Sto lat

Równo 39 lat temu o 7 rano przyszłam na ten piękny świat.

23.03.2020

Czyta się kilka minut

Podobno wiosna była wówczas w pełni i mój tata stojąc pod oknami porodówki przychodził w samym swetrze na widzenia, podczas których usiłowali z mamą coś sobie przekazać krzycząc głośno, a kwiaty na szpitalnych rabatkach kwitły jak nienormalne. Dziewięć miesięcy później wprowadzono stan wojenny, który moi rodzice przetrwali jak wszyscy inni, radząc sobie raz lepiej, raz gorzej, a pod jego koniec radząc sobie na tyle dobrze, że w 1984 r. urodził mi się brat.

39 lat później wiosna przeciętna, teraz na przykład trochę siąpi, ale też najdziwniejsza ze wszystkich, jakie przyszło mi przeżyć. Nie wiem, czy to już PESEL, czy liczba ostatnich stresów, ale ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu zobaczyłam kilka dni temu pierwsze siwe włosy na swojej głowie. Traktuję je jako wielkie wydarzenie, genetycznie bowiem tak jestem zaprogramowana po rodzicach i babciach z obu stron, że siwienie przychodziło do naszych zawsze późno, tak że pytania o to, czy się wszyscy farbujemy, były naturalne. Nie – po prostu długo nie siwiejemy.

Najpierw w próżnym odruchu paniki pomyślałam, że natychmiast wyrwę tę siwą zarazę razem z cebulkami, by w ten łatwy, a bezbolesny sposób odsunąć od siebie widmo starości, gnicia i upadku. Chwilę później jednak przyjrzałam się jej raz jeszcze i pomyślałam: „Ale właściwie po co mam pozbawiać się wspaniałych odznak, świadczących o tym, że swoje już przeżyłam i że coś tam już w życiorysie mam do zapisania? Niech są i błyszczą jak białe nitki w słońcu marcowym!”.

Starość dziś – wiosną 2020 r. – zaczęła mieć zupełnie nowe znaczenia, myślę, że od dawna ludzie młodsi nie poświęcali czasu na rozmyślania o tych, którzy są i bliscy, i starsi.

Ja zaś postanowiłam – chyba głównie dla siebie samej – zacząć robić starzeniu się lepszy PR, tak by przestać się przed nim wzbraniać i udawać, że mnie nie dotyczy, a wartością jest tylko to, co świeże jak skóra na policzkach moich dzieci.

Zwłaszcza że są naukowe dowody na to, iż to, co w nas jednak najważniejsze – czyli nasza osobowość – wbrew temu, co myślano jeszcze niedawno, zmienia się przez całe życie. Uwaga zatem: nie jest tak, że gdy osiągamy dojrzałość, zostajemy zabetonowani w czymś raz na zawsze. Badania naukowców z uniwersytetu w Edynburgu dowodzą, że bynajmniej nie jesteśmy jedną i tą samą osobą przez całe życie. I chwała naturze za to! Mamy pole manewru.

Zwykliśmy myśleć o starzeniu się jako o równi pochyłej, o procesie, który powoduje, że zanika wszelka pożądana jędrność, ustępując miejsca znienawidzonej obwisłości. Pomyślcie jednak, proszę, jakie to wspaniałe, kiedy idzie o rozwój naszej osobowości, że starzenie się może przynieść nam zmiany na dobre.

Otóż bowiem – jak czytam w tekście Zarii Gorvett na stronach BBC poświęconych przyszłości świata – trzy cechy osobowości znane jako Ciemna Triada: makiawelizm, narcyzm i psychopatia, wraz z wiekiem mają tendencję do wyraźnego słabnięcia. Stajemy się po prostu lepszymi ludźmi, przekraczając kolejne bariery wieku, zwłaszcza gdy startujemy z poziomu zimnych drani (figura skruszonego gangstera pasowałaby tu jak ulał). Jest szansa również na to, że wraz z coraz bardziej opadającą powieką opadnie nam (jeśli takową przejawiamy) skłonność do zachowań ryzykownych i antyspołecznych, w tym ochota do popełniania przestępstw i nadużywania np. narkotyków.

Ale jest jeszcze lepiej. Mamy na starość stawać się bardziej altruistyczni, lepiej dopasowani społecznie i co może najważniejsze: znacznie lepiej niż w wieku lat 30 panujący nad swoimi emocjami. Psychologowie nazywają ten proces dojrzewaniem osobowości i jego koniec upatrują już nie po trzydziestce, ale w ostatnich dniach, które spędzimy na tym padole. Krótko mówiąc – nawet jeśli jak ja macie już 39 wiosen na karku, nawet jeśli właśnie pękło wam znacznie więcej – możecie spokojnie założyć, że proces szlifowania waszej osobowości bynajmniej nie jest już ukończony i że zawsze można spróbować coś w sobie zmienić tak, by nam wyszło na zdrowie.

Ważne jest też to, że stabilne psychicznie osoby doskonale wpływają na swoje otoczenie, więc jest po co się starać.

Świętując dziś w dobrowolnej kwarantannie ukończenie 39. roku życia, z tortem zrobionym naprędce z tego, co było pod ręką, z bukietem rachitycznych kwiatuszków zebranych przez dzieci w lesie, myślę o starzeniu i starości ze spokojem. Biorąc pod uwagę sytuację w której się znajdujemy, można wręcz rzec, że marzę o tym, by świat zapewnił mi możliwość zestarzenia się. Obiecuję – będę pracować nad sobą wytrwale, skoro mam taką możliwość. Obecnie ćwiczę się w świętej cierpliwości i walce z panikarstwem. I jest to wielka próba. Z okazji urodzin życzę sobie, bym ją przeszła pomyślnie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2020