wcześniej polityczno-administracyjnego doświadczenia, szybko się jednak uczy. Widać też, że posmakował władzy i realizuje autorski pomysł na swoją prezydenturę. Jego znakiem rozpoznawczym jest regularna komunikacja ze społeczeństwem za pomocą sieci społecznościowych i wideobloga.

Wydaje się, że w swojej proreformatorskiej retoryce Zełenski jest szczery – i rzeczywiście chciałby dokonać głębokich zmian w państwie. Ale zarazem jest zapatrzony w sondaże, bo chce się podobać wyborcom. Tylko czy da się to pogodzić? I czy na dłuższą metę nie oznacza to zablokowania reform? Tym bardziej że pokazał już, iż jest w stanie wycofać się z decyzji niepopularnych, choć potrzebnych. Na razie jego słupki poparcia utrzymują się na wysokim poziomie: 62 proc. wyraża zadowolenie z działalności prezydenta, 25 proc. jest zdania przeciwnego.

Co dalej? Coraz bardziej złożony obraz ukraińskiej polityki sprawia, że prognozowanie stało się teraz trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. A to oznacza, że na ostateczną odpowiedź na pytanie, jaka to będzie prezydentura, jest zdecydowanie zbyt wcześnie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2020