Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wojskowi, którzy wcześniej stanęli po stronie ulicznych protestów i odsunęli od władzy dyktatora Omara al-Baszira, właśnie zwrócili się przeciwko buntownikom.
Obalili Baszira, bo nie gwarantował wojskowym dalszych rządów, które z krótkimi przerwami sprawują od pierwszego dnia niepodległości Sudanu w 1956 r. Taki sam sposób na zachowanie władzy sprawowanej od niepodległości w 1962 r. i zagrożonej wiosną przez rewoltę władzy wymyślili wojskowi z Algierii – odsunęli od władzy zniedołężniałego prezydenta, wtrącili do więzienia kilku jego zauszników. Ale rewolucjoniści w Chartumie i Algierze nie zamierzają się zadowolić zmianą dekoracji. Wołają: „Wynocha wszyscy!”.
W Sudanie przeciwko opozycji ruszyli dawni dżandżawidzi, cieszące się najgorszą sławą arabskie pospolite ruszenie, które na początku wieku brutalnie stłumiło antyrządowe powstanie w Darfurze (ponad ćwierć miliona zabitych). W ostatnich dniach w pogromach w Chartumie zginęło ponad sto osób, ponad pół tysiąca zostało rannych. Żołnierze urządzają w mieście łapanki przywódców opozycji. Wydarzenia okrzyknięto „sudańskim Tiananmenem”. Doszło do niego w 30. rocznicę masakry studentów, którzy w Pekinie zbuntowali się przeciwko komunistycznej dyktaturze i – tak jak dziś Sudańczycy – upomnieli się o wolność. Sudańska opozycja (podobnie jak algierska) rozpoczęła teraz kampanię nieposłuszeństwa obywatelskiego i odgraża się, że jak pokonała Baszira, tak zmusi do odwrotu też jego generałów.
Ale czasy sprzyjają kontrrewolucjonistom w mundurach i ich sprzymierzeńcom – prezydentowi Egiptu (w 2013 r. wskutek puczu zakończył Arabską Wiosnę w Kairze), koronnym książętom z Rijadu i Abu Zabi. Oni nienawidzą i rewolucji, i demokracji. A w dodatku prezydent USA ma ich za najlepszych przyjaciół i przewodników po Bliskim Wschodzie. ©℗