Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dla historii NRD (oraz historii Europy Środkowej i Wschodniej, bo granica niemiecko-niemiecka była też granicą Wschód-Zachód) dokumenty te mają przełomowe znaczenie. Za "śmierć na murze" niemieckie sądy skazały wprawdzie po 1990 r. kilkadziesiąt osób - żołnierzy, którzy strzelali, oraz kilku NRD-owskich polityków i generałów z najwyższych władz, za sprawstwo kierownicze - ale podczas tych procesów nigdy nie udało się dowieść, że "rozkaz zabijania" istniał w takiej jednoznaczności, jak to dziś widać. Kierownictwo partyjno-państwowe NRD było na tyle ostrożne, że "licencję na zabijanie" formułowano w sposób zawoalowany (np. w ustawie o granicy). Nie ze wstydu ani też nie dlatego, że obawiano się utracić kiedyś władzę; była to tylko kalkulacja, by nie psuć stosunków z Zachodem.
Odkrycie z Magdeburga ożywiło w Niemczech spór o to, jak głębokie są jeszcze rany zadane przez mur, na którym zginęły setki ludzi (jeśli nie więcej). Okazuje się, że choć minęło 18 lat od jego zburzenia, pamięć o nim nadal rani. Dokumenty te są również dowodem, że akta bezpieki powinny pozostać otwarte. Zresztą, do zawiadującego nimi Urzędu Gaucka/Birthler wciąż wpływają wnioski od obywateli o udostępnienie akt, codziennie ok. 250 nowych. Rozkaz nakazujący zabijanie - to także przestroga dla wcale licznych dziś "nostalgików" ze Wschodu czy Zachodu Europy, próbujących upiększać komunistyczne, zbrodnicze dyktatury.