Swarliwa współobecność

Pisząc swój tekst, traktowałem sprawę jako zaciszny poligon do dyskusji o napięciach tkwiących u podstaw nowoczesnej Europy. Pierwszą moją intencją było uczulenie czytelników na fakt, że mamy do czynienia z przejawem starego konfliktu, którego jedna ze stron próbuje wdrapać się na fotel arbitra. Interesowało mnie wskazanie na sam rozdźwięk, który odbieram jako dobrodziejstwo, a nie chorobę - bo to on właśnie czyni Europę miejscem fascynującym.

13.02.2006

Czyta się kilka minut

---ramka 408162|strona|1---Myliłem się jednak, sądząc, że rzecz cała pozostanie zawieszona centymetr nad ziemią: rozpad koalicji rządowej na Słowacji pokazuje, iż spór idzie o kwestie kapitalnej wagi. Przypomnijmy: jedna z głównych partii (chadecka KDH) zerwała koalicję, nie godząc się z opóźnianiem przez rząd ratyfikacji konkordatu ze Stolicą Apostolską. Premier Mikulaš Dzurinda z kolei zarzucił KDH, że jej ministrowie negocjowali szczegółowe zapisy traktatu za jego plecami i bez odpowiednich pełnomocnictw, a dokument w obecnej postaci grozi chaosem prawnym na przekór równości obywateli. Roztropniej będzie wątpić, czy był to jedyny powód koalicyjnej waśni, ale odłóżmy słowackie perypetie na bok. Dzięki mojej Szanownej Polemistce rozmowa o sumieniu i prawach człowieka poszła bowiem o krok dalej.

Diabeł wystawia rogi

Pani Joanna Mizgała, tak jak pojmuję jej słowa swym nieeksperckim rozumem, twierdzi, że raport unijnych prawników to część procesu łączenia rozmaitych cząstkowych systemów wartości we wspólny korpus norm prawnych, który jest neutralny aksjologicznie. Taką neutralność ma mu zapewnić "przepuszczenie przez filtr racjonalności", czyli podporządkowanie norm systemowi praw człowieka (ujętych w stosowne traktaty i konwencje), które same są neutralne. A to dlatego, że stanowią aksjomatyczny, oczywisty dla wszystkich zbiór przekonań definiujący samo pojęcie europejskości. Co więcej: są kompatybilne z każdą wiarą i niewiarą, jaka występuje wśród ludów kontynentu i nie służą żadnemu "systemowi norm zewnętrznych".

Dwie rzeczy w tym rozumowaniu budzą moją niezgodę. Po pierwsze, diabeł wystawia swoje rogi ze szczegółów. Owszem: prawa człowieka to pojęcie budzące najlepsze skojarzenia, jeszcze w moim pokoleniu znalazłaby się garstka ludzi, którzy swego czasu nadstawiali za nie karku. Mam jednak poważne wątpliwości, czy działający w Brukseli praktycy kodyfikacji praw człowieka nie rozciągają ich poza granice społecznego konsensu. Pisze pani Mizgała, że rdzeniem systemu "są prawa człowieka, przede wszystkim zasada niedyskryminacji". Zgoda. Ale w raporcie Sieci dochodzi do jaskrawego nadużycia słowa "dyskryminacja"; mam na myśli część stanowiącą, że zakaz dyskryminacji dotyczy także np. przyzakonnego przedszkola, które nie chce zatrudnić lesbijki w roli przedszkolanki, albo parafii chcącej zwolnić organistę jawnie manifestującego homoseksualizm. Doprawdy, Martin Luther King obraca się w grobie. Jeśli gej idzie szukać pracy w instytucji, o której powszechnie wiadomo, że niechętnie toleruje czy wręcz potępia homoseksualizm, to nie walczy o nietykalne prawa obywatelskie, lecz urąga zdrowemu rozsądkowi.

Żaden system prawny, po nie wiem jak długiej "akomodacji", nie uchroni nas przed obcowaniem z ludźmi niechętnymi naszemu stylowi życia - przed takimi przykrościami musimy chronić się sami. Dyskryminacja jest czymś zbyt poważnym w Europie pełnej ludzi naprawdę wykluczonych, by dowolnie rozdymać jej definicję (jaki procent miejsc pracy oferują placówki kościelne na rynku europejskim?).

Zarzucam też raportowi Sieci i komentarzowi pani Joanny Mizgały uniki przy okazji - skądinąd ogólnie słusznej - zasady równoważenia praw różnych podmiotów. W dokumencie mowa nie tylko o tym, że klauzula sumienia nie zwalnia ginekologa z informowania kobiety, iż są inni lekarze gotowi usunąć ciążę. Czytamy w nim - na co kładłem nacisk w poprzednim tekście - że państwo, chcąc uniknąć naruszenia praw człowieka, musi kobiecie zapewnić "efektywny dostęp" do takowych lekarzy. Słowacja jest krajem słabo zurbanizowanym, co wpływa na gęstość sieci medycznej. W dodatku jest możliwe, że skoro

70 proc. ankietowanych obywateli to katolicy, niemały procent lekarzy zechce skorzystać z prawa do odmowy aborcji. Tak więc mogłoby dojść do sytuacji, w której dotarcie do najbliższego lekarza niekatolika będzie wymagać podróży do sąsiedniego powiatu. Czy zmieści się to w unijnej definicji "efektywnego dostępu"? Jak się spodziewam - nie, w świetle "obowiązku zapewnienia nieograniczonego przez czynniki zewnętrzne dostępu do informacji i usług", jaki nakłada na państwo jedna z międzynarodowych konwencji.

Tak więc twierdzenie, że raport Sieci chce tylko "zrównoważyć prawa", jest mydleniem oczu, bowiem kompromis, zadany w nim jako praca domowa dla Bratysławy, jest niemożliwy do spełnienia. Dodajmy na marginesie, że wzięta literalnie wspomniana konwencja zabrania, by w życiu ludzkim cokolwiek przychodziło z trudem.

Błogosławiony konflikt

I wreszcie druga uwaga: jedynym porządnym europejskim wspólnym mianownikiem, jaki znajdziemy w historii idei, jest powracające napięcie między chrześcijańskim porządkiem świata a areligijną postawą antropocentryczną. Dziś, rzecz jasna, napięcie to zachodzi między tradycją chrześcijańską a oświeceniową. Prawa człowieka to w szczególności wyraz oświeceniowej filozofii politycznej. Otóż stawiam tezę, iż bez swarliwej współobecności obu nurtów, bez nieustannego korowodu religii z sekularyzmem, zatracimy europejską tożsamość. Obie strony konfliktu oczywiście próbują się nawzajem zlikwidować, bo muszą. Tyle będzie Europy, ile tej walki. Ważne, by nie posuwać się w niej do gwałtu ani - co ostatnio modniejsze - do mistyfikacji. I właśnie to drugie widzę w raporcie Sieci oraz w wywodzie pani Mizgały. Zamazywaniu realnych konturów służy wspomniana już "aksjologiczna neutralność" praw człowieka i zbudowanego na nich prawodawstwa unijnego.

Nie są one neutralne i nie mogą pełnić roli arbitra między różnymi systemami wartości; więcej nawet: czytamy, iż prawo unijne jest gotowe przyjąć w swój obręb ("akomodować") niektóre normy moralne chrześcijaństwa. Cóż by to miało być? Jeden system proponuje drugiemu, by się rozmontował, a ewentualnie ten pierwszy wchłonie niektóre jego elementy. To nie działa w tę ani w przeciwną stronę - także kiedy Kościół głosi uznanie pewnych praw człowieka za zgodne ze swoją nauką, przy odrzuceniu innych, "wynaturzonych".

Co powiedziawszy, nie nawołuję do wojny kulturowej. Wręcz przeciwnie. Zawsze wzbudzała mój podziw europejska zdolność do pokojowej "akomodacji" sprzecznych wartości, do utrzymywania długich okresów bezkrwawego antagonizmu. Także i teraz nie przypuszczam, żeby Słowację czekał rozpad. Zrozumieć, jakim sposobem potrafimy ad hoc układać życie społeczne we w miarę znośną całość ze sprzecznych pierwiastków - to pozostanie złotym runem nauk społecznych i historii kultury. Ale na pewno historia uczy nas, że kryzys tym znośniejszy, im bardziej otwarcie o nim się mówi. Słowackie przesilenie rządowe pokazuje żywotność ducha europejskiego, który nie znosi przyklepywania różnic.

PAWEŁ BRAVO jest dziennikarzem i tłumaczem, pracuje nad projektem dziennika ogólnopolskiego, tworzonego na bazie "Życia Warszawy". Wcześniej m.in. redaktor tygodnika "Forum", pracował także w Fundacji Batorego, a przy Okrągłym Stole był asystentem rzecznika prasowego strony solidarnościowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej