"Naucz nas liczyć dni nasze"

Nikt nie umiera przed czasem ani nikt nie żyje za długo. Często słyszymy: Ten to niepotrzebnie się męczy. A to troszkę tak jak z motylem, który wylatuje z poczwarki. Gdybyśmy tę poczwarkę zniszczyli wcześniej, zabilibyśmy również motyla.
 /
/

ELA PRZYBYŁ: - W starożytności starość była kojarzona z mądrością, natomiast czasy współczesne wydają się gloryfikować młodość.

ANNA ŚWIDERKÓWNA: - Im głębiej cofniemy się w historii, tym wyraźniej widać, że starość jest wiekiem zasługującym na prawdziwe poważanie. W cywilizacjach starożytnych rada starszych decydowała o rzeczach najważniejszych. Tak było w Grecji i w Rzymie. Ostatecznie przywykliśmy do łacińskiego słowa “senat" określającego taką właśnie radę. Przez długie wieki utrzymywało się przekonanie, że dopiero starszy wiek (jaki - to bardzo trudno ustalić) daje człowiekowi doświadczenie i coś, co można chyba nazwać mądrością.

  • Błogosławieństwo czy dopust

W Biblii starość zawsze była uważana za wyraz Bożego błogosławieństwa. Niemałą rolę odgrywał tu także fakt, że dosyć długo, bo właściwie aż do II wieku przed Chrystusem, los człowieka po śmierci wydawał się raczej dosyć nieokreślony, i w związku z tym za błogosławieństwo Boże przede wszystkim uważano długie życie. W tym kontekście warto zajrzeć do piątego rozdziału Księgi Rodzaju. Znajdziemy tam wyliczonych kolejno patriarchów sprzed potopu, od Adama do Noego. Wszyscy żyją nieprawdopodobnie długo, niewiele mniej niż tysiąc lat (z wyjątkiem Henocha porwanego przez Boga, gdy miał zaledwie lat 365). Dodać tu można, że autorzy biblijni i tak są bardzo skromni, gdyż według listy królów sumeryjskich sprzed potopu żyli oni aż po kilkadziesiąt tysięcy lat. Natomiast późniejsi biblijni patriarchowie mieli żyć już znacznie krócej. Z tych bardziej dla nas uchwytnych historycznie Abraham miał żyć 175 lat, jego syn Izaak 180 lat, ale już Jakub tylko 147, a Mojżesz 120. Jak to wytłumaczyć? Wydaje mi się, że w tradycji biblijnej był to po prostu jedyny sposób podkreślenia, iż mężom tym towarzyszyło wielkie błogosławieństwo Boga. Z czasem ludzie stają się coraz gorsi i dlatego żyją coraz krócej. Nam oczywiście takie wyjaśnienie nie wystarcza...

- Dzisiaj starość postrzegana jest zupełnie inaczej, nie tylko przez młodych. Często spotykałam się z tym, że starzy ludzie traktują swój wiek jak dopust Boży. Czy starość musi być smutna?

- Zwykle wynika to z poczucia własnej nieprzydatności. Do pewnego momentu wcale się nad tym nie zastanawiałam, ale jakiś czas temu zaczęłam myśleć o starości i zdałam sobie sprawę, że dla mnie to jest szczególne błogosławieństwo Boże - właśnie błogosławieństwo starości. Bardzo ważne jest, żeby to ludziom powiedzieć. Być może ktoś uzna, że łatwo mi tak mówić, bo jestem w dobrej sytuacji materialnej i ciągle jeszcze jestem potrzebna. Rzeczywiście, póki co, jest mi łatwo. Tak długo, jak się to Panu Bogu będzie podobało. To jest Jego rzecz, nie moja.

Starość wcale nie musi być smutna. Oczywiście, niesie ze sobą pewne utrudnienia. Problemem może się stać nawet wchodzenie po schodach, dłuższy spacer, wolniej się pracuje i łatwiej męczy. Stajemy się słabsi fizycznie i umysłowo i z tą słabością musimy się pogodzić. Zresztą każdy z nas, obojętnie, czy ma lat siedemdziesiąt jak ja czy trzydzieści jak ty, musi godzić się ze zmianami fizycznymi, musi zacząć robić niektóre rzeczy inaczej... Oczywiście, że to jest strata. Ale czy to jest smutne? Dla mnie nie. Starość to proces, w którym się wiele traci, ale też wiele zyskuje.

- Jednak kiedy mowa o starości, o starzeniu, najczęściej podkreśla się, jak wiele rzeczy się traci. Cóż więc się zyskuje?

- Pamiętam, jak kiedyś moja matka, bliska mojego obecnego wieku, powiedziała, że nie chciałaby być młodsza. Dlaczego? Bo nie chciałaby przeżywać drugi raz pewnych rzeczy i nie chciałaby stracić tego, co ma. Teraz ją rozumiem. Dawniej, jeszcze jakieś trzydzieści lat temu, nie byłabym w stanie napisać tylu książek, wygłaszać tylu odczytów. Podobno w Chinach największym komplementem, jaki można powiedzieć kobiecie, jest stwierdzenie: “Jaka pani jest stara!".

- Raczej nie będę próbowała prawić nikomu takich komplementów...

- Lepiej tego nie rób. U nas takie zdanie, nawet wypowiedziane z zachwytem, brzmi zupełnie inaczej. Ale rzeczywiście jest w tym wiele prawdy. Starość to przecież czas zysku, czas zbierania plonów, “zapłaty" za całe życie.

Kiedyś powiedziałam mojemu “nadzwyczajnemu spowiednikowi" - belgijskiemu jezuicie, że oboje się starzejemy. On mi na to odparł: “Tak, ale to też jest wygrana". Z czasem nabywamy mądrości i to jest zysk. Mądrość ta polega między innymi na tym, że wiemy, jak wiele jest warte to, co mamy,

i to, co możemy robić.

  • Być gotowym

- Czym więc jest starość?

- Tu może nam pomóc pewne porównanie, tym razem już nie z Biblii, lecz z notatek rekolekcyjnych Teilharda de Chardin. Pod koniec życia dużo rozmyślał o starzeniu się i starości. Znalazł kapitalną odpowiedź na to pytanie. Doszedł mianowicie do wniosku, że “być starym to być gotowym. A być gotowym...". Tu, niestety, stajemy przed zdaniem bardzo ważnym, którego jednak nie można dobrze przełożyć na język polski. Teilhard de Chardin mówi bowiem, że być gotowym to “tre tendu en avant" - dosłownie: “być spiętym do przodu". Po polsku to zdanie nie ma sensu. Trzeba tu posłużyć się obrazem. Jest to postawa, jaką przyjmuje biegacz czekający na sygnał do startu: jest cały pochylony do przodu, spięty, gotowy, by zerwać się do biegu. To jest starość.

- Jednak większość ludzi kojarzy starość raczej z obrazem dobiegania do mety...

- A to jest jedno i drugie. Po prostu chodzi o gotowość.

- Takie oczekiwanie nie ma nic wspólnego z rezygnacją, z jaką czasem może kojarzyć się starość.

- Oczywiście. To jest obietnica tego, co nadejdzie “wkrótce", jak mówi Apokalipsa. Powinno się o tym mówić głośno, bo nie wszyscy to wiedzą. Ludzie starzy mają często poczucie, że już nic im nie zostało - tylko czekanie na śmierć. To jest tragiczne. A przecież tak wiele zależy od naszego stosunku do starości i starzenia się. Trzeba o tym mówić zarówno tym, którzy się już zestarzeli, jak i tym, którzy dopiero będą się starzeć - nie jest prawdą, że stary człowiek jest niepotrzebny. Człowiek w postawie biegacza nie może się nudzić ani mówić, że nie ma co robić. On nie ma na to czasu! My także mamy mało czasu i powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę.

W jednym z moich ulubionych psalmów autor lamentuje nad szybkością, z jaką przemija życie człowieka: “Porywasz ich [ludzi] i stają się niby sen poranny, jak trawa, która rośnie, rankiem zielona i kwitnąca, wieczorem więdnie i usycha. Wszystkie nasze dni mijają w Twoim gniewie, nasze lata dobiegają końca jak westchnienie. Miarą naszego życia jest lat siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, gdy jesteśmy mocni, a większość z nich to trud i marność, bo szybko mijają, my zaś odlatujemy" (Ps 90, 9-12).

Zwróć jednak uwagę na kolejny werset tego psalmu: “Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca". W tym zdaniu zawiera się coś bardzo ważnego: prośba o to, by zrozumieć, co się z nami dzieje, i by zawsze sięgać ku Bogu, ku Jego mądrości. Wszyscy się starzejemy, ale jeżeli będziemy umieli całkowicie zawierzyć Bogu, zachowamy wieczną młodość. Starość napełni się radością. Taki będzie obraz naszej starości, jeżeli będziemy potrafili spojrzeć na nią z perspektywy Bożej. Będzie początkiem, a nie końcem. Trzeba tylko jednego: zawierzyć całkowicie naszemu Panu i prosić, by nauczył nas patrzeć na naszą starość jak na drogę, na której każdy krok przybliża nas do Niego.

  • Człowiek i śmierć

- Lęk przed starością to często lęk przed śmiercią. Śmierć traktuje się wtedy jak przegraną...

- Najczęściej zapominamy przy tym zupełnie o przestrodze Jezusa, że kto za wszelką cenę chce “zachować życie", ten bardzo łatwo może je “stracić", (Mt 10, 39; 16, 25; Mk 8, 35; Łk 17, 33; J 12, 25). To jest jedyne powiedzenie Jezusa, które występuje w ewangeliach aż pięć razy (oczywiście, w różnych wersjach). Oznacza to, że te słowa są bardzo ważne. Dla mnie jednak najmocniejszy jest tekst z 12. rozdziału Ewangelii św. Jana, gdzie na wieść o tym, że chcą się z Nim widzieć poganie, Jezus mówi o sobie samym: “przyszła godzina, aby uwielbiony był Syn Człowieczy". Dla Jezusa są oni znakiem zbliżającej się śmierci, bo wie, że świat pogański dopiero wtedy na Niego się otworzy. I zaraz potem padają słowa: “Jeśli ziarno pszeniczne wpadnie w ziemię i nie obumrze, samo zginie, ale jeżeli obumrze, obfity owoc przyniesie". W Kościele na ogół słyszymy ten fragment tak, że wydaje się nam, iż odnosi się on do uczniów Jezusa. A On mówi tu przede wszystkim o sobie!

Cała rzecz polega na tym, że jak długo będziemy czepiać się wszystkiego, czym jesteśmy, co mamy, tak długo będziemy marnować swoje życie. Mój Boże, ja sama jestem w wieku dość zaawansowanym, rozumiem więc, że można się bać śmierci. Co więcej, wcale nie jestem pewna, że sama nie będę się jej bała, kiedy się zbliży. Ale teraz, kiedy o tym myślę, przypominają mi się dwie rzeczy. Pierwsza to postawa słynnego starożytnego filozofa Epikura, który walczył o to, by ludzie nie bali się śmierci, i dowodził, że tak długo, jak ja jestem, nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć - mnie już nie ma. Druga to opowiadanie, całkowicie fikcyjne, nie pamiętam ani tytułu, ani autora, gdzie główny bohater zostaje rozstrzelany i tuż przed śmiercią, dokładnie pomiędzy rozkazem “pal" a strzałem, widzi, że śmierci nie ma. Wybucha w nim nagle szalona radość, i chcę się nią podzielić z tymi, którzy go za chwilę zabiją. Istnieje taka hipoteza Ladislausa Borosa, węgiersko-niemieckiego teologa i autora książki “Mysterium mortis", że sam moment śmierci jest momentem, kiedy Bóg daje człowiekowi największą jasność, kiedy człowiek widzi całe swoje życie w świetle Boga.

- Dlaczego więc boimy się śmierci?

- Może wynika to z poczucia, że ciągle nie jesteśmy na nią przygotowani. Poczucia głupiego i bardzo ludzkiego, bo czyż można się dobrze przygotować na spotkanie z Bogiem? Domyślam się, że są ludzie, którzy tego się właśnie boją. Co więcej, często są to ludzie głęboko wierzący.

- Nigdy się Pani śmierci nie bała?

- Kiedyś tak. Był w moim życiu taki okres, nazywam go “okresem onkologicznym". Miałam raka i byłam naświetlana kobaltem. Wtedy bałam się śmierci i był to strach czysto fizyczny. Moja interpretacja tego strachu była taka, że ponieważ miałam niesłychanie zdrowy organizm, każda komórka we mnie krzyczała, że chce żyć. Myślę, że ważna jest różnica pomiędzy śmiercią, która przychodzi po długiej chorobie, kiedy człowiek jest wyczerpany i sam organizm jest gotowy, by umrzeć, a tą, która przychodzi szybko.

- Czy chodzi o to, co potocznie nazywa się śmiercią przedwczesną?

- Nie. Uważam, że nie ma niczego takiego jak śmierć przedwczesna. Bóg zawsze najlepiej wie, kiedy mamy umrzeć. Oczywiście, nie w takim znaczeniu, że wie, o której godzinie... Ale nikt z nas nie umiera przed czasem ani nikt nie żyje za długo. Często można spotkać się z takim zdaniem: “Ten to niepotrzebnie się męczy". Wydaje mi się, że to jest troszkę tak - oczywiście, porównanie jest bardzo niedobre, bardzo krzywe - jak z motylem, który wylatuje z poczwarki. Gdybyśmy tę poczwarkę zniszczyli wcześniej, zabilibyśmy również motyla. Gdybyśmy umieścili ją w takich warunkach, że motyl nie mógłby się z niej wydostać, życie motyla oczywiście też by się skończyło. I wydaje mi się, że każdy z nas, nieważne, czy umiera młodo, w wieku średnim czy późno, umiera we właściwym czasie. Bóg wie, że to jest dla niego najlepszy moment na śmierć, że nawet jeżeli ten człowiek nie jest jeszcze święty, to już nigdy nie będzie bliższy świętości. Widzisz, to jest jedyna decyzja, którą Bóg podejmuje za nas, a więc na pewno podejmuje ją słusznie i w najwłaściwszym momencie. Oczywiście, sama śmierć jest zawsze wielką niewiadomą, czymś nieznanym, wielkim przejściem. Ale podobno najcięższym przeżyciem są narodziny - tylko że my tego nie pamiętamy. Śmierć zaś przeżywamy świadomie.

W XX wieku zaszła wielka zmiana w podejściu do śmierci. Dziś już się o niej nie mówi. Philippe Aričs, autor książki “Człowiek i śmierć", twierdzi, że zaczynamy traktować śmierć jako coś przypadkowego, anormalnego, jako efekt pomyłki lekarskiej. Mało tego, coraz częściej fakt śmierci odsuwany jest w zacisze szpitalnego pokoju, z daleka od rodziny. Często nawet sam umierający nie wie, że umiera, bo się to przed nim ukrywa.

Opowiadano mi kiedyś historię, która przydarzyła się w czasie wojny w dywizji gen. Maczka. Na jakimś odcinku frontu dywizja ta walczyła razem z Kanadyjczykami, a właściwie z oddziałami Indian kanadyjskich, z których większość była katolikami. Przyjaciel znajomej, która mi to opowiadała, lekko ranny trafił do szpitala, gdzie leżał również pewien Indianin. Wszyscy wokół wiedzieli, że umrze. W pewnym momencie zażądał kapelana ze swojego oddziału. Polacy, jak to Polacy, poczuli się nieco obrażeni. Myśleli: “kapelan polski mu nie wystarczy...". Kiedy przyprowadzono kanadyjskiego księdza, chłopak od razu zapytał go: “Czy ja umrę?". A kapelan odpowiedział: “Tak, umrzesz". Wyobraź sobie, jak wtedy zareagowało całe towarzystwo! Ale to jeszcze nie koniec. Chłopak poprosił kapelana, by został przy nim, i kiedy zacznie się agonia, żeby spróbował go obudzić. A zatem ksiądz siedział przy nim, a otaczający ich Polacy milczeli, ale “mieli kapelanowi za złe". W końcu, kiedy rzeczywiście zaczęła się agonia, księdzu udało się obudzić umierającego. Krzyknął do niego: “Uważaj, teraz umierasz!". Chłopak się ocknął i niedługo później skonał. Polacy siedzieli cicho, póki chłopak żył, ale jak tylko zmarł, rzucili się na kapelana z pazurami. A wówczas on powiedział: “Słuchajcie Panowie, śmierć to jest najważniejszy moment w życiu człowieka. Jeżeli Bóg daje komuś łaskę, że może ten moment przeżyć świadomie, to nie wolno go tej łaski pozbawiać". I wszyscy krytycy zamilkli.

  • Strach i fascynacja

- Lęk przed śmiercią często wiąże się z lękiem przed sądem Bożym. Biblia przecież wielokrotnie mówi o bojaźni Bożej, a i sam Bóg na górze Horeb poleca Mojżeszowi: “Zgromadź mi naród, niech usłyszą me słowa, aby się nauczyli mnie bać przez wszystkie dni życia na ziemi i nauczyli tego swoich synów" (Pwt 4, 10). Więc jak tu się nie bać spotkania z takim Bogiem?

- Niestety, we współczesnym języku polskim mamy do wyboru tylko czasowniki “bać się" i “lękać", przy czym ten drugi jest jeszcze dalszy od oryginału hebrajskiego. Rzeczowników mamy więcej, z nich zaś wszystkich najodpowiedniejsza jest tu “bojaźń", chociaż słowo to odczuwamy jako trochę archaiczne i właściwie już nie w pełni je rozumiemy. Jego znaczenie zostało zafałszowane przez długie wieki straszenia karą i surowym sądem Bożym. Wielu kaznodziei uważało, że jedynie w taki sposób można odciągnąć ludzi od grzechu. Podobnie zresztą rodzice do niedawna byli przekonani, że tylko za pomocą bata zdołają należycie wychować dzieci. Dzisiaj nawet psy myśliwskie, policyjne czy wojskowe trenuje się bez użycia tego narzędzia. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy są o słuszności tej metody przekonani ani że wytępiono całkiem okrucieństwo wobec najsłabszych.

- Opowiadanie o Sądzie Ostatecznym i o wymyślnych karach dla grzeszników było uznawane w średniowieczu za jedną z najlepszych metod ewangelizacji...

- Trwało to długo, ale na szczęście w końcu zrozumieliśmy (świeccy i kaznodzieje), że mocniej niż strach przed zapowiadaną karą porusza ludzi ofiarowane im miłosierdzie. Nie znaczy to jednak, iż z jednej skrajności mamy od razu wpaść w nową i uważać, że skoro Bóg nie jest tak surowy, jak to się naszym dziadom wydawało, to na pewno wszystko nam przebaczy. Lud Biblii wiedział, że spotkanie z Bogiem to nieobliczalne ryzyko dla człowieka kruchego i grzesznego, ale wiedział także, iż spotkanie takie jest zawsze wielką łaską i zaproszeniem do nowego życia. Przymiotnik “straszliwy", często pojawiający się w Biblii, by określić wrażenie, jakie wywołuje sama bliskość Boga, jest chyba najlepszym polskim odpowiednikiem hebrajskiego słowa.

- Rudolf Otto pisał, że człowiek, stykając się ze świętością, doświadcza jednocześnie misterium fascynacji (mysterium fascinans) i misterium strachu (mysterium tremendum).

- Tak, choć słowo “strach" nie jest chyba najlepsze. Jak odróżnić bojaźń od zwykłego strachu? Spróbujmy na przykładzie. To będzie historyjka-przypowieść zapożyczona z książki jednego z francuskich biblistów. Wyobraź sobie, że jesteś w domu, a o tym, co znajduje się w pokoju obok, dowiadujesz się od kogoś, komu wierzysz bez zastrzeżeń, nawet gdy mówi rzeczy całkiem nieprawdopodobne (to zaufanie jest w tym przypadku warunkiem nieodzownym). Najpierw słyszysz, że w tym pokoju jest dziki tygrys, który właśnie uciekł z ogrodu zoologicznego i lada chwila może się do ciebie przedostać. Twoją reakcją będzie strach - zwyczajnie boisz się tygrysa. A teraz załóżmy, że twój znajomy powie ci, że w tym pokoju jest straszliwy upiór, który zaraz przeniknie przez ścianę, bo ta nie stanowi dlań żadnej przeszkody. Będziesz się go bać, lecz będzie to lęk zupełnie innego rodzaju. I wreszcie ten godny zaufania informator mówi, że w tymże sąsiednim pokoju pojawił się Duch wielki, dobroczynny i święty, który pragnie, byś się z nim spotkała. Uczucie, jakie cię wtedy opanuje, będzie miało w sobie coś z owego drugiego rodzaju lęku, ale nieporównanie więcej będzie w nim głębokiego szacunku i świadomości własnej nędzy.

Na starożytnym Bliskim Wschodzie “bać się" bóstwa lub króla (władza królewska miała zawsze charakter sakralny) znaczyło uznawać jego potęgę, jego pełne prawo do dysponowania moją osobą, jak również ufać mu i być mu we wszystkim posłusznym. I to właśnie jest bojaźń Boża.

- Wróćmy jeszcze do momentu Sądu...

- Obraz Sądu jest głęboko zakodowany w naszej świadomości. Ma to zresztą swoje podstawy także w Ewangelii, jak choćby we wspaniałym zakończeniu 25. rozdziału Ewangelii wg św. Mateusza. Jest to taki obraz Sądu Ostatecznego, gdzie jedynym kryterium decydującym o wiecznym losie człowieka jest miłosierdzie okazywane “tym najmniejszym", gotowość do służenia wszystkim, którzy naszej pomocy potrzebują. Nie darmo św. Jan od Krzyża mówił: “Pod koniec naszego życia będziemy sądzeni z miłości". Pamiętając o tym, człowiek łatwiej zda sobie sprawę z sensu, lub bezsensu, własnego życia. Widzi wszystkie momenty, kiedy Panu Bogu psuł robotę. Wtedy też sam podejmuje decyzję: albo odchodzi od Boga, albo idzie ku Niemu, w cierpienie. Bo to jest cierpienie! Trzeba się wypalić, jak w ogniu, żeby się z Bogiem spotkać. To jest cierpienie, ale jednocześnie wielka radość.

- I co wtedy? Jak byliśmy dobrzy, to trafiamy do nieba, jak źli - do piekła, a wszyscy trochę tacy, trochę tacy do czyśćca?

- Po pierwsze, nie ma takich miejsc. To znaczy: ani piekło, ani niebo, ani czyściec to nie miejsca, gdzie trafiamy. Niebo to bycie z Bogiem. Tutaj w ogóle wychodzimy poza granice naszego poznania, bo przekraczamy granice śmierci, a nasze doświadczenie sięga jedynie do pewnych stanów tuż przed śmiercią. Nawet to, co się nazywa “życiem po życiu", dotyczy nie tyle tego, co człowiek przeżywa po śmierci, ile tego, co przeżywa poza świadomością. Człowiek jest nieświadomy, nieprzytomny, ale jednak żyje. Jeśli umrze, to już o niczym nie może powiedzieć. Jeżeli nie uwierzymy naprawdę, że śmierć jest tylko bramą do innej formy życia, to piekło zawsze będzie straszyło w Kościele i nie ma na to siły.

- Czy możliwe jest, by Bóg powiedział człowiekowi w chwili jego śmierci: “Nie będziesz oglądał Mojego oblicza"?

- Nie. Tego Bóg na pewno nie powie. Jednak człowiek może z własnej woli odwrócić się od Boga, choć wydaje mi się, że w chwili spotkania z Nim będzie to mało prawdopodobne.

- Zatem czy to przysłowiowe piekło jest puste?

- Tego nie wiemy. Kościół uczy, że istnieje możliwość wiecznej kary. Ale jednocześnie ten sam Kościół nie pozwala nam mówić o kimkolwiek, nawet o Judaszu, że jest potępiony. Czy piekło jest puste? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.

---ramka 313641|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2003