Szkodliwe geny

Tysiące lekarzy, ekonomistów i inżynierów pochodzenia afrykańskiego pracuje w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Znają języki, wielu skończyło najlepsze światowe uczelnie. Gdy ich zapytać, dlaczego nie wracają do swoich krajów, odpowiadają: U nas nie da się nic zrobić.

17.07.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

To znajomy refren, znamy go też z naszych doświadczeń. Dlaczego tak się dzieje? Ekonomiści znajdą wiele powodów, ale najczęściej powtarza się jedna odpowiedź: “Mój kraj wpadł w złe ręce".

Od czasów Platona ludzie zastanawiali się, co robić, aby kraje nie wpadały w złe ręce. Stare europejskie narody uzbierały na ten temat sporą literaturę. Czy im to pomogło? Ostatnio tak, ale dopiero ostatnio. I to jeszcze nie wszystkim.

Można przypuszczać, że po praojcach z epoki jaskiniowej odziedziczyliśmy kilka genów, które teraz nam szkodzą. Pierwszy gen każe nam wierzyć w istnienie dobrego władcy, prawie każdy naród na ten mit chorował. Drugi jest genem dyskryminacji, powoduje instynktowny lęk i niechęć do obcego, do tego zza granicy, zza rzeki, zza gór. Rezultatem są walki religijne i plemienne. Wreszcie trzeci gen, który dawniej grał może pozytywną rolę, każe nam łączyć się w rozszerzone rodziny, grupy, partie zaczepno-odporne i zawęzić naszą lojalność do niewielkiego klanu. Tworzą się partie-mafie, przywłaszczające sobie życie ekonomiczne opanowanych przez siebie krajów i doprowadzające je do ruiny.

Na kontynencie afrykańskim istnieją już jednak państwa rządzone przez ludzi myślących kategoriami interesów kraju, a nawet całego kontynentu. Pomijając kilka zapalnych miejsc, Afrykańczycy zaczynają poznawać swoje prawa. Istnienie wolnej prasy powoli staje się regułą. Rośnie opór obywateli przeciwko kleptomanii ojców narodu, rządzący są głośno obwiniani o niszczenie ekonomii i utrzymywanie ludności w zacofaniu. Bardzo trudno już zostać prezydentem “na całe życie", a prezydentowe muszą zważać na pozory. Nie tylko w Europie, ale i w Afryce rozpoczęła się walka o uczciwe rządy.

Przykładem, gdzie skutecznie walczy się z trzema zagrażającymi nam genami, jest Afryka Południowa. Przykładem, gdzie ta walka przynajmniej na pewien czas została przegrana, jest Zimbabwe.

Zacznijmy właśnie od drugiego kraju. W czasach względnego dobrobytu frekwencja wyborcza alarmująco spadła i zaczęła zanikać niezależna prasa. Partia opozycyjna straciła na znaczeniu. Jednocześnie rządząca partia-mafia zaczęła odnosić coraz większe sukcesy. Kiedy sytuacja ekonomiczna pogorszyła się, ludność wróciła do urn, ale było już za późno. Partia--mafia na czele z prezydentem opanowała wszystkie ośrodki władzy i uzależniła od siebie ekonomię. Efektem jest ruina ekonomiczna kraju, setki tysięcy uciekinierów, prześladowania polityczne, głód. Właśnie w Zimbabwe nie powinno się to było zdarzyć... Ludność jest tam chyba najlepiej wykształcona w całej Afryce, istniały wolne media i kwitnąca ekonomia. Wystarczyło, aby na chwilę obywatele odwrócili oczy od spraw publicznych, a udał się prawie legalny zamach stanu.

Przykład pozytywny: Południowa Afryka. Sprawy publiczne dyskutuje się nieustannie. Przywódcom nikt nie przypisuje cech boskich. Nelson Mandela był prezydentem przez jedną kadencję, obecnie gra rolę opiekuna moralnego kraju. Prezydent Thabo Mbeki prowadzi kraj z wielką ostrożnością i jest za to powszechnie szanowany, choć, podobnie jak w starych demokracjach, musi się bezustannie tłumaczyć z każdego postępku. Nie zostanie jednak prezydentem na trzecią kadencję, zabrania tego konstytucja.

Kwestie narodowe i plemienne: RPA jest krajem wielonarodowościowym, chyba każdy należy do jakiejś mniejszości. Zdawałoby się: cóż łatwiejszego, jak rozdmuchać plemienne niesnaski. Nikt tego nawet nie próbuje. Przekonanie, że kraj należy do wszystkich, którzy na jego terytorium mieszkają, jest kamieniem węgielnym konstytucji i obyczajowości.

I wreszcie ostatni demon zagrażający każdemu krajowi, obojętne na jakim kontynencie się znajduje: zachłanność partii rządzącej.

Afrykański Kongres Narodowy (ANC) był autentycznie organizacją wyzwoleńczą, a nie partią grupującą chętnych do władzy. To zdumiewające, jak bardzo ta tradycja okazała się trwała. W ANC znalazły się związki zawodowe, Kościoły, organizacje szczerze demokratyczne, a także partia komunistyczna. Już to samo zapewniło różnorakość opinii i poszanowanie często sprzecznych interesów. Prawnicy wypracowali system podziału władzy, wzory przecież istniały na świecie, nie trzeba było wszystkiego wymyślać od początku. Kto uwierzy, że w tym afrykańskim kraju nie ma dyspozycyjnych sędziów? Czy to kwestia angielskiej, czy afrykańskiej tradycji?

Ale do interwencji sądu trzeba wyraźnie określonego przestępstwa. Mylna decyzja przy jakoby najlepszych intencjach, zastanawiające zbieżności interesów, agencje rozwoju, monopolistyczne prawa... Jak na to reagować?

Stworzono system Komisji. Zwykle prezydent powołuje do nich doświadczonych prawników, w których niezależność nikt nie wątpi. Czasami są to ciała wieloosobowe, których celem jest zbadanie jakiejś określonej sprawy, nigdy nie stają się areną walk politycznych. Pierwszą była Komisja Prawdy i Pojednania. Aby obserwować jej prace, przybyły delegacje z wielu krajów, zwłaszcza tych, w których doszło do zmiany systemów władzy. Delegacje odjeżdżały pełne pochwał, lecz w duchu rozczarowane... Dla otrzymania rozgrzeszenia najpierw trzeba było wyznać całą prawdę.

Obecnie powołane Komisje zajmują się sprawami ekonomicznymi. Chcą wiedzieć, dlaczego podejmowano decyzje niekorzystne dla kraju. Pracowicie przekopują się przez stosy dokumentów, przesłuchują świadków. Wysocy urzędnicy z niechęcią składają zeznania, udowadniają, że się ich niesłusznie podejrzewa.

Ludność Afryki uczy się kontrolować rządzących, broni swoich praw. Już wiedzą, że nie ma innej drogi.

WOJCIECH ALBIŃSKI (ur. 1935) jest z wykształcenia geodetą. Na początku lat 60. wyjechał na stałe z Polski: najpierw do Francji i Szwajcarii, potem Botswany, by osiąść w Republice Południowej Afryki; mieszka na stałe w Johannesburgu.

Zadebiutował tomem opowiadań “Kalahari", w 2004 r. nominowanym do Nagrody Nike i uhonorowanym Nagrodą im. Józefa Mackiewicza. Pod koniec 2004 r. ukazał się drugi zbiór - “Królestwo potrzebuje kata" (obie książki wydała oficyna “Twój Styl"). W “TP" nr 4/05 opublikowaliśmy wywiad Anny Matei z pisarzem, “ ".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2005