Szkolna pułapka

ANNA MATEJA: - Niezależnie od projektu "maturalnej amnestii" ministra Giertycha: czy kierując się pierwszymi wynikami można powiedzieć, że tylko 21 proc. maturzystów nie zdało?

17.07.2006

Czyta się kilka minut

JAN JERSCHINA: - Można, bo przez maturę, jak przez każdy egzamin, ktoś zawsze nie przejdzie - przede wszystkim ci najsłabsi, którzy nie radzą sobie z wymogami. Gdyby ich było 5-10 proc., nie byłoby najgorzej. My mamy znacząco więcej, ale maturę zdawała przecież nie tylko młodzież z liceów ogólnokształcących, także absolwenci techników i liceów profilowanych (szkół średnich z zawodowym kierunkiem nauczania). Są szkoły, w których nawet 30-35 proc. przystępujących do matury nie otrzymało świadectwa!

Jeśli chcemy lepszych wyników, zlikwidujmy szkoły, które, o czym przekonaliśmy się już rok temu, do matury przygotować nie potrafią. Uczniowie, którzy zamierzają zdobyć świadectwo dojrzałości, muszą uczyć się na takim poziomie, jaki obowiązuje w liceum ogólnokształcącym.

- Ale jak przesunąć ucznia zawodówki do LO?

- Po trzech latach w szkole zawodowej większość szans na lepsze wyedukowanie ucznia jest już stracona, ale gdyby zainteresować się nim od razu po gimnazjum? Organizując system edukacji w taki sposób jak obecnie, wpychamy do pułapki edukacyjnej większość młodych ludzi. Dlaczego nie bolą nas takie straty? Grzebiemy talenty, inteligencję, możliwości lepszego startu w dorosłość i sprawniejszego radzenia sobie w życiu tysięcy młodych ludzi. Nie umieścimy ich wszystkich w bardzo dobrych szkołach, gdzie pracują świetnie przygotowani nauczyciele. Nie można jednak wprowadzać w błąd młodzieży i rodziców. A my przedstawiamy młodym po zakończeniu gimnazjum parę możliwości zdobycia wykształcenia, które jednak, jak się okazuje przy egzaminie dojrzałości, nie pozwalają zdać matury.

Gdyby wprowadzić jedną ścieżkę edukacyjną, na której finiszu zdawałoby się maturę, nie tracilibyśmy czasu ani chęci do nauki tych wszystkich młodych ludzi, którzy ucząc się w szkołach średnich niebędących liceami ogólnokształcącymi ograniczają sobie możliwość otrzymania świadectwa dojrzałości. Jednym z priorytetów rozpoczętej w 1999 r. reformy edukacji była likwidacja nierówności i stworzenie jeśli nie równych, to chociaż zbliżonych szans pomyślnego startu edukacyjnego. Wyniki tegorocznej matury pokazały, jak dalecy jesteśmy od realizacji tego zamierzenia. System nie tylko niewiele robi, by nierówności zlikwidować, ale tworzy kolejne.

Niewiele się czyni dla wyrównania szans młodzieży ze środowisk chłopskich i robotniczych, wiejskich i małomiasteczkowych - z szansami młodzieży inteligenckiej i z wielkich miast. Brakuje przedszkoli, bardzo zróżnicowany jest poziom nauczania w szkołach podstawowych i w gimnazjach, szwankuje system kontroli i doradztwa metodycznego dla nauczycieli, brakuje środków na intensywne dokształcanie nauczycieli pod względem merytorycznym i w zakresie metodyki nauczania, za słabe są związki systemu dokształcania nauczycieli z uniwersytetami. Jak widać, problem słabych wyników maturzystów ma korzenie w słabościach całego systemu oświatowego, a nie w sposobie egzaminowania.

- Wprowadziliśmy inne struktury nauczania, ale nauczanie jest chyba ciągle takie samo. Od kilku lat poloniści mówią o potrzebie stworzenia nowych podstaw programowych, bo ta sprzed reformy zmusza do przerabiania materiału opracowanego na cztery lata w ciągu trzech. Programy wielu przedmiotów nadal są przeładowane erudycją. Co się stało z naszą reformą?

- Ależ to jest tylko gadanie o reformie! Mam wrażenie, że - jak w "Lamparcie" Lampedusy - zmieniliśmy wszystko, by nie zmieniło się nic... Przyjrzyjmy się, jak wygląda dziś nauka języków obcych. Uczniom z liceów prowincjonalnych czy z mało przedsiębiorczą dyrekcją nadal musi wystarczyć te kilka godzin języka, jakie przewiduje dla nich system nauczania. A uczniowie zamożni, z możliwościami, jakie im stwarzają przede wszystkim rodzice, korzystają z dobrych kursów, lekcji prywatnych czy zagranicznych obozów językowych.

Już w ubiegłym roku wyniki matury w liceach profilowanych nie były imponujące. Nie oczekuję, by system nauczania zmieniono w taki sposób, że pozytywne efekty da się odczuć już po roku - to jest po prostu niemożliwe. Ale czy w ogóle ktokolwiek zaczął coś robić, by to zmienić? Obawiam się, że nie, więc niewykluczone, że rok w rok będziemy biadać nad kiepskimi wynikami matur w tych szkołach. Zawodówki i większość techników miały już przecież nie istnieć, ale Krystyna Łybacka, minister edukacji za rządów SLD, utrzymała je, licząc chyba na sympatię nauczycieli uczących w tych szkołach i zagrożonych utratą pracy w przypadku ich likwidacji.

- Po ogłoszeniu wyników matur pojawiły się głosy o "wstydzie uczniów" i komentarze uczelnianych egzaminatorów narzekających na obniżający się poziom intelektualny kandydatów na studentów. Przecież na to, w jaki sposób przebiega nauka, wpływ mają także politycy i decydenci oświatowi...

- ...ale o ich zaniedbaniach i odwlekanych decyzjach mówi się jakby ciszej. Kilka lat temu wprowadzono możliwość wyboru podręczników. Dziś już się mówi o tym, by ograniczyć ofertę, a decydującym kryterium wyboru ma być niska cena. Wprowadzenie nowej matury odkładano bodaj dwa razy, nie od razu wprowadzono ją we wszystkich typach szkół, bo czas konieczny na przygotowanie do zdawania nowej matury ciągle był niewystarczający. Nie za dużo eksperymentów?

Możemy ponarzekać na rutynę nauczycieli, którzy nie chcą przygotowywać systematycznie do nowej matury od pierwszej klasy liceum, ale z drugiej strony trzeba uczciwie przypomnieć, że to, co oferuje się nauczycielom w ramach dokształcania, jest niewystarczające, że całkiem niedawno wydłużono do 10-14 lat czas pracy, po jakim nauczyciel może się ubiegać o tytuł nauczyciela dyplomowanego, że nauczycielskie zarobki są nędzne i na tyle mało atrakcyjne, że nie przyciągają do szkolnictwa najzdolniejszych. Bo absolwentów z uprawnieniami pedagogicznymi nam przecież nie brakuje. Mają strajkować, jak lekarze i pielęgniarki czy górnicy, by poważnie potraktowano problemy oświaty?

- Czy w Polsce nie ma już innych sposobów, by zaczęto rozmowę na ważny temat?

- Na pewno są, tyle że większość naszych polityków unika trudnych tematów i reaguje dopiero wtedy, gdy czuje nóż na gardle. Ludzie są zdesperowani, bo ich problemy są latami ignorowane. W przypadku nauczycieli nie bardzo też wiem, kto miałby te rozmowy w ich imieniu prowadzić. Bo chyba nie związki zawodowe, które bardziej myślą o interesach aparatu związkowego niż o efektywności ciągle reformowanego systemu edukacji.

Jeśli już wytykam błędy politykom, dawnym i obecnym, muszę wspomnieć, że polska oświata ciągle czeka na zasadniczą reformę, bez której szkoła nigdy nie będzie dobrze wychowywała i uczyła nowoczesnego człowieka i obywatela. W procesie wychowania i kształcenia potrzebny jest udział trzech podmiotów: nauczycieli, uczniów i rodziców. Tymczasem w większości szkół nauczyciele i administratorzy są władcami absolutnymi. Rodzice są nie tyle ich partnerami, ile raczej usiłują coś wybłagać, wytargować lub wyszarpać dla swoich dzieci. Czy ktokolwiek zastanawiał się, dlaczego w naszych szkołach nie ma pokoi na spotkania z rodzicami? Dlaczego przyjmuje się ich na korytarzach, "przysiada się" z nimi w pokojach nauczycielskich albo w ławce szkolnej? Bo system w ogóle nie przewiduje dla rodziców miejsca w przestrzeni szkoły, nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim społecznej.

Oczywiście, współpraca rodziców w wychowywaniu i kształceniu młodzieży wymagałaby od ojców i matek większej aktywności i wiedzy, czyli dokształcania, ale czemu nie wziąć tego pod uwagę? W anglosaskim systemie edukacyjnym dla rodziców organizuje się zajęcia, podczas których poznają zarówno prawa i obowiązki wobec szkoły, jak i psychologię dzieci. W Polsce tą drogą można by próbować choćby ograniczać przemoc rodziców wobec dzieci, przekonywać ich, jakie spustoszenia wywołuje ona w osobowości młodych.

- Dlaczego nauczyciele, rodzice i uczniowie nie mogą usiąść razem i zastanowić się, jak zmienić polską szkołę? Demokratyzujemy ją już 17 lat!

- Do takiej zmiany nie jest mentalnie przygotowana większość nauczycieli ani administracja oświatowa i związki zawodowe. Przecież to klasyczny spór o władzę i wpływy: dlaczego administracja i nauczyciele mają się dobrowolnie zgodzić na podział władzy? Taka zmiana musiałaby przyjść z zewnątrz i trzeba by ją było dość długo wdrażać.

Kiedy przed laty pracowałem dla pani Anny Radziwiłł, wiceminister edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, powtarzałem, że w ustawie o oświacie trzeba zapisać obowiązek zakładania samorządów szkolnych, obejmujących rodziców, nauczycieli i uczniów. Dzięki temu szkoła mogłaby stać się bardziej obywatelska, przygotowywać i uczniów, i rodziców do współdecydowania o szkole. Zapis w ustawie powstał, ale zmieniono go tak, że obecnie szkoły mogą powoływać tego rodzaju samorządy, ale nie muszą. I w większości z nich ustawy się nie wykorzystuje. Co gorsza, powstają projekty przekształcenia nauczyciela w policjanta. Szkoda komentować, jak to się ma do wizji demokratycznej szkoły przyszłych obywateli.

Dr hab. JAN JERSCHINA (ur. 1939) jest socjologiem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i pracownikiem Instytutu Spraw Publicznych w Krakowie. Zajmuje się metodami badań społecznych i marketingowych oraz działalnością ekspercką (m.in. w zakresie doradztwa władzom oświatowym).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2006